Rozdział 9
Tyler już dawno poszedł do domu, więc przebrałem się w strój treningowy i wyszedłem z pokoju. Miałem już dość tworzenia w głowie scenariuszy, jak powinna przebiec nasza rozmowa. Pocałowałem go, wielkie mi rzeczy, ale może on brzydził się pocałunku z innym chłopakiem? Dlaczego nie mógł zareagować od razu i po prostu mi przyłożyć? Nie oddałbym mu, a przynajmniej wiedziałbym, na czym stoję.
Zatrzymałem się przed jego drzwiami i uniosłem dłoń z zamiarem zastukania, ale w ostatniej chwili zawahałem się, a moja ręka opadła wzdłuż ciała. Jeśli będzie chciał przyjść na trening, sam trafi na miejsce.
Zbiegłem po schodach i przez salon wyszedłem do ogrodu, kierując się kamienną ścieżką w stronę sali treningowej. Gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem blondyna celującego z łuku do tarczy stojącej pod przeciwległą ścianą.
– O, jesteś – odezwałem się, wchodząc do środka, a strzała wypuszczona przez chłopaka, pomknęła jakieś trzy metry od tarczy i odbiła się od podłogi.
– Szczerze mówiąc, myślałem że to ty nie przyjdziesz. – Ruszył w stronę strzały, nawet nie spoglądając w moją stronę. Po drodze zebrał także trzy inne, których groty wbite były w sam środek celu.
– Dlaczego miałbym nie przyjść? – zdziwiłem się. Chyba nie sądził, że po jednym pocałunku będę go unikał.
– Widziałem Tylera i...
– I pomyślałeś, że odpuszczę sobie ciebie dla niego? – prychnąłem i dopiero wtedy zrozumiałem, jak głupio brzmiały te słowa. – To znaczy... Możemy zacząć już trening? Co powiesz na rozgrzewkę, a potem poćwiczymy walkę długim ostrzem? Co powiesz na falcatę? A może puginał kabylski?
Widząc jednak uniesioną brew chłopaka, machnąłem tylko ręką. Czkała nas długa nauka o rodzajach ostrzy.
– Nóż to nóż – bąknął pod nosem, na co skarciłem go wzrokiem.
– Nóż to moja mama ma w kuchni!
Thomas wzruszył tylko ramionami i odłożył łuk na miejsce razem z kołczanem wypełnionym strzałami.
Stanąłem na środku sali przed nim i chwyciłem go za przedramię, wykrzywiając mu rękę do tyłu. Zadrżał pod moim dotykiem, a ja starałem się to zignorować. W tym samym momencie odwrócił się i przyłożył mi łokciem w szczękę. Zaskoczył mnie tym, przez co puściłem go i cofnąłem się o krok. Blondyn rzucił się do przodu, przecinając powietrze niczym strzała. W ostatniej chwili zrobiłem unik, podcinając mu nogi, a on wylądował na drewnianej podłodze. Syknął z bólu i zwinął się w kłębek, a moje serce zamarło.
– Hej, nic ci nie jest? – Rzuciłem się na kolana i przejechał dłonią po blond kosmykach chłopaka. – Spójrz na mnie skarb... Tommy! Co cię boli? Spójrz na mnie!
Chłopak jedynie wyszczerzył swoje zęby, zerwał się do góry i już przyciskał mnie do podłogi, a moje serce biło jak oszalałe. Jak mógł wykorzystać taki tani chwyt?!
– Bierzesz mnie na litość?! – warknąłem, wiercąc się pod chłopakiem, który znowu siedział na mnie okrakiem.
– Mówisz, jak mój ojciec – uśmiechnął się słabo, nadal wpatrzony w moją twarz z tym samym nieodgadnionym wyrazem.
– Żadna... – zacząłem.
– Bestia nie będzie się nademną litować – przytaknął – Ale ty nie jesteś bestią, Dylan.
Gdybyś znał, choć część prawdy, na pewno byś tego nie powiedział. Ale zamiast tego moje usta opuściły zupełnie inne słowa.
– Możesz ze mnie wstać?
Chłopak skinął głową i zsuną się na bok. Ja także podniosłem się do góry i usiadłem po turecku naprzeciw, spoglądając mu w oczy.
