Rozdział 22
Wypad na ryby spalił na panewce, gdy nad jeziorem rozpętała się burza i musieliśmy wracać do domu przemoczeni do suchej nitki, bo w końcu kto normalny jedzie na ryby autem? Na pewno nie my! Ojciec zabrał nas pieszo, taszczących wędki, spławiki i przynętę tylko po to, aby nad jeziorem obrócić się na pięcie i ruszyć w drogę powrotną, podczas gdy fioletowe błyskawice przecinały niebo.
– Wielka szkoda! – zawołał mój ojciec, gdy w równym tempie oddalaliśmy się od jeziora, wspinając się na wzniesienie po mokrej i śliskiej ścieżce.
– I tak nie lubisz wędkować! – przerzuciłem torbę na lewe ramię i syknąłem cicho z bólu, który przeszył mnie pod łopatką. Thomas zerknął na mnie wystraszony, ale nie odezwał się ani słowem, za co byłem mu wdzięczny. Schlebiało mi to, że się o mnie martwił, ale nie było takiej potrzeby.
– Chciałem, żebyście się rozerwali.
– Zachowujesz się tak, jakby to było nasze pierwsze polowanie, podczas którego coś się stało – przewróciłem oczami. – A prawda jest taka, że ja i Tom wiele razy ucierpieliśmy na polowaniach, a mimo to ani ty, ani ojciec Thomasa nie proponowaliście wypadu na ryby. Wolałbym siedzieć w szkole niż pałętać się po lesie w środku burzy.
Nie rozumiałem zachowania ojca. Zawsze powtarzał, że mam być twardy, że każda rana uczy mnie czegoś nowego. Nie miałem pojęcia, dlaczego udawał teraz przykładnego ojca, który po traumatycznym przeżyciu swojego dziecka, stara się, żeby o wszystkim zapomniało. To się tak bardzo nie trzymało kupy, a ja nie miałem ochoty brać w tym udziału. Marzyłem tylko o gorącym prysznicu i o położeniu się do łóżka, dlatego po dotarciu do domu, zamknąłem się w pokoju, nie wychodząc z niego aż do kolacji.
W szkole zaś do końca tygodnia miałem spokój od Imogen czy Dereka. Widywałem ich przelotnie a czasem w ogóle, co zdecydowanie było mi na rękę. Thomasowi już więcej nie przyśnił się żaden koszmar, więc nie miałem okazji spędzić kolejnej nocy w jego łóżku. Ani on w moim. Od ostatniego zajścia w mojej sypialni, gdy zostałem dosłownie zmolestowany przez blondyna, postanowiłem dać sobie na wstrzymanie. Oczywiście nie odpychałem go od siebie, gdy chciał mnie pocałować. Oddawałem każdy pocałunek i pozwalałem sobie na niewinne pieszczoty, ale nie chciałem go skrzywdzić. Nie mogłem posunąć się do tego stopnia, aż sam by siebie znienawidził za to, że poszedł do łóżka z wampirem. Nie, gdy nie był świadomy tego, kim jestem i co zrobiłem.
Nie dowiedziałem się również, co przyśniło się blondynowi, tamtej nocy. Zawsze zbywał moje pytania, aż przestałem go męczyć. Rozmowy na temat Asha także nie udało nam się przeprowadzić. Gdy będzie gotów, sam mi powie. Nasze treningi także przebiegały bez zarzutów, a nawet były ciekawsze niż zazwyczaj, bo towarzyszyły im przelotne pocałunki między zadawanymi ciosami. Były czymś w rodzaju motywatorów i nagród.
– Więc jutro zabierasz mnie do swojej przyjaciółki? Do Willow? – sapnął, gdy przygniotłem go do drewnianego parkietu i przystawiłem nóż do jego szyi.
– Mhm – mruknąłem, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony, ale on tylko wpatrywał się w moje oczy. – Rusz się albo poderżnę ci gardło!
– Pocałuj mnie – wyszczerzył się w przepięknym uśmiechu, a ja zamarłem. W ten sposób go niczego nie nauczę.
Posłusznie odrzuciłem nóż w bok i przywarłem ustami do ust blondyna, rozchylając je lekko językiem. Ręce chłopaka sprawnie wkradły się pod moją koszulkę i zaczęły sunąć po moich plecach, a ja jęknąłem mu w usta. Poważnie, jęknąłem mu w usta, bo posmyrał mnie po plecach. Staczasz się Dyl! Skarciłem się za to w myślach, ale jemu najwyraźniej to się spodobało, bo po chwili jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Niedobrze.
– Stajesz się coraz śmielszy – zaśmiałem się i podniosłem do góry, siadając na jego udach.
– To twoja wina – westchnął – Ciekawe co pomyślą twoi rodzice, gdy zobaczą malinkę na mojej szyi.
