16.
„ im tired already"
Lively przyglądała się każdemu z nich z niepokojem. Czuła narastający w niej strach, który nie był spowodowany tym, że jej nie wierzyli, bo wiedziała, że tak nie jest, ale tym, że prawdopodobnie znali jej ojca. Nikt z całej czwórki, nie chciał na nią spojrzeć, nie chciał nic wytłumaczyć, mimo że ona sama wytłumaczyła im wszystko, powiedziała to co chcieli usłyszeć. Przyglądając się, jak mocno zarysowała się linia szczęki na twarzy Luke'a, była pewna że zaciska zęby, tłumiąc w sobie emocje po raz kolejny.
- Rozumiem, że ja nie doczekam się od was żadnych słów? - Lively podniosła się gwałtownie z krzesła, wpatrując się w każdego z nich, czując irytację, która wypełniała jej każdą cześć ciała. Zacisnęła usta w wąską kreskę i widząc bierną postawę Luke'a, wyminęła go, podchodząc do dużych mahoniowych drzwi. Nie miała zamiaru spędzać z nimi więcej czasu, gdy po raz kolejny nic nie miało się wyjaśnić. Przystanęła przy boku blondyna, spoglądając w jego puste oczy. Zdała sobie sprawę że blondyn nie zamierza jej pomóc, nikt z nich nie chciał tego zrobić, pomimo ich obietnic,które były tylko pustymi słowami. Przez chwilę dała się zwieść dziwnemu uczuciu, które zawładnęło nią na plaży. Miała nadzieję, że pomiędzy nią a Luke'iem, wytworzyła się mała nić porozumienia, jednak to wszystko, jak jej życie od roku, było tylko jej głupim wymysłem. Popchnęła ciężkie drzwi i skierowała się długim korytarzem, do zajmowanego przez nią pokoju. Mocne szarpnięcie za nadgarstek, zatrzymało jej sylwetkę w połowię drogi.
- Lively, posłuchaj - brunetka odwróciła się w stronę chłopaka, który zaciskał dłoń na jej ciele.
- Nie Calum, jeśli to nie ma być nic, co miałoby mi pomóc zrozumieć, dlaczego tu jestem, nie chce słuchać - dziewczyna wyrwała swoją dłoń z mocnego uścisku - Jeśli nie chcecie mi nic wytłumaczyć, to po prostu pozwólcie mi stąd odejść .
Mocnym uderzeniem zatrzasnęła za sobą drzwi. Usiadła na wysokim łóżku krzyżując nogi i opierając rozprostowane dłonie na kolanach. Oddychała głęboko, starając chociaż trochę uspokoić swoje, mocno kołatające serce. W środku wspomnienia rozsadzały ją na najmniejsze kawałki, niszcząc pomału serce i mózg. Wpatrywała się tępo w rany na dłoni, które sama stworzyła zaciskając pięści i wbijając paznokcie w ich wewnętrzną część. Cięcia nie był głębokie, nie sączyła się z nich krew, pozostały tylko jej zaschnięte resztki. Ich nie ufność w stosunku do niej, wynikała z tego kim była, mimo że wciąż sama tego nie rozumiała. Jej korzenie i wszystko to, o czym chciała zapomnieć, sprawiały, że uciekając z jednego więzienia, znalazła się w kolejnym. Zaśmiała się cicho, nad ironią swojego losu, wciąż nie rozumiejąc, jak ktoś tam u góry, może bawić się jej kruchą i bardzo zniszczoną psychiką. Nie wierzyła w żadnego Boga, jednak wiedziała, że ktoś musiał kierować jej życiem, starając się uprzykrzyć je jej, jak najbardziej. Bawiła się dłonią, zaciskając ją i czując pieczenie, które sprawiało, że to na nim skupiała całą swoją uwagę. Była już zmęczona wszystkim problemami i tajemnicami, nie potrafiła nawet zrozumieć zachowania całej czwórki na wiadomość o jej prawdziwym nazwisku. To wszystko było tak cholernie dziwne, że każdy jej dzień, każda myśl i każdy oddech prowadziły ją do jeszcze większego obłędu, niż ten w którym obecnie trwała.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, podniosła zmęczona czekoladowe oczy i spojrzała w kierunku Luke'a, który zamykał je już od wewnątrz. Lively westchnęła cicho, w tej chwili nie miała najmniejszej ochoty oglądać go, a tym bardziej rozmawiać z nim. Była pewna, że nie przyszedł tu po to, aby cokolwiek jej wyjaśniać. Przywiodły go tu, jego własne egoistyczne pobudki, których jeszcze nie do końca rozumiała. Miał w tym wszystkim swój mały interes, mogła przysiąc, że była mu potrzebna tylko po to, aby dokonać tego, o czym tak intensywnie myślał. Odkrywając przed nim swoje małe tajemnice, wiedziała, że nie zaspokoiła jego niespełnionej ciekawości. Ale również, było w jej słowach coś, co go zaskoczyło, dlatego stał teraz przed nią, marszcząc czoło i układając słowa w swoich myślach.
