Rozdział 35

   Zaskoczony – powtórzyłem w myślach. Nie, to słowo nie oddawało tego, co tak właściwie działo się w mojej głowie. Było ono zbyt delikatne i w zasadzie niewinne. Zaskoczony mógłbym czuć się wtedy, gdybym faktycznie zobaczył Thomasa obściskującego się z innym bądź inną. Teraz byłem w szoku, wpatrując się w lodowate oczy chłopaka, który jeszcze dwa dni temu zerkał na mnie z uczuciem, którego nie potrafiłem odwzajemnić.

   Zmrurzyłem oczy, przyglądając się jego twarzy, która wyrażała czystą nienawiść i zdenerwowanie. Próbowałem to zrozumieć. Przeanalizować co zmieniło się w tak krótkim czasie.

  – Liam – zacząłem, marszcząc brwi. W żaden sposób nie potrafiłem wyjaśnić sobie złości, która wręcz wylewała się z niego litrami. – Co tu się dzieje? – zapytałem, ale chłopak ni jak na to nie zareagował. Stał, wpatrując się we mnie, a ja w niego, trzymany przez troglodytę z trzeciej klasy. Rozejrzałem się dookoła, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mi ogromne łapska Karla. – Powiedz temu neandertalczykowi, żeby mnie puścił, albo pożałuje – westchnąłem, wiercąc się w miejscu. Nienawidziłem go, jego twarzy, łap, sposobu bycia i zapachu, który przyprawiał o mdłości.  – Puszczaj – warknąłem do niego i szarpnąłem się do przodu. – Zabiję cię zapchlony sierściuchu, jeśli tego nie zrobisz! – syknąłem, na co prawie dwumetrowy wilkołak parsknął śmiechem i otarł się o mój tyłek swoim kroczem. Wzdrygnąłem się z obrzydzenia, co zaowocowało kolejnym parsknięciem.

  – Nie udaj, że ci się to nie podoba – szepnął do mojego ucha, muskając je przy tym ustami. – Derek często opowiadał, co z tobą robił – zaśmiał się, a kawa, którą wypiłem na śniadanie podeszła do mojego gardła, cudem nie wydostając się na zewnątrz.

  – Podniecałeś się tym? – zakpiłem, próbując nie zwymiotować. – Pewnie zabawialiście się razem, wyobrażając sobie mnie, co?

  Karl szarpnął mnie i przycisnął do ściany. Naparł na mój tyłek i  poruszył biodrami. Zabije go. Przysięgam, zabije, a flakami udekoruje korytarz!

  – Mogę ci pokazać co sobie wyobrażałem – zniżył swój głos, a jego język przejechał po skórze tuż za moim uchem. – Z tobą w roli głównej.

  – Karl! – skarcił go Liam, na co wilkołak znów szarpną mnie i odwrócił przodem do Dunbara. – Potem się pobawisz swoją nową zabawką.
 
   Starałem się przełknąć swoją dumę i puścić mimo uszu słowa Liama. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, przed uderzeniem Karla w nos tyłem swojej głowy. To nie był czas na bójkę – powtarzałem sobie w myślach. Nie w szkole i nie wtedy gdy nie wiedziałem, co jest grane.

  – Liam... – spojrzałem na chłopaka, który nawet na moment nie stracił determinacji czy pewności siebie – Możesz mi powiedzieć, co tu się odpierdala? Co ty odpierdalasz? Naćpaliście się czegoś? – Nie odpowiedział – Gdzie jest Thomas? Widziałem, jak tu szedł!

   Jedyną odpowiedź, jakiej się doczekałem był cios w brzuch, a potem kolejny. Szarpnąłem się do przodu, chociażby po to, aby móc się bronić, ale na marne. Naprawdę nie chciałem bić się z nim, nie wiedząc, co było powodem jego dziwnego zachowania. Kolejny cios, jaki mi zadał, był w żebra, a następny w twarz, choć tym razem wspaniałomyślnie przyłożył mi w szczękę, a nie w nos, za co w jakimś stopniu byłem mu wdzięczny. Splunąłem krwią, wbijając wzrok w chłopaka, który w zasadzie nigdy wcześniej nie był agresywny. Wręcz przeciwnie! Liam był raczej z tych dobrych i wrażliwych, którzy gardzili choćby najmniejszym przejawem przemocy. Miałem wrażenie, że chłopak, który z zaciśniętymi pięściami, przeszywał mnie wzrokiem, nie był Liamem. Zupełnie nie przypominał Dunbara, który tamtej nocy wtulał się w mój tors, składając na nim nieśmiałe pocałunki. Jeśli to zazdrość o Thomasa doprowadziła go do takiego stanu, to była to tylko moja wina. Powinienem był z nim porozmawiać, gdy poznał Sangstera, ale jak każdą niewygodną rozmowę zepchnąłem ją w bok, bojąc się konsekwencji swoich słów.

