15.

„We're sorry"

      Swoją uwagę starała się skupić na drodze, odrywając się od myśli. Tym razem Luke jechał z nakazaną przez znaki prędkością, nie spieszyło mu się do ich domu, w którym po raz kolejny obydwoje mieli zderzyć się z problemami. Próbowała rozgryźć zachowanie blondyna, które ciągle zmieniało się, a w jego oczach pojawiało się na przemienni tyle emocji. Przez te kilka minut, kiedy nie zgrywał kogoś oschłego, był innym chłopakiem niż zawsze. Otworzył się na nią, nie próbując być dla niej ani trochę szorstki czy obojętny. I właśnie ten Luke spodobał się jej, mimo że nie powinna w żadnym stopniu, czuć do niego jakiejkolwiek sympatii, czy innych uczuć. Wraz z opuszczeniem plaży zniknął Luke, którego mimo wszystko chciała widzieć. Całą drogę milczał, nie obdarzając jej ani jednym spojrzeniem. Wiedziała już, że miała okazję zobaczyć prawdziwą twarz blondyna, ale liczyła się z tym, że kolejna taka szansa może się już nie trafić.

Luke kątem oka obserwował Lively, która nerwowo ściskała w dłoni łańcuszek, który skrywał w sobie kolejną do rozgryzienia tajemnice. Każda nowa niewyjaśniona sprawa, czy zagadka, którą musieli rozwiązań męczyła go coraz bardziej. Głównie dlatego nie spieszył się teraz do domu, chciał zostać dłużej na plaży i wsłuchiwać w uderzania fal o brzeg. Myślami wciąż tam był. Po raz kolejny karcił się w myślach, za słabość okazaną przy Lively. Nie rozumiał co ta dziewczyna z nim robiła, jak szybko znalazła drogę do jego myśli, w których pojawiała się coraz częściej. Jej diametralna zmiana, a jednocześnie bezbronność, nie pozwalały przejść koło niej obojętnie. Jednak nie mógł pozwolić na to by jakakolwiek dziewczyna wdarła się do jego życia, pozostawiając tylko po sobie bałagan. Wychodząc z plaży znów stał się obojętny i ironiczny, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo rani tym brunetkę.

Tym razem Lively miała czas, aby uważniej przyjrzeć się drodze, która kierowała ich do wspólnego domu. Nie oddalali się tak bardzo, jak wcześniej zakładała, od jej mieszkania położonego w dzielnicy Bondi. Zauważając charakterystyczny biały płotek, zdążyła dostrzec jeszcze tabliczkę z nazwą ulicy, Shackel Avenue. Od razu rozpoznała dzielnicę Clovely, wcześniej nie zdając sobie sprawy, że znajdowali się zaledwie dwadzieścia minut od jej mieszkania. Cieszyła się w duchu, że nie znaleźli się na drugim końcu Sydney. Kiedy Luke zatrzymał samochód na podjeździe, z zamiarem opuszczenia pojazdu, zatrzymała dłoń na klamce. Nabrała kilka głębszych oddechów i szybko wysiadła, czując pytające spojrzenie blondyna. Nie czekając na niego prawię wbiegła do domu, nie zamykając za sobą drzwi. Usłyszała cichą rozmowę, dobiegającą z kuchni, gdzie udała się od razu.

Przy stole zastała zmęczonych Michael'a i Ashton'a, który bawił się brzegiem pustej już szklanki. Przy blacie stał oparty ciemno włosy Calum, który uśmiechnął się lekko, widząc ją w drzwiach. Rozmowa, którą przed chwilą toczyli zawisła w powietrzu. Nie kontynuowali jej, więc domyślała się że były to rzeczy, o których nie koniecznie musiała wiedzieć. Wciąż jej nie ufali , jednak jak mięli to robić, kiedy sama nie potrafiła okazać zaufania w stosunku do nich. Zacisnęła mocniej dłonie w pięści, czując chłód srebrnego naszyjnika. Wiedziała, że musi powiedzieć im o swoim i Luke'a odkryciu, jednak najpierw musiała odpowiedzieć na ich pytania. W głowię już miała ułożony scenariusz pytań, które za chwilę usłyszy i odpowiedzi na nie. Usiadła naprzeciw dwójki i wyciągnęła przed siebie dłonie, opierając je na zimnym szklanym stole. Za jej plecami w pomieszczeniu pojawił się Luke, który rzucił kluczykami w Calum'a, który jednak w porę je złapał. Zgromił tylko blondyna wzorkiem, który później od razu przeniósł na Lively.

