Rozdział 8
Po dotarciu do domu poszedłem wziąć prysznic. Nie chciałem za bardzo roztrząsać w myślach tego incydentu, który miał miejsce na polance w lesie. Sam nie wiem, co wtedy sobie wyobrażałem, ale z pewnością trochę mnie poniosło. Znałem go dopiero drugi dzień, a już zdążyłem pokazać mu swoją orientację i to, że mnie pociąga. Co będzie następne? Powiem mu o sytuacji z Willow?
– Nie – prychnąłem, a spływająca po mojej twarzy woda, wpłynęła do moich ust. – Tego nie mogę zrobić. – pokręciłem głową, po czym zacisnąłem obie ręce w pięści. – Nikt nie może o tym wiedzieć. Zwłaszcza on.
Wyszedłem z kabiny i owinąłem się szczelnie ręcznikiem. Nie miałem zamiaru wychodzić z pokoju, więc gdy tylko ubrałem się w dresy i czarną koszulkę, rzuciłem się na łóżko. Starając się odgonić z głowy Willow i Thomasa, sięgnąłem po książkę, która pochłonęła mnie w całości. Blondyn również zaszył się w swoim pokoju i nie wychodził z niego aż do obiadu, który i tak przebiegał w krępującej atmosferze. Chłopak usiadł nie obok mnie, jak miało to miejsce ostatnim razem, a po przeciwnej stronie stołu i non stop unikał mojego spojrzenia.
– Coś się stało? – zapytał w końcu mój ojciec, spoglądając na mnie karcącym wzrokiem, ale gdy nie uzyskał odpowiedzi, spojrzał na blondyna – Thomas, czy Dylan był w jakiś sposób niemiły wobec ciebie?
W normalnych okolicznościach pewnie powiedziałbym coś głupiego, za co dostałbym reprymendę i ojciec odesłałby mnie do pokoju, ale tym razem było inaczej. W rzeczy samej zachowałem się nieodpowiednio, ale przynajmniej byłem miły.
– Nie, wszystko w porządku – odpowiedział, siląc się na uśmiech – Po prostu... Jestem trochę zmęczony i to wszystko.
Mój ojciec pokiwał tylko głową na znak, że rozumie i zajął się krojeniem pieczeni. Nie mogłem uwierzyć, w to, że nie dostrzegł tego, jak Thomas kłamie. Wprawdzie nie byłem dla niego "niemiły", ale najwyraźniej nie spodobało mu się to tak bardzo, jak mi. Muszę z nim pogadać i przeprosić go za to wszysto. Nie każdy jest gejem, Dyl! Zawołałem w myślach i przewróciłem oczami. Dopiero wtedy zauważyłem, jak moja mama przygląda mi się z uwagą, ale i troską. No tak, ona zawsze była lepsza w dostrzeganiu tego, co jest nie tak.
– Dylan
– Tak, mamo? – zapytałem, mimo że doskonale wiedziałem, że chodzi o pomoc przy zmywaniu naczyń. Odwieczny pretekst, aby ze mną porozmawiać w cztery oczy, po nieudanym posiłku, gdy mamy gości.
– Pomożesz mi z naczyniami? Ty zmywasz, ja wycieram?
– Jasne – wzruszyłem ramionami.
Podniosłem się do góry i zacząłem zbierać talerze. Podszedłem do Thomasa i wyciągnąłem rękę po naczynie, niechcący przy tym muskając rękę chłopaka, który wzdrygnął się na to, jak oparzony.
– Przepraszam – wyszeptałem i ruszyłem do kuchni, modląc się, aby moi rodzice nie dostrzegli jego reakcji.
Wprawdzie nie było to tajemnicą, że wolę chłopców. Matka w pełni to akceptowała i wspierała mnie na każdym kroku. Nigdy nie miała problemu, gdy przyprowadzałem do domu potencjalnych chłopaków, czy gdy przyłapała nas całujących się na kanapie w salonie. Ojciec jednak uważał to za młodzieńcze fanaberie i twierdził, że gdy dorosnę i spotkam tą jedyną, odechce mi się chłopców. Mimo wszystko i tak wiedziałem, że moja orientacja to po prostu kolejny powód, aby czuł się mną rozczarowany. A Thomas, to nasz gość, który jest tu zaledwie drugi dzień! Nie godziło się, aby Dylan O'Brien dobierał się do Bogu ducha winnego Tommy'ego, syna przyjaciela samego Stephena O'Biena! A jednak, stało się. Na swoją obronę mogę jedynie powiedzieć, że nie było to żadne dobieranie się, a głupi pocałunek. Nie, nie był głupi, a na swój sposób wspaniały.
