𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 8

Bonusowy rozdział!

To już przedostatnia część. Szczerze mówiąc dałam go tutaj tylko żeby można było poczytać trochę o szczęśliwym Larry'm. Ten chapter to właściwe tylko fluff więc cieszcie się nim bo później nie będzie już kolorowo.

---------------------------------------------------------

-Ej! Włosy mi wszystkie powyrywasz! -stęknął mężczyzna siedzący w łazience i skrzywił się z niezadowoleniem

- Larry! Jeśli chcesz żebym je uczesała to muszę trochę pociągnąć, nie da się inaczej. -zmarszczyłaś brwi po czym po raz kolejny przejechałaś szczotką po jego włosach co uzyskało Ci kolejny niezadowolony jęk bólu. - Naprawdę, musisz częściej się czesać.

-Musisz częściej się czesać -przedrzeźnił Cię złośliwie.

-Nie mów tak do mnie młody człowieku! -pogroziłaś mu palcem po czym stuknęłaś szczotką w czaszkę. Już zabierał się żeby wyrzucić z siebie kolejną docinkę kiedy uprzedziłaś go i zanim się zorientował jego nieszczęsne policzki były rozciąganie w obie strony jakbyś była ciotką na wigilii. -Powiedziałam, że masz być kulturalny tak? Nawet nie próbuj pyskować więcej.

- Dobra już dobra -podniósł ręce w geście poddania się bo jego mięśnie twarzy miały się za chwilę chyba oderwać od kości.

- No -uśmiechnęłaś zadowolona jak mała zołza którą jak najbardziej byłaś. Po czym znowu go uszczypnęłaś, tym razem w nos i całkowicie bez powodu
Tylko dlatego, że mógłaś.

Dobra teraz to już była wojna.

Wstał z krzesła i tym razem to on nie dał Ci dojść do słowa kierując swoje ręce prosto w stronę twojej ślicznej buźki.

- Nie! Nie proszę nie! Dopiero co się pomalowałam na to wesele! LARRY -krzyknęłeś ale było już za późno. Zaśmiał się triumfalnie.

-Wow, jestes nieznośny -westchnełaś ciężko

-Ale jestem Twoim kochanym chłopakiem i musisz się z tym pogodzić -podniósł Cię na chwilę do góry, zamykając w niedźwiedzim uścisku tylko po to żeby dać Ci krótkiego całusa w szyję. Zachichotałaś wyślizgując się z jego ramion żeby poprawić swój makijaż.

-Czy muszę Ci przypominać, że to Ty będziesz spóźniony na ślub własnej mamy jeśli będziesz tak przedłużał? -zaczęłaś nakładać na swoją skórę coś czego nazwy na pewno nie znał.

Uśmiechnął się do siebie łagodnie. Byłaś okropna. Czyli byłaś idealna. Czasami wręcz miał ochotę wyjść na ulicę i chwalić się Tobą losowym ludziom.

To jak z jakiegoś powodu zawsze o nim pamiętałaś, nawet w tych drobnych sprawach przy których większość ludzi nie myślała nawet o swoich rodzicach ty zawsze brałaś go pod uwagę. Niezależnie co robiłaś nigdy nie zdażyło Ci się o nim zapomnieć. Nie miał pojęcia co zrobił żeby na to wszystko zasłużyć ale zrobiłby to jeszcze sto razy.

To jak śmiałaś się za każdym razem kiedy Cię podnosił albo powiedział jakiś głupi suchar.

To jak potrafiłaś być ładna nawet kiedy leżałaś tydzień chora w łóżku i to jak późnymi wieczorami patrzyłaś się na niego tym jednym konkretnym wzrokiem, który sprawiał, że czuł się jak zakochany nastolatek po raz kolejny. Wszystko to sprawiało że każdego dnia zakochiwał się w Tobie trochę bardziej i w tym momencie zastanawiał się co rano czy ma w ogóle w sobie tyle miłości zeby aż tak Cię kochać, a jednak za każdym razem kiedy Cię widział czuł jak nowe uczucia rodzą się w nim po raz kolejny. Jak udało mu się zdobyć kogoś takiego jak ty i sprawić żebyś została jego dziewczynę tym lamerskim wyznaniem 5 lat temu? Nie miał pojęcia, ale nie zamierzał narzekać.

