vrede
(POV Loki)
Co to jest projekcja? Jak wygląda? Już tłumaczę: jest to holograficzne wyświetlenie wspomnień czyjejś osoby. Można ,,przewijać'' retrospekcje wspomnień czyjejś osoby lub przyglądać się poszczególnym, interesującym nas, fragmentom. Jednak haczyk tkwi w tym, że osoba, której wspomnienia są wyświetlane cierpi katusze, a jeśli nie ma w sobie krwi Asgardczyka - umiera.
Po wejściu do sali nie od razu zwróciłem uwagę na wspomnienia Sygin. Bardziej zainteresowała mnie ona sama.
Stała boso na przeciw mnie i ewidentnie cierpiała. Smukłe dłonie miała przyciśnięte do skroni, a oczy kurczowo zaciśnięte. Usta miała rozchylone w niemym krzyku...
- Loki, podejdź tu.
Spełniłem polecenie ojca. Podszedłem do niego i wysyczałem:
- Jakim prawem używasz na niej zaklęcia projekcji?! Może umrzeć!
- Sama się na to zgodziła.
- Wiedziała jakie mogą być tego skutki..?! Mogłeś ją zabić! Ja nigdy...
- Zamilcz! - głos ojca był szorstki. - Jestem królem i decyduję o losach moich ludzi. A skoro nareszcie postanowiłeś się zjawić to patrz. Może cię to zainteresuje. - Odyn wskazał ręką w stronę Sygin.
Zacisnąłem zęby i spojrzałem w kierunku, który wskazał. Przyjrzałem się wspomnieniom...
***
- Tato! - odczułem ciepło wspomnienia, gdy mężczyzna przytulił kilkuletnią córkę. - Wróciłeś!
- Tak, Sygin - ojciec odsunął dziewczynkę na długość ramion i uśmiechnął się, a ja ujrzałem jak wiele ich łączyło: te same jasnobrązowe oczy, te same lekko zadarte nosy, te same delikatnie wystające kości policzkowe, te same...
- Na Yggdrasil... - wyszeptał Odyn - Ona jest córką Felharnida...
Tymczasem wspomnienia leciały dalej. Wojna. Krzyki. Śmierć. Wszechobecna, zasiewająca strach i zatruwająca umysły śmierć.
Znowu ujrzałem Sygin, teraz starszą - na oko siedmioletnią, zapłakaną, przedzierającą się przez dymiące zgliszcza i wołającą ochrypłym głosikiem:
- Tato! Mamo! Mamo...! Tat... - silny cios w głowę, który nadszedł z nikąd sprawił, że urwała w pół słowa i upadła na zalaną krwią ziemię.
- Ostatni zryw Jotunów Laufeya po przegranej wojnie - szepnął Odyn - miałeś wtedy osiem lat. - W jego głosie było coś nienaturalnego - Wtedy zginął Felharnid.
- Twój doradca!
- Były doradca.
Kilka następnych wspomnień było...okrutnych. Nigdy nie ujrzałem twarzy oprawców Sygin, ale słyszałem ich głosy i sposób w jaki akcentowały słowa.
Elfy. Bez wątpienia elfy.
Dowiedziałem się, że dezerterzy armii Asgardu rozpoczęli eksperymenty Starożytnej Magii na uprowadzonych z wojny cywilach. Między innymi na Sygin.
Była podtapiana, rażona energią, pozbawiana tlenu... wszystko to po to, by mogła dłużej i w coraz trudniejszych warunkach wydobywać błyskotki w nielegalnych kopalniach. Co jakiś czas ktoś z robotników znikał, a gdy wracał już nie był sobą. Był... odmieniony. Sygin raz udało się podkraść i zobaczyć co robią.
Przeraziłem się.
Nagiemu nieszczęśnikowi nacinano żyłę i za pomocą demonicznego czaru wiązania, nie! To nie mogło być to na co wyglądało. Nawet ja, który miałem dużą tolerancję do ciemnych aspektów magii musiałem przyznać, że rytuał był okrutny. Bowiem czarem wiązania pozbawiano duszy. Jej miejsce zajmował pasożyt, demon...
Wtedy Sygin uciekła. Przemieszczała się bez dłuższej przerwy dzień i noc aż wpadła pod kopyta mojego konia i obudziła się tutaj.
Głuchy jęk wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko podbiegłem i złapałem upadającą dziewczynę. Miała dziki, rozbiegany wzrok. Spojrzała na mnie i wtedy z oczu pociekły jej łzy.
- Hej, Sygin. Już wszytko w porządku, nikt cię nie skrzywdzi.
- Ojcze? - nawet nie zauważyłem, że w sali był Thor - co robimy?
Odyn westchnął:
- Sygin, możesz opuścić szpital. Na razie dostaniesz komnatę we wschodniej, gościnnej części pałacu. Loki wie którą i dlatego to on cię tam zaprowadzi. Gdy już dojdziesz do siebie przyjdź do mojego gabinetu. Tam omówimy co dalej
- Dobrze, panie. - Sygin otarła oczy wierzchem dłoni.
- Thor, ty idziesz ze mną.
