Rozdział 13

Stres związany z kończeniem książki był niemal tak wielki, jak na początku. Strony wyglądały świetnie, kiedy na ślepo przeglądał je od góry do dołu, tak naprawdę nie chciał czytać własnych opinii i spostrzeżeń w tym momencie. Był tak skupiony na ilości tekstu na stronie, że tak naprawdę nigdy nie pomyślał o morale wypływającym z jego pracy. Przekaz jego pierwszej książki nie był w niczym podobny do wyznań w jego drugiej i teraz, kiedy niemal był czas na wysłanie jej, nie mógł wyobrazić sobie zakończenia, który miałby sens dla jego czytelników bez wyjawienia tego, że był całkowitym hipokrytą.  

Jego sen ponownie był niespokojny, kiedy ciążyła nad nim presja i w jakiś sposób jedyną osobą, która sprawiała, że było mu lepiej była ta osoba, do której wcale nie powinien nic czuć. Harry utrzymywał, że nie miał się o co martwić i że świetne pisarstwo mówi samo za siebie, ale miłe słowa Harry'ego nie do końca przekonywały Louisa, kiedy wiedział, że ze wszystkich jego czytelników to Harry będzie najbardziej dotknięty jej wydaniem. 

Następnego ranka Louis wszedł do piekarni spodziewając się, że tam go zastanie, gotowego i czekającego na niego z psotnym uśmieszkiem na twarzy, ale Harry'ego nie było nigdzie w pobliżu. Liam zawołał go do kuchni, kiedy zajrzał tam Louis, podwójnie upewniając się czy Harry'ego gdzieś tam nie było.  

"Louis!" Zauważył jak wzrok Louisa skanował pomieszczenie. "W tym momencie Harry wyszedł, ale wchodź, wchodź!" Uśmiechnął się, odsuwając miskę z masą na ciasto, by Louis mógł stanąć obok niego. 

Jego twarz zazwyczaj była jasną kulką podekscytowania, kiedy Louis był w pobliżu, ale dzisiaj był nawet bardziej ożywiony. Louis uśmiechnął się przez to jak szeroko się uśmiechał, kiedy delikatnie odłożył swoją torbę na podłogę. "Zdajesz sobie sprawę, że jest poniedziałek, racja? Jestem całkiem pewny, że to nielegalne być takim radosnym na początku tygodnia." 

Liam zaśmiał się, jego oczy wciąż były równie wesołe. "A ty nie jesteś podekscytowany, Louis? Rozmyślałem nad projektem w swojej głowie przez tygodnie. Nie mogę się doczekać, aż go upiekę!" 

"Przepraszam? Jaki projekt?" Louis gapił się na niego zdezorientowany, próbując się domyślić o co do cholery mu chodziło. 

Uśmiech Liama odrobinę osłabł, kiedy zdał sobie sprawę, że Louis nie miał pojęcia o czym mówił. "No wiesz, projekt... tortu twojej cioci? Jej ślub jest w środę..." Liam zaczął panikować, kiedy Louis nie wyglądał na tak podekscytowanego jak on. "Cholera. To w tym tygodniu, prawda?" 

Louis zaczął machać rękoma w geście roztrzepania, kiedy na czole Liama pojawiło się kilka żył z poddenerwowania. "Oh tak, Li, oczywiście! Całkowicie zapomniałem, bo tyle się dzieje w tym tygodniu." Jego umiejętności aktorskie sprawiły, że Liam ponownie się uśmiechnął. 

"Oh." Odetchnął. "Cóż, o nic się nie martw! Upewnię się, że jej tort będzie piękny. Nawet sam go dostarczę, by upewnić się, że wciąż będzie wyglądał znakomicie."  

Louis zacieśnił swój uśmiech. "Oh proszę, upieczenie jest wystarczające, Liam. Nie musisz go dowozić. Zabiorę go ze sobą i podrzucę, żeby cię nie wysilać." Liam nie chciał o tym słyszeć. 

