Rozdział 25
Zaparkowałem Jeepa na prawie zapełnionym parkingu przed kliniką, w której leżała Willow. Trochę minęło, odkąd byłem tu po raz ostatni, ale musiałem ją odwiedzić. W pewnym sensie bardzo tego potrzebowałem. Przyjaźniliśmy się od ośmiu lat, a tak bardzo potrafiłem ją skrzywdzić.
– To tutaj? – zdziwił się Thomas, przyglądając się z niedowierzaniem, ogromnemu budynkowi. Podczas jazdy mało rozmawialiśmy ze sobą, być może bojąc się poruszyć jakiś niewygodny temat. Byłem mu wdzięczny, że nie pytał o Willow, a on był pewnie wdzięczny mnie za nieporuszanie tematu Asha, czy jego despotycznego ojca. Tak jak sobie obiecałem, nie zamierzałem naciskać. Jeśli będzie gotowy, sam otworzy się przede mną tak, jak wtedy, gdy opowiadał mi o zabiciu omegi.
– A czego się spodziewałeś? – zapytałem, przyglądając mu się z uśmiechem.
Po drodze wstąpiliśmy do kwiaciarni po bukiet niezapominajek, które Willow bardzo kochała. Była tak samo piękna i delikatne, co te drobne kwiatuszki.
– No nie wiem... Szpitala? – podsunął, rozglądając się dookoła. – A tymczasem przyjechaliśmy pod jakąś wielgachną willę.
Wzruszyłem ramionami.
Faktycznie, klinika ani trochę nie przypominała miejsca, w którym znajdowali się chorzy, a nawet umierający ludzie. Dużych rozmiarów, śnieżnobiały budynek, otoczony kolumnami, pięknymi kwiatami i zielonymi alejkami, które kluczyły pomiędzy idealnie przystrzyżonymi żywopłotami, przywodził raczej na myśl dość drogi hotel, w którym chce się odpocząć, oderwać od rzeczywistości i wszystkich problemów, a nie płakać i modlić się o zdrowie kogoś bliskiego.
– Jej rodzice są dość bogaci – dodałem po chwili i odpiąłem pasy. – Chodź – ponagliłem go i zatrzasnąłem drzwi.
Blondyn zrobił dokładnie to samo i już po chwili kroczyliśmy wybrukowaną, wąską alejką w kierunku drzwi. Nie okazywałem tego, ale byłem wdzięczny Thomasowi, że zgodził się przyjechać tu ze mną, dodając mi tym samym otuchy. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałem tutaj, czułem się przytłoczony poczuciem winny, a moja nienawiść do samego siebie osiągała poziom krytyczny, dlatego z czasem przestałem tu zaglądać. Rzecz jasna ni jak nie pomogło mi to uporać się z przygniatającymi mnie wyrzutami sumienia. W sumie czułem się jeszcze gorzej, bo po wszystkim tak po prostu ją zostawiłem.
– Dzień dobry – przywitałem się z młodą pielęgniarką, która siedziała przy komputerze za kontuarem – Nazywam się Dylan O'Brien, przyszliśmy odwiedzić Willow Dunbar.
– Ah tak, pamiętam pana! – zawołała nazbyt entuzjastycznie, uśmiechając się przy tym ciutkę przerażająco, przez co zacząłem zastanawiać się, czyżby nie było to efektem spożycia jakiejś kolorowej pigułki, których musieli mieć tutaj setki. – Trafią panowie sami? – zapytała, unosząc się z miejsca.
– Tak – pokiwałem głową, zapewniając ją i nie czekając na jej reakcję, pociągnąłem Thomasa za sobą, zmierzając ku drzwiom, za którymi wegetowała Willow. Otworzyłem je, a przodem wpuściłem blondyna, który stanął w progu jak wryty. Uderzyłem nosem w tył jego czaszki, cudem unikając zgniecenia bukietu. Odsunąłem się o krok i rozmasowałem obolałe miejsce. Już miałem zapytać, o co chodzi, gdy nagle wszystko stało się jasne.
