17.

„ i don't have her"

     Lively wolnym krokiem podeszła do ciemnej sofy i opadła na nią delikatnie, uważając aby z trzymanego w dłoni kubka, nie wylała się ani kropla gorącej herbaty. Odstawiła naczynie na szklany stolik i podciągnęła nogi, krzyżując je i zabierając kubek z powrotem. Oplotła w okół niego długie i smukłe palce, ogrzewając lekko zmarznięte dłonie. Za oknem, tego dnia, pogoda nie rozpieszczała, na niebie zbierały się ciemne chmury, co powodowało, że w pomieszczeniu panował lekki mrok, potęgowany już wieczorną porą dnia. Brunetka przeniosła wzrok na kolorowy teledysk, w jednym z kanałów muzycznych, który pozostawił włączony któryś z chłopców. Z każdym dniem czuła się w tym domu o wiele swobodniej, jednak wciąż nie mogła do końca przyzwyczaić się do nowego miejsca i obecności czwórki obcych mężczyzn. Mimo że przez dwa tygodnie poznawała ich z każdym dniem, wciąż w głowie miała wiele pytań pozostawianych bez odpowiedzi. Nie zdecydowała się uciec, mimo że tak podpowiadał jej zdrowy rozsądek. Ale z drugiej strony, czy rozsądne byłoby uciekanie od jednych złych ludzi, aby trafić w ręce kolejnych, jeszcze gorszych? Ta czwórka, chociaż obiecywała jej bezpieczeństwo, a myśl że nie może do nikogo innego zwrócić się o pomoc, nakazała jej zostać. Nie opuszczała jej jednak myśl o tym, że to wszystko może być jednym wielkim kłamstwem, ale starała się patrzeć na wszystko optymistycznie, widząc ich zachowanie, każdego kolejnego dnia.

Nie zauważyła nawet kiedy Calum dosiadł się do niej i przełączył kanał na jeden z seriali, których nazwy nie pamiętała. Uśmiechnęła się lekko do bruneta, gdy ten wyjął z jej dłoni kubek i upił kilka łyków ciepłego napoju. To właśnie z nim jednym, znalazła małą nić porozumienia. Jako jedyny z całej czwórki, pałał do niej sympatią, której sam przed sobą nie potrafił zrozumieć. Był inny od całej reszty, młody jak oni, jednak w nim ta młoda krew była najbardziej widoczna. Śmiał się każdego dnia, nie przerażały go problemy jakie ich spotykały, starał się każdą rzecz obrócić w żart. Nie mogła jednak odmówić mu opanowania i precyzji jaką miał w sobie, kiedy sytuacja na prawdę tego wymagała. Może i nie mogli nazywać się przyjaciółmi, bo w ich sytuacji wydawało się to niedorzeczne, ale zdecydowanie te kilka tygodni, zbliżyło ich do siebie.

    O pozostałej trójce, wiedziała znacznie mniej. Michael'a widywała rzadko, jednak nie unikało jej uwadze, jego częste zmienianie kolorów włosów. Ashton'a unikała, głównie dlatego że jego wiecznie obojętna postawa i lekka niechęć co do jej osoby, najzwyczajniej peszyły ją. Nie potrafiła zachowywać się przy nim naturalnie, co zdecydowanie rzadko zdarzało się jej w obecności innych ludzi. Luke'a nie widywała wcale. Od ich ostatniej rozmowy minął tydzień, a brunetka nie widziała go chociażby przez chwilę. Tym razem to on jej unikał i wychodziło mu to zadziwiająco dobrze. Lively starała się wypytywać Calum'a o to co dzieje się z blondynem, jednak chłopak za każdym razem odpowiadał wymijająco i starał się po jej pytaniu zmieniać temat. Zdawała sobie sprawę, że jego nieobecność nie była przypadkowa.

    W głowie jednak wciąż odbijały się echem jego ostatnie słowa skierowane do niej. Wiadomość o tym że jej ojciec jest największym gangsterem w mieście, pozwoliły jej zrozumieć wszystko to co działo się i widziała w domu. Wiele pytań znalazło swoje odpowiedzi, a niektóre zachowania teraz wydawały się jej zdecydowanie na miejscu. Jedyne co pozostawało dla niej wciąż zagadką, to jej ciągła obecność w tym domu i ochrona, którą mimo wszystko zapewniała jej ta czwórka. Chociaż Lively poniekąd mieszkała tu z nimi, po części z własnej woli, głównie dlatego, że nie chciała wracać do pustego mieszkania i zdecydowanie nie potrafiłaby sama obronić się przed ludźmi ojca, to ta cała udawana troska wydawała się jej niecodzienna. Widziała w ich zachowaniu drugą przyczynę, której jedynie mogła się domyślać, mając nadzieję, że nie okaże się to prawdą.

***

Luke zatrzymał samochód w jednej z ciemniejszych ulic miasta. Dzielnica Randwick należała do jednej z najniebezpieczniejszych w Sydney, jednak blondynowi w żaden sposób to nie przeszkadzało. Wysiadł z ciemnego Bugatti, które pożyczył od przyjaciela i opierając się o nie odpalił papierosa. Zaciągnął się mocno dymem i wypuścił go po chwili, czując jak mocno gryzie jego płuca. Nasunął kaptur ciemnej bluzy na swoją głowę, gdy wzmagający się wiatr, owiał jego twarz, a pierwsze krople deszczu spadły na jego policzki. Spojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym widniała dość późna godzina. Jego rozmówca spóźniał się już dobre dziesięć minut. W innych przypadkach, już dawno odjechał by z miejsca, nienawidził gdy ludzie spóźniali się, na wcześniej umawiane spotkania. Jednak tym razem sprawa była inna i musiał zaczekać. Po upłynięciu kolejnych minut, tuż obok jego auta zaparkowało trochę nowsze, sportowe BMW. Z jego wnętrza wyłonił się wysoki brunet. Na jego umięśnionych ramionach widniało kilka czarnych tatuaży, składających się z różnych wijących się wzorów, a jedna dłoń pozostawała zabandażowana. Jak przypuszczał blondyn, była to pozostałość po ostatniej bójce, której był świadkiem.

