Rozdział 8
Kiedy następnego dnia Louis przyjechał do piekarni, było bardziej tłoczno, niż kiedykolwiek wcześniej widział. Harry obsługiwał trzech klientów na raz, rysując szkice tortów i próbując umieścić ich daty ślubów w kalendarzu, który i tak już pękał w szwach. Harry podniósł wzrok i kiwnął na niego głową, kiedy starał się równo rozdzielić swoją uwagę pomiędzy ludzi stojących przy ladzie. Odkąd na przodzie było tak tłoczno, Louis poszedł znaleźć Liama, który był równie zajęty, pracując na raz nad dwoma ciastami, podczas gdy odbierał nieustające telefony.
Tyle się działo, że Louis zapytał czy nie lepiej by było, gdyby wrócił jutro. Liam kazał mu zostać, nalegając, że w końcu to wszystko zwolni, więc Louis wyjął swojego laptopa i usiadł w kącie, żeby nikomu nie przeszkadzać. Minęła niemal godzina, podczas gdy Louis starał się kontynuować swoje pisanie. Nie napisał zbyt dużo, bo w piekarni było dzisiaj naprawdę głośno i zastanawiał się czy w ogóle przeprowadzi z nimi wywiad.
Miał się właśnie poddać i wrócić później, kiedy wbiegł Harry, żegnając się z ostatnimi klientami. Liam wciąż robił to, co wcześniej, lukrując jedno ciasto, podczas gdy układał warstwy na drugim. Przypomniał Harry'emu, że ktoś musi dostarczyć ciasto, które skończyli dzisiejszego ranka w ciągu następnych dwudziestu minut powodując, że Harry biegał z dłońmi w swoich lokach, starają się zlokalizować kluczyki do vana.
Louis zauważył klucze leżące na podłodze tuż obok niego. Włożył swojego laptopa z powrotem do torby, zanim po nie sięgnął. Panika w oczach Harry'ego natychmiast zniknęła, kiedy Louis położył klucze na jego dłoni.
"O mój Boże, Louis, tak bardzo ci dziękuję!" Jego usta rozciągnęły się w wielkim uśmiechu z dołeczkami, którego Louis nigdy wcześniej nie widział. To było tak rozpraszające, że Louis całkowicie zapomniał, że miał być podirytowany. "Gdzie je znalazłeś?"
Louis wzruszył ramionami. "Na podłodze. Musiały spaść z haczyka." Louis mógł poczuć wdzięczność Harry'ego, kiedy ponownie mu podziękował z delikatnym uśmiechem. Przelotnie pomyślał o tym, czy gdyby byłby Samem dostałby w podziękowaniu również buziaka w policzek. Ta myśl uświadomiła Louisowi jak bardzo był zmęczony.
Harry złapał metalowy wózek i popchnął go w stronę, gdzie czekało zapakowane ciasto. Ostrożnie zdjął je z blatu i popchał do tylnich drzwi. Miał trudności z manewrowaniu tym samemu, więc Louis zaoferował mu pomoc, trzymając otwarte drzwi od piekarni, a potem od vana. Kiedy skończył, Harry pobiegł z powrotem do środka, by odstawić wózek i wziąć kartkę z adresem do dostawy. Niemal wyszedł za drzwi, kiedy zawołał go Liam. "Hej, Harry."
"Tak, Li?" Spytał skołowany. Liam był zajęty wylewaniem lukru na jedno z ciast. Nawet nie podniósł wzroku.
"Louis jest tu od jakiegoś czasu... Myślisz, że mógłby pojechać z tobą i w tym czasie przeprowadzić wywiad, bo na razie nie mogę z nim usiąść? Proszę?" Louis zamarł, gdy Harry odwrócił głowę, by na niego spojrzeć. Wyglądał jakby nad tym myślał, mała zmarszczka uformowała się pomiędzy jego brwiami. Harry spojrzał na zegarek nad zlewem i wyglądało na to, że to podjęło za niego decyzję.