– Miło was widzieć chłopcy!
Nie. Gorzej już być nie mogło.
Wyjrzałem zza ramienia Tommy'ego tylko po to, by zobaczyć Imogen siedzącą przy łóżku Willow i gładzącą nieprzytomną dziewczynę po dłoni.
– Dylan! – dopiero teraz dostrzegłem małą dziewczynkę, która podbiegła do mnie i rzuciła się na moją szyję. Była młodszą wersją Willow, jej siostrą, małą kopią i oczkiem w głowie. – Przyszedłeś!
– Daisy! Co tam? – Zapytałem wesoło i uściskałem ją.
– Za dwa tygodnie są moje ósme urodziny, wiesz? – pokiwałem głową, choć tak naprawdę całkowicie o tym zapomniałem – Przyjdziesz? Proszę, proszę, proooszę. – Oderwała się ode mnie i złożyła ręce w błagalnym geście. – Imogen też przyjdzie! Prawda, Imogen?
– Oczywiście skarbie – zapewniła ją, przesłodzonym głosem.
– Okay – zgodziłem się, mając nadzieje, że w moim głosie nie dało się dostrzec niechęci.
Uwielbiałem małą Daisy, ale... Po tym wszystkim nie chciałem przychodzić na jej urodziny. Zbyt wiele się wydarzyło i to nawet nie chodziło o Willow czy Imogen, a...
– Kto to? – zawołała, pokazując na Thomasa i mierząc go uważnie wzrokiem. Blondyn uśmiechnął się do niej, a jej buźka na nowo rozpromieniła się uśmiechem.
– To mój...
– Jego chłopak, Tom – weszła mi w słowo Imogen, uśmiechając się szyderczo. Spiorunowałem ją wzrokiem, ale jedyne co osiągnąłem to jeszcze większe zadowolenie wymalowane na twarzy dziewczyny.
Oczy Daisy zaświeciły się radośnie, a uśmiech poszerzył do granic możliwości. Wyglądała dosłownie jak urocza dziewczynka z horroru, której uśmiech jest tak ogromny, że gdyby nie uszy, byłby dookoła głowy. Wyciągnęła rękę i przywitała się z zakłopotanym Thomasem, który cały czerwony na twarzy, tupał w miejscu.
– Ty też możesz przyjść. – powiedziała, ciągle trzymając go za rękę. – Razem z Dylanem, a teraz lecę poszukać Liama! – zawołała i wybiegła na korytarz, trzaskając drzwiami.
– Liam tu jest?! – zapytałem z paniką w głosie. Czy ja mówiłem, że ten dzień nie mógłby być gorszy? Myliłem się. – Cholera jasna. – zakląłem pod nosem.
Thomas spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale postanowiłem
to zignorować. Zbyt dużo by wyjaśniać, a zbyt mało na to czasu. Zresztą, na pewno nie chciałem robić tego w obecności Imogen, która zaśmiała się głośno i przekrzywiła szyderczo głowę na bok.
– Chyba nie sądziłeś, że Daisy przyjechała tu sama, co?
– Ja...
Jak mogłem być taki głupi?
Ale z drugiej strony, nie mogłem unikać go do końca życia. Sam nie wiem jakim cudem udało mi się, nie wpaść na niego w szkole.
– Kim jest Liam? – nie dawał za wygraną blondyn, przerzucając wzrok ze mnie na Imogen i z powrotem. To naprawdę nie był najlepszy moment na wyjaśnienia.
– To brat Willow – wyjaśniła Imogen. – No i chłopiec na jedną noc naszego Dylana – dodała po chwili, wzruszając ramionami. No tak, zwyczajne ugryzienie się w język w jej przypadku graniczyło z cudem. – Wiesz Tommy, Dylan był zrozpaczony po rozstaniu z Derekiem, a Liam od zawsze wodził za nim wzrokiem, więc...