– Że robimy niegrzeczne rzeczy, zamiast trenować – wzruszyłem ramionami i oparłem swoje dłonie na jego torsie, wpatrując się w jego błyszczące brązowe oczy. – I pewnie odeślą cię do domu.
Chłopak skrzywił się odrobinę i zaczął wiercić.
– Hej, żartowałem – zaśmiałem się, ponownie nachylając nad jego ustami i składając na nich niewinnego całusa. W prawdzie nie do końca był to żart, bo pewnie gdyby się o nas dowiedzieli, ojciec odesłałby blondyna z powrotem do Anglii. – Nie pozwolę ci wyjechać – zapewniłem go, podnosząc się do góry i wyciągając do niego dłoń. Nie teraz gdy stałeś się dla mnie tak ważny, dodałem w myślach.
Na zegarze dochodziła siedemnasta trzydzieści, a to oznaczało, że mieliśmy pół godziny na szybki prysznic, aby zdążyć na kolację.
– Musimy się zbierać.
– Nienawidzę cię – westchnął, ale po chwili przyjął moją dłoń i podniósł się z ziemi, otrzepując swoje spodnie.
– Zawsze możemy wziąć prysznic razem – zaproponowałem, od razu gryząc się w język.
– Myślę... – zawahał się przez chwilę i uśmiechnął uprzejmie – Że wtedy raczej nie zdążylibyśmy na kolację.
Wzruszyłem tylko ramionami i ku swojemu zaskoczeniu cmoknąłem chłopaka w polik, a następnie podniosłem nóż i odłożyłem go na miejsce.
***
Zastukałem do drzwi blondyna, aby pośpieszyć go trochę. Moja matka tylko jednego nienawidziła bardziej od spóźnialstwa, a mianowicie spóźniania się na posiłki, które ona przygotowywała. Traktowała to jako brak szacunku dla jej wysiłków i złe wychowani.
Po chwili chłopak stanął w drzwiach. Na jego biały t-shirt skapywała woda z dopiero co umytych włosów, które przybrały teraz dużo ciemniejszy odcień, ale nadal były piękne.
- Idziemy? - zapytałem, na co skinął głową i zamknął drzwi.
Przepuściłem go przodem, a sam ruszyłem za nim, schodząc na dół. Nawet nie wiedziałem, kiedy moja dłoń powędrowała do jego szyi, w celu rozczesania kosmyków, które poskręcały się mu na karku. Był to gest, o który nigdy bym siebie nie podejrzewał, a gdyby ktoś mi o tym powiedział, zaśmiałbym się temu komuś prosto w twarz. Jednak przy Thomasie wszytko było inne. Przy nim zapominałem, kim byłem, co zrobiłem.
– Wszystko się zmieniło – wyszeptałem, czym zwróciłem uwagę blondyna.
– Co powiedziałeś?
– Cieszę się, że tu jesteś – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Blondyn skręcił do salonu i stanął raptownie. Spojrzałem w tym samym kierunku co on i wtedy zrozumiałem dlaczego. Uśmiech, który przed chwilą rozświetlał twarz chłopak, zniknął bez śladu, zastąpiony zaskoczeniem i rozczarowaniem.
Na środku salonu stał mój ojciec, a obok niego mężczyzna w średnim wieku, który z zaciętą twarzą, mierzył wzrokiem Tommy'ego. W jednej chwili zapragnąłem zdzielić go pięścią w twarz i zakryć przed nim blondyna. To musiał być pan Sangster, tatuś roku.
– Ty musisz być Dylan – przerzucił na mnie wzrok, a gdy wyciągną do mnie dłoń, zawrzała we mnie złość. – Miło cię poznać młody wojowniku.
– Nie powinien pan najpierw przywitać się ze swoim synem? – zapytałem, nie zwracając uwagi na wyciągniętą dłoń mężczyzny.
– Dylan! – skarcił mnie ojciec. – Wybacz Robercie, Dylan ma ciężki charakter.
– Bardzo dobrze. Łowca musi mieć ciężki charakter – uśmiechnął się półgębkiem i zabrał dłoń, po czym zwrócił się do syna – Jak się masz, Thomasie?
– Dobrze – odpowiedział blondyn, wpatrując się w swoje trampki.
– Patrz na mnie, jak do ciebie mówię – upomniał go, na co chłopak spojrzał ojcu w twarz. –Wyprostuj się – warknął, a blondyn lekko drgnął i stanął na baczność. – Dlaczego twoje włosy są mokre? Nie jesteś w swoim domu, Tom. Liczyłem, że nie przyniesiesz mi wstydu.
– Przepraszam – wydukał.
Jak mój ojciec mógł na to patrzeć, jak mógł przyjaźnić się z osobą, która w taki sposób traktuje swoje dziecko? Może i nie znał całej prawdy o ranach chłopaka, ale napięcie w tej chwili było niemal namacalne i nie do zniesienia. Nawet słowa Sangstera w stosunku do swojego syna były nie na miejscu.