"Tak. Tak, okej." Odwrócił się do Louisa. "Ale musimy iść, jakby, w tym momencie." Louis mógł dostrzec pośpiech w tonie głosu Harry'ego, więc nie marnował ani sekundy dłużej i wziął swoją torbę. Louis podążał za nim, jak tylko Harry zaczął iść.
"Nie pozabijajcie się." Poprosił żartobliwie Liam, zanim drzwi od piekarni się zamknęły.
Louis uśmiechnął się, ale Harry wyglądał na zbyt zestresowanego, by w tym momencie docenić humor Liama. W środku pojazdu było tak cicho, że Louis zastanawiał się dlaczego w ogóle pomyślał, że to będzie dobry pomysł i potem przypomniał sobie, że to wcale nie był jego pomysł. Tylko Liama.
"Więc..." Zaczął Louis, zaczynając lekką pogawędką, a nie ich zwyczajną sprzeczką. "Ledwo cię rozpoznaje bez tej mąki i cukru w twoich włosach..."
"Tak... Byłem na sklepie z klientami. Dzisiaj Liam był w większości w kuchni."
"A i tak w jakiś sposób ubrania Liama były idealnie czyste." Louis cwaniacko się uśmiechnął. Harry cicho się zaśmiał, zgadzając się z nim. Ponownie nastała cisza, więc Louis wymyślił, by powiedzieć coś innego. "Więc jesteście dzisiaj bardzo zajęci." Skomentował.
"Tak, kończy się lato i sezon ślubny w tym czasie staje się po części szalony. Wszyscy starają się znaleźć termin, zanim zrobi się zimno."
"Oh. Może powinniście kogoś zatrudnić na ten czas, by pomógł. Mogłoby być prościej." Harry mruknął na tę sugestię, ale nic nie powiedział. "Twój chłopak Sam z pewnością zdaje się znać na rzeczy..."
Spojrzenie, które posłał mu Harry mówiło, że dokładnie wiedział co robił Louis. "Tak, zna się." Harry odchrząknął. "Pomaga kiedy tylko może."
"I dzisiaj nie mógł?"
"Był zajęty w pracy."
"Ale miał czas, by od tak wstąpić kilka dni temu, by załatwić jakieś sprawy?"
Harry gapił się na niego, zdumiony uporem Louisa, kiedy zaparkował przed lokalem. "Wyglądasz na bardzo zatroskanego Samem i jego grafikiem jak na kogoś, kto powinien przeprowadzać ze mną wywiad do swojej książki o umierającej miłości."
Harry wyszedł z samochodu, udając się na tył vana. Louis podążył za nim, spotykając go przy drzwiach, by pomóc mu wnieść ciasto. "Moja książka nie jest o umierającej miłości." Wymamrotał Louis, kiedy szli przez lobby. Obsługa lokalu wskazała im drogę do kuchni.
"Oh tak?" Spytał Harry. Pudełko, które nieśli było tak duże, że Louis nawet nie mógł zobaczyć Harry'ego po jego drugiej stronie. "Zatem o czym jest? Czy to odwołanie do twojej pierwszej książki? Nagle wierzysz, że ludzie mogą się kochać?" Louis przewrócił oczami. Jego ręce i tak były już zmęczone od niesienia tego pieprzonego ciasta i wszystko, co osiągnął podczas jazdy vanem to potwierdzenie, że Harry nie kochał nic bardziej od przedrzeźniania go.
"Nigdy nie powiedziałem, że miłość nie istnieje, Harry. Mam rodzinę, którą bardzo kocham."
Ktoś przetrzymał im drzwi od kuchni. Louisowi ulżyło, kiedy odłożyli ciężkie pudło. Harry podziękował osobie, która trzymała drzwi i zaczął zdejmować pudełko. Wznowił ich rozmowę, jak gdyby nigdy nic. "Więc możesz kochać swojego brata i wszystkie siostry, ale twoim zdaniem druga połówka posuwa się za daleko. Racja. To ma sens." Harry skończył przygotowywać ciasto i potem wyszedł z pomieszczenia, by kogoś znaleźć. Louis od razu podążył za nim.
