Rozdział 24
W pustym i ciemnym pokoju rzuciłem się na łóżko, ukrywając twarz w poduszce. Ostatnie czym przejmowałem się w tej chwili, było to, że cały byłem spocony i brudny od walania się po deskach podłogowych sali treningowej. Z jednej strony chciałem przywalić temu mężczyźnie w twarz za wszystko, co zrobił Tommy'emu, a z drugiej cholernie bałem się tego, że może to spowodować powrót chłopaka do domu. Swoją drogą po tej całej sytuacji niewykluczone było, że Sangster będzie chciał zabrać syna z powrotem. Mimo wszystko nie żałowałem, że mu wygarnąłem. Ktoś w końcu musiał to zrobić. Thomas nie zasługuje na takie traktowanie, a już na pewno na takiego ojca, który nie potrafi go docenić. Zakląłem w poduszkę, obrażając mężczyznę, akurat w momencie, gdy drzwi do mojego pokoju otworzyły się, po czym znów zostały zatrzaśnięte.
– Przepraszam – szepnąłem z ustami w poduszce, przypominając sobie blondyna stojącego z wbitym w podłogę spojrzeniem. Przez cały ten czas dawałem popis swojej buntowniczej natury, nie zwracając uwagi na to, jak czuł się chłopak. O ironio, a przecież cały czas chodziło mi o to, aby czuł się dobrze. – Nie powinienem – wyznałem ze skruchą. – Zachowałem się jak skończony idiota.
– Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę – zerwałem się do góry jak oparzony. Głos wcale nie należał do Thomasa, a do mojego ojca, który stał pośrodku mojego pokoju z założonymi rękoma – Musimy porozmawiać chłopcze.
– Czego chcesz? – zapytałem, siląc się, aby zabrzmiało to, jak najbardziej spokojnie. Naprawdę byłem na niego wściekły, że po raz kolejny mnie zawiódł. Nie stanął po mojej stronie. Powinienem się już do tego przyzwyczaić, ale to i tak za każdym razem bolało tak samo.
Mężczyzna westchnął i usiadł obok, świecąc moją nocną lampkę, stojącą obok łóżka. W pomieszczeniu zagościł półmrok, tak bardzo typowy dla mojego pokoju. Ojciec spojrzał na mnie z ukosa. Był zmęczony, może nawet bardziej niż ja. Potarł swoje oczy, po czym pokręcił głową, znów zwracając swoją uwagę na mnie. Przez chwilę tylko wpatrywał się we mnie, taksując moją twarz swoim uważnym spojrzeniem, którego za nic nie potrafiłem rozszyfrować.
– Myślisz, że nie wiem? – odezwał się po chwili swoim typowym dla siebie surowym głosem, moje serce zabiło mocniej na myśl, co takiego mógł wiedzieć. Co, jeśli zdawał sobie sprawę, co łączy mnie z blondynem? – Uważasz, że nie zdaję sobie sprawy z tego, jak Thomas jest traktowany przez swojego ojca?
Nie odpowiedziałem. Kamień spadł z mojego z serca, a bezwiednie wstrzymane powietrze uszło z płuc. Nawet nie chciałem myśleć, co byłoby, gdyby ojciec dowiedział się, że zdeprawowałem syna jego przyjaciela, jednocześnie przynosząc po raz kolejny wstyd rodzinie. Tymczasem jednak ojcu wcale nie chodziło o nas. Nie miałem pojęcia, że wie, co się działo u chłopaka. Przyglądałem mu się uważnie, czekając na ciąg dalszy. Mężczyzna podwinął pod siebie nogę, odwracając się do mnie przodem i kontynuował:
– Widziałem wszystkie twoje nienawistne spojrzenia wysyłane pod moim adresem...
– One nie były nienawistne – wyjaśniłem, choć w sumie miał racje, jednak nie przywykłem do przyznawania mu jej, w otwartej rozmowie. – Ja po prostu chciałem, żebyś jakoś...
– Zareagował. Wiem i wierz mi lub nie, bardzo chciałem to zrobić, ale to nie jest takie proste, jak ci się wydaje chłopcze.
– Niby dlaczego? Bo to twój przyjaciel?
Gdyby Tyler krzywdził swoje dziecko, byłbym pierwszym, który strzeliłby mu pięścią między uszy.
– Przyjaciel – prychnął i w momencie się opanował, odchrząknął i spojrzał już na mnie z powagą. Dziwnie było widzieć w oczach ojca coś na wzór smutku, który gościł w nich tak rzadko. – Jeśli mam być szczery, to nie znoszę go tak samo, jak ty.
– Nie rozumiem.
Byłem skonsternowany. Przez cały czas wysłuchiwałem, jakimi są dobrymi przyjaciółmi, a teraz nagle nimi nie byli?
– Merry. Mama Thomasa była mi bardzo bliska. – wyznał. Jego oczy zaszły mgłą, a na twarzy wykwitł uśmiech, którym obdarowywał moją mamę.
