𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 2
Okazuje się, że byłaś świetną przyjaciółką. Pasowałaś do ich czwórki jak keczup do czterech frytek i nie było mowy, żebyś na długo pozostała tylko znajomą ze szkoły.
Coraz częściej więc zaczęli zapraszać Cię na różnego rodzaju swoje wypady i wyjścia. Każdego dnia przy lunchu dostawiali dla Ciebie piąte krzesło na stołówce. Opowiedzieli Ci nawet o tych wszystkich duchach, które mieli okazję spotkać. Innymi słowy, zaprzyjaźniliście się bardzo szybko i bardzo mocno.
W szczególsći jednak rozumiałaś się z Larrym i Sal'em. Nawet bardziej niż z Ash, co obu chłopaków mocno zdzwioło.
Nie minęło wiele czasu zanim stałaś się niezwykle częstym gościem w piwnicy apartamentowca Addison'a. Lubiłaś metal, co było nie było zbyt dużym zaskoczeniem według wyższego z nastolatków.
W końcu dobrze wiedzieli, że mimo tego jak bardzo lubiłaś się śmiać i jak niezwykle optymistyczna zawsze się wydawałaś bardzo łatwo było Cię zezłościć, miałaś bowiem niezwykle krótki temperament. Coś o czym przekonał się na własnej skórze nie jeden raz kiedy próbował zapodać potężnego suchara na Twój temat.
Jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy, musiało z pewnością wyglądać dosyć komiczne. To jak w pierwszym momencie zaczynałaś się śmiać tylko po to żeby powoli twój chichot ucichł, a jego miejsce zastąpiła bardzo niezadowolona i zła mina.
Nigdy nie mógłby jednak uważać tej cechy za coś co mu przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, znacznie częściej niż rzadziej uważał to za wręcz rozczulające. Nie tylko to jak szybko potrafiłaś przeskoczyć z roześmianej niewinnej dziewczyny do złej starej mochery, ale po prostu to ile miałaś w sobie energii na te wszystkie rzeczy. Energii, która idealnie wręcz znajdowała swoje ujście w dzikim machaniu włosami do ciężkich dzwięków elektrycznych gitar.
●
- Cholera. -przeklął pod nosem po raz setny patrząc na książkę, którą trzymał przed nosem. Musiał nadrobić parę rzeczy do szkoły więc Ty razem z Salem wpadliście na wpaniały pomysł wspólnej nauki. Krótko mówiąc nie był największym jego fanem. Znacznie bardziej wolałby robić z wami... no... cokolwiek innego niż to. Nie cierpiał się uczyć.
Larry nie był głupi, problem tkwił jednak w tym, że bardzo szybko poddawał się gdy cokolwiek mu nie wychodziło i natychmiast odpuszczał sobie kiedy miał do czynienia w szkole z czymkolwiek innym niż pamięciówką. Zdecydowanie nie pomagało mu też to, że bardzo łatwo się rozpraszał i nawet będąc mocno zdeterminowanym, już po godzinie miał naukę w głębokim poważaniu, zbyt zajęty czymkolwiek innym co upatrzył sobie akurat jako obiekt zainteresowania.
Właśnie przez te wszystkie wymienione wyżej powody Ty oraz jego najlepszy przyjacielem wpadliście na idealny pomysł przypilnowania chłopaka i jego nauki.
Dla solidaryzacji postanowiliście też łaskawie przynieść ze sobą własne książki, aby razem z nim uczestniczyć w tych mękach.
W tamtym momencie byliście już w trakcie trzeciej godziny siedzenia na tyłkach z nosem w podręcznikach i brunet miał wrażenie, że za chwilę coś komuś zrobi jeżeli to się nie zakończy. Za każdym razem kiedy próbował coś powiedzieć był jednak ostentacyjnie uciszany przez parę zaciśniętych w cienką kreskę ust.
Tym razem jednak był mocno skupiony na tym, żeby w końcu podjąć się czegoś, w jego oczach, bardziej produktywnego. Uderzając książka w stół wstał z miejsca od razu zaskarbiając sobie niezadowolone spojrzenia z waszej strony. Nie dał im się jednak ani trochę zniechęcić.
- Oficlajnie kończę to bo chyba zaraz ktoś zginie i nie jestem do końca pewny czy nie będę to ja - Powiedział po czym westchnął zadowolony patrząc jak [Twoje Imię] razem z Sal'em wstają bez większych oporów. I oni musieli w końcu mieć tego dosyć, bo z tego co wiedział żadne z ich trójki nie było kujonem aż do tego stopnia.