"Moim zdaniem zauroczenie się kimś jest całkowitą przesadą." Bronił się Louis. "I skąd wiesz o moim rodzeństwie?" Zażądał odpowiedzi, starając się nadążyć za długimi krokami Harry'ego bez biegania po lokalu.
"Nie wiem. Jak znalazłeś mnie na Twitterze?" Harry spytał tym samym tonem. "Mogę wyszukiwać niektóre rzeczy, tak jak ty możesz to robić, Louis i wow! Oboje wyglądacie niesamowicie!" Rozmowa Louisa z Harrym zamieniła się w wesołe przywitanie, kiedy niemal podbiegł do przyszłej panny młodej i kobiety, która prawdopodobnie była jej matką. Dwie kobiety posłały nieśmiały uśmiech, kiedy Harry je przytulił, ostrożnie, by nie zepsuć fryzury i makijażu panny młodej. "Andrea, jesteś taką piękną panną młodą."
"Oh, jestem tylko w swoim szlafroku." Zarumieniła się. "Nie chcę, żeby Marcus zobaczył sukienkę, więc czekam do ostatniej minuty."
"Cóż, zaniemówi, kiedy cię zobaczy." Zapewnił ją Harry. "Z Liamem powinniśmy bardziej postarać się z tortem! Zawstydzisz nas." Zażartował.
Jej oczy rozświetliły się na wspomnienie o torcie. "Oh, możemy go zobaczyć, Harry? Proszę?"
Była urocza, podskakując, kiedy Harry prowadził ich do kuchni. Puściła dłoń swojej matki, by zakryć swoje usta, kiedy wyszli za zakręt. Ciasto było koloru lawendy, z pięcioma piętrami, Louis jeszcze nigdy nie widział tak skomplikowanych zdobień. Lilie spadały kaskadami z góry na sam dół, po drodze oplatane były jadalnymi perłami. Louis patrzył na to jak na kolejny tort z piekarni, dopóki nie zauważył reakcji Andrea'y i gdy teraz naprawdę mu się przyjrzał, był to jeden z najpiękniejszych tortów, które kiedykolwiek widział.
"Oh, Harry." Nie mogła nawet wydusić z siebie słów. "To nawet lepsze niż to, co ci opisałam. Bardzo, bardzo ci dziękuję." Wyglądała na bliską płaczu, kiedy skończyła mu dziękować, więc Harry przyciągnął ją do ciasnego uścisku, życząc jej powodzenia i pogratulował jej. Louis stał tam, czując się nieobecny i nie na miejscu, kiedy matka Andrea'i po cichu otarła swoje własne łzy. Zastanawiał się, czy jego matka by płakała, obserwując go jak przechodziłby przez coś, co powinno być najważniejszym dniem w jego życiu. Zastanawiał się, czy czułby się tak szczęśliwy, jak Andrea w dzień ślubu jego i Isaaca, jeśli faktycznie by do niego doszło.
To pytanie prześladowało go przez cały czas, kiedy tam byli.
Kiedy wrócili do vana, ponownie panowała cisza, ale tym razem to Harry próbował zacząć rozmowę. "Dziękuję, że pomogłeś mi wnieść ciasto. Wiem, że nienawidzisz ślubów. Z pewnością chciałeś być w innym miejscu."
I znowu to samo, Harry wkładał nie jego słowa do jego ust. "Nie ma za co." Louis zamierzał to tak zostawić, ale oczywiście jego usta nie przestały mówić. "I tak dla ścisłości, nie nienawidzę ślubów."
"Racja. Tylko małżeństwo i wszystko inne, co ma z tym związek." Powiedział ze śmiertelną powagą Harry.
Louis westchnął, zakrywając twarz dłońmi. Miał dość bronienia się przez cały czas. To było wykańczające.
