Rozdział 7

   Gdy tylko wstałem, ubrałem szybko pierwsze lepsze dresowe spodnie, koszulkę, skarpetki i buty do biegania. Miałem trenować Thomasa? Więc czas zacząć poranne bieganie. Ogarnąłem wszystko w łazience i pognałem do jego pokoju. Godzina była idealna, zegar wskazywał dokładnie 5:00.

   – Pobudka, Śpiąca Królewno! Czas wstawać! – zawołałem, ściągajac tym samym kołdrę z ciała blondyna.

   Cholera, to był błąd. Chłopak leżał w samych, szarych bokserkach, które opinały każdy... detal. Oderwałem wzrok od jego bielizny i przesunąłem go na jego nagi idealnie wyrzeźbiony brzuch, tors, wystające obojczyki. Przypomniałem sobie, jak dzień wcześniej chciałem przejechać po nich językiem... Teraz to pragnienie było o wiele silniejsze. Takie myśli do niczego dobrego nie prowadziły! Zacisnąłem pięści, powstrzymując się tym samym przed dotknięcia chłopaka. Spojrzałem na jego słodką twarz. O ile wcześniej wydawał mi się delikatny i kruchy, tak teraz miałem wrażenie, że mogłoby go zranić nawet dotknięcie piórkiem. Rozrzucone na wszystkie strony włosy, tworzyły złotą aureolę wokół jego ślicznej buźki.

   – Pieprzony anioł! – burknąłem pod nosem i nachyliłem się nad jego łóżkiem. – Wstaaaawaaaaj! – potrząsnąłem za jego ramię, które w momencie wyrwał i odwrócił się na brzuch.

   Nie, nie, nie... Teraz mogłem podziwiać idealny tyłek blondyna, który oplatał jedynie cienki materiał jego gaci! Nie powinienem narzekać, w końcu raczej nie będzie mi dane oglądać jego tyłka w innych okolicznościach, ale to był naprawdę zły moment. Jak ja mam go teraz obudzić, mając przed sobą jego tyłek!

   – Wstawaj albo cię zgwałcę! – warknąłem.

   Odpowiedział mi jedynie stłumiony przez poduszkę śmiech, a po chwili Thomas dźwignął się z łóżka, zerkając na mnie zaspanymi oczami.

   – Która godzina? – zapytał. – Zaspałem?

   – Nie przejmuj się, zgwałcić cię jeszcze bym zdążył.

   – Może innym razem – odpowiedział i podszedł do swojej szafki.

   Nie myśląc za wiele, rzuciłem się na jego łóżko, wtulając się w poduszkę.

   – Ty się idź ogarnij, a ja tu sobie tak poleżę – powiedziałem, napotykając zdziwione spojrzenie chłopaka.

    Przez chwilę przyglądałem się, jak krząta się po pokoju w samych bokserkach, a gdy tylko zamknął drzwi od łazienki, zaciągnąłem się niesamowitym zapachem, od którego zakręciło mi się w głowie. Reagowałem na niego zbyt intensywnie, ale nie mogłem nic na to poradzić, a przynajmniej na razie nie chciałem. Mógłbym tak leżeć w nieskończoność, wyobrażając sobie, że ta pościel chwile temu dotykała jego nagiego ciała. Przesunąłem dłonią po jeszcze ciepłym prześcieradle, a w dole brzucha poczułem przyjemne mrowienie. Cholera, muszę przestać.
   Po chwili drzwi do łazienki otworzyły się, a Thomas stanął w nich ubrany na sportowo.

   – Poleżałeś już sobie? – zapytał, wchodząc do pokoju i krzyżując ręce na piersi. – Czy może chcesz jeszcze?

   – A czy w tym pytaniu jest jakiś haczyk? Bo jeśli chcesz poleżeć ze mną, to ja...

   Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale nic się nie odezwał.

   – Nie ważne – odpowiedziałem, podnosząc się z łóżka. Nie powinienem rzucać na prawo i lewo aluzji na temat tego, że mnie kręci. Nie powinien o tym wiedzieć. – To idziemy.

   Thomas pokiwał głową, przeczesał dłonią swoje zmierzwione włosy i ziewnął.

   Po chwili już biegliśmy ścieżką, która prowadziła wprost do lasu, z którym graniczył ogród mojej matki. Uwielbiałem tę część lasu, bo mimo że do najbliższego jeziora był kawałek, to jednak ją znałem najlepiej. To tutaj uciekałem, gdy chciałem być sam, to tu trenowałem bieganie odkąd skończyłem sześć lat, to tu przeżyłem swój pierwszy pocałunek. Znałem każdy zakamarek, każde drzewo.

  – Pięknie tu! – zawołał, depcząc mi po piętach.

  – Taa – rzuciłem przez ramię i przyspieszyłem skręcając ścieżką wzdłuż zbocza.