- Nie chce już więcej, o niczym rozmawiać - Lively odezwała się jako pierwsza, widząc że Luke, długo dobiera odpowiednie słowa, aby rozpocząć rozmowę z nią. Rozprostowała skrzyżowane nogi i usiadła na brzegu łóżka, tak że dotykała nimi zimnej podłogi.
- Myślę, że jednak potrzebujesz kilku istotnych wyjaśnień - Luke odezwał się po chwili niskim, trochę zachrypniętym głosem, nie obdarzając dziewczyny najmniejszym spojrzeniem. Oparł się o niewielką komodę na wprost łóżka, na którym swoje miejsce zajmowała brunetka.
- Już teraz nie tylko decydujecie za mnie, ale również znacie moje potrzeby? - Lively prychnęła cicho. -Myślę, że w małym stopniu, jesteś mi to winien - spojrzała na blondyna z pod ciemnych rzęs, czując napływającą irytację. Nie czuła się na straconej pozycji. Jej jedyną bronią, jaką mogła celować w bruneta, był jej wrodzony sarkazm i obojętność, której uczyła się udawać.
- Co chcesz usłyszeć? - Luke spojrzał na Lively po raz pierwszy odkąd pojawił się w tym małym pokoju, obdarzając ją chłodem swoich tym razem ciemnych, prawię granatowych tęczówek.
- Myślę, że prawda będzie tu najlepszym rozwiązaniem, a ty jak sądzisz? - Lively uniosła delikatnie jedną brew do góry, starając się wytrzymać ciężkie spojrzenie chłopaka na sobie. Pogrywała z nim, stąpając po cienkiej i kruchej barierze, jaką dzieliła go od wybuchu. Luke jako pierwszy spuścił swoje ciężkie spojrzenie. Lively poczuła w sobie ogromną satysfakcję, po raz pierwszy wygrywając z nim tą mentalną wojnę.
- Michael zabił wtedy tego chłopaka - Luke zabrał głos ponownie, jednak długo kazał jej czekać na swoje spojrzenie. Ukrywał coś w oczach, coś czego ona jeszcze w tedy nie potrafiła zrozumieć. - Chcieliśmy i zabić Ciebie, jednak nie poszłaś na policję, zaszyłaś się w swoich czterech ścianach, bałaś się i to nam wystarczało. Obserwowałem Cię przez ponad tydzień - blondyn westchnął, widząc jak Lively nerwowo spogląda na niego, przymykając co chwila oczy, tak jakby chciała przypomnieć sobie wydarzenia, sprzed kilku tygodni. - Jednego z wieczorów, ktoś próbował dostać się do twojego domu, przez niedomknięte przez Ciebie okno. Znałem go, był osobą związaną z Blackthornem. Od tamtego czasu nie dawało mi to spokoju. Kiedy wrócił znów, zdecydowaliśmy zabrać Cię tu i dowiedzieć się, czego ktoś taki jak Lousi, może od Ciebie chcieć. Resztę, znasz już sama.
Lively błądziła wzrokiem po białej ścianie, układając w głowię wszystko co usłyszała. Dalej nie rozumiała, dlaczego tak naglę stali się empatyczni i starali się jej pomóc, nie mając w tym żadnego celu, ukrytego interesu.
- To nie zadalibyście sobie tyle trudu bezinteresownie. Gdzie jest w tym wszystkim haczyk? - brunetka zapytała, powracając spojrzeniem do blondyna.
- Nie ma tu ukrytych celów - chłopak odparł bez emocji.
- Nie uwierzę że robicie to bezinteresownie. - podniosła się ze swojego miejsca i stanęła na wprost niego, uśmiechając się ironicznie.
- Są gangiem z którym już długo walczymy..
- Mój ojciec i gang? To niedorzeczne - przerwała chłopakowi i spojrzał na niego z rozbawieniem.
- Przypomni sobie, co widziałaś w piwnicy, kto przychodził do waszego domu, kto przychodził do ciebie...
- Przestań! - krzyknęła głośno, dłonie przyciskając mocno do swoich uszu, by nie móc słyszeć kolejnych słów chłopaka. Nie chciała wspomnień, nie mogła pozwolić aby po raz kolejny, te potworne obrazy przewijały się pod jej powiekami. Była zbyt słaba na to wszystko. - Nawet jeśli to prawda, gdzie tu wasze korzyści - Lively odsunęła dłonie od głowy, kiedy już w miarę uspokoiła się. Jednak po chwili znów chciała zacisnąć je na swoich uszach, odnajdując w pustych oczach mężczyzny, najgorszą prawdę. - Chcieliście mnie wymienić, wymienić na coś cennego dla was - zacisnęła usta, kręcąc w niedowierzaniu głową.