"Czy tak szczerze możesz mnie obwiniać, Harry?" Harry podskoczył, kiedy głos Louisa był o wiele głośniejszy, niż zamierzał. "To tylko- Mam na myśli, zachowujesz się, jakbym był potworem, kiedy byłem dokładnie taki, jak ta dziewczyna tutaj, planując i wyobrażać sobie i stale myśleć o tym perfekcyjnym pieprzonym dniu, o którym myślałem, że będę miał, ale w przeciwieństwie do niej, mój dzień ślubu się nigdy nie wydarzył. Nawet nigdy się do niego nie zbliżyłem." Dobrze było wyrzucić to z siebie i Harry patrzył się na niego, jakby było mu przykro. Dobrze. Powinno być mu przykro. "Czy naprawdę tak ciężko ci uwierzyć, że nie chce ponownie przez to przechodzić? Śluby są w porządku dla innych ludzi, ale ja już nigdy nie muszę być ich uczestnikiem, jeśli nie chcę i poza tym, to nawet nie jest prawdziwe." Wyrzucił z siebie Louis.
Harry pokręcił głową, jego protekcjonalny śmiech sprawił, że Louis poczuł jeszcze więcej gniewu w swojej klatce piersiowej. "Dlaczego zawsze mówisz takie gówno? Oczywiście, że to prawdziwe. Myślisz, że Andrea teraz udaje? Myślisz, że udaje, że jest zakochana w swoim narzeczonym, więc może zamówić pieprzony tort i ubrać białą sukienkę? Wychodzi za mąż dzisiaj, Louis i nawet jeśli nie wyjdzie pomiędzy nią, a Marcusem, nie ważne co się stanie, zawsze może wrócić do tego dnia i przypomnieć sobie ten moment, w którym była szczęśliwa." Harry spojrzał na niego, ale Louis nie chciał na niego spojrzeć. "Myślę, że nawet ty możesz to zrozumieć, nie ważne czy jesteś przekonany, że nigdy nie kochałeś Isaaca, czy nie."
Louis czuł uścisk w gardle, że to aż bolało. Było to takie niewygodne i zaciśnięte, że wiedział, że jedyną ulgą byłby płacz, ale nie pozwoli ani jednej łzie wypłynąć przed Harrym Stylesem. "Spotykasz się z kimś, kogo nawet nie lubisz i zamierzasz mnie oceniać?" Prychnął Louis. "Jesteś takim obłudnym kutasem."
"To zabawne." Powiedział Harry, odpalając silnik. "Zwykłem mówić o tobie to samo."
Louis zaśmiał się bez humoru. "Zwykłeś?" Był całkiem pewien, że Harry wciąż go nienawidził. Ta rozmowa była dowodem, że tak było.
"Tak." Harry wyjechał na ulicę. "Myślałem, że byłeś dupkiem bez serca, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że jesteś oszustem." Harry włączył radio, by zagłuszyć jakąkolwiek odpowiedź Louisa, ale było to bezcelowe, bo i tak nie miał pojęcia co miał na to odpowiedzieć.
~~~
Harry zaszedł mu za skórę w momencie, gdy następnego dnia wszedł do piekarni.
"Dlaczego wyglądasz jak żywy trup?"
"Nie wiem, może dlatego, bo nie spałem całą noc, pisząc. Jaka jest twoja wymówka?" Naskoczył na niego Louis.
Liam wyglądał na przerażonego i tak właściwie teraz, gdy Louis bardziej przyjrzał się Harry'emu wyglądał całkiem cholernie dobrze, nawet jeśli był pokryty masą na ciasto od stóp do głów. Nienawidził go. "Wciąż się ze sobą kłócicie?"
"Nie." Odpowiedzieli w tym samym momencie.
Kiedy wczoraj z Harrym wrócili, Liam od razu mógł stwierdzić, że coś było nie tak. Był zmartwiony i zmarszczył brwi, kiedy starał się odgadnąć co poszło nie tak. "Co się stało?" Spytał, zdruzgotany, że wrócili do nienawidzenia siebie nawzajem po tak krótkim czasie.
Louis przeszedł przez kuchnię, zdesperowany, by stąd wyjść. "Spytaj swojego najlepszego przyjaciela. Jest dobry w mówieniu za innych." Wyrzucił z siebie, zanim wyszedł.
Liam miał dokładnie ten sam wyraz twarzy, kiedy teraz bez słowa ich obserwował.
