𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 4
---------------------------------------------------------
- Larry! -zmarszczyłaś brwi oburzona jednocześnie również mając w oczach ten błysk zaciekawienia, który mówił mu, że mimo wszystko nie jesteś taka zła jak chcesz żeby myślał. Chłopak nie odpowiedział nic, zamiast tego siadając na parapecie okna w męskiej toalecie
- Czemu mnie tu zaprowadziłeś? Nigdy nie pragnęłam zwiedzać waszej świątyni facetów - zrobłaś kompletnie obrzydzoną minę na co on wzruszył tylko ramionami obojętnie. Nie po to cię tutaj przyprowadził. Fakt, sam też by Cię tu nie przeprowadzał gdyby nie musiał. W pełni bowiem rozumiał twoja odrazę.
-Chciałem Ci coś pokazać, no ale widzisz, z jakiegoś powodu nigdy nie miałem okazji Cię tu zaprowadzić
- Hmmm... zastanówmy się może dlaczego - spojrzałaś na niego z zmarszczonymi brwiami.
-Nie musimy jeśli nie chcesz. Możemy wrócić na nudne pitu pitu o szkolnej ewakuacji i bezpieczeństwie jeśli wolisz -Larry przewrócił oczami otwierając okno. Z jakiegos powodu zawsze jechało tutaj papierosami i zgnilizną, więc nie dziwił się Tobie, że nie miałaś ochoty tu przebywać. Szczerz mówiąc nastolatek widział już w życiu zaskakująco wiele obrzydliwych rzeczy, a jednak męski kibel u nich w szkole za każdym razem przebijał widok martwego królika czy roztrzaskanej głowy pani Sanderson.
Nie było to idealnie miejsce na randkę, prawda, ale nie po to tu przyszedł.
- No dobra już dobra -skrzyżowałaś ręce na piersi, Twoja wrodzona ciekawość przeważająca obrzydzeniu.
Kolejna rzecz którą w Tobie lubił, pomyślał Larry. Zdecydowanie pasowałaś zarówno do niego jak i do Sal'a jeśli chodziło o zainteresowanie rzeczami, które mogłaś po prostu zignorować. Nie czyniło to waszego życia łatwiejszym, kolejną osobą pakującą się bez powodu w kłopoty, ale stary, o ile ciekawsze było!
-Powiedz mi, że nie przyszedłeś tutaj palić bo wyjdę. Zaraz będą pewnie nas szukać. -powiedziałaś brzmiąc na zmęczoną. Pokręcił głową nie chcą podnosić przy Tobie tematu papierosów, nigdy tego nie lubiłaś, a wolał się z Tobą nie kłócić. Nie w tym momencie.
Otworzył jedną z kabin, ściany jej były gęsto pokryte różnej wielkości i koloru napisami. Po chwili niemego wpatrywania się w płytki wyciągnął z kieszeni duży czarny marker
-Ta dam -powiedział bez entuzjazmu po czym wepchnął Ci w dłoń przybór. - Tu się podpisujemy, cała nasza czwórka już tu jest, tylko Ciebie brakuje. - wskazał na miejsca gdzie widniały ich wspólne podpisy
- Fuj? Nie wiedziałam, że Ash tu też zaprowadzacie -mimo wszystko jednak jednym sprawnym ruchem kciuka zdjęłaś zatyczkę przybory i zaczęłaś bzgrolić na ciemnych ceramicznych płytkach oglądając przy okazji inne inicjały pozostawione na zawsze, na tej mistycznej ścianie w męskim.
- Zaraz, nie dadzą nam za to jakiejś kary? No wiesz niszczenie szkolnego mienia i tak dalej -przerwałaś nagle?
-Nieee, jest tu za dużo już tego żeby zauważyli jedno nowe. Chociaż i tak nie pisz nazwiska ani roku, tak na wszelki wypadek - odpowiedziałaś mu przytaknięciem po czym wróciłaś do poprzedniej czynności.
Jak można było się spodziewać imion płci pięknej nie było zbyt wiele, można było jednak równocześnie stwierdzić, że znajdowało się ich tam zdecydowanie znacznie więcej niż mogłabyś się spodziewać. Skończywszy swój podpis gdzieś koło Todd'a i jakiegoś Paul'a oddałaś marker swojemu przyjacielowi.
- No, to by było na tyle. Możemy już wracać do nauczyciela, może jeszcze nie zdążyło to zaszkodzić Twojej perfekcyjnej reputacji -stwierdził chłopak bez żadnego jadu w głosie. Ty odebrałaś to chyba jednak z goła inaczej bo wzięłaś się pod boki i spojrzałaś na niego oburzona.
-Że niby ja jestem zbyt posłuszna? - Usiadłaś obok niego na parapecie po czym odwróciła się do okna żeby otworzyć je szerzej.