"Nie ma mowy, Louis. Ten tort jest ważny dla ciebie i twojej rodziny i chcę się upewnić, że dzień twojej cioci będzie niesamowity. Cieszę się, że mogę to zrobić. Mimo wszystko jesteś moim ulubionym pisarzem." Liam położył dłoń na ramieniu Louisa i to sprawiło, że poczuł jak poczucie winy zbierające się w jego brzuchu. Nie wiedział jak, ale będzie musiał coś wymyślić, by wynieść tort z piekarni tak, by Liam nie zdał sobie sprawy, że był on na nieistniejący ślub. 

"Dzięki Liam, naprawdę. Jesteś zbyt uprzejmy." Zdołał powiedzieć. 

"Nie ma o czym mówić." Uśmiechnął się, wracając do pracy nad mieszanką do ciasta. 

Louis nie oczekiwał, że tego ranka zrobi dużo rzeczy związanych z pracą. Tak szczerze to myślał, że Harry zajmie go czymś wystarczająco, że nie pomyślałby wcale o swojej książce, więc z przyzwyczajenia umył ręce i stanął obok Liama. Wziął mąkę i zaczął lekko obsypywać kwadratowe formy na ciasto. Kiedy skończył zobaczył jak Liam się do niego uśmiechał.  

"Widzę, że dużo się nauczyłeś od pomagania Harry'emu. I przez ten cały czas myślałem, że skakaliście sobie do gardeł, kiedy nie było mnie z wami." 

"Oh, tak było, ale gdzieś pomiędzy moją chęcią uduszenia go, a jego do utopienia mnie w zlewie, nauczyłem się kilku rzeczy."  

Liam cicho się na to zaśmiał. "Tak, Harry jest świetny w takich rzeczach. Musiał mi dużo pomagać, kiedy z początku przejęliśmy to miejsce." 

Louis przewrócił oczami z czułości. "Tak, zgaduję, że nie jest całkowicie okropny. I jest całkiem dobry w pieczeniu..." Liam spojrzał na niego znaczącym spojrzeniem powodując, że Louis uśmiechnął się. "Okej, dobra. Jest niesamowity w pieczeniu. Na początku mogłem być w stosunku niego zbyt krytyczny, ale okazało się, że tak właściwie jest w porządku."  

To małe przyznanie się było największe, które Louis wypowiedział na głos i ku jego zaskoczeniu, świat nie przestał się obracać, Liam nie zaśmiał się, albo wyśmiewał z niego i wszystko było w porządku. 

"Harry tak naprawdę wcześniej cię nie nienawidzisz, wiesz." Liam wylał mieszankę do form. "Tego wieczora na twoim podpisywaniu. Po prostu martwił się o mnie i najłatwiej było obwinić ciebie. Nie miał na myśli nic z tych rzeczy." 

Louis nie był tego tak pewien. Jasne, Harry może już nie nienawidził Louisa, ale z pewnością nie zgadza się z żadną rzeczą, którą napisał w swojej pierwszej książce. "Teraz lepiej się ze sobą dogadujemy. Nie wywołaliśmy żadnej masakry od tygodni." Zażartował.   

Louis zaśmiał się na swoją próbę żartu, ale Liam nie zaśmiał się z nim, nie tym razem. Był cichy, zamyślony, wyglądał na bardziej poważnego, niż kiedykolwiek wcześniej widział go Louis. Wciągał powietrze, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Nagle wyglądał na przygnębionego. 

"Co jest, Li?" 

"Nic, jest po prostu coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać..." 

Serce Louisa upadło mu do brzucha, zastanawiając się jak oczywiści ostatnio byli z Harrym. "O czym?" Spytał przerażony, by się dowiedzieć. Liam wziął głęboki wdech, wyglądając na równie przerażonego co Louis, co nie miało sensu, bo jeśli Liam zauważył co działo się pomiędzy nim, a Harrym, to on powinien być w tej sytuacji osłupiały.   