   Dla niego wszystko było piękne, ale w tym przypadku miał rację. Słońce dopiero co wzeszło, nad głowami szeleściły nam liście poruszane lekkim wiatrem, pod butami rozbrzmiewał, co rusz, dźwięk łamanych gałązek, a ptaki śpiewały swoje cudowne melodie. Było jak zawsze, a jednak całkiem inaczej. Każdego dnia, gdy tylko wbiegałem w las, oddawałem się swoim myślom, zapominając przy tym o całym Bożym świecie. Teraz moje myśli zaprzątał on, jego miarowy oddech, bicie serca i drobne przekleństwa, które mamrotał pod nosem, gdy potykał się o korzenie.

  – Ile kilometrów zrobimy? – zapytał, zrównując się ze mną.

  – Już jesteś zmęczony? – zaśmiałem się i jeszcze bardziej przyspieszyłem.

  – Nie i przestań się szczerzyć – zawołał, podbiegając do mnie.

  – Nie podoba ci się mój uśmiech?

   Tym razem to on przyspieszył, nie zwracając uwagi na moje pytanie. Albo nie chciał mnie urazić swoją odpowiedzią, albo podobam się mu, ale wstydził się do tego przyznać!

  – Bo twój jest cudowny! – zawołałem za chłopakiem, który tylko prychnął pod nosem i pobiegł dalej. Nie umiał przyjmować komplementów i mogłem się założyć, że jego poliki pokryły rumieńce. – Skręć w lewo, na tamtą polanę. Tam odpoczniemy...

  – Zmęczyłeś się?

  – Chciałbyś! Potrenujemy tam walkę wręcz.

   Tommy po chwili skręcił w boczną ścieżkę, kierując się w stronę małej polany, a ja pobiegłem za nim.

  – Odpoczywamy czy od razu wa... – nie dokończył, bo rzuciłem się na niego, zwalając go z nóg.

   Thomas rąbnął ramieniem o ziemię i stęknął bardziej z zaskoczenia niż z bólu, bo po chwili przekręcił się, racząc mnie niesamowitym uśmiechem i dźgnął boleśnie łokciem w brzuch. Nabrałem do płuc duży haust powietrza i złapałem go za rękę, wykrzywiając ją. Chłopak syknął z bólu, ale już po chwili zamachnął się drugą ręką i otwartą dłonią, uderzył w moje ucho. Zsunąłem się na ziemie, a chłopak idealnie wykorzystał tę sytuację, bo po chwili siedział na moim brzuchu, opierając ręce na mojej klatce piersiowej.
Był piękny. Rozczochrane blond włosy, czekoladowe oczy i uśmiech, który rozjaśniłby każdy mrok, nawet ten w moim sercu. Patrzył głęboko w moje oczy, a moje serce próbowało wyskoczyć z klatki piersiowej i nie było to wcale spowodowane zmęczeniem.
Zapragnąłem go pocałować, złączyć nasze usta i wziąć go w ramiona.
   Położyłem swoje dłonie na biodrach chłopaka, wykonując szybki ruch. Teraz to on leżał w bujnej trawie, a ja ciężarem własnego ciała przygniatałem go do ziemi. Nie zwracając uwagi na zaskoczenie malujące się na jego twarzy, złączyłem nasze usta w pocałunku. Chłopak przez ułamek sekundy wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, po czym rozchylił swoje usta i odwzajemnił pocałunek. Jego delikatne usta muskały moje z każdym ruchem mojej głowy.

  – Auu – syknął po chwili, a ja w pośpiechu podniosłem się i usiadłem na piętach.

  – Ugryzłem cię? – zapytałem przestraszony.

   Czasem się zdarzało, że moje kły wysuwały się mimo woli, a wtedy nie trudno było zranić kogoś podczas pocałunku.

  – Nie – zaśmiał się, podnosząc do siadu. – Wbiłeś mi kolano w udo.

  – Boże, serio?! – zawołałem, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

  Chłopak patrzył na mnie jak na idiotę, a jego poliki pokrył rumieniec, jakby dopiero teraz dotarło do niego to, co zrobiłem. To ja powinienem się wstydzić, ale nie żałowałem tego. Powtórzyłbym to nawet w tej chwili, ale Thomas podniósł się z ziemi i wytarł swoje ręce w spodnie.

  – Wracamy? – zapytał, a ja pokiwałem tylko głową.

  Drogę powrotną przebyliśmy w milczeniu. Thomas biegł przodem, a ja tuż za nim wlepiając swój wzrok w jego plecy. Nie widziałem jego twarzy, nie miałem pojęcia, o czym myśli... Może jednak ten pocałunek to był błąd.

____________________________________

Chyba troszkę Was znudziłam tym opowiadaniem, bo jednak statystyki ciutke spadły, ale to nic ❤ nawet gdy będę miała tylko jednego czytającego, pomysł i wenę to będę pisać 💕

Do następnego Bubusiątka ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top