forræder

 Nie bijcie za brak rozdziału ale zajęta byłam :3

WŁĄCZCIE MUZYKĘ NA FULL NA SŁUCHAWKI :3

Endżojcie!

************

(POV Sygin)

 Ocknęłam się na marmurowym piedestale, znajdującym się idealnie pośrodku kwadratowej polany, która otoczona była wysokim na około dziesięć metrów szarym murem. Mur ten porastał gęsty, wijący się bluszcz. Powietrze było lepkie, ciężkie i gęste. Szybko oszacowałam sytuację.

Było źle.

Bardzo źle.

 Zerwałam się na równe nogi, zeskoczyłam z kamiennego podwyższenia i zanim przebiegłam dwa metry boleśnie zderzyłam się z niewidzialną ścianą. Upadłam, a z cienia pod ścianą dobiegł mnie złośliwy śmiech. Usłyszałam kroki na żwirowej ścieżce i po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawiła się kobieca dłoń.

- Pomóc ci wstać, mała?

 Wzniosłam oczy ku górze i ujrzałam wysoką, ciemnowłosą kobietę odzianą w czarny jak noc pancerz i srebrną pelerynę z wysokim kołnierzem. Odziana w czerń i srebro, z długim nosem i błyszczącymi oczami przypominała drapieżnego ptaka, a pomimo z pozoru miłej twarzy biła od niej nienawiść. Nienawiść do wszystkiego co żyje.

 Odtrąciłam rękę i chwiejnie uniosłam się do pionu. Kobieta zacmokała z niezadowoleniem

- No, no... Sygin - wymawiając moje imię przeciągnęła literę ,,s" tak, że zabrzmiało to jak syk węża - chyba będę musiała cię nauczyć manier.

 Skończywszy mówić to zdanie niczym od niechcenia machnęła ręką, a ja poczułam się tak, jakby ktoś kopnął mi z całej siły w brzuch. Upadłam na ziemię z cichym jękiem. Prosto pod masywne, skórzane buty kobiety.

- Zacznijmy jeszcze raz - znowu wyciągnęła rękę. - Pomóc ci wstać, mała?

 Tym razem podałam jej dłoń.

- Takie to było trudne? - zapytała mnie.

- Tak - wyjąkałam. Nie zamierzałam dawać jej satysfakcji. Kimkolwiek ona by nie była.

 Kobieta ścisnęła moją dłoń, a ja poczułam niesamowity ból w dłoni. Jakby każda z kości eksplodowała od środka.  

- Nie, proszę pani. Powtórz.

- Nie, proszę pani.

 Gdy czarodziejka puściła moją dłoń poczułam się zupełnie jakbym straciła władzę w ciele i znowu upadłam. Jednak tym razem udało mi się znaleźć na tyle siły, by samodzielnie usiąść.

- Jestem Amora - powiedziała kobieta patrząc na mnie z wyższością - ale to nie znaczy, że masz mi mówić po imieniu. Nie wolno ci. Robaki nie nazywają przecież jastrzębi po imieniu.

- Nie jestem...

- Robakiem? Oj, biedna, biedna Sygin. - Amora kucnęła naprzeciwko mnie, dotknęła mojego policzka swoją zimną, bladą dłonią i przejechała po nim. Wzdrygnęłam się. - Kilka miesięcy w Asgardzie i już ci się wydaje, że jesteś niewiadomo kim..? Nie pamiętasz swojego poprzedniego życia? Czyżbyś już zapomniała pracy w kopalniach, jedzenia, którym nawet pies wzgardził? Szkoda mi ciebie, złotko. Naprawdę.

 Kobieta wstała, pstryknęła palcami i nagle znikąd pojawiły się sznury, które owinęły się wokół moich nadgarstków, pociągnęły mnie w górę, a gdy już stałam przywiązały mnie do... powietrza

 Ledwo skryłam strach, gdy spojrzałam na Amorę z nienawiścią. Przypomniałam sobie kim była. Loki mi o niej opowiadał. To ją ścieli za zdradę. 

- Po co to robisz?

 Amora roześmiała się. Jednak teraz nie był to złośliwy chichot. Jej okrutnego, nieludzkiego śmiechu nie powstydziłby się szaleniec. Włosy stanęły mi dęba. 

- Masz coś co należy do mnie oraz pewną... moc, która również należy się mi - ciemne oczy Amory wpatrywały się we mnie intensywnie.