- No dobrze -przeciagnęłaś się i Larry mógł by przyrzec, że jego oddech na chwilę zatrzymał mu się w gardle na widok jak Twoja koszulka podnosi się akurat nad krawędź wytartych spodni. - Co będziemy teraz robić skoro uczenie się to już nie opcja?
- No błagam, proste, to co robimy zawsze kiedy się nie uczymy -wywrocił oczami chłopak
-Słuchajcie ja chyba pójdę do mnie się położyć -odezwał się nagle Sal na co oboje zgodnie przytaknęliście nie naciskając na to żeby został.
Mieliście pojęcie, że Sal rzadko kiedy mógł pochwalić się odpowiednią ilością przespanych godzin i kiedy już jego ciało wreszcie postanowiło pozwolić mu się położyć lepiej było mu nie przeszkadzać i dać drzemać w spokoju.
- No to chcesz czegoś posłuchać? -zaproponował Larry kiedy zostaliście sami.
-Nieeee, dziś jakos nie mam humoru - potrząsnęłaś głową na co on podniósł brwi zdziwiony. Nie wiedział, że da się nie mieć humoru na metal.
- Zawsze też możesz robić mi za modelkę, a ja Cię namaluję -chłopak podniósł brwi w nadzieji, że się zgodzisz. Uwielbiał Ciebie i uwielbiał malować, więc malowanie Ciebie cieszyło go podwójnie.
Szczerze mówiąc wasze drobne spotkania w czasie, których on uwieczniał Twoją podobiznę na płótnie należały do jego ulubionych. Zawsze wydawało mu się, że byłaś taka szczęśliwa kiedy siedziałaś na krześle i pozowałaś dla niego. Nigdy nie udawało Ci się jednak trzymać w bez ruchu zbyt długo, zawsze zaczynałaś się śmiać kiedy tylko otworzył usta żeby cokolwiek powiedzieć.
Nie mógł opisać słowami jak bardzo momenty takie jak te podnosiły go na duchu i jak głęboko w sercu je trzymał. Można by wręcz powiedzieć, że wepchnął je bardzo daleko w swoje wnętrze by mógł do niech powracać kiedy tylko życie robiło się trochę cięższe.
Jeśli by o tym pomyśleć trochę dłużej, to wszystko zaczynało być trochę komiczne,a zarazem smutne. To jak bardzo zależny był od Ciebie i tego jak zachowywałaś się względem nie tylko jego samego, ale zarówno całego otoczenia.
Dobrze pamiętał jak zawiedziony był gdy byłaś chora i nie przyszłaś do szkoły kiedy w szczególności na to czekał. Najgorsze jednak było, że kompletnie nie wiedziałaś o tym jak dużo tego co on czuł zależało od Ciebie, a on sam nie byłby nigdy w stanie Ci tego powiedzieć w twarz. Mógł mieć tylko nadzieję, że pewnego dnia nie postanowisz przestać się z nim widywać bo miał wrażenie, że kompletnie by go to załamało.
- Mam lepszy pomysł! -Twoje oczy nagle robłysły razem z pojawieniem się całkiem nowej idei.
- No, co wymyśliłaś? -spojrzał na Ciebie sam będąc zainteresowany co tym razem przyszło Ci do głowy.
-Chodź, pójdziemy na dach. Co ty na to? -złożyłaś ręce razem w uroczym geście ekscytacji, który sprawił że brunet po raz kolejny prawie zgiął się w pół kiedy jego nastoletnie serce zrobiło obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni.
- Jeśli chcesz -rzucił w Twoją stronę -Tylko się nie rozchoruj, noc jest dziś wyjątkowo zimna -dodał patrząc sceptycznie na Twój T-shirt - Chcesz mogę Ci dać moja bluzę...-dodał trochę ciszej dobrze wiedząc już z miejsca jaki efekt może mieć to na jego biednym sercu. W końcu takie rzeczy robiły pary, nie pary przyjaciół.
-Jeśli mogę...-odwróciłaś wzrok i mógłby przysiąc, że na twojej twarzy pojawił sie cień rumienica.
Wyszliście z pokoju i po chwili byliście już przy windzie czekając aż jej drzwi otworzą się i wpuszczą was do środka. W ciszy wasze oczy były utkwione w małym ekranie pokazującym jak daleko od was jest wasz transport. Stara blaszane puszka w końcu dotarła i w dalszym ciągu nic do siebie nie mówiąc ruszyliście w górę. Jedynym dźwiękiem zakłucającym praktycznie głuche pomieszczenie był cichy zgrzyt lin ciągnących was wyżej i wyżej.
-Kiedy ostatnio ktoś to sprawdzał? No wiesz, czy to jest jeszcze bezpieczne i tak dalej? -zapytałaś niespodziewanie wyrywając chłopaka z jego skupienia. Był bowiem bardzo skoncentrowany na tym by zachować swoją zwykłą nonszalancką postawę i nie rozpływać się jak jakiś kujon nad tym, że dziewczyna nosi jego bluzę.