  – Liam – zacząłem. Miałem nadzieję, że może jednak uda mi się z nim porozmawiać w normalny sposób. – Jeśli chodzi o Thomasa...

  – Tak bardzo martwisz się o swojego króliczka? – zakpił. – Jak słodko.

  Zmarszczyłem brwi, starając się przypomnieć sobie, kto już kiedyś nazwał Thomasa w ten sposób. Nie podobało mi się to.

  – Gdzie on jest?! – warknąłem. Pierwszy raz chciałem przyłożyć Liamowi w tę śliczną buźkę, ale Karl, skutecznie mi to uniemożliwiał. Ile ten idiota miał siły? – Posłuchaj... – próbowałem się uspokoić.

  – Zajęliśmy się nim – szepnął Karl, a krew w moich żyłach zawrzała.

  – Jeśli go dotkniecie – syknąłem z nienawiścią – to...

  – To co?

   Nie odpowiedziałem. Byłem łowcą, trzymanym przez jakiegoś pieprzonego wilkołaka masochistę, który groził mi skrzywdzeniem Thomasa. Tego było już za wiele. Powinienem wzbudzać strach w istotach takich jak ten troglodyta, a nie poczucie, że może robić ze mną, co tylko chce. Zmieniłem się i tego nie dało się ukryć. Kilka miesięcy temu nie dałbym sobą pomiatać. Karl leżałby w kałuży krwi, błagając o litość, bo pomijając fakt, że byłem łowcą, byłem także wampirem... Tylko że tamten Dylan już nie istniał. Teraz byłem słaby. Słabszy psychicznie przez to wszystko, co zrobiłem Willow, co stało się ze mną i Thomasem, ale nadal byłem świetnie wyszkolonym łowcą, gotowym walczyć. Pochyliłem głowę do przodu i gwałtownie tyłem czaszki uderzyłem w nos Karla. Momentalnie poczułem ból rozchodzący się po mojej głowie, a nieprzyjemne chrupnięcie i wiązanka przekleństw rzucana pod moim adresem były jak najlepsza nagroda. Nie spodziewałem się, że taki cios wyswobodzi mnie z uścisku, a jedynie zdezorientuje go na tyle, abym mógł wyrwać się i roztrzaskać tą jego parszywą mordę. Nie zamierzałem jednak stracić takiej okazji. Zgiąłem swoją rękę i z całych sił uderzyłem łokciem w skroń wilkołaka. Chłopak runął na ziemię, łapiąc się tym razem za głowę. Kątem oka widziałem jak jego kły i pazury wysuwają się na zewnątrz. Rzuciłem się do przodu, a moja stopa zetknęła się z jego brzuchem, wyciskając z płuc całe powietrze. 

  – Dość! – warknął Liam. Nie miałem dość. Kopałem na oślep za to wszystko, co zdobił, za to, co mówił. – Dylan!

   Odwróciłem się w stronę Liama, ignorując zwijającego się z bólu Karla. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moje oczy już nie były ludzkie, a pokryte czernią. Liam odsunął się, opierając o ścianę swoje plecy. Już nie był taki pewny siebie, determinacja w jego oczach ustąpiła miejsca przerażeniu, które napędzało bestię wewnątrz mnie. Nie miał drogi ucieczki. Byłby głupcem, gdyby choć spróbował uciec.

  – Nie boję się ciebie!

  Chciałem zaśmiać się mu w twarz. Czułem jego strach, słyszałem jego galopujące serce, widziałem krople potu, które wykwitły na jego czole. Bał się mnie, ale ta ludzka część wcale tego nie chciała w przeciwieństwie do tej wampirzej. Chciałem tylko wiedzieć, gdzie był Thomas i po co było to całe przedstawienie. Zbierałem w głowie myśli, układając je w słowa. Jeśli to przez zazdrość, wystarczało powiedzieć mu prawdę, że już nic nie łączyło mnie z blondynem i że jest dla mnie nikim. To proste, prawda? Ale nim otworzyłem usta i zdążyłem wydobyć z siebie choćby jedno słowo, czas jakby stanął w miejscu. Liam zawołał Dereka, który wyszedł z szatni, obejmując blondyna. No tak, to on pierwszy nazwał Thomasa króliczkiem. Moje serce zrobiło koziołka do gardła, próbując mnie udusić po czym skoczyło w dół do samych pięt.