Poczułem się nieswojo. Myśl, że mogło go coś łączyć z matką Thomasa, była dla mnie jak uderzenie otwartą dłonią prosto w twarz, albo pięścią w brzuch. Momentalnie poczułem w ustach smak bardzo starej krwi. Z trudnością przełknąłem ślinę, wbijając wzrok w puchaty dywan. A co jeśli ja i Thomas... Co, jeśli byliśmy...
– Tato – szepnąłem, a mój żołądek zacisnął się w ciasny supeł ze strachu przed tym, co mogłem za chwile usłyszeć.– Czy Thomas jest moim... bratem?
– Co? Nie. – zaśmiał się krótko i mógłbym przysiąc, że w jego oczach dostrzegłem troskę, choć w panującym półmroku równie dobrze mogło to być zwykłe przewidzenie lub moja wyobraźnia. – Nigdy nie zdradziłbym twojej mamy. Kocham Dianę, kochałem ją, odkąd tylko pamiętam i zawsze już tak będzie. Merry była dla mnie tym, kim dla ciebie jest Shelley. Przyjaciółką. Wychowała się w Lake Falls, znaliśmy się od dziecka. Była świetną łowczynią, która rozróżniła dobro od zła, jeśli wiesz, co mam na myśli.
– Nie krzywdziła niewinnych istot.
– Dokładnie. – pokiwał głową. – Widziała dobro i potrafiła wzbudzać je w każdym. Była promykiem, który rozjaśniał najczarniejsze serca, dając im nadzieję na lepsze jutro. – zamyślił się, drapiąc po karku. Thomas też był promykiem, który rozjaśnia moje serce. Zanim tu przybył, nie widziałem dla siebie nadziei. Nienawidziłem siebie z każdym dniem coraz bardziej. Jego przybycie zmieniło tak wiele. – To dzięki niej zrozumiałem, na czym polega dekalog łowcy. Jako dzieciak czytający o potworach, myślałem, że każdemu trzeba odciąć głowę, posiekać na kawałki i utopić w cemencie, albo spalić na popiół. To ona uświadomiła mi, że bycie łowcą nie równa się z byciem posłańcem śmierci. Nie mamy zabijać Dylan. Mamy chronić i utrzymywać równowagę. To dokładnie jej słowa. Gdy skończyła szkołę, wyjechała do Anglii... Bardzo mi jej brakowało – uśmiechnął się smutno i przetarł oczy – ale gdy dowiedziałem się, że znalazła miłość i jest szczęśliwa, ja też byłem. Jak nikt inny, zasługiwała na bycie kochaną, więc gdy poznała młodego łowcę, Roberta, zakochała się w nim i w jego małym synku, Ashu. Nie miałem wtedy pojęcia, jakim był człowiekiem i co stało się z matką chłopca. Merry nigdy mi o tym nie powiedziała. Być może dlatego, że było to mało istotne. Ona stała się jego matką, dałaby się za niego pokroić. Początkowo odwiedzała nas w Lake Falls razem z Ashem i Robertem, a potem... Potem twoja mama została zaatakowana tuż przed naszym wzgórzem. Byłem zrozpaczony. W jednej chwili mój świat rozpadł się na milion kawałków. Bałem się, że ją straciłem, że straciłem ciebie. To właśnie Merry wspierała mnie, gdy traciłem wiarę w to, że kiedyś jeszcze będę mógł być szczęśliwy z miłością mojego życia. Powtarzała mi przez telefon, że muszę być silny dla niej i dla ciebie. Że mam się nie poddawać, przywiązując Dianę do łóżka, karmiąc ją przez kroplówki krwią. Wierzyła w to, że kiedyś uda nam się być normalną rodziną. Wrzeszczała na mnie, gdy się załamywałem i płakałem jak dziecko, użalając się nad sobą, a któregoś dnia, tak po prostu zjawiła się tu, pomagając mi uporać się ze wszystkim. Potrafiła mną potrząsnąć, gdy sięgałem po alkohol, przywrócić do rzeczywistości i pokazać, że mam o co walczyć. Sama była już wtedy w ciąży z Thomasem, a mimo to siedziała przy Dianie, trzymając ją za rękę i ucząc panowania nad pragnieniem i nad sobą. Potrafiła do niej dotrzeć nawet w najgorszych i najostrzejszych stanach głodu. Gdyby nie Merry... Nie poradziłbym sobie z tym wszystkim, nie uniósłbym tego na swoich barkach. To ona była tą silną i opanowaną w naszej przyjaźni, a do tego kochaną i wiecznie uśmiechniętą istotą, która z nadzieją i optymizmem patrzyła w przyszłość. Nie raz słyszałem, jak razem z Dianą snuły marzenia o przyszłości, w której ty i Thomas, jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Niestety nawet nie zdążyła was sobie przedstawić. – Jego oczy momentalnie posmutniały, uniósł swoją dłoń do góry i starł pojedynczą łzę płynącą po jego poliku. – Krótko po tym, jak Thomas przyszedł na świat, Merry zmarła, zostawiając małego brzdąca pod opieką, człowieka, którego nigdy nie zaakceptowałem jako męża mojej przyjaciół. Nie mam pojęcia, co w nim widziała. Robert to całkowite jej przeciwieństwo. To...