Jak na komendę winda zawyła głośno swoimi metalowymi prętami, zachwiała się nieco co wywołało krótki pisk z Twojej strony i stanęła w miejscu.
- No to chyba jakieś żarty! -wyrzuciłaś ręce do góry w geście oburzenia - Nie możliwe, że teraz utknęliśmy tutaj! -Twoje ramiona opadły tak szybko jak się podniosły
- Zaraz, zaraz nie panikuj tak od razu, bo będziesz mieć zawał -Larry zaśmiał się, nawet po części nie wzruszony całą zaistniałą sytuacją. Uśmiechnął się po czym przyklęknął koło paneli z przyciskami z pewnym siebie wyrazem twarzy. Sięgnął do kieszeni swoich starych spodni i wyciągnął z nich lekko zardzewiały ale wciąż w większości czysty kawałek ostrego metalu. Odkręcił metalową obudowę po czym odrzucił ją na ziemię i sięgnął gdzieś głębiej. Nie zamierzał się popisywać i udawać, że robi coś bardziej skomplikowanego niż tylko przestawienie dwóch kabli dlatego w bardzo krótkim czasir wyciągał już ze środka dłoń i przykręcał wszystko ponownie na swoje miejsce, zadowolony, że znów jedziecie.
- No i działa ślicznotka -podrzucił parę razy swój pseudo śrubokręt widząc Twoją kompletnie zaskoczoną i pełną podziwu minę.
- Hej! Czemu nigdy nie powiedziałeś mi, że umiesz robić takie rzeczy?! -w Twoim głosie znów można było słyszeć ten znajomy wesoły ton.
- Nie jestem mechanikiem ani nic, to naprawdę prosta rzecz do zrobienia. Taki mały, powiedzmy, trik -wzruszył ramionami kiedy będąc już na ostatnim piętrze otwierał wejście na dach. Klapa była dosyć ciężka, w dodatku zamknięta na kłodkę, ale w końcu kiedy zna się woźnego czasami ma się klucze do różnych rzeczy.
- Niezła! Kto Cię takich rzeczy nauczył, co? - zasmiałaś się szykując do wspięcia za nim po drabinie
-Tata... -i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko przestało być wesołe i zabawne. Cisza, która w tamtym momencie zapadła była znacznie inną ciszą niż ta, która spotkała was na parterze.
Ta rzuciła jakby wielki cień na was oboje. Właściwe to Ty sama nie wiedziałaś nawet co się stało. Byłaś wystarczająco inteligenta, żeby poczuć kiedy dotknęłaś śinego punktu. Jednocześnie jednak nie miałaś pojęcia co mogłaś zrobić żeby w jakiś sposób się zreflektować.
Nigdy Ci w końcu o tym nie powiedział.
Twoje ramiona podniosły się nieco spięte kiedy usiadłaś na miejscu obok niego. Nastolatek mógł z łatwością stwierdzić, ze chciałbyś wiedzieć coś więcej, albo po prostu czuć się na tyle odważna żeby spróbować w jakiś sposób dodać mu otuchy, ale jednocześnie wiedział też, że wiele osób woli być po prostu ostrożnym, nie chcąc urazić przypadkowo kogoś innego.
Prawie uśmiechnął się na myśl, że mogłaś być taka uważana w stosunku do jego uczyć. Prawie. Jego głowę wciąż zalewały nieprzyjemne wspomnienia związane z tym wszystkim. Nie próbował nawet jakoś mocno ich zatrzymywać. To nie tak, że akurat teraz by mu się udało. Nigdy się nie udawało.
- To...dosyć długa historia... -zaczął w końcu przerywając tą niekomforotwą chwilę.
- Mam całą noc -odpowiedziałaś cicho nie patrząc w jego kierunku.
- Znaczy...to trochę głupie...- zaśmiał się sucho po czym położył się na zimnym betonie dachu zamykając oczy - Przez długi czas myślałem, że to przez to że jestem przeklęty czy coś -zmarszczył brwi czując jak słowa kłują go boleśnie zaraz po tym jak opuszczają jego usta. Jak mógłeś przez ten cały czas być aż tak głupi Larry. - No, a potem... potem się okazało, że żadnej klątwy nie ma, a on po prostu..
- ostatnie słowa zaległy mu w gardle i nie był do końca pewien dlaczego, ale wiedział, że nie da rady już tego zdania dokończyć. Zmarszczył brwi przygotowując się do kontynuacji. Miał wielką nadzieję, że jego głos nie drgał wystarczająco mocno żebyś zaczęła się martwić.