– Wcale mnie nie słuchasz.
– Co? Przepraszam mamo. Ja po prostu... – zacząłem się jąkać, wiedząc, że ta kobieta i tak ma wrodzony wykrywacz kłamstw.
– Jesteś zmęczony? – powtórzyła słowa blondyna, uśmiechając się szeroko. – Skarbie, co się dzieje?
– Naprawdę nic.
Jak miałem jej powiedzieć o tym, co zrobiłem? Zresztą to nie było nic strasznego! Co innego, gdybym zaczął go tam obmacywać!
– Przecież widzę, że coś cię trapi – powiedziała i oparła się o szafkę, spoglądając mi w oczy. – Pokłóciliście się?
– Nie. Prawdę mówiąc, całkiem dobrze się dogadujemy.
W momencie pożałowałem swoich słów. A co jeśli Tommy przez to, że go pocałowałem, będzie chciał wrócić do domu? Jeszcze kilka dni temu nie chciałem, aby tu przyjeżdżał, a teraz po tak krótkiej znajomości i jednym pocałunku, nie chciałem, aby wyjeżdżał.
– W porządku. Ale pamiętaj, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.
Pokiwałem tylko głową i poszedłem do swojego pokoju.
Wahałem się przed powiedzeniem Tylerowi o tym, co miało miejsce tego ranka, ale z drugiej strony, to tylko jemu mogłem się z tego zwierzyć. Sięgnąłem na nocną szafkę po swój telefon i wystukałem dwa słowa:
Do: Tyler
"Pocałowałem Thomasa"
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, bo po kilku sekundach ekran znów zabłysnął, a wibracje zasygnalizowały nową wiadomość.
Od: Tyler
"Coś ty kurwa zrobił??!!"
Do: Tyler
"Czytać nie umiesz?"
Od: Tyler
"Czy ciebie stary do reszty pogięło???"
Do: Tyler
"Chyba tak... Nie wiem co we mnie wstąpiło..."
Od: Tyler
"Zaraz będę"
Po piętnastu minutach Tyler siedział na moim łóżku, krusząc precelkami. Nie miałem nawet ochoty wydrzeć się na niego z tego powodu. I tak musiałem posprzątać, bo mój pokój zaczął przypominać burdel, co nie umknęło nawet Tylerowi.
– Jak mogłeś go pocałować? – zawołał, rzucając we mnie preclem.
Chodziłem w tę i z powrotem po pokoju, wydeptując w dywanie ścieżki.
– Nie wiem, okey? Tak po prostu wyszło - westchnąłem. – W jednej chwili trenowaliśmy, usiadł mi na brzuchu, a w drugiej już przygniatałem go do ziemi i całowałem.
– I?
– Co i? Wbiłem mu kolano w udo!
– Jesteś pewien, że było to tylko kolano?
– A co niby... – przerwałem, gdy zrozumiałem, o co mu chodziło. - Tak, to było tylko kolano! Boże, nie jestem, aż takim zbokiem, aby mi stawał przy głupim pocałunku!
– Wiesz, sam mówiłeś...
– Skończ! - uciąłem mu. – Za dwie godziny mamy trening w sali i... Sam nie wiem. Może byś z nami został, co?
– Sorry stary, ale mam lepsze zajęcia niż oglądanie obściskujących się facetów.
– Niby jakie? – prychnąłem – I my się tam nie obściskujemy!
– Shelley zaprosiła mnie na kolację do swoich rodziców.
– Dobra, nie ważne – machnąłem ręką i oparłem się o biurko. – Dam sobie z nim radę – powiedziałem z westchnieniem, a mój brzuch ścisnął się ze stresu, choć sam nie wiedziałem dlaczego miałbym stresować się treningiem.
____________________________________
Cześć, Bubusiątka!
Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo chciałabym Wam dodać następny rozdział i kolejny i jeszcze jeden 😍 ale wiem, że po tym byście musieli długo czekać, aż wymyślę coś dalej 💔
Ogólnie wspomniane zostały kolejne dwie postacie 😊 Shelley pewnie dobrze znacie, ale Willow... Nie mogę się doczkać, aż dowiecie się kim była/jest/będzie 😍💔😭
Do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top