Po chwili on sam chwycił żyletkę po czym ostentacyjnie przesuwając Cię w bok żeby mieć trochę miejsca przy lustrze zaczął poprawiać coś co może by było w jakichś okolicznościach brodą ale tak naprawdę nie mogło się tym nawet nazywać.

Byliście naprawdę fatalni w przygotowywaniu się. Jedyne co zdążyliście zrobić to chyba wyprasować ubrania i ogarnąć jego włosy, a minęła już godzina.

Musieliscie zebrać swoje dupy trochę szybciej bo nie wyglądałoby to dobrze gdyby spóźnił się na ślub na którym miał być świadkiem. Zostałby zabity i to nie w żadnej przenośni.

- Więc którą jest godzin-...godzina! - prowadzony swoim procesem myślowym spojrzał w tamtej chwili na zegar i jak się okazało nie mieliście aż tyle czasu jak myśleliście. Wręcz przeciwnie wyglądało to jakby powinien już się przygotowywać do bolesnej i powolnej śmierci.

- No i czemu się drzesz?...Boże spóźnimy się Larry!!! - Twoje oczy zrobiły się równie wielkie jak jego i właśnie w ten sposób oboje ustanowiliście tamtego wieczoru nowy rekord w szybkości przygotowywania się.

Po kilkudziesięciu minutach panicznej jazdy, która jakimś cudem was nie zabiła byliście już na miejscu.

Lokal wybrany przez młodą(?) parę znajdował się gdzieś na odludziu, dosyć daleko od miasta. Sam ślub nie miał być duży więc nikt nie widział sensu robienia go aż tak daleko, ale Lisa naciskał żeby był na świeżym powietrzu, mówiła coś o naturze i jakiś bztetach tego typu, nie do końca słuchał, bo szczerze nie miałby problemu gdziekowiek by to wesele zrobiła, chciał tylko żeby była szczęśliwa, a to gdzie przypieczętowała to szczęście mógłobyć nawet na Marsie i tak by tam pojechał.

Wysiadł ze swojego starego auta, które jakimś astronomicznym cudem miał i już chciał sprawdzać godzinę kiedy nagle usłyszał z oddali wyraźne "LARRY". Odwrócił się z przerażeniem. Czyli jednak było za późno, Lisa biegła już w jego stronę z szybkością jakiej nie widział u niej od czasów kiedy zobaczyła wyniki jego matury.

Cholera. To było to. Koniec jego dni. Był martwy.

Zacisnął oczy szykując się na najgorsze kiedy nagle poczuł jak coś z uderza w niego z pełnym impetem i uwiesza mu się na szyi.

-Larbear! -zaśmiała się jego mama, która dzięki Bogu nie wyglądała ani trochę jakby chciała go zamordować. -Chodź, chodź zaraz wszystko się zacznie -pociągnęła go za kark przytulając do siebie z szerokim uśmiechem i zanim zdążył się pozbierać po tym matczynym ściskaniu był już wleczony gdzieś daleko słysząc tylko jak za nim, ty robisz wszystko żeby stłumić w sobie śmiech.

-Wyglądasz bombowo w tej sukience stary - stwierdził chłopak kiedy wesele już się zaczęło.

-Wiem, dlatego ją założyłem -odpalił Sally wyjątkowo pewny siebie jak na metalowca w sukince

Ceremonia była zaskakująco krótka i przyjemna i Larry wcale nie płakał kiedy prowadził Lise do ołtarza. Wcale. Nie. I jeśli ktoś zamierzał powiedzieć inaczej miał zamiar żywiołowo zaprzeczać.

W tamtym momencie brązowołosy popijał wódkę gadając z Sal'em, którego w pierwszym momencie pomylił z druchną, nawet zdążył się mu przedstawić jako syn panny młodej zanim chłopak w końcu odwrócił się do niego żeby ukazać mu swoją protezę, której mina nigdy nie wyglądała na tak nim zawiedzioną, a to było coś bo w końcu wyraz jej twarzy zawsze był taki sam.

Mężczyzna spojrzał w stronę parkietu, na którym jedynymi osobami byli Todd i Neil, którzy tańczyli jakby jutro miało nigdy nie nadejść. No właściwe Neil tańczył. Rudy jakoś tak tylko bujał się dziko we wszystkie strony? Nie było nawet jeszcze pierwszej, a on już był spity jak jakiś żul. Kto by pomyślał że nerd miał aż taką słabą. głowę?