- Masz zamiar wyjść tamtędy? -zapytał z jedną brwią podniosioną w rozbawieniu. -Odradzałbym... słuchaj nie musisz mi nic udowadniać to nic złego być dobrym uczniem nie musisz tam wchodzić - W gruncie rzeczy w końcu nie chciał żeby stała Ci się krzywda. Było już jednak za późno bo wyglądało na to, że byłaś całkiem skupiona na swoim zadaniu
-Cicho, daj mi marker i mnie potrzymaj -powiedziałaś sprawnie omijając jego pytanie. Stojąc na parapecie odwróciłaś się przodem do niego. Zaraz po dostaniu przyboru sięgnęłaś po jego ramiona po czym otoczyłaś je wokół swojej talii. - No co jest? Trzymaj mnie mocniej, wydawało mi się że masz więcej siły -zaśmiałaś się na co Larry oblał się rumieńcem. Mimo wszystko jednak postarał się trzymać Cię nieco bliżej siebie. Nie spodziewał się tak szybkiego rozwoju wydarzeń, ale nie mógł narzekać.
Do świata realnego został brutalnie sprowadzony kiedy nagle wychyliłaś się za framugę okna w dalszym ciągu stojąc na parapecie. Poleciał w przód w ostatniej chwili przenosząc swój ciężar ciała w drugą stronę i ratując was oboje przed wyleceniem przez okno. Dopiero wtedy zobaczył że parapet nie wychodzi dalej na zewnątrz o twoje stopy wciąż stoją wewnątrz szkoły...aaa, to dlatego miał Cię trzymać.
-LARRY! -pisnęłaś przerażona, Twoja górna połowa w dalszym ciągu w powietrzu. -MIAŁEŚ MNIE TRZYMAĆ -twoja twarz zrobiła się cała czerwona ze złości i strachu. Mimo, że chłopak powinien skupiać się na czymś kompletnie innym przez jego nastoletni mózg i tak przeleciało "tak też wygląda ładnie", myśl będaca bardzo nie na miejscu biorąc pod uwagę wasze położenie. Gratulacje chłopie.
- Nic mi nie mówiłaś że masz zamiar robić jakieś akrobacje na oknie! -odwrócił wzrok i tak czując się nieco winny, że prawie zabił ich oboje bo wybrał najgorszy z możliwych momentów by rozpływać się nad swoim obiektem westchnień.
-Właśnie że mówiłam! Nie słuchałeś?! - nic nie odpowiedział ponieważ nie chciał przyznawać, że miałaś rację bo w końcu to prawda, że nie słuchał.
Nie kontynuując rozmowy zaczęłaś skrobać coś pisakiem nad oknem i każda kolejna literą śmiejąc się do siebie coraz bardziej.
- Co tam piszesz? -spytał zaciekawiony na co ty tylko wyszczerzyłaś się szerzej i ku jego szczęściu zeszłaś w końcu na ziemię
- No halo? Pytałem się o coś. -zmarszczyła brwi
-To co tam napisałam to będzie mój mały sekret -zamrugałaś parę razy do niego udając niewinną
- Jesteś dziecinna, wiesz o tym? -westchnął ciężko
- Ja jestem dziecinne? -już miałaś zaczynać mu kolejny wywód kiedy w waszych uszach zadźwięczał dzwonek
- Huh? Czy to jakiś kolejny alarm -pomyślał w głos.
Chwyciłaś go za rękę i zaczęłaś ciągnąć w stronę wyjścia spanikowana.
- To na przerwę! -zdążyliście na szczęście usunąć się stamtąd zanim jakiś uczeń, lub gorzej, nauczyciel zdążyli was zauważyć.
Korytarz powoli zapełnił się ponownie kiedy uczniowie olewając kończenie ewakuacji zdecydowali cieszyć się swoim prawem do przerwy. Ty oraz Larry udaliście się do Sali w której miałaś mieć następną lekcje po drodze wyłapując kolejno Sal'a, Ash i Todd'a
- Gdzie byliście? -spytała dziewczyna patrząc na waszą dwójkę na co brunet z uśmiechem pomachał markerem.
Poczułaś jak na Twoim ramieniu ktoś bardzo powoli kładzie dłoń.
-Szczere wyrazy współczucia - stwierdził okularnik patrząc na Ciebie z litością
- Z tego co widziałem w moim krótkim życiu wygląda to tak tylko w naszej szkole. Wszędzie indziej jest w miarę ok. -wtrącił się Sal
- Yhm, ja sobie też współczuję. Nie wiedziałam, że wy faceci macie aż tak źle. Chyba wole te kolejki w damskiej niż to. -westchnęłaś starając sobie nie przypominać tamtego makabrycznego miejsca.