"Wiem co zamierzasz mi powiedzieć, zanim w ogóle to powiem. Powiesz mi, że jestem głupi, jednakże wciąż chciałbym swojej rady w tej sprawie, bo nie jestem do końca pewny co zrobić. Ze wszystkich myślę, że ty prawdopodobnie jesteś najlepszą osobą, by mi pomóc. Zrozumiesz to."  

Louis fizycznie się zrelaksował, kiedy był pewien, że Liam nie przyłapał go na jego sekretnym romansie. "Jasne, Liam. Postaram się jak najlepiej pomóc. Czego tylko potrzebujesz." Zapewnił go. 

Przytaknął, biorąc kolejny, głęboki oddech. Przez chwilę milczał, zanim ciche słowa zaczęły wychodzić z jego ust. "Wiem, że to idiotyczne z mojej strony, ale dziewczyna, z którą tańczyłem na weselu kilka dni temu... Myślę- cóż."Poprawił się. "Wiem, że coś do niej czuję. Zaprosiła mnie na randkę w piątek i chcę powiedzieć jej tak." Wyglądał na całkowicie winnego, nawet nie patrząc Louisowi w oczy, kiedy mówił. "Nie myślałem o nikim w ten sposób od czasów mojej byłej dziewczyny, ale ta noc z Sophią była tak miła, że nie mogę przestać o niej myśleć. Wiem, że to jakbym znowu błagał o złamane serce, ale z nią jest inaczej." Zerknął na Louisa przestraszonym wzrokiem. "Czy to szalone?" 

Louis przyciągnął Liama do ciasnego uścisku. Kiedy go puścił, wyglądał na bardziej spokojnego, ale w jego oczach wciąż widniało poczucie winy. Wiedział, że to jego książka była tego sprawcą. Louis żałował, że tak było.  

"Liam." Powiedział, stanowczo kładąc dłonie na jego ramionach by się upewnić, że zostanie wysłuchany. "Nie jesteś szalony i nie prosisz się o złamane serce, bo polubiłeś kogoś nowego... Sophia zdaje się niesamowita. Myślę, że to świetnie, że ją lubisz." 

Liam gapił się na niego. "Ty- tak? Ale... zawsze mówiłeś, że związki nie działają. Byłem przygotowany, by ruszyć ze swoim życiem bez drugiej połówki jak ty i oto jestem, mając świra na punkcie dziewczyny, która prawdopodobnie będzie drugą najgorszą rzeczą, która mi się przydarzy. Mówisz, że to normalne?"

Louis uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że miał z Liamem więcej wspólnego, niż kiedykolwiek myślał, że to możliwe. Mógł równie dobrze powiedzieć mu, żeby zapomniał o Sophii, kiedy Louis nie mógł przestać myśleć o jego najlepszym przyjacielu na dłużej, niż pięć minut. "Liam, kiedy pisałem te rzeczy byłem wściekły, zraniony i również bardzo pijany." Liam zaśmiał się, tak jak Louis miał nadzieje, że to zrobi. "Napisałem dużo rzeczy, ale żadna z nich nie ma znaczenia, jeśli myślisz, że Sophia cię uszczęśliwia, ponieważ w tym momencie, Li, sądzę, że tak jest."

"Ja też tak sądzę." Przyznał. "Chcę być w stanie być szczęśliwy sam ze sobą. Chcę być silny jak ty, ale nie sądzę, że mam to w sobie."  

Poczucie winy wróciło do brzucha Louisa, kiedy słuchał jak Liam całkowicie zniekształcił jego wyobrażony obraz, myląc gorycz i strach z siłą i odwagą. Wcale nie czuł się silny, gdy był z Harrym. Nawet nie mógł sobie przypomnieć dlaczego nie powinien go lubić, kiedy byli razem. 

"Nikt nie powinien być jak ja." Powiedział mu Louis. "Szczególnie ktoś tak opiekuńczy i niesamowity jak ty, Li. Zasługujesz na szansę, by być szczęśliwym. Nie powinieneś słuchać takich idiotów jak ja." 