***
(POV Sygin)
Gdy zostaliśmy sami Loki pomógł mi wstać. Polecił bym zabrała swoje rzeczy ze stolika i poinformował mnie, że ubrania, w których mnie znalazł zostały spalone.
- Były zniszczone i brudne. No i - tu zwrócił swoje jadowicie zielone oczy na mnie - to były łachy.
-Tak, wiem - spróbowałam się uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło. - Trochę dziwnie się czuję w tych szatach - ręką pokazałam strój w jaki byłam ubrana.
***
Korytarz, którym szliśmy był jasny i opustoszały. Widziałam jedynie (w oddali) strażników w jednakowych, zbrojach. Gdy wyraził swoje zdumienie na głos Loki powiedział, że większość mieszkańców pałacu przebywa teraz w jadalni.
- A gdyby tak nie było okryłbym nas iluzją i tym sposobem niezauważeni przemknęlibyśmy do twojej komnaty.
- Dlaczego nie mogę się pokazać?
- Nie wiemy kto stoi za twoim porwaniem z przed ponad dekady, ale musimy założyć, że oczy i uszy ma wszędzie, nawet w domu Odyna mogą być zdrajcy, dlatego lepiej będzie jeśli na razie twoja obecność pozostanie tajemnicą dla większości dworu. Chcemy cię chronić, córko Felharnida.
- Felharnid - imię to zabrzmiało dziwnie obco. Dla mnie był on po prostu tatą.
- Był doradcą mojego ojca. Został zamordowany przez jednego z Lodowych Olbrzymów podczas Ostatniego Zrywu Jotunów.
- Nie pamiętałam tego.
- Imienia ojca, funkcji jaką pełnił, czy tego jak zginął?
- Niczego! Pamiętałam tylko twarz.
- Przykro mi. Chociaż po tym, co przeszłaś się nie dziwię. Na pewno nie miałaś też pojęcia o tym, ile czasu spędziłaś w niewoli, co?
W głosie Lokiego pobrzmiewała autentyczna szczerość. Jakby naprawdę było mu przykro, że ktoś nie pamięta ojca; przystanęłam.
Ale Loki nie.
Tylko zerknął przez ramię i lekko kpiarskim głosem zawołał:
- Idziesz, czy mam wezwać lektykę?
Ponieważ nie wiedziałam czy żartował, czy naprawdę wezwałby lektykę (a żadna z tych opcji nie była mi zbytnio w smak) pobiegłam za nim.
***
Moja komnata była piękna. Pozbawiona przepychu, urządzona skromnie, ale pięknie. Loki wskazał mi, które drzwi gdzie prowadzą po czym wyszedł oznajmiając, że mam się nie śpieszyć - on zaczeka na mnie na korytarzu.
Gdy już zostałam sama szybko chwyciłam błękitną suknię leżącą na łóżku, pasujące do niej buty, ręcznik i udałam się do łazienki.
Była ona, tak jak reszta pomieszczenia gościnnego, kameralna. Wyłożona białymi kafelkami z dużą wanną zajmującą środek pomieszczenia.
Szybko odkręciłam kurek i chwilę potem ciepła woda koiła moje obolałe mięśnie. Leżąc po szyi w pianie zauważyłam, że całą przeciwległą ścianę zajmowało lustro. Zapamiętałam ten fakt i przeniosłam wzrok na źródło światła, czyli okno, które znajdowało się równolegle do wanny i było (podobnie jak lustro) ogromne.
Pewnie moczyłabym się tak jeszcze długo, zapomniawszy o bożym świecie ale nagle przypomniałam sobie o Lokim, który pewnie z nudów zaczął już zmieniać barwę latającym wszędzie krukom na wściekłoróżowy.
Owinęłam się ręcznikiem, wyszłam w wanny i stanęłam twarzą w twarz ze swoim odbiciem. Przyjrzałam się sobie dokładnie - chuda, blada z dość krótkimi (bo do ramion) brązowymi włosami.
Takie nic.
Ani przodu, ani tyłu.
Westchnęłam z rezygnacją i sięgnęłam po suknię.
***
(POV Loki)
Ile można szykować się do wyjścia?!
Myślałem, że umrę z nudów. Gdy po prawie czterdziestu minutach drzwi do komnaty Sygin ciągle były zamknięte podszedłem do nich, uniosłem dłoń i tym co przeszkodziło mi w zapukaniu okazała się Sygin, która raptownie otworzyła drzwi z przeprosinami na ustach, ale widząc mnie zamarła. Policzki miała zaróżowione, ale nie wiem, czy wywołała to kąpiel, czy niezręczne położenie, w jakim przez moment się znaleźliśmy. Odruchowo cofnąłem się i uniosłem ręce w geście poddania. Dżentelmeńskim gestem podałem jej ramie (które ku mojemu zdziwieniu ale i radości) przyjęła, zignorowałem jej komentarz na temat pierza w moich włosach (bitwa na poduszki zostawia ślady) i ruszyliśmy na spotkanie Wszechojca.
-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•
Jak obiecałam rozdział w piątek!
Kocham was i zachęcam do pisania komentarzy
(MadDarky, czyżbyś też czytała bloga http://the-darkest-side-of-me-loki-laufeyson.blogspot.com czy to jakaś inna Mad Darky?? :D)
Czymcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top