Jego mama i jej nowy mąż siedzieli na krzesłach przytuleni do siebie jak para misiów i szeptali coś do siebie co jakiś czas chichocząc i Larry musiał się odwrócić ponieważ jego oczy zaczynały się okropnie pocić.

-Staaaary...jesteśmy teraz totalnie jak hmmm bracia, nie? Nooooo.... totalnie -stwierdził czując że alkohol powoli zaczyna działać -Możemy teraz robić te wszystkie zajebiste rzeczy jak na przykład eeee -zastanowił się chwilę

- No? Jak na przykład co? Nazwij jedną rzecz, którą robią bracia, a której nie mogliśmy robić wcześniej? -usłyszał glos troche z dołu i mógłby przysiądz, że plastikowe brwi na twarzy Sal'a się podniosły.

-Dobra już mnie nie męcz, jesteśmy teraz braćmi i to jest piękne. -Pokiwał głową jakby sam potwierdzając swoje niewątpliwie mądre i głębokie słowa po czym nagle jego oczy otworzyły się trochę szerzej szukając czegoś po sali -Skoro jednak mowa o pięknych rzeczach, widziałeś gdzieś moją dziewczynę? -zadał pytanie, na które jedyną odpowiedzią było wzruszenie ramionami że strony jego rozmówcy.

Właśnie, gdzie Ty byłaś? Zastanowił się chwilę mężczyzna nie mogąc wypatrzeć Cię w małym tłumie gości weselnych. Ubrałaś na siebie dzisiaj taką ładna sukienkę, nie było możliwości żebyś wtopiła się tak łatwo w tłum. Tłum, który jak warto zauważyć, składał się z mniejszej ilości osób niż wasza licealna klasa.

-Musiała chyba porzucić parę szarych komórek i pewnie się gdzieś zgubiła w tym niezwykle wielkim kompleksie-westchnął ciężko i niechętnie podniósł się ze swojego wygodnego krzesła. Odłożył kieliszek, do którego zdążył się już przywiązać. -Jakby się pytali gdzie jestem to powiedz, że poszedłem na papierosa czy coś -rzucił tylko Sal'owi kierując się prosto w stronę wyjścia z sali przyjęcia.

Pozostając jednak wierny swoim słowom wyjął z kieszeni mały rulonik i zapalił go, biorąc od razu duży wdech. Zaczął rozglądać się, w które miejsce mógłby pójść gdyby był Tobą.

Nie miał bladego pojęcia gdzie mogłaś być, dlatego ruszył po prostu przed siebie nie patrząc w najmniejszym stopniu, w którą stronę się kieruje. Jeśli wiedział jedną rzecz to było to to, że najłatwiej będzie mu znaleźć Ciebie właśnie tak.

Był miły wieczór, korony drzew otaczające go ze wszystkich stron kołysały się powoli. W powietrzu czuć było bryzę z pobliskiego jeziora i niebo usłane było gwiazdami. Nie był przyzwyczajony do zbyt długiego obcowania z naturą. Było dosyć ciężko znaleźć na to czas kiedy prowadziło się taki styl życia jak jego. Harował prawie non stop w swojej cholernie nudnej pracy i czasami miał serdecznie tego dość, ale wtedy przypominał sobie zawsze dlaczego to robi. Już niewiele brakowało mu żeby w końcu móc się z Tobą przeprowadzić. Studiowałaś w mieście paredziesiąt kilometrów dalej i był z Ciebie niesamowicie dumny, ale dystans, choć nie jakiś kosmiczny, momentami go zabijał. Pewnie byłby nieco bliżej swojego celu gdyby nie kupił tamtego auta, ale niczego nie żałował. Nie mógłby dłużej znieść niemożności odwiedzania Cię kiedy tylko miał czas.

Wziął oddech i zamknął na chwilę oczy. Wszystko wokół niego było spokojne. Przynajmniej do czasu kiedy coś nie pociągnęło go gdzieś w dół prawie go przewracając.

Podnosząc powieki ujrzał nikogo innego niż tylko tą właśnie osobę, której poszukiwał (I najwyraźniej za dużo naszukać się nie musiał. Jak widać sposób działał) patrzącą na niego z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy.