– Chyba musimy pogadać – wyszeptałem, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale nie doczekałem się zupełnie niczego. – Pewnie nieźle cię zaskoczyłem dziś rano. Przepraszam. – westchnąłem. Po raz pierwszy nie wiedziałem co powiedzieć. W ogóle pierwszy raz próbowałem się przed kimś tłumaczyć. – Moja orientacja nie jest tajemnicą, ale skąd mógłbyś wiedzieć? Mój ojciec pewnie nie chwali się tym, że jego syn jest gejem. Nie masz się czym martwić. Nie chcę, żebyś myślał, że to było...
– Coś ważnego? – przerwał mi.
– Co? Nie, ja...
– Przestań. – wyszeptał i na chwilę zapadła cisza, po której kontynuował – To chyba był zły pomysł, żebym tu przyjeżdżał.
Podniósł się do góry i zaczął iść w kierunku wyjścia. Chwyciłem go za rękę w momencie, gdy złapał za klamkę i przycisnąłem do drzwi własnym ciałem. Nie mogłem pozwolić, aby stąd wyszedł, aby tak szybko wyjechał i dalej był krzywdzony przez swojego ojca.
– Niechcę, żebyś wyjeżdżał. To, co zrobiłem, ten pocałunek, on... Nie wiem, czy był ważny, ale na pewno nie był nieważny – wyszeptałem na jednym wydechu. – Uwierz mi, przy tobie mam ochotę na dużo więcej, ale...
– Nie znamy się.
– Właśnie – przytaknąłem, wciąż przyklejony do jego pleców – Gdybyś wiedział choć trochę na mój temat, nawet nie chciałbyś na mnie spojrzeć. Wczoraj powiedziałeś, że mnie nienawidzisz i prawdopodobnie to jedno z wielu negatywnych uczuć, którymi będziesz mnie darzył, gdy mnie poznasz, ale...
– Dylan? – przekręcił się i stanął do mnie przodem, chwycił moją twarz w dłonie i przyciągnął do siebie. Zaczął mnie całować powoli, delikatnie, a moje kolana ugięły się pode mną – Więc się poznajmy – wyszeptał w moje usta – i pozwól, że sam zdecyduję, co będę do ciebie czuł.
Oderwałem się od jego warg i pokiwałem głową. Powinienem się cieszyć. Stało przede mną uosobienie moich marzeń, ale nadal nie zmieniało to faktu, że był łowcą. Może nie był taki jak inni, ale nadal to łowca, a ja byłem potworem.
– O czym myślisz? – zapytał, przekrzywiając głowę na bok.
Cofnąłem się o krok, aby chłopak mógł swobodnie oddychać i zastanowiłem się nad odpowiedzią. Nie mogłem mu powiedzieć, nie teraz.
– Po prostu mnie zaskoczyłeś.
– Przyznam szczerze, że ty mnie też – zaśmiał się – sądziłem, że taki chłopak jak ty, nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ja.
– Dlaczego? Jesteś taki... idealny – przesunąłem po nim wzrokiem i w momencie pożałowałem swoich słów. Nikomu w życiu nie mówiłem czegoś takiego. Nawet Derekowi, który od zawsze był chodzącą perfekcją.
Chłopak zarumienił się i osunął po ścianie, siadając przy drzwiach, a ja usiadłem obok.
– Zawsze myślałem, że jestem hetero – wyznał zawstydzony. – Co prawda nigdy nie miałem dziewczyny, ale...
Spojrzałem na niego zaskoczony. Był tak piękny, mądry, uroczy i nigdy nie miał dziewczyny?
– Chłopaka też nie miałem – dodał i kontynułował – nawet nigdy nie myślałem o chłopcach w ten sposób, aż do dzisiaj – spojrzał na mnie. – Co ty mi zrobiłeś, Dylan?
Spojrzałem na niego uważnie. Tommy uśmiechnął się niewinnie, a moje serce zabiło szybciej ze szczęścia, nawet jeśli to szczęście miało być tylko chwilowe.
– Pytanie, co ty zrobiłeś mnie?
____________________________________
Dzisiaj nie mam dla Was żadnej informacji, ale przynajmniej się przywitam!
Hej, Bubusie ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top