– Daruj sobie! – warknąłem na nią. – Nie był chłopcem na jedną noc!
– Spałeś z nim więcej razy? – udała zdziwioną, choć doskonale znała odpowiedź. Jak mogłem popełnić tak wielki błąd, mówiąc jej o tym? Jak mogłem się z nią przyjaźnić?
– Byliśmy wtedy pijani! Thomas, chyba już pójdziemy – złapałem chłopaka za rękaw i odwróciłem się do drzwi, napotykając błękitne oczy chłopaka, z którym w zasadzie łączyła mnie jedna noc. Jak na złość musiał przyjechać tu akurat dzisiaj.
– Dylan? – uśmiechnął się błękitnooki, wchodząc do środka. Najwyraźniej nie słyszał naszej rozmowy albo doskonale udawał. – Dla mnie te kwiatki? – dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę, że ciągle trzymałem te cholerne niezapominajki.
– To dla...
– Wiem, żartowałem – uciął, nie dając mi dokończyć. Spojrzał na Thomasa, przyglądając się mu uważnie – My... My się chyba nie znamy?
Blondyn pokiwał głową i wyciągnął dłoń do niższego.
– Jestem...
– Chłopakiem Dylana – zawołała z tyłu Imogen, którą szczerze miałem ochotę w tym momencie zamordować.
Liam zmierzył go wzrokiem, ale nie odezwał się ani słowem.
– Thomas Sangster – kontynuował, nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny. W co ja cię wciągnąłem Tommy?
– Liam Dunbar – ujął dłoń blondyna i lekko nią potrząsną, po czym wyminął mnie i podszedł do Willow.
Było mi go szkoda. Już dawno dałem mu do zrozumienia, że między nami nic nie będzie, nie chciałem go krzywdzić, a jednak zrobiłem to. Chyba potrafiłem zadawać tylko ból. To przeze mnie nie trzymał się naszej paczki, mimo że był bratem bliźniakiem Willow. Gdy zapytałem go, czy chciałby z nami gdzieś wyskoczyć, odpowiedział, że nie może znieść widoku Dereka, który może dotykać mnie w sposób, w jaki on nigdy nie będzie mógł. Dopiero wtedy dowiedziałem się, o jego orientacji, ale nie odwzajemniałem jego uczuć. Potem rozstałem się z Derekiem. Imogen miała trochę racji, byłem zrozpaczony, pojechałem do supermarketu, zaopatrzyłem się w alkohol, a potem spotkałem Liama. Dużo wypiliśmy, dużo za dużo i doszło do tego, do czego nigdy nie powinno dojść. Jakiś czas później stało się to wszystko z Willow, a ja nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy. Do tej pory chował do mnie urazę, ale nie mogłem go za to winić. W końcu to ja go wykorzystałem.
Imogen spojrzała w swój telefon i podniosła się z krzesła. Szepnęła coś na ucho Liamowi, po czym przytuliła go i ruszyła w naszą stronę. Pożegnała się z Thomasem i skinęła mi głową, a następnie wyszła. Byłem wdzięczny niebiosom, czy tam czemukolwiek, co wypędziło tę jędzę z dala od nas. Przynajmniej teraz mieliśmy ją z głowy. Ta dziewczyna potrafiła jedynie mieszać, rozpętać burzę w szklance wody.
– Liam? – zacząłem, gdy Imogen zatrzasnęła za sobą drzwi, ale zupełnie nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Już rozmawiałem z nim na temat tamtej nocy, ale ciągle miałem wrażenie, że to za mało. Poza tym nie chciałem dawać mu nadziei i zdawałem sobie sprawę, jak strasznie musi się teraz czuć Thomas.
– Tam masz wazon – wskazał głową na parapet, nawet na mnie nie spoglądając.
Podszedłem do wazonu i napełniłem go wodą, po czym wstawiłem przyklapnięte już kwiatki.
– Nie widziałem cię w szkole – zauważyłem, podchodząc do łóżka Willow i składając na jej poliku całusa.