    - Jak zawsze na czas - Luke zaśmiał się cicho i wyrzucił wypalonego już peta, gasząc jego resztki pod butem.

    - Nie narzekaj Hemmings, nie Ty tu dyktujesz warunki - brunet oparł się nonszalancko o samochód, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wpatrując się z kpiącym uśmiechem, w stojącego na przeciw blondyna.

    - Ty też tego nie robisz Cooper - zwrócił się do niego Luke, obserwował chłopaka z obojętnością. Nie chciał tym razem prowokować go, wiedział ze brunet jest wybuchowy, a zależało mu tylko aby jak najszybciej odjechać z tego miejsca.

    - Nie przyjechałem tu po to, aby obić Ci mordę, Hemmings. Gdzie dziewczyna?!

    - Nie mam jej - Luke odpowiedział najspokojniej jak tylko potrafił, jednak wiedział, że Cooper'owi zdecydowanie ta odpowiedź się nie spodoba.

    - Nie tak się umawialiśmy! Miałeś ją tu przywieźć! - brunet wyprostował się i zacisnął dłonie w pięści. Luke również odszedł kilka kroków od samochodu swojego przyjaciela i stanął na wprost chłopaka, który był równego wzrostu co on.

    - Wy nie dotrzymaliście swojej części umowy, ja nie zamierzam dotrzymywać i swojej - nie do końca była to prawda, jednak wiedział, że jedynie w ten sposób zdobędzie kilka dodatkowych dni, aby wymyślić lepszy planu. W oczach Cooper'a pojawiły się przebłyski złości, a mięśnie chłopaka wyraźnie spięły się.

    - Spłaciliśmy was! Taka była umowa!

    - Miałeś mi powiedzieć o niej wszystko, ale tego nie zrobiłeś - Luke zaśmiał się cicho widząc jego zdziwiony wyraz twarzy.

    - Wiesz wszystko co powinieneś wiedzieć... - brunet wysyczał przez zaciśnięte zęby.

    - To że jest córką waszego szefa uważasz za mało istotną sprawę?! Nie dostaniecie jej, teraz jest nasza - Luke odwrócił się od bruneta, z zamiarem wrócenia do swojego samochodu.

    Przeszkodziło mu jednak mocne szarpnięcie za bluzę i już po chwili leżał przygwożdżony do mokrej od deszczu ziemi. Brunet przygniatał go do podłoża, mocno zaciskając dłonie w okół jego szyi. Luke przez kilka minut był lekko zamroczony od upadku, ale już po kilku sekundach do jego uszu dotarł wściekły głos Cooper'a.

    - Nie będziemy się tak bawić! Masz przywieźć dziewczynę - chłopak zacisnął mocniej swoje dłonie, tak że Luke zakrztusił się kilka razy, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.

Próbował zrzucić z siebie bruneta, jednak ten na tyle mocno napierał na niego swoim ciałem, że jego starania nie zdawały się na nic. Przejeżdżający obok ulicy samochód, odwrócił na chwilę uwagę Cooper'a, co Luke umiejętnie wykorzystał. Wyrwał szyję z żelaznego uścisku chłopaka i kilkoma uderzeniami, przewrócił go na plecy, tak że teraz to on miał przewagę. Kilka mocniejszych uderzeń trafiło wprost w szczękę Cooper'a, jednak on umiejętnie się bronił, uderzając w lewe oko blondyna, pod którym kolejnego dnia miejsce znajdzie ciemny siniak. Luke po kilku kolejnych uderzeniach, widząc ze brunet nie broni się, odsunął się od niego i otarł wierzchem dłoni krew, spływająca z jego wargi.

    - Jest teraz nasza! Zrozumiałeś? - rzucił wrogie spojrzenie w stronę chłopaka, który trzymał się za obolałą szczękę. Ruszył w stronę samochodu, odwracając się ostatni raz. - I powiedz szefowi, że nie potrzebnie wysyłał do nas swojego syna. Więcej go nie zobaczy - splunął krwią i wsiadł do Bugatti, odjeżdżając z miejsca z piskami.

    We wstecznym lusterku obejrzał swoje obrażenia, co kilka chwil zerkając na drogę. Pod lewym okiem rysował się już kształt wielkiego siniaka, a warga obok ciemnego kolczyka, była lekko naderwana. Otarł stróżkę krwi wypływającą z rany i wrócił spojrzeniem do ciemnej drogi. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, wiedział że pogorszył ich sytuację, jednak zdecydował, że nie może oddać Lively, teraz gdy naprawdę może mu pomóc. To było główną przyczyną, przez którą nie wypełnił umowy zawiązanej z jej ojcem, jednak wiedział, że nie tylko dlatego postanowił chronić dziewczynę. Było coś jeszcze, czego sam nie potrafił zrozumieć.

____

tajemnice, tajemnice, tajemnice

a może ją jednak odda?

a może to tylko gra?

jak myślicie?

dziękuję za wszystko xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top