Rozdział 18
Dochodziła druga w nocy, gdy zmieniałem swój bok poraz setny, wiercąc się na łóżku. Nie mogłem zmrużyć oka, walcząc ze swoimi myślami, których za wszelką cenę chciałem się pozbyć. Pragnąłem, żeby to wszystko już się skończyło. Chciałem po prostu przestać się bać, choć już powoli zaczynałem się gubić, czego tak właściwie się bałem.
Westchnąłem ciężko i podniosłem się do siadu. Nie było sensu męczyć się, skoro i tak wiedziałem, że sen nie nadejdzie. Sięgnąłem po książkę w nadziei, że choć na chwilę oderwę się od mojej rzeczywistości, która sama w sobie była niezłym materiałem na książkę i to w stylu Stephena Kinga. Pewnie uśmierciłby mnie jakoś w połowie, ale to i tak byłoby lepsze niż walka z poczuciem winny, które zjadało mnie kawałek po kawałku, trawiąc moją duszę, o ile kiedykolwiek ją miałem.
Zerknąłem w okno, otwierając książkę na zaznaczonej stronie i wtedy usłyszałem coś, co zmroziło mnie do szpiku kości, a dziesiątki przeraźliwych myśli zaczęło przewijać się przed moimi oczami niczym kalejdoskop złożony z najczarniejszych koszmarów, w których główną rolę odgrywał on, Thomas. Przeraźliwy krzyk dochodził z jego pokoju. Moje serce łomotało o żebra, a żołądek zacisnął się w ciasny supeł, utrudniający zaczerpnięcie świeżego powietrza. Zerwałem się do góry i po kilku sekundach stanąłem nad łóżkiem blondyna, który miotał się w pościeli, ciągle krzycząc. Nie myśląc, rzuciłem się na jego łóżko, przyciągając rozdygotaną, kościstą postać do swojego torsu, przez co solidnie oberwałem dłonią w twarz.
– Żebyś tak walczył na treningach... - mruknąłem, ciągle siłując się z chłopakiem, który jak w transie wymachiwał swoimi kończynami, a po jego zaróżowionych polikach ciekły łzy.
Może Thomas był chudy jak szczepa, ale zdecydowanie nie brakowało mu siły, szczególnie teraz, gdy wierzgał rękami i nogami na wszystkie strony, wrzeszcząc jak opętany.
– Tom! – wrzasnąłem. – Tommy! To tylko zły sen! Słyszysz? Otwórz oczy! Już dobrze, jestem tu! Słyszysz? Tommy!
W drzwiach pojawił się mój ojciec, wyglądający jakby wyruszał na polowanie. Biła od niego determinacja, odwaga i czujność, którą nie pogardziłby nawet sam Dean Winchester z ulubionego serialu Tylera. Brakowało mu tylko rynsztunku i odpowiedniego stroju. Obok niego stała zaspana i zmartwiona mama.
– Thomas! – potrząsnąłem nim ponownie, starając się przywołać go do rzeczywistości. - Obudź się, Thomas!
Blondyn otworzył oczy i zdezorientowany zaczął rozglądać się po pokoju, jak gdyby to, co nawiedziło go w śnie, mogło przedostać się do rzeczywistości, czyhać gdzieś w kącie i rzucić się na niego pozbawiając go życia.
– Już dobrze, Tommy – wyszeptałem i ostatkiem sił zwalczyłem chęć przytulenia go mocniej, niż to było konieczne.
– Ja... – zaczął łamiącym się głosem, przełknął ślinę i zaczerpnął powietrza, odpychając mnie od siebie. – Bardzo państwa przepraszam, za tę pobudkę.
– Nic się nie stało, skarbie – uśmiechnęła się ciepło moja mama, z tak dobrze mi znaną matczyną miłością. – Może czegoś potrze...
– Przyniosę mu wody – uciąłem jej i wzruszyłem ramionami – I tak nie mogłem zasnąć, wy wracajcie spać.
Oboje pokiwali głowami na zgodę, choć kobieta zrobiła to niechętnie, po czym zamknęli za sobą drzwi. Złe sny u młodych łowców były czymś normalnym i bardziej naturalnym niż u zwykłych ludzi. Nastolatkowie w naszym wieku budzą się z koszmaru i wierzą, że to tylko wytwór ich wyobraźni, który nie ma prawa bytu w rzeczywistym świecie. Z nami jest inaczej. My, budząc się z koszmaru, wiemy, że wszystkie legendy mają w sobie trochę więcej prawdy niż tylko przysłowiowe ziarenko.
– Nie chcę wody – wyszeptał ze spuszczoną głową.
– A co byś chciał? Melisy? Może mleka? - dopytywałem zmartwiony. - Tak, zagrzeję ci mleka.