   Derek trzymał go siłą, a prawą dłoń z wysuniętymi pazurami zaciśniętą miał na delikatnej, bladej szyi Thomasa, uśmiechając się przy tym szyderczo. Jeśli istniała jakaś miara nienawiści, to moja wybiła już ponad skalę i nadal rosła. Już nie czułem bólu po ciosach Liama, ani gniewu, z jakim kopałem Karla. Teraz czułem strach, który atakował moje serce i umysł. Nie panikuj – powtarzałem sobie w myślach. Nie skrzywdzi go. Nie może go skrzywdzić.

  – Puśćcie go! – spojrzałem błagalnie na Liama, a następnie na Dereka, który wsadził nos we włosy blondyna i zaciągnął się jego zapachem. Thomas skrzywił się odrobinę, ale dalej stał dzielnie, spoglądając na mnie. Nie widziałem w jego oczach strachu, wyrzutu czy nienawiści, że to przeze mnie znalazł się w takiej sytuacji. Nie był także zaskoczony, patrząc w moje czarne oczy, za które mną gardził. Jego wzrok był raczej pełny determinacja i niemego porozumienie, że poradzimy sobie z tym razem. Byłem z niego dumny, a jednocześnie bliski rozpłakania się i błagania o to, aby zostawili go w spokoju. Nie mogłem ryzykować, że mógłby zostać zraniony.

  – Dylan – blondyn przełknął ślinę, gdy pazury Dereka naparły na jego szyję, a spod jednego z nich pociekła mała stróżka krwi. – Przepraszam. – Serce zabiło mi mocniej. Chciałem się rzucić na Dereka, ale stałem sparaliżowany strachem. Bałem się choćby ruszyć. Bliski płaczu, wpatrywałem się w chłopaka, który wydawał się nie zwracać uwagi na stróżkę krwi, która już zdążyła zabrudzić brzeg jego koszulki. – To moja wina.

  – Przestań Tommy – pokręciłem głową. – To nie prawda. Nie wiem, o co wam chodzi – zwróciłem się do moich dawnych przyjaciół – ale Thomas nie ma z tym nic wspólnego! Puśćcie go do cholery! Proszę!

  – Dobrze – skinął głową Liam – Ale najpierw powiesz mi, gdzie jest Willow.

   Spojrzałem na niego zdziwiony, analizując wypowiedziane przez niego słowa. Powoli zaczęło docierać do mnie, o co w tym wszystkim chodziło... O Willow. Włamałem się do niej, a ona zniknęła. To znaczyło, że Imogen dopięła swego i przemieniła ją w potwora, którego trudno opanować, o ile w ogóle zdołała to przeżyć. Nie mogłem im tego powiedzieć. Nie teraz gdy mieli Thomasa.

  – Puśćcie go – chłód w moim głosie zmroził nawet mnie. Musiałem rozegrać to najlepiej jak tylko potrafiłem. – Powiem wam wszystko.

  – Nie ty stawiasz warunki kotku – uśmiechnął się Derek – Mam twojego króliczka.

  – A ja mam twoją siostrę – skłamałem, spoglądając na Liama – Myślę, że to uczciwa wymiana.

____________________________________

Hej Bubusie! ❤

Już dawno nie męczyłam się przy rozdziale, jak przy tym, ale jest. Z tygodniowym opóźnieniem, ale dałam rade. Nie powiem, że jestem z niego dumna, bo nie jestem, ale cóż... Miejmy nadzieję, że wena znów zapuka do mych drzwi i wypiję z nią dobrą herbatke.

Nie wiem czy wiecie, ale jesteście WIELCY! Wbiliście w tym fanfiku przeszło 3 tysiące gwiazdek i ponad 20 tysięcy wyświetleń!!! Tym samym przebiliście statystyki "Proszę, Tommy. Proszę". Jak?! Dziękuje bardzo! Obiecuję, że zrobię za to coś specjalnego, choć nie wiem kiedy :D

Jeszcze raz wielkie dzięki, miłego weekendu i do następnego! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top