- Znaleźliście coś? - zapytał niebiesko włosy.

- Tak, ale najpierw wiem, że macie na pewno kilka pytań do mnie. Jestem gotowa odpowiedzieć na wszystkie - odetchnęła głęboko, zawieszając spojrzenie na odbijającym się w szkle suficie. Jedynym wyjściem, aby na prawdę była bezpieczna i oni zaczęli jej ufać, było opowiedzenie im całej historii. Odgarnęła z czoła kosmyk ciemnych włosów i podniosła wzrok na chłopaków, którzy spoglądali na siebie porozumiewawczo. Uczucia, które trzymała głęboko pod grubą warstwą uczuć nienawiści i strachu, tak rzadko odkrywała na światło dzienne, że nie była pewna czy jeszcze będzie w stanie, zakryć je tam ponownie.

- Czym zajmuję się Twój ojciec? - z ust Ashton'a, padło pierwsze pytanie. Początkowo nie wydawał się zbytnio zainteresowany tą rozmową, jednak widziała że potrzebował tych odpowiedzi.

- Prowadzi czarne interesy, jednak nigdy nie opowiadał mi czym tak na prawdę się zajmuję. Zaczęłam domyślać się, że to coś nielegalnego, gdy któregoś dnia znalazłam w piwnicy sejf. Schodziłam tam regularnie, dopóki nie zostałam przyłapana, przez jednego z jego ochroniarzy, czy kogokolwiek kim on był - wzdrygnęła się na samo wspomnienie, tego co działo się później. - Zdążyłam jeszcze go otworzyć, była w nim broń, narkotyki i duża suma pieniędzy.

- Handluje narkotykami.?

- Sam nigdy się niczym nie zajmował, ma od tego ludzi. Są zdolni do wszystkiego, bezwzględni i... - zawiesiła na chwilę głos. Czuła jak pod jej powiekami zbierają się łzy. Wspomnienie tego wszystkiego, przychodziło jej z naprawdę ogromną trudnością. Zamrugała kilka razy, odpędzając niechcianą ciecz i spojrzała na Calum'a, wiedząc że tylko jego spojrzenie nie będzie jej paraliżowało. Tak jak się domyślała, chłopak przyglądał się jej z niepokojem.

- Zrobili Ci coś? - nie było to pytanie, którego mogłaby spodziewać się po Michaelu. Przyglądał się jej, mrużąc oczy i wyraźnie zastanawiając się nad jej prawdomównością. Może trudno było uwierzyć w historię, jaką opowiadała, jednak dlaczego miałaby to wszystko wymyślać?