-Czasami myślę że zrobił to tylko dlatego, że nigdy nie poprosiłem go, żeby został... - w końcu udało mu się dobrać to w odpowiednie słowa. Wiedział, że drugim powodem mogło być po prostu to, że najzwyczajniej w świecie nie chciał już widzieć ani syna ani żony.
Dalej jednak chłopak twardo starał się mieć nadzieję, że mogło być w tym coś wiecęj, że mógł zrobić coś inaczej, lepiej, żeby ojciec został. Nie chciał i nie potrafił pogodzić się ze świadomością, że był po prostu niechciany. Niezależnie co by w sobie próbował zmienić i tak rodzic postanowiły go opuścić. Starał się wmówić sobie, że po prostu zrobił kiedyś coś źle. Coś co popchnęło mężczyznę do podjęcia tak drastycznych kroków.
W głębi duszy brunet jednak wiedział, że nie odrzuciły go żadne głupie zachowania, żadna część wyglądu chłopaka, wiedział, że on po prostu go nie chciał, nie chciał Larry'ego. W całości.
Dalej jednak jak głupie dziecko nie dopuszczał tej myśli do siebie. Nie dawał jej rozkwiatać i rosnąć. Samolubnie chciał tylko i wyłącznie sprawić, że czuł się na odrobinę lepszego niż był w rzeczywistości.
- To taka strasznie głupia rzecz. -zdecydował się w końcu kontynuować - Niespodziewanie prosić kogoś żeby nas nie zostawiał. Wszyscy wtedy od razu odpowiedzą "Nigdzie się przecież nie wybieram" jakby to było coś prostego, a kiedy przychodzi co do czego i tak odchodzą. I najgorszą częścią jest to, że wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić. Nie możesz trzymać ludzi blisko siebie na krótkiej smyczy a potem być na nich zły gdy próbują uciec, bo wiesz przecież, że muszą iść do przodu żeby się rozwijać i nikt nie będzie na Ciebie czekał. W końcu to Twoja wina że stoisz w miejscu - westchnął ciężko. Niedopwiedziane pozostało to czego bał się najbardziej. To jak wszyscy powoli też odejdziecie żyć gdzieś indziej. Todd, Ash, Sal, Ty.
Też go zostawcie.
- Ludzie mówią że nie ważne co, życie dalej się toczy...ale według mnie, to najsmutniejsza jego część... -zakończył czując jak jego serca robi się coraz cięższe w jego klatce piersiowej
-Larry otwórz oczy. -usłyszał nagle głos tuż obok siebie. Nie miał pojęcia skąd ta nagła zmiana tematu z Twojej strony. Może po prostu nie chciałaś słuchać więcej o tym jak jego własny ojciec uznał, że nie był wart uwagi.
Może ty też tak uważałaś.
Posłusznie jednak podniósł zmęczone powieki i zwrócił je w Twoją stronę
-Przegapisz je -wskazałaś głową w górę i mimo, że w dalszym ciągu był trochę zawiedziony tym, że zignorwoałaś to co powiedział spojrzał właśnie tam gdzie wskazywałaś
Nad Tobą i chłopakiem widniało wielkie, rozgwieżdżone sklepienie niebieskie. Zwyczajne, jak co noc niewzruszone, według Larry'ego, trochę zimne.
- Wiesz...może po prostu musisz znaleźć kogoś kto będzie chciał stać w miejscu z Tobą -odezwałaś się nagle i chłopak poczuł jak, jego serce prawie staje kiedy odwróciwszy głowę napotkał parę dużych błyszczących oczu wpatrzonych prosto w niego. Uśmiechałaś się delikatnie sprawiając, że po raz kolejny dziś, nie wiedział co powiedzieć.
-I przestań się tak martwić. Nie zmieni to jutra a sprawi tylko, że minie Cię dzisiaj - spojrzałaś ponownie w gwiazdy zachęcając go, żeby zrobił to samo po czym przysunęłaś się kawałek i miał wrażenie, że chciałaś złapać go za rękę jednak Twoja dłoń pozostałą nieruchoma zaledwie parę centymetrów od tej jego.
Słuchając się Twoich słów spojrzał ponownie w górę biorąc pierwszy raz tego wieczoru spokojny oddech.
- To...znasz jakieś konstelacje?
---------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział.
Szczerze to pisanie tego zajęło mi masę czasu bo był to rozdział dopisywany więc nie miałam go gotowego wcześniej, ale niezależnie jak wyszedł cieszę się, że już go skończyłam bo mnie męczył po nocach.
Bosz ta gra budzi we mnie moją zakopaną bardzo głęboko emo stronę i nie podoba mi się to
Komentarze zawsze mile widziane ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top