våkne opp

Rozdział poprawiłam i oddaje czytelnikom. Endżojcie!

-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•

(POV Sygin)

 Moim pierwszym pytaniem po przebudzeniu było: dlaczego tu musi być tak jasno?

 Nie jakieś banalne: gdzie ja jestem, czy co dziś za dzień?  Nie, ja zapytałam o światło. O to cholerne światło, przez które nie mogłam w pełni otworzyć zmęczonych oczu i zobaczyć twarzy tego, kto siedział przy moim łóżku (oczywiście plecami do światła) i najwyraźniej zadał mi jakieś pytanie, a teraz oczekiwał odpowiedzi.

- Nic nie widzę - jęknęłam, a potem zamknęłam oczy i odwróciłam twarz od źródła światła.

 Gdy je ponownie otworzyłam w pomieszczeniu było już ciemniej, a mój obserwator zajął miejsce z drugiej strony łóżka.

 Rozpoznałam go po oczach - zielonych, tych samych, które miał mężczyzna z lasu. Był moim wybawicielem, wrogiem? Było za wcześnie by oceniać. Jedyne co się w tych oczach zmieniło to to, że teraz nie było w nich niepokoju. Teraz były przepełnione nadzieją.

- Jestem Loki Odinson - przedstawił się - książę Asgardu.

 Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, a Loki kontynuował

- Jak ciebie zwą, pani?

 Odchrząknęłam i starałam się brzmieć jak najdostojniej:

- Jestem Sygin.

- Sygin - wymówił moje imię lekko przeciągając pierwszą sylabę, a jego usta lekko wygięły się w kącikach. - A więc Sygin, wyjaśnisz mi co robiłaś sama, skrajnie wycieńczona i ranna w samym sercu Wielkiej Puszczy?

- Ja... - urwałam. Chciałam opowiedzieć mu swoją historię, tyle że... nie pamiętałam prawie niczego, żadnych słów, czy twarzy. Nic. - To długa, bardzo emocjonalna i wyczerpująca opowieść, panie. Jeśli nie masz nic przeciwko wolałabym przybliżyć ci zdarzenia, gdy poczuję się trochę lepiej. Jednak dopóki leżę tu, przykuta do łóżka to może ty, książę przedstawisz mi swoją wersję zdarzeń i argumenty dlaczego mam ci zaufać.

 W oczach syna Odyna pojawiły się dziwne błyski, tak jakby... zaintrygowania?

 Speszyłam się

- Wybacz, panie. Nie chciałam być niegrzeczna.

- Loki. Mów mi Loki.

- Loki

- I nie, nie byłaś niegrzeczna. To normalne, że chcesz wiedzieć co, gdzie i jak. Naprawdę. - Loki odchylił się na krześle i założył ręce na krześle - Jestem młodszym synem Odyna, władcy Asgardu. Wiesz co to Asgard, prawda?

- Nie jestem tak niedokształcona jak ci się wydaje. Nie omieszkam poinformować cię, gdy wejdziemy na grunty mojej niewiedzy - wysyczałam

 Loki uniósł brew.

- Przepraszam, Sygin. Wracając do historii: dostałem misję, by dostarczyć warunki pokoju do ambasady Alfheimu - krainy elfów - ścieżka wiodła przez Wielką Puszczę. Wracałem, gdy rozpętała się burza. Jechałem szybko przez rozmiękłe błoto, gdy nagle z nieprzebytej gęstwiny na drogę wypadła postać. Prosto pod kopyta. Udało mi się opanować stającego dęba Balthazaara i podszedłem do leżącej sylwetki. To byłaś ty - głos mężczyzny obniżył się, gdy dotarł do tej części historii. - Umierałaś. Wziąłem cię na ręce i zapytałem o imię jednak ty już odpłynęłaś. Potem przywiozłem cię na tu - na dwór Odyna, gdzie od razu trafiłaś do uzdrowicieli. Właściwie w Asgardzie nie ma chorych, głównie leczy się złamania i rany bitewne, a i twój przypadek był ciężki, dlatego skończyło się na tym, że sam Wszechojciec cię uzdrowił. Od tego czasu leżysz tutaj, a ja przychodzę codziennie, by sprawdzić, czy się nie obudziłaś.