Liam uśmiechnął się. "Nie jesteś idiotą. Uważam, że jesteś genialny." 

"Mówisz tak tylko dlatego, że jestem twoim przyjacielem." Uśmiechnął się Louis. Odwrócił się, by nagrzać piekarnik i kiedy z powrotem się odwrócił, to Liam przyciągnął go do ciasnego uścisku. 

"Mówię to, bo to prawda i jesteś moim ulubionym pisarzem, zarówno jak i przyjacielem." 

To przywróciło spokój w jego brzuchu, słysząc słowa Liama i wiedząc, że miał każde z nich na myśli. Mógł mieć tylko nadzieje, że wszyscy będą tak wyrozumiali jak Liam, kiedy przeczytają jak niegdyś zblazowany Louis Tomlinson stał się największym oszustem na świecie przypadkowo się zakochując. 

~~~

Poczuł trzepotanie w brzuchu, kiedy tego popołudnia Harry zajrzał do biura, podglądając go, gdy wciąż pracował na swoim laptopie. 

"Widzę cię." Wymamrotał Louis, edytując stronę, którą dodał ostatniego wieczora. "Nie do końca opisałbym cię jako podstępną osobę." 

Harry uśmiechnął się, wchodząc do pomieszczenia i opadając na swoje miejsce przed biurkiem. Oparł się, obserwując Louisa rozbawionym wzrokiem, jego różowe usta rozciągnięte były w leniwym uśmiechu. "Zatem jak byś mnie opisał?" 

Kilka słów przyszło mu na myśl; dla przykładu piękny, utalentowany i opiekuńczy. Louis zerknął na sposób w jaki siedział, pochylony do tyłu, jego biała koszulka ukazywała połowę jego klatki piersiowej i przewrócił oczami. "Irytujący. I również w połowie ubrany."  

Parsknął na to śmiechem. Po chwili zadumany uśmiech pojawił się na jego twarzy powodując, że serce Louisa zaczęło być odrobinę szybciej, kiedy uniósł wzrok. 

"Rozmawiałem z Liamem." Zaczął Harry, bardziej poważny, niż wcześniej. "Powiedział, że poprosił cię o rozmowę na temat Sophii." 

Louis wziął głęboki oddech, przygotowując się. "Zrobił to." Z Harrym nie kłócili się od jakiegoś czasu, ale był pewien, że to się zmieni, odkąd interesy Liama były tematem tej rozmowy. "Czy coś jest nie tak?" Zapytał ostrożnie. 

"Powiedział mi co powiedziałeś. Że powiedziałeś mu, że powinien spróbować..." Harry utrzymywał z nim kontakt wzrokowy. "I po prostu chciałem ci podziękować." 

Walenie w klatce piersiowej Louisa uspokoiło się, kiedy spojrzał w łagodne oczy Harry'ego. "Oh." Zamrugał na niego. "Ja uh... jasne, Harry. To nie było nic wielkiego." 

Harry wstał ze swojego miejsca i serce Louisa przybrało nowy rytm. Harry pochylił się nad biurkiem, by delikatnie nakierować usta Louisa na swoje, pozostawiając powolny i pełen wdzięczności pocałunek na jego ustach, który wciąż łaskotał jego skórę długo po tym, jak z powrotem usiadł. 

"Nie masz pojęcia jak bardzo Liam ceni sobie twoje zdanie, Lou. Nawet nie brałby pod uwagę umawiania się, jeśli nie dałbyś mu swojego błogosławieństwa i teraz ma szansę, by zacząć od nowa." 

Louis zakaszlał w swoją pięść, czując jak jego twarz robi się gorąca od ilości wdzięczności Harry'ego, przez pocałowanie go w ten sposób z drzwiami od biura otwartymi na oścież, że każdy kto by przechodził zobaczyłby go w takim stanie. "Powiedziałem mu tylko, by robił to, co go uszczęśliwia. Naprawdę lubi tę dziewczynę, więc uważam, że powinien spróbować. To taka sama rada, którą dałbym każdemu." 