- Może początkowo - Luke zawahał się, czy aby na pewno robi dobrze, mówiąc jej to wszystko. Widział w jej oczach gasnącą nadzieję i gasnące jej życie. - Plany nieco się pozmieniały.
- Co sprawiło tak nagły przejaw troski z waszej strony! Wiadomość, o tym że jestem córką Blacthorna, sprawiła, że stałam się jeszcze cenniejszym łupem - Lively wysyczała wściekle, zaciskając mocno pięści po obu stronach ciała.
- Nie powinnaś się tu znaleźć i nie zasłużyłaś w żaden sposób na śmierć, która czeka cię, jeśli trafisz do nich - blondyn wyciągnął dłonie i objął nimi jej ramiona. Potrząsnął nimi delikatnie, chcąc sprawić, aby brunetka spojrzał na niego. - Chcemy Cię z tego wyciągnąć.
Lively podniosła swój wzrok i zatopiła go po raz kolejny, tym razem już w błękitnych tęczówkach Luke'a. Nie wierzyła w żadne jego słowo, tym bardziej teraz, kiedy odkrywał przed nią całą, jakże bolesną dla niej prawdę. Powoli docierała do niej okrutna prawda, prawdą o swojej samotności. To wszystko, co działo się w okół niej, dawało jej coraz mocniej do zrozumienia, że nigdy nie powinna naiwnie wierzyć w czyjeś obietnice. Nie mogła być bezpieczna nigdzie, nawet w tym domu, mimo że tak bardzo każdy starał się ją przekonać, do bezpieczeństwa, jakie miała w nim zaznać. W jej oczach pojawiły się zimne łzy bezsilności i strachu. Odczucia te, potęgował dotyk chłopaka, który palił ją wręcz.
Luke trzymając brunetkę za ramiona, zrozumiał jaka była krucha i niewinna. Cała otoczka silnej i niezależnej dziewczyny, była stworzona tylko po to, aby nikt nie zauważył jak wiele wycierpiała. Nie mógł zrozumieć tego, jak mocno własny ojciec mógł ją tak zranić. Choć sam nie zaznał ogromu rodzicielskiej miłości, gardził ludźmi, którzy przysparzali cierpienia swoim dzieciom. Wpatrując się w czekoladowe tęczówki Lively, widział jak mocno zranił ją prawdą, którą jej wyjawił.
- Wyjdź! - Lively wyrwała go z jego myśli i odsunęła się od niego o kilka kroków, wyswobadzając się z jego uścisku.
- Słucham - Luke spojrzał na nią zdezorientowany.
- Mieszasz mi w głowię, a ja tego nie potrzebuję. Po prostu zostaw mnie teraz w spokoju.
- Chce Ci pomóc - Luke próbował po raz kolejny podejść do brunetki, jednak ta widząc jego zamiar odsunęła się jeszcze dalej, chwytając za klamkę drzwi prowadzących do łazienki.
- Mieszając mi w głowię? Nie wiem czy mogę wam ufać, czy komukolwiek mogę ufać - Lively oparła głowę o zimną ścianę, przymykając delikatnie powieki. - Tak wiele się dzieję, a ja najzwyczajniej nie mogę sobie z tym sama poradzić - nawet nie zauważyła, że jej słowa uderzyły blondyna.
- Nie mam zamiaru tego robić - Luke po raz kolejny przybrał maskę obojętności i odpowiedział brunetce oschle, nie starając się na nią nawet spojrzeć. Lively wiedziała ze trafiła w czuły punkt chłopaka i ten po raz kolejny zamyka się na nią. Westchnęła cicho i opuściła głowę przyglądając się swoim ciemnym butą. Była cholernie wykończona, nie potrafiła już nawet ukrywać, że słowa chłopaka uderzyły ją, bo podświadomie miała nadzieję, że jednak usłyszy z jego ust słowa, których potrzebowała.
- Jestem już zmęczona. Chce trochę odpocząć - Luke westchnął cicho i odsunął się robiąc jej miejsce, by mogła usiąść na wysokim łóżku.
- Jest jeszcze tylko jedna rzecz którą powinnaś wiedzieć - Lively spojrzała na niego zmęczonymi tęczówkami, jego głowa pulsowała mocno, dając się jej we znaki.
- Tak?
- Twój ojciec jest głową najgroźniejszego gangu w tym mieście, niech to w końcu dotrze do twojej świadomości. Szuka Cię ktoś, kogo obawia się połowa tego miasta - odwrócił się i zniknął z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Lively gwałtownie zaczerpnęła powietrza, a cała potrzeba snu, zniknęła gdzieś, wraz z jej pewnością siebie. Wszystkie uczucia zastąpił strach i bezsilność, która uwierała mocno w jej serce.
~~~~~~
jeden z dłuższych,
odkrywający przed wami karty.
Ciesze się, że nadal jesteście tu ze mną :)
(edit 2019. zdjęcie w mediach uświdomiło mi, jak 5 lat od początków tej historii, upłynęło szybko)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top