Spojrzałem na ojca, w nadziei, że... Sam do końca nie wiedziałem, co mógłby zrobić, ale on tylko przyglądał się mi z ciekawością. Być może zastanawiał się, skąd wzięła się moja wrogość do tego człowieka, albo zaczął podejrzewać, że coś między mną a chłopakiem jest na rzeczy.
– Tommy – odezwałem się, nie zwracając uwagi na zdziwienie, jakie zagościło na twarzach mężczyzn, gdy zdrobniłem imię chłopaka. Nie mogłem wytrzymać tego, jak blondyn potulnie znosi krytyczny wzrok ojca. – Wszystko okay?
Chłopak jedynie skinął głową, akurat w momencie, gdy w salonie pojawiła się moja mama. Wyglądała naprawdę pięknie w swojej ulubionej sukience w słoneczniki i z luźno upiętym kokiem z którego wysuwały się jej orzechowe kosmyki. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i wysłała spojrzenie pod tytułem "wszystko będzie dobrze", po czym zaprosiła nas do stołu. Dla niej pewnie było to o wiele bardziej stresujące niż dla mnie.
Spojrzałem na swój talerz, ale cały apetyt jaki miałem, uciekł wraz z przybyciem tego mężczyzny, który siedział naprzeciw mnie, przyglądając się mi uważnie. Thomas zmuszony był usiąść po jego prawej stronie, przez co nie miałem nawet możliwości chwycenia go za dłoń i dodania mu otuchy. Biedny Tommy.
– Twoja żona jest jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem – odezwał się Sangster, przenosząc wzrok ze mnie, na moją matkę, a następnie na ojca. – I niesamowicie gotuje – dodał, odkrajając kawałek pieczeni i wkładając go sobie do ust.
– Diana jest najpiękniejszą kobietą na świecie, najwspanialszą żoną i matką – uśmiechnął się mój ojciec, splatając swoje palce z palcami mojej mamy, dodając jej tym samum otuchy. Musiałem przyznać, że mimo upływu lat, nadal łączyło ich wielkie uczucie, którego nie jeden mógł im pozazdrościć.
Ojciec Thomasa pokiwał głową, a w jego oczach - mógłbym przysiąc - zagościł smutek, choć jego mina nie wyrażała żadnych emocji.
– Musi wam być ciężko bez Merry – odezwała się ze współczuciem moja mama. – Była wspaniałą osobą, a Thomas to istna jej kopia.
– Żałujemy, że nie zabrałeś ze sobą Asha – zawtórował jej mój ojciec – Mógłby wybrać się z chłopcami na polowanie.
Blondyn drgnął odrobinę i wbił swój wzrok w wazon stojący pośrodku stołu. Mężczyzna zaś zacisnął szczękę, a jego usta zwarły się w cienką kreskę. Spojrzał na swojego syna z przymrużonymi oczami. Nie było to spojrzenie pełne miłości, a – sam nie wiem – pełne wyrzutu. Nigdy nie zastanawiałem się, co działo się z matką Thomasa, a on sam nigdy o niej nie wspominał, za to zdążyłem dowiedzieć się, co stało się z jego bratem. I, o ironio, był z nami na polowaniu.
– Chciałbym zobaczyć, czego zdołaliście nauczyć mojego syna – zmienił temat Sangster, odkładając widelec.
– Może jutro? – zaproponował mój ojciec. – Chłopcy są już po solidnym treningu, więc dajmy im trochę odpocząć, a i ty jesteś pewnie zmęczony podróżą.
– Wiesz doskonale, że zmęczenie w naszym wypadku nie jest najważniejsze, a ja jestem ciekaw czy aby na pewno jesteś tak dobrym nauczycielem, za jakiego mając cię inni łowcy.
– Nie ja trenuję twojego syna – odpowiedział spokojnie, choć ci, co go znali, potrafili dostrzec w jego głosie lekkie zdenerwowanie. Może jednak nie byli takimi przyjaciółmi, jak myślałem. – Jutro chłopcy zademonstrują swoje umiejętności czy ci się to podoba czy...
– W porządku tato – spanikowałem. Ostatnie czego chciałem to ich kłótni i tego, aby Sangster zabrał Thomasa z powrotem do Anglii. – Możemy dzisiaj, prawda? – zerknąłem na blondyna, który tylko skinął głową.
W jego oczach również dało dostrzec się strach, co oznaczało, że myślał o tym samym co ja.
____________________________________
Spierdzieliłam w uj! 😩
Przysięgam, że następny rozdział będzie lepszy, bo ten to jakaś porażka. Chyba mam gorsze dni, bo poprawiając ten rozdział pół usunęłam, a próbując ratować wszystko, nic nie trzymało się kupy 😭
Trzmajcie kciuki za następny rozdział i napiszcie co wam się Nie podobało w tym rozdziale czy ogólnie w opowiadaniu ;) wyciągnę chociaż wnioski.
A tym czasem do następnego Bubusie! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top