"Tak." Harry uśmiechnął się do siebie, delikatnie przejeżdżając kciukiem po podłokietniku. "Zastanawiam się, czy dałbyś sobie samemu taką samą radę..." 

Louis zmarszczył brwi. "Co masz na myśli?"

"Cóż." Wziął głęboki oddech, zbierając swoją pewność siebie, zanim zaczął. "Liam lubi kogoś nowego i powiedziałeś mu, by dążył za tym. By zobaczył, co się stanie..." Twarz Harry'ego robiła się coraz bardziej czerwona im dłużej próbował wyrzucić z siebie to, co miał na myśli. Louis mógł praktycznie usłyszeć niepewność w jego głosie. "Mogę tylko przypuszczać, że ty także jesteś zainteresowany kimś nowym." Wyszeptał. "Zawsze możesz posłuchać się swojej własnej rady i ją wypróbować. Możesz zobaczyć jak pójdzie..."  

Cisza zawisła w powietrzu, kiedy Louis mentalnie rozszyfrowywał słowa Harry'ego... cóż, Louis nie do końca był pewny co Harry mu mówił lub proponował, by zrobił. Louis nie miał żadnych słów, ledwo napotkał wzrok Harry'ego, zanim z powrotem spojrzał na ekran swojego laptopa, jakby nigdy nie uniósł wzroku. 

Wciąż nic nie powiedział i kiedy minęło kilka minut, Harry niecierpliwie poruszał nogami, gdy czekał. Wytrzymał jedynie kilka sekund, zanim odgarnął swoje włosy z twarzy, wstając, by wyjść, kiedy cisza rozciągała się dłużej, niż mógł to znieść. "Dziękuję, że porozmawiałeś z Lii... po prostu zapomnij co mówiłem." Wymamrotał, poruszając się tak szybko jak mógł, by wyjść z biura. Mózg Louisa się w końcu kurwa obudził, kiedy dotarł do drzwi. 

Louis i tak już zrobił połowę rzeczy, których przysięgał, że nigdy ponownie nie zrobi, jeśli chodziło o Harry'ego. Próbował trzymać się od niego z daleka i nawet zaprzeczał swoim uczuciom, co oczywiście nie było efektywne. W tym momencie poddanie się Harry'emu zdawało się najbardziej logiczną rzeczą, a nie kłamanie, po prostu nie wiedział jak to zrobić. Nie wiedział jak miał go dopuścić do siebie.  

Wstał, by go zawołać, zanim zniknie. "Harry, czekaj. Ja- przepraszam." Harry zatrzymał się w progu. Odwrócił się do niego, powoli wracając do biura, jego wyraz twarzy sprawiał, że Louis wyglądał na tak zaniepokojonego jak się czuł. 

Zatrzymanie Harry'ego było priorytetowe dla Louisa kilka sekund temu. Teraz nie był pewien jaki powinien być jego kolejny ruch. 

"Nie musisz przepraszać. Rozumiem to." Zapewnił go Harry. 

Louis pokręcił głową, próbując wszystko wyjaśnić. "Nie rozumiesz tego. Nie mówię nie, ja tylko-" Louis potrząsnął ramionami, przez przypadek pokazując Harry'emu jak trudne to dla niego było. "Ja tylko- nie wiem co robię."  

Harry szczerze się uśmiechnął przez zmieszanie na jego twarzy, no nowo rozświetlając pomieszczenie i przywracając Louisowi chęć do przywalenia mu. "Nikt nigdy nie wie co robi, Lou. Przepraszam, ale nie jesteś tak wyjątkowy, bo tak czują się wszyscy." Louis zwęził na niego wzrok. 

"Jeśli próbujesz mnie pocieszyć, to nie jestem do końca pod wrażeniem." 