– Dupek? – podsunąłem.
– Właśnie – przytaknął, kiwając głową. – Despotyczny dupek, nieliczący się z niczym.
– On wie? O mamie, o mnie? – zapytałem.
– Nie. – pokręcił głową, spoglądając w moje oczy – Nie może się dowiedzieć. Merry na szczęście nigdy nie zdradziła mu naszej tajemnicy. Doskonale wiedziała, jaki Robert ma stosunek do osób takich jak ty, mama czy twoi przyjaciele. Może właśnie dlatego go wybrała? Może miała nadzieję, że będzie w stanie go zmienić?
– Nie udało jej się.
– Nie. – odpowiedział, choć nie było to pytanie. – Robert, jak mało kto, słynie ze swojej brutalności w stosunku do istot nadprzyrodzonych. Nie zawaha się zabić bez względu na to, czy ktoś jest winny, czy nie.
– Thomas opowiadał o tym, jak zmusił go do zabicia młodej omegi – wyznałem. – Dziewczyna błagała o litość, ale on mu zagroził...
– Jestem pewien, że to nie jedyna straszna rzecz, do której go zmusił.
– To dlatego go tu ściągnąłeś?
Tu wcale nie chodziło o trenowanie blondyna czy nawet wystawianie na próbę mnie. Cały czasz chodziło o wyciągnięcie chłopaka z piekła, jakim był jego własny dom.
– Zgadza się – przytaknął, podnosząc się z łóżka. – Żałuję tylko, że trwało to tak długo.
– Dlaczego teraz? – nie dawało mi to spokoju. – Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej?
– Ponieważ się bałem – wyznał. Nie musiał dodawać nic więcej. Wiedziałem, że powodem byłem ja i mama. Bał się, że nas straci, że ktoś nas skrzywdzi. Ojciec jakby czytając w moich myślach, podniósł się z łóżka i położył dłoń na mojej głowie – Ale teraz już wiem, że dasz sobie radę ze wszystkim.
– To... To dlatego zawsze byłeś taki oschły? To wszystko był trening? Odpychałeś mnie, żeby mnie czegoś nauczyć?
– Dylan ja nigdy... Nigdy cię nie odpychałem. – uniósł mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia w jego oczy – Jestem trudnym człowiekiem i to się nigdy nie zmieni, a jedyne czego chciałem cię nauczyć to bycia twardym, tak samo, jak mój ojciec uczył mnie. Pragnąłem, abyś umiał walczyć nie tylko w obronie ludzi, ale i w obronie samego siebie. Kiedy przyszedłeś na świat, wiedziałem, że nie będzie ci łatwo z brzemieniem, które przyszło ci dźwigać, więc musiałem zrobić z ciebie wojownika Dylan i wiem, że nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem z ciebie dumny synu. Jestem dumny z tego, co zdołałeś osiągnąć, kim się stałeś, a nawet, że stanąłeś dziś w obronie Thomasa. – Nie mogłem uwierzyć, w słowa, które wdzierały się do moich uszu, sprawiając, że moje serce stawało się lżejsze. Mimo że gdzieś tam z tyłu głowy, jakiś głos krzyczał, że to nie prawda, że jest to tylko sen, chciałem w nim trwać, choć przez tę chwilę. Cieszyć się szczerą rozmową z ojcem, nie myśląc o tym, że nadal był tym chłodnym człowiekiem, zwracającym uwagę na każdy mój błąd. To nie było ważne, nie w tym momencie. – Kocham cię synu.
– Ja ciebie też – odparłem, bo była to prawda. Dotarło do mnie, że cała nienawiść, jaką do niego czułem, wcale nie była nienawiścią, a złością, bólem i poczuciem, że byłem tylko jednym wielkim rozczarowaniem, niezasługującym na miłość ojca.
– Idź spać – wyszeptał, odwracając się do drzwi. Był pewnie tak, jak i ja zaskoczony nagłą wylewnością uczuć z naszej strony – Nie zapomnij jutro odwiedzić Willow.
– Oczywiście – skinąłem głową, odprowadzając wzrokiem ojca, który wolnym krokiem zbliżył się do drzwi. – Tato – zagadnąłem go jeszcze, zwracając jego uwagę. – A jeśli Sangster zabierze teraz Thomasa do domu?
– Nie zrobi tego, uwierz mi. – powiedział i zatrzasnął drzwi, zostawiając mnie samego, z dziwnym uczuciem, które ogarnęło moje serce, dodając mi siły i wiary.
Nie pozwolimy cię zabrać stąd Tommy.
____________________________________
Hej Bubusie! 💗
Wow, długi wyszedł ten rozdział, ale lubie pisać długie rozdziały więc wydaje mi się, że jest okey.
W tym rozdziale brak Tommy'ego, za co przepraszam, ale w następnym będzie! Oraz pojawią się nowi bohaterowie ❤
Miłego tygodnia i do następnego!😘
Margit2005 czy już mówiłam, że Cię uwielbiam? 😍😆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top