- Ojciec pozwalał im na wszystko. Początkowo myślałam, że tak musi być, jednak dorastałam i rozumiałam że to jest złe, że wykorzystują mnie - zacisnęła mocniej pięści, czując jak paznokcie przebijają jej skórę. Ciepła ciecz zaczęła wypływać z ran, jednak nie zwracała na to uwagi. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, nikt nie wiedział co odpowiedzieć. Może żaden z nich nie pokazywał na zewnątrz, że jej słowa naprawdę szokowały ich. Może nie różnili się wiele, od przedstawianej przez nią sylwetki jej ojca, jednak ani jeden z nich, nie mógł przypisać sobie skrzywdzenia niewinnej osoby. - Dlatego uciekłam - Lively kontynuowała po chwili ciszy. - Zabrałam z domu niewiele rzeczy, głównie pieniądze, ubrania i biżuterie, którą dostawałam od ojca w prezencie. Przyjechałam do Bondi, znalazłam mieszkanie i zaczęłam nowe życie - brunetka odetchnęła i rozprostowała jedną dłoń, widząc jak ciemno czerwona ciecz brudzi szklaną powłokę stołu. Czuła na sobie zdezorientowane spojrzenia chłopaków, a za plecami słyszała nerwowy oddech Luke'a. Nie była pewna, czy chce usłyszeć ich puste słowa współczucia, które tak naprawdę, nie miały i nigdy nie będą miały dla niej żadnego znaczenia.To nie oni ją krzywdzili, to nie oni byli na jej miejscu i wcale nie mogła być pewna, że nie robili by dokładnie tego samego, co kiedyś inni. To co działo się w tym domu, zakrywała grubą kurtyną, były to rzeczy których z nikim nie rozmawiała. Chciała aby tak pozostało teraz, nie chciała nigdy więcej poruszać tak ciężkich wspomnień. To wszystko wyryło się w jej głowie, na tyle wyraźnie, że z każdym dniem w tamtym domu, niszczyło jej psychikę nieodwracalnie.

- Przykro nam... - usłyszała lekko zachrypnięty głos Michael'a i podniosła zaskoczone spojrzenie na niebiesko włosego. Skrzywiła się nieznacznie, wiedziała, że musieli coś powiedzieć, jednak nie oczekiwała tego. Nikt nie mógł cofnąć czasu, nawet wypowiadając te słowa tysiące razy.

- Przez cały długi rok, miałam nadzieję, że ojciec o mnie zapomniał - Lively westchnęła ciężko, ignorując wypowiedziane wcześniej przez chłopaka słowa. - Potrzebował tego - rozprostowała drugą pięść i upuściła na stół niewielki naszyjnik. Jego dwie połówki były złączone.- Po niego chciałam wrócić do Bondii. Nie rozumieliśmy co w tak zwykłym naszyjniku, może być niezwykłego - przerywając na chwilę, rozerwała paznokciami łączenie na środku koniczyny. Położyła na stolę dwie połówki, ukazując małą kartę na jednej z nich. - Myślę, że tego potrzebuję mój ojciec, mimo że tak naprawdę nie mam pojęcia co to może być - podsunęła naszyjnik w stronę chłopaków. Ashton od razu przyjrzał się uważniej zawieszce, obracając ją w rękach.

- Tu musi być coś ważnego - mruknął do reszty, oglądając dokładnie, każdą malutką cześć zawieszki. - Dlaczego tu wygrawerowane są inicjały L.B? Z tego co wiemy, nazywasz się Lively Walker.

Brunetka przetarła dłonią zmęczone policzki i spojrzała nieobecnym wzrokiem na chłopaka. Ukrywając nazwisko, ukrywała całe poprzednie życie. Odkrycie go, ponownie łamało bariery, powracając jej życie, na stary tor. Westchnęła ciężko, przygotowując się mentalnie na całą wojnę, którą po wypowiedzeniu jednego słowa, będzie musiała stoczyć. I nie chodziło tu o wojnę między nimi, między nią a ojcem, a o wojnę pomiędzy jej psychiką, a zdrowym rozsądkiem.

- Zmieniłam nazwisko. Na prawdę nazywam się Lively Blackthorn - spojrzenie całej trójki spoczęło na Luke'u, który stał oparty o ścianę za jej plecami. Obróciła się i zauważyła nieobecny wzrok blondyna. Wydawało się jej, że coś jest nie tak, coś jest nie w porządku. Blondyn napiął mocno, każdy widoczny mięsień jego ciało. Czuła, że nazwisko, które przed sekundą wypowiedziała, nie było im obce. Przeraziło ją to na tyle, aby na jej drobnym ciele pojawiła się gęsia skórka, zwiastująca coś niedobrego, co miało nadejść.

                                      ~*~

dzięki wam, pisanie tej historii, sprawia mi ogromną przyjemność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top