Harry złamał się pierwszy. "Nie kłócimy się, Li. Tylko się droczyłem, prawda Louis?" Lekko się uśmiechnął.
Louis powstrzymał chęć przed przewróceniem oczami. Złapał jedynie dwie godziny snu i wypił wystarczająco kofeiny, by być przytomnym, ale odpowiedział przez wzgląd na Liama. "Jasne."
Był wdzięczny, kiedy później usiadł z Liamem. Louis spytał czego szuka w potencjalnym partnerze, mając nadzieje, że Liam będzie mówił wystarczająco, by dać mu jakiś materiał do pracy i ponieważ Liam był niesamowity zrobił to, dostarczył całą listę cech, które kochał w kobietach i które go przyciągały.
Wywiad z Harrym nie do końca był tym, czego Louis dzisiaj nie mógł się doczekać, jeszcze mniej, kiedy został poinstruowany, by umył ręce, kiedy tylko wszedł do kuchni, by pomógł mieszać masę na nowe ciasto. Harry był bałaganem jak tylko zaczęli, składniki były dosłownie wszędzie, z wyjątkiem tej cholernej miski, gdzie powinny być. Louis by krzyczał i powiedziałby Harry'emu, żeby był ostrożniejszy, ale to i tak nie zrobiłoby różnicy. Zdecydował, żeby po prostu zacząć wywiad, by potem stąd wyjść.
"Czego szukasz w potencjalnym partnerze?" Spytał, ostrożnie wymierzając cukier według instrukcji Harry'ego. Dodał to do miski, w której Harry mieszał wielką, drewnianą łyżką.
"Szukam zwykłych rzeczy, jak wszyscy inni."
Louis posłał mu znudzone spojrzenie. "Wejdź w szczegóły." Harry zanurzył palca w górze mąki, którą przez przypadek upuścił na blat i przejechał nim po nosie Louisa. Parsknął śmiechem przez to jak Louis skrzywił się, próbując pozbyć się tego.
"Cóż, na początek lubię, gdy ktoś jest zabawny, oczywiście." Uśmiechnął się, widząc minę Louisa, który pociągał nosem jakby wciąż mógł poczuć mąkę na swojej twarzy. "Lubię dużo się śmiać."
"Prawie mnie zmyliłeś." Powiedział mu Louis, wciąż marszcząc swój nos. "Co jeszcze?"
"Uh... Nie wiem. Ktoś, to jest godny zaufania, więc mogę na niego liczyć, oczywiście... inteligentny, więc możemy rozmawiać o wszystkim. Lubię, gdy ktoś ma swoje własne zdanie." Cwaniacko się uśmiechnął. "Drobne kłótnie byłyby zabawne, jeśli byłyby nieszkodliwe"
Louis przewrócił oczami. "To dlatego jesteś dla mnie taki okropny? Lubisz się kłócić."
Harry posłał mu życzliwe spojrzenia, zamiast gniewnego, którego się spodziewał. "Nie chcę być dla ciebie okropny, Louis. Po prostu staram się zrozumieć jak myślisz." Tak, racja, pomyślał Louis. Nigdy nie widział, żeby Harry kłócił się z kimś innym, poza nim.
Harry wziął mieszaninę do elektrycznego miksera, by to wymieszać. "Więc, to tyle?" Spytał Louis, kiedy skończył i wrócił do niego. "Czy to ta magiczna kombinacja cech, których ktoś potrzebuje, by zdobyć serce Harry'ego Stylesa?" Spytał sarkastycznie, myśląc nad krótką listą, którą sporządził.
Harry wyciągnął jakieś formy do pieczenia i wręczył Louisowi miskę, by zaczął nalewać. Harry był w jego przestrzeni osobistej, patrząc jak Louis równo nalewał. "Cóż, myślę, że te cechy są ważne, ale to nie wszystko, czego szukam. To również proste połączenie i to nie tak, że to najważniejsza rzecz, ale zdecydowanie szukam fizycznego przyciągania." Powiedział. "Doceniam dobry wygląd. Ładne ciało i dobry uśmiech. I oczy." Powiedział marzycielsko. "Najbardziej lubię oczy, szczególnie gdy są one niebieskie. Niebieskie są prawdopodobnie moimi ulubionymi."