-O [Twoje Imię]! Szukałem Cię, gdzieś ty była słońce? -zapytał na co jego koszula została tylko szarpnięta mocniej zmuszając go do pochylenia się. Miał już narzekać na bezlitosne pomiatanie nim i jego biednym ciałem kiedy złożyłaś na jego policzku zaskakująco delikatny całus.

-E-e -Zaczerwienił się trochę speszony -A to za co? -dotknął skóry na której przed chwilą były twoje usta i głupio się uśmiechnął

- Nie wiem jakoś tak -wzruszyłaś ramionami chichocząc i wyglądając tak uroczo, że poczuł jak jego serce jest przekłuwane przez strzałę amora calkiem jak w tych wszystkich filmach animowanych -Robiłam zdjęcia ślubne i takie tam, nic ważnego

-Uuuuu, pokazuj pokazuj -zatarł ręce. Od niedawna próbowałaś swoich sił w fotografii. Ash, która sama nie mogła przyjść, pożyczyła Ci swoj aparat i dała nawet krótki kurs poprawnego jego używania. Mimo, że nie miałaś jeszcze wiele doświadczenia Larry był przekonany, że to musiałaś mieć naturalny talent no bo cholera, Twoje zdjęcia były zajebiste.

-Okej, już -zaczęłaś klikać coś na urządzeniu i po chwili mężczyzna mógł już zobaczyć po kolei wszystkie fotografie. Parę z samej ceremonii, parę Todd'a upijającego się do nieprzytomności, potem on i Sal wymachujący włosami do jakieś piosenki, którą o dziwo Lisa wybrała sama na to wesele (specjalnie dla nich oczywiście) i na końcu słodkie zdjęcie ich nowej trochę pozszywanie rodziny, które już widział w ramce.

-Kurde, mógłaś sprawić żeby mój nos wyglądał na chociaz trochę mniejszy -zażartował

- Nie ma niczego na tym świecie co sprawi, że ten nos będzie mniejszy -pstryknęłaś go -Poza tym czemu bym miałabym skoro jest taki słodki -dodałaś po chwili i już pochylałaś się żeby zrobić coś co na pewno zawstydziłoby go okropnie kiedy mężczyzna ratując swoją godność podniósł Cię z ziemi wywołując zaskoczony pisk.

-Hej, wiesz co zauważyłem? -wziął z twojej ręki aparat

- Co? -spojrzałaś na niego kładąc mu swoje miękkie drobne, w porównaniu do tych jego, dłonie na ramionach

- Nie ma żadnego zdjęcia nas we dwójkę-powiedział po czym skierował obiektyw w waszą stronę. Poprawiłaś swoje włosy i zaczęłaś się ustawiać kiedy całkiem niespodziewanie ale również całkiem planowanie, w momencie, w którym naciskał guzik, brązowowłosy odwrócił głowę żeby złożyć na Twoim policzku soczystego całusa.

Prawie natychmiast wyrwałaś mu aparat żeby przyjżeć się wykonanemu zdjęcie i już miałaś je kasować kiedy w ostatniej chwili zabrał ci to z rąk.

- Nie! Larry! Wyszłam okropnie! Oddawaj to! -zaczęłaś podskakiwać żeby sięgnąć urządzenia, które podniósł wysoko do góry poza twój zasięg.

- Nie. Ma. Mowy. -Zaśmiał się triumfalnie po czym obniżył trochę przedmiot żeby mógł zobaczyć jak wyszło.

Śmiałaś się z wyrazem czystego zaskoczenia na twarzy kiedy ściskał Cię tak na tym zdjeciu. Larry uśmiechnął się do siebie czując niespodziewany napływ uczuć zalewający go coraz bardziej z każdą sekundą jaką spędzał patrząc na to zdjęcie. Przyglądał się Twoim rysom, Twojemu uśmiechowi i całej Tobie przez bliżej nieokreśloną długość czasu i to co pewnie było zaledwie paroma sekundami wydawało mu się jak wieki. Byłaś naprawdę śliczna i nie miał pojęcia jak ale budziłaś w nim jego delikatną część, o której myślał, że zniknęła razem z jego ojcem. Dokładnie tam siedząc na jego jednej ręce wyglądałaś jakbyś nigdy nie miała być nigdzie indziej niż tylko z nim.

I właśnie wtedy, chyba po raz pierwszy w życiu Larry pomyślał, że życie było jednak dobre.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top