alt er bra
11k! Jesteście niesamowici!
Endżojcie!
********
(POV Loki)
Lewą rękę opierałem o chropowatą ścianę, a drugą położyłem na biodrze. Oddech miałem spokojny, oczy zamknięte. Ustami zaś badałem smak i miękkość warg Sygin.
Dzień przed ślubem dosłownie wpadliśmy na siebie przy drzwiach do sali tronowej, w której już jutro miały odbyć się zaślubiny Thora - idioty i Sif - wojowniczki o urodzie wydry. Sygin już miała na ustach przeprosiny (albo przekleństwa - po niej można było spodziewać się niemalże wszystkiego), gdy uniosła wzrok i zobaczyła na kogo wpadła. Jej wargi wygięły się nieznacznie w kącikach ku górze. Zaraz po tym (pod wpływem chwili) przyparłem dziewczynę do ściany i pocałowałem. Dość pożądliwie. Przedłużałbym tą chwilę w nieskończoność, gdyby nie pewne bardzo niedyskretne chrząknięcie wydane przez Fandrala. Odsuwając się do przybysza przeniosłem dłoń ze ściany na talię Sygin.
- Powinniście się chyba częściej widywać - mruknął wojownik nagle dziwnie zainteresowany swoimi zamszowymi butami.
Sygin posłała mi rozbawione spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
- Loki - Fandral skłonił lekko głowę.
- Fandralu - ani myślałem schylać przed nim karku.
Gdy tylko wojownik zniknął za rogiem Sygin pociągnęła mnie za róg i tam złączyła nasze usta.
- Naprawdę się stęskniłaś... - szepnąłem pomiędzy pocałunkami.
- A ty nie?
- Niedaleko jest moja komnata - zasugerowałem schodząc ustami na szczękę Sygin. - Nikogo tam nie ma...
Pewnie miałem głupkowaty wyraz twarzy, gdy zostałem odepchnięty. Sygin otrzepała suknię z niewidzialnych pyłków, wsparła ręce na biodrach i z udawaną złością pogroziła mi palcem:
- Niech pan sobie nie pozwala!
Pewnie chciała użyć jakiś znieważających słów, jednak nie było jej to dane, gdyż dopadłem ją jednym susem i złapałem w talii.
I co? Skończyliśmy w mojej komnacie.
***
Na drugi dzień po tym wydarzeniu odbył się ślub Thora. Jak wyglądał ? Pozwolę sobie opisać go bardzo krótko, gdyż przepychu wydarzenia i każdego szczegółu nie dałoby się uchwycić nawet na starannym obrazie.
Setki głosów szeleszczących w pozornej ciszy wypełnionej podekscytowaniem; stukot butów o marmurową posadzkę, szuranie przesuwanych krzeseł. Ostatnie przygotowania nadające atmosferze dynamizmu. Wiele zapachów, kolorów i kształtów.
Thor wyjrzał na salę i widząc wyżej opisany chaos zbladł. Położyłem mu dłoń na ramieniu i ze śmiertelną powagą na świeżo ogolonej twarzy oznajmiłem:
- Nie żebym wyszedł na cynika, ale ten ślub jest najbardziej bawiącym mnie przedsięwzięciem ze wszystkich twoich dotychczasowych pomysłów. Naprawdę - dodałem widząc spojrzenie posłane mi przez brata. - Pobiłeś nawet akcję, gdy chciałeś awansować wiewiórkę na generała wojsk...
- MIAŁEM DZIESIĘĆ LAT! - w głosie Thora pobrzmiewała skrajna panika, aż prawie zrobiło mi się biedaka żal.
Przywdziałem jeden z najwredniejszych uśmiechów, jaki oferował mój arsenał, i wycofałem się do cienia rzucanego przez misternie rzeźbiony filar. Zaraz po tym rozległ się niski dźwięk gongu. Był to sygnał.
Thor pozieleniał, ale wziął głęboki wdech i ruszył ku swemu przeznaczeniu. Zachichotałem, gdy uświadomiłem sobie, że mam podawać obrączki i za chwilę również będę musiał ruszyć za nim. No, ale ja miałem magię i wiele asów w rękawie, a Thor tylko siłę.
***
Gdy wracam myślami do tego wydarzenia dochodzę do wniosku, iż to co się stało po prostu musiało się stać.
Otóż, gdy w trakcie wesela (już po gratulacjach składanym młodym małżonkom - jestem pewien, że pijany z nadmiaru emocji Thor nie łapał ani jednej z aluzji rzucanych mu przez przyjaciół, za to Sif aż za dobrze) przyszło do zabawy na całego i polało się szczodrze wino jakimś sposobem na ławie w najdalszym rogu sali znaleźliśmy się tylko ja i Thor. Przed tym drugim stał kieliszek wypełniony ciemnoczerwoną cieczą. Z westchnieniem przywołałem sługę i już po chwili trzymałem w bladych dłoniach kufel piwa. Poklepałem brata po plecach i postawiłem przed nim trunek.
- Coś mi mówi, że wino na ciebie nie podziała tak jak powinno. Trzeba dodać ci odwagi czymś innym.
Blondyn uśmiechnął się blado i za jednym zamachem wychylił połowę kufla. Zaraz po tym został wyciągnięty na parkiet przez swoją świeżo upieczoną żonę. Postanowiłem spędzić czas przyglądając się nędznym tańcopodobnym wysiłkom brata. Sam nigdy nie piłem piwa, dlatego sięgnąłem po czysty kieliszek brata i chwyciłem go między długie palce. W tłumie dostrzegłem Sygin, tańczącą z kuzynem Fandrala. Zauważyła mnie i posłała całusa. Moją odpowiedzią było oczko puszczone do niej dyskretnie przez masę wirujących ciał.
Upiłem łyka trunku co było początkiem końca.
Dziwne pieczenie w gardle i przechodzące do płuc drapanie pojawiło się dopiero przy piątym łyku. Uczucie duszności i mroczki były następne w kolejce. Odruch wymiotny zawiódł.
Będąc w (łagodnie mówiąc) panice spróbowałem wstać. Dokładnie wiedziałem co się dzieje. Musiałem dotrzeć Odyna, zanim..!
Wsparłem się ręką o drewniany blat stołu i przy akompaniamencie spadających ze stoły sztućców runąłem jak długi na podłogę.
Nikt nie zauważył piany toczącej się z mych blednących ust.
Nikt nie usłyszał krótkiego okrzyku, który dobyłem z siebie zanim wpadłem w czarne ramiona śmierci.
********
DUM DUM DUM...
*
*
*
*
*
*
*
*
Jeśli ktoś jeszcze nie przesłuchał linku, który udostępniłam to niech to zrobi, bo ta piosenka tak bardzo kojarzy mi się z Lokim^^
SMUTNA WIEŚĆ - ten rozdział był ostatnim :( czeka nas jeszcze epilog i kto wie... może drugi tom..?
Uciekam, trzymajcie się
Buziaczki od Lokatego :******
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top