Moje zmysły na moment oszalały, czując tak znajomą woń jej krwi. Zacisnąłem powieki, wtulając się w zagłębienie jej szyi, mając nadzieję, że moje kły wrócą na swoje miejsce, a oczy znowu będą miały kolor brązowy. Jak po tym wszystkim nadal mogłem czuć pożądanie, bo pragnieniem nie mogłem już tego nazwać.
– Dopiero wczoraj wróciłem z Amsterdamu, więc do szkoły idę dopiero w poniedziałek – wyjaśnił, gładząc dziewczynę po głowie.
– Jak się trzymasz? – odchrząknąłem i stanąłem prosto, starając się nie spoglądać na chłopaka. Cały czas wbijałem wzrok w nieprzytomną twarz mojej przyjaciółki. Jej piękne blond włosy, które jeszcze kilka chwil temu były pewnie czesane przez małą Daisy, rozsypane były na poduszce. Blada skóra prawie zlewała się z bielą pościeli, w której leżała.
– Zależy, co masz na myśli – prychnął. Nie miałem pojęcia jak na to zareagować, dopiero gdy na niego spojrzałem, dostrzegłem ból w jego oczach. – Thomas, tak? Jesteś tu nowy, prawda? – zmienił temat, a ja tylko spuściłem wzrok na swoje trampki. Byłem powodem wszystkich jego cierpień.
– Tak – odpowiedział blondyn, lekko zakłopotany. On również musiał dostrzec ból malujący się na twarzy chłopaka. – Jestem tu od trzech tygodni.
– Szybko zawróciłeś w głowie Dylanowi – prychnął ponownie. Było to dla niego typowe. – Ciesze się waszym szczęściem, serio.
– Nie jesteśmy parą – zaprzeczył – Po prostu mieszkam u Dylana.
Trochę zabolało, choć Thomas powiedział prawdę. Nie byliśmy parą.
– Jesteś jego kuzynem?
– Jest łowcą – odważyłem się spojrzeć w błękitne oczy Liama – Przyjechał, aby ze mną trenować. Nie jesteśmy spokrewnieni.
Chciałem powiedzieć, że coś nas łączy, chciałem złapać Tommy'ego za rękę i powiedzieć, że mimo iż nie jesteśmy parą to i tak coś między nami jest, ale nie mogłem. Nie chciałem mówić nic wbrew Thomasowi. Może on sobie wcale tego nie życzył? Może wstydził się, bo obaj byliśmy chłopakami? Sam powiedział, że tylko u mnie mieszka. Może naprawdę tak myślał? Nigdy wcześniej nie umawiał się z nikim, więc może dla niego to tylko pierwsza przygoda, która dostarcza rozrywki, jest przyjemna, ale przelotna i nie na serio, a już tym bardziej nie na pokaz? – Pójdziemy już – dodałem po chwili, starając się odpędzić od siebie myśli, które zaczęły kotłować się w mojej głowie. Ponownie nachyliłem się nad Willow, składając pocałunek na jej ciepłym poliku – Trzymaj się Will – szepnąłem z nosem w jej włosach, starając się przez chwile nie oddychać. Nie chciałem po raz kolejny ryzykować pokazaniem swojej natury.
– Przepraszam Liam – zwróciłem się do chłopaka i nie czekając na jego reakcje, odwróciłem się i ruszyłem do drzwi. Bez słowa ominąłem Thomasa, który stał pośrodku i ani drgnął, gdy go mijałem. Musiał czuć się parszywie, może nawet bardziej niż ja.
____________________________________
Hej Bubusie! ❤
Mamy małe opóźnienie przez moją jazdę (za co przepraszam), ale rozdział już jest! ;)
W mediach Willow, a Liama chyba nie muszę Wam przedstawiać 😍
Ale i tak podziele się z Wami jego zdjęciem!
Do następnego kochani i miłego tygodnia!! 😘❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top