- A właśnie, może ty i Ash powinnyście nas tam do was kiedyś zabrać. Wiecie, tak na oględziny - Larry włączył się do rozmowy z przebiegłym uśmiechem na co dostał od Ciebie łokciem w żebra.
Cios nie był jednak nie wystarczająco mocny, żeby stracił nadzieję. Już otwierał usta, aby dodać coś więcej kiedy do waszej piątki podszedł Henry. Z tego co pamiętał brunet znałaś się z tamtym dosyć dobrze, jeszcze zanim poznałaś ich czwórkę.
Siedział też z Tobą w ławce gdy miałaś lekcje, na którą nie chodził żaden z waszych przyjaciół. Nigdy jednak żadna inna osoba z waszej paczki nie rozmawiała z nim więcej niż dziesięć sekund więc wszyscy naturalnie uznali, że chciał czegoś właśnie od Ciebie. Jakie było, więc ich zdziwienie kiedy po kolei wymienił imiona każdego z osobna.
- Um...organizuję imprezę u mnie w domu dziś wieczorem, no i wiecie, znacie się z [Twoje Imię] więc zgaduje, że jeśli chcecie możecie przyjść albo coś. -powiedział drapiąc się po karku wyraźnie nie wiedząc jak powinien się wokół was zachowywać. [Twoje Imię] spojrzała pytająco na wszystkich z kolei. Po czym kiwnęła głową w geście zrozumienia na co Henry odwrócił się na pięcie i żegnając się z nimi po krótce, odszedł. Chwilę później cała piątka musiała rozdzielić się i pójść własnymi ścieżkami do własnych sal.
●
- Stary, wiesz, chyba powinniśmy pójść - stwierdził niebiesko włosy obojętnie. Obaj stali właśnie opierając się o bramę waszej szkoły czekając aż reszta ich przyjaciół do nich dołączy
- No nie wiem. Raczej nie spodziewałbym się tam zbyt ciężkiego brzmienia, raczej pop i jakieś smętne ballady - Larry wzruszył ramionami.
- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to, że przecież [Twoje Imię] tam będzie. Nie będziesz mieć lepszej szansy na rozwinięcie waszej relacji niż wolny taniec na parapetówce.
- No nie mów, że nie wiesz o co chodzi - kontynuował zobaczywszy zdziwioną twarz przyjaciela - Przecież na pewno będzie jakiś wolny taniec - przerwał na chwilę zastanawiając się jak lepiej ubrać to w słowa. Sal nigdy nie był najlepszy w opisywaniu tego co miał na myśli jeśli chodzi o romanse - No i... no i em... zaprosisz ją jako przyjaciel, jeśli coś do Ciebie czuje to taniec będzie dużym krokiem do przodu, a jeśli nie, to nic nie tracisz. Nie myślę żeby przywiązywała wtedy dużą uwagę do jednego przytulańca. Zwłaszcza, że to Ty. - Skończył
- Zwłaszcza, że to ja? -Larry zrobił oburzoną minę. - A co jest złego we mnie, że można nie brać tańca ze mną na poważnie? - skrzyżował ręce na piersi
- Pffff, nie o to chodzi. Po prostu łatwo możesz udawać, że to nie było nic wielkiego. Jestem pewny, że wtedy i ona będzie tego samego wrażenia -zaśmiał się chłopak z protezą.
- Niezła robota Larry! - ich rozmowę przerwał Todd wychodzący właśnie z drzwi szkoły i już z daleka krzyczący do nich z uśmiechem.
- E, co? -zapytał szczerze zmieszany.
- No jak to co? Tamto. -drugi chłopak podniósł palec wskazując gdzieś w górę. Brunet zrobił parę kroków do przodu i zwężając oczy i próbując dostrzec to o czym mówił przyjaciel.
W oddali, parę centymetrów nad jednym z okien umieszczone były słowa, który sprawiły, że serce nastolatka przez chwilę przestało bić.
Czarnymi, wystarczająco dużymi, żeby można było je zobaczyć z ziemi jeśli dobrze się przyjrzysz, literami napisane było.
"Larry Johnson tu był"
- Jezu Chryste czy ona próbuje mnie wsadzić do kozy?!
---------------------------------------------------------
Tak, to niezwykłe miejsce, do którego Cię zabrał to męski kibel. Nie musicie dziękować, naprawdę, nie trzeba.
Zauważyłam ostatnio, że Larry jest po prostu obrazem mnie kiedy ktoś mi się podoba xD Głupia, nieostrożna i bardzo oczywista. Jestem właściwe ciekawa, jak wy się zachowujecie kiedy ktoś wam się podoba ?
I proszę nie odpowiadać "normalnie" bo wiem, że to nie prawda xd
Komentarze zawsze mile widziane ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top