Harry podszedł bliżej, dopóki nie dzieliło ich jedynie biurko. "To ja mówiący ci całkowitą prawdę." Harry był o wiele bardziej rozpraszający z bliska, niż był w pobliżu drzwi i teraz Louis nie mógł spojrzeć gdzieś indziej, za wyjątkiem jego oczu. "Ja również nie wiem co robię, ale wiem to, że myślę o tobie przez cały czas. Wiem, że uważasz, że taki rodzaj uczucia jest fałszywy, ale wiem jak to jest zakochiwać się w kimś... Czuję to z tobą i mogę ci obiecać, że jest to prawdziwe."  

Już przedtem słyszał takie przemowy od mężczyzn, patrząc w tył od swojego pierwszego chłopaka do pary zielonych oczu, które niemo go błagały, gdy lęk kumulował się w brzuchu Louisa. To było jak kolejna pułapka Harry'ego, kiedy ten sięgnął po dłoń Louisa. Wyrwał ją, oczywiście, zastanawiając się czy to było naprawdę czymś, co rozważał by zrobić ponownie, ponieważ pozwolenie Harry'emu, by go pocałował kilka razy było jedną rzeczą, ale pozwolenie mu na zajęcie centralnej sceny? Ta myśl była przerażająca. "Ludzie zmieniają swoje zdanie przez cały czas. Później nie będziesz czuł się w ten sposób. Nikt tak nie ma." 

Harry parsknął na to śmiechem. "Zaufaj mi, Louis, nie zmienię swojego zdania." 

"Nie wiesz tego." Kłócił się. 

Harry zmarszczył brwi, tym razem bardziej stanowczy, kiedy żartobliwy uśmiech zszedł z jego twarzy. "Tak, wiem. Wiem, że myślisz, że wiesz wszystko, ale nie wiesz jak się czuję." 

Louis zadrwił z niego. "Napisałem cały rozdział w mojej pierwszej książce o początkowych stanach zauroczenia i jak to czuć, w ten sposób." Gestykulował pomiędzy nimi. "Mój własny narzeczony zmienił swojego zdanie, więc co sprawia, że myślisz, że jesteś na to odporny?" 

Jego oczy ukazały mały błysk bólu, ale szybko zostało to zastąpione determinacją. "Nie jestem Isaackiem." Brzmiał na niemal urażonego, że Louis miałby to zasugerować, że w ogóle miałby wspomnieć o nich w jednym zdaniu. "Jeśli nie potrafisz mi zaufać, to nie możemy tego zrobić, Lou. Musisz uświadomić sobie, że nie jestem nim. Nigdy bym cię intencjonalnie nie zranił." Louis nie poruszył się, kiedy Harry do niego sięgnął, powoli, jakby jeden zły ruch sprawił, że by uciekł. 

Pozwolił, by ich palce się złączyły i spoczęły na biurku. Louis poruszał swoimi palcami, próbując połączyć je z nieznajomym uczuciem.  

"Wiem, że nie jesteś Isaackiem." W końcu powiedział mu Louis, bo to była prawda. Mężczyzna stojący przed nim w niczym nie był podobny do osoby, która złamała mu serce, ale to nie znaczyło, że mu ufał. "To po prostu... Dla ciebie łamię wszystkie swoje zasady... Powiedziałem, że nigdy nie będę nikogo potrzebował, albo nie pozwolę sobie czuć rzeczy, które później tylko przysporzą mi bólu. Robię to wszystko i nawet nie znam cię tak długo." 

Harry przytaknął, zdawał się rozumieć zawahanie Louisa co do niego.

"Cóż... Nie wsunę na twojego palca pierścionka zaręczynowego za siedem miesięcy, to z pewnością." Uśmiechnął się. Ku zaskoczeniu, Louis to odwzajemnił. "Nie musimy poruszać się tak szybko. Nawet nie musimy nazywać tego związkiem, ale chciałbym przynajmniej widywać cię poza piekarnią, albo móc się całować od czasu do