- Dzisiaj cię zaskoczyłam.

- Można to tak nazwać.

- Jak długo tu leżę?

- Sygin... - w jego głosie usłyszałam dziwną nutkę, przestraszyłam się

- Jak długo?

- Miesiąc.

* * *

(POV Loki)

Na twarzy Sygin odmalował się szok.

- Miesiąc?

 Przewróciłem oczami

- Tak, miesiąc. Pójdę powiadomić Ojca, że się obudziłaś i...

-  Nie trzeba. Już tu jestem.

-Ojcze! - szybko zerwałem się z krzesła i skłoniłem postaci stojącej w drzwiach.

 Jednak Odyn już nie zwracał na mnie uwagi. Była ona teraz całkowicie pochłonięta postacią Sygin.

Mnie nie zaszczycił nawet spojrzeniem.

 Zacisnąłem zęby.

- Pójdę się przejść - oznajmiłem sucho i wyszedłem ze szpitala.

********

 Uniosłem rękę na wysokość czoła, by przewrócić kartę księgi na następną stronę, gdy rozległ się głos:

- Bracie, wszystko w porządku? - głos Thora, który bez pukania wparował do mojej komnaty wyrwał mnie z lektury.

 Jakimś cudem pohamowałem w sobie odruch rzucenia w niego książką i zagrożeniem, że na następny raz oberwie czymś ostrzejszym. Dziwne. 

- Czego?! - warknąłem

- Wybacz, że przerywam ci lekturę ale...

- Przeprosiny odnotowano, a teraz powiedz mi co trapi twą duszę - nawet nie próbowałem udawać powagi. Na pewno nie z tą ręką komicznie uniesioną ku górze. Nie dziś.

 Thor roześmiał się, ale chwilę później spoważniał

- Właściwie to przyszedłem porozmawiać o problemach twojej.

- Co?

- Czeka cię bój. Bój ku chwale i w imię ocalenia męskiego honoru. Pełen wylanych łez i zduszonych przekleństw. Drżę na samą myśl o ogromie strat jaki trzeba będzie ponieść.

Spojrzałem na Thora jak na idiotę.

- A tak po ludzku?

- Za tydzień jest wielki bal, tak? - w głos mojego brata wkradło się przejęcie.

- Tak...? - przytaknąłem niepewnie. I tak nie zamierzałem na niego iść.

- Bal, na którym będą wszyscy, którzy coś znaczą, tak?

- Tak...?

- Bal, na którym matka z pewnością zacznie nas swatać, tak?

- Taaa...czekaj, co?!

 Thor chwycił mnie za ramiona, podniósł do pionu i energicznie potrząsnął.

- Loki! - zagrzmiał - Idzie tu matka z krawcem, szewcem, złotnikiem i całym arsenałem materiałów! Ogarnij się i zwiewaj póki możesz!

 Na jego twarzy widniało przerażenie. No tak, mój brat poszedłby nawet w worku po ziemniakach, byleby tylko uniknąć godzin przymierzania szat i wybierania materiałów. Szczerze mówiąc też mi się to nie uśmiechało, dlatego czym prędzej chwyciłem książkę pod pachę i zacząłem w pośpiechu wiązać wysokie buty.

- Dziesięć... - gromowładny zaczął odliczać stojąc w progu mojej komnaty i patrząc na korytarz - dziewięć, osiem...

 Nie czekając na ciąg dalszy usiadłem na parapecie, wyciągnąłem nogi na zewnątrz, wyszeptałem zaklęcie i skoczyłem.

-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•-•

Wiem, wiem... to nie jest to czego i wy i ja oczekiwaliście, ale obiecuję, że akcja rozkręci się szybciej niż w Miłości w Śródziemiu :D

Czekam na komentarze, gdyż są one niezwykle motywujące!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top