– Nie lubię mleka. – powiedział stanowczo, gdy chciałem wstać z jego łóżka. – Idź już! – nakazał mi ostro, choć jego głos załamał się odrobinę. – Dam sobie radę sam.
Stanąłem jak wryty, wpatrując się w niego. Nie rozumiałem reakcji chłopaka, który jeszcze przed chwilą wrzeszczał, jak ktoś, kogo obdzierano ze skóry.
– Tommy...
– Wyjdź! Wynoś się!
– Słyszałeś wszystko. Moją rozmowę z ojcem. – Zrozumiałem. Chłopak skinął głową, choć nie było to pytanie. – Ale nie wiesz, że było to tylko kłamstwem, abym nie musiał tłumaczyć się ojcu. – westchnąłem ciężko i odwróciłem się do drzwi, chwytając za klamkę. – Dobranoc Tommy.
– Mógłbyś – zawahał się, a ja zerknąłem w jego stronę. Tym razem patrzył na mnie, a w jego oczach widziałem niepokój. Czyżby nadal bał się tego, co nawiedzało go we śnie? – Mógłbyś zostać ze mną? – wyszeptał, ponownie wbijając swój wzrok w splecione dłonie.
– Zostanę – odparłem.
Chłopak przesunął się, robiąc więcej miejsca obok siebie. Czy on naprawdę chciał, abym spał z nim w jednym łóżku? Byłem pewien, że będę zmuszony spędzić resztę nocy na krześle, obserwując, jak zasypia, czuwając nad tym, aby nie przyśnił mu się kolejny koszmar, ale nie spodziewałem się zaproszeniem do łóżka.
Położyłem się przodem do chłopaka, starając się nie dotykać go przy tym, choć po tym, co zaszło na treningu, a raczej, do czego by prawdopodobnie doszło, gdyby nie telefon od Imogen, to było bezsensowne, ale wiedziałem, że nie powinienem tego robić, nie teraz, gdy chłopak był przerażony. Zresztą odepchnął mnie od siebie, a to było jednoznaczne z tym że nie życzy sobie, abym go dotykał.
Zamknąłem więc oczy, starając się zasnąć i nie myśleć za wiele o tym, w jakiej znalazłem się sytuacji, z chłopakiem, który zawrócił mi w głowie i być może by mi się to udało, gdyby nie głowa blondyna wtulająca się w mój tors i jego ręce obejmujące mnie w pasie.
– Dylan? – powiedział, stłumionym przez moją koszulkę, głosem. – Mogę cię o coś zapytać?
– Właśnie to robisz – uśmiechnąłem się w ciemność i również go objąłem, a nos schowałem w jego blond kosmykach, które przyjemnie łaskotały mnie w nos. – Ale możesz pytać, ile tylko chcesz.
– Czy ty go jeszcze kochasz?
Spiąłem się nieznacznie i lekko odsunąłem od chłopaka, starając się w ciemności uchwycić jego wzrok.
– Co? – zapytałem, udając, że nie mam pojęcia, o co mu chodzi.
– Ty i Derek, czy wy...
– Nie, nie kocham go i nic już mnie z nim nie łączy. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Słyszałem twoją rozmowę z ojcem i pomyślałem...
Westchnąłem i z powrotem przyciągnąłem chłopaka do siebie. Jak miałem mu wyjaśnić, że tu wcale nie chodzi o Dereka, a o coś znacznie gorszego?
– Już ci mówiłem. Skłamałem ojcu. Byłem spotkać się z Imogen.
– Ale nadal przez niego cierpisz? Widzę, jak chodzisz rozbity, pogrążony we własnych myślach.
– Już nie. Może jeszcze trochę cierpiałem, zanim się pojawiłeś – uśmiechnąłem się i cmoknąłem go w czoło – ale teraz już nie. I... Tu wcale nie chodzi o niego, Tommy, a o Willow.
Tym razem to on odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
– To moja przyjaciółka – wyjaśniłem – stało jej się coś strasznego. Jeśli chcesz, możesz ze mną ją odwiedzić.
– Chcę – wyszeptał, po czym ziewnął i kolejny raz objął mnie w pasie.
– Powiesz mi, co ci się przyśniło? – zapytałem, ale nie doczekałem się odpowiedzi, bo chłopak zasnął, wtulony we mnie.
Wsłuchiwałem się w jego miarowy oddech, czuwając, aż w końcu sam odpłynąłem w spokojny i upragniony sen, którego od tak dawna mi brakowało. Wychodziło na to, że strzegliśmy swoich snów nawzajem.
____________________________________
Oj, Bubusie... Chyba musimy troch ruszyć z akcją, bo czuje jakbym was nudziła 😢 a bardzo tego nie chcę. A to oznacza, że potrzebuję czasu, aby wszystko ogarnąć, ale postaram się na sobotę wyrobić z rozdziałem 😉❤
Do następnego 😘❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top