- Nie mam nic, czego chciałaby taka suka jak ty. No chyba, że chodzi ci o poczucie przyzwoitości.

-S ygin, kotku. O czym ty mówisz?

- Loki mi powiedział. Zdradziłaś Asgard. Chciałaś zabić Odyna i przejąć tron!

 Moja oprawczyni nie okazała żadnych emocji, tylko uniosła drobny, srebrny sztylet, który znikąd pojawił się w jej dłoni i przecięła nim w powietrzu, a ja poczułam ostry, piekący ból w lewym policzku. Krzyknęłam i poczułam jak ciepła, gęsta, lepka substancja płynie w dół mojej twarzy.

- Loki, Loki, Loki... - rzekła czarodziejka czyszcząc zakrwawiony sztylet o skraj płaszcza. - Zawsze miał talent do kłamstw i intryg. A nie wspomniał ci czasem o tym, że miał pomóc w realizacji naszego planu? Stchórzył w ostatnim momencie! To on miał wywabić strażników z komnaty Odyna! To on miał zabić Heimdalla! To on zdradził! Był taki wyjątkowy, taki utalentowany..! Myślałam, że po tych wszystkich nocach, po tych zapewnieniach o jego miłości sięgnie ze mną po należną mu władzę. Miał uczynić mnie swoją królową, no ale myliłam się. Zdradził. Okazał się być zbyt słabym, by sięgnąć po należną mu władzę. 

- Łżesz! - wycedziłam plując krwią, która zdążyła spłynąć mi do ust. - On by nigdy...

- Naiwna, mała Sygin. Czemu tak bardzo go bronisz? Czemu bronisz zdrajcy? Przecież w głębi serca wiesz, że to prawda. Znasz go. 

 Milczałam. 

- Oh! - na twarzy Amory pojawiło się szczere rozbawienie. -  Rozumiem... Oczarował cię tymi swoimi zielonymi oczkami i kilkoma sztuczkami? Co takiego zrobił, ożywił ilustracje w książce? 

- Ja...

- Nie musisz nic mówić - odezwała się Amora. - Po prostu tu sobie na niego poczekamy. Albo inaczej! Ja poczekam.

 Amora jak gdyby od niechcenia machnęła ręką, a mnie ogarnęła ciemność.

**********

(POV Loki)

- Nie mamy żadnych dowodów na to, że Sygin się tam znajduje, a już na pewno niedorzecznym jest myślenie, że mogła porwać ją Amora, na którą osobiście wydałem wyrok! 

- Ojcze...

- Nie - Odyn pokręcił głową. - Nie wyślę wojsk mając w zastaw tylko twoje słowo.

- Proszę...

 Odyn uderzył pięścią w biurko. Zmilkłem. 

- Loki - ojciec położył swoje ręce na moich ramionach i spojrzał mi w oczy. - Wiem, że ci na niej zależy ale nie mogę ryzykować pokoju z Muspelheimem! Dobry władca musi umieć poświęcić jednostkę dla dobra królestwa!

 Odwróciłem wzrok i cofnąłem się do tyłu.

- Gdyby powiedział to Thor już bylibyśmy w drodze.

- Loki..

- Taka prawda, ojcze! - słowa cedziłem powoli. -  Zawsze tak było. Gdy Thor zrobił coś złego dostawał tylko upomnienie, ale gdy ja chcę postąpić dobrze dostaję przemowę o priorytetach władcy, krzywe spojrzenia i szepty za plecami.

- Synu, każda walka ma swój początek i koniec. Czasami ty też musisz przestać walczyć. Nie z powodu dumy ale...

- Daruj! - spojrzałem na ojca z pogardą i przez chwilę napawałem się wrażeniem, jakie na nim wywarłem. -  Takimi słowami możesz mamić Thora idiotę, nie mnie! Żegnaj!

 Po tych słowach odwróciłem się na pięcie i z gotowym planem udałem się przed siebie.

 Ja również nadchodzę, Amoro, a mój gniew jest straszny. Tym razem zginiesz. Nic cię nie uratuje. Nadchodzę.

********

Wiem, że krótko jak cholera ale:

1. Nie mam czasu

2. Chora byłam

3. W ramach przeprosin za to, że tak długo byłam nieaktywna w święta dostaniecie taki rozdział, że padniecie :3   

A tak poza tym jak wam się podoba??

Całuski od... Odyna, który cudem powrócił do gry (szczegóły w następnym rozdziale - spokojnie wszystko się wyjaśni) :********





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top