Miska była ciężka w dłoniach Louisa i odrobinę mu się wyślizgnęła, kiedy jego mózg zarejestrował słowa Harry'ego i gapił się wprost na niego. Harry był tam, by ją złapać i pomóc mu odzyskać chwyt. "Myślę, że są badania dotyczące pociągu fizycznego i koloru oczu. Myślę, że większość osób woli niebieskie." Skomentował Louis, jakby preferencje Harry'ego były jak najbardziej powszechne. Nie miał pojęcia czy takie coś istniało, ale musiał coś powiedzieć.
"Hmm." Mruknął Harry. "To interesujące. Muszę to sprawdzić."
"Więc, to tyle?" Spytał Louis, wylewając resztkę masy na ostatnią blachę. Już pachniało smakowicie.
Harry wyglądał jakby się nad tym zastanawiał. Podszedł do piekarnika, by sprawdzić temperaturę i upewnić się, że już się zagrzało. "Tak, po ogólnym przyciąganiu i wszystkim innym, muszę zacząć być bardziej sytuacyjny, na przykład jak często ta osoba lubi wychodzić, albo jak często lubi uprawiać seks. Czy między nami jest seksualna chemia, czy nie... tego typu rzeczy bardzo się od siebie różnią, więc tak naprawdę nie możesz ich pogrupować z innymi rzeczami związanymi z osobowością. Po części musicie odkryć te rzeczy razem, no wiesz?"
"Tak." Louis przytaknął, jakby całkowicie się zgadzał, kiedy tak naprawdę był wzięty z zaskoczenia przez kierunek, w jaki Harry zwrócił ten wywiad. Harry sięgnął za niego, by wziąć kilka forem. Poczuł jak ramię Harry'ego otarło się o jego, jak wiele razy wcześniej, z wyjątkiem, że tym razem to spowodowało, że Louis zaczął myśleć o uprawianiu seksu z nim. Odkrył, że nie nienawidził tego obrazka tak bardzo, jak myślał. Szczerze, był bardziej zdenerwowany tym, że pozwolił swoim myślom tam zawędrować.
Jego mózg wciąż był przyćmiony, kiedy Harry wrócił do blatu i zaczął sprzątać bałagan. Był całkowicie skupiony na wargach Harry'ego, miejscu, o którym nawet nie myślał, by spojrzeć nigdy przedtem, aż do teraz.
Harry zmarszczył brwi, kiedy wzrok Louisa był utkwiony w jego ustach i szczęce i nawet niżej, gdzie jego obojczyki znikały pod koszulką.
Harry przejechał dłonią po swojej szyi i policzku, by pozbyć się czegokolwiek, na co myślał, że patrzył się Louis, ale jedynie dodał więcej mąki. Louis winił swoje zmęczenie za ten moment całkowitego majaczenia, kiedy sięgnął, by delikatnie to za niego zetrzeć. Był to pierwszy raz, kiedy umyślnie dotknął Harry'ego i ciepło jego skóry sprawiło, że Louis zaczął się zastanawiać dlaczego nie zrobił tego wcześniej.
"Dzięki, Lou." Uśmiechnął się. "To było miłe z twojej strony."
"Nie ma za co." Powiedział i potem dodał. "Nie nazywaj mnie tak."
"Dlaczego? Nie lubisz imienia Lou?" Zaśmiał się Harry.
Tak właściwie nie miał nic przeciwko temu przezwisku. Większość bliskich mu osób i tak tego używała. Po prostu nie lubił tego uczucia, kiedy mówił to Harry. "Wolę Louis." Skłamał.
Harry patrzył na niego z rozbawionym wyrazem twarzy, zanim przewrócił oczami. "Zatem w porządku, Louis. Odkąd chcesz być taki formalny."
"Profesjonalny." Poprawił go Louis. Harry zaśmiał się na to. Ich dwójka nigdy nie była ze sobą profesjonalna.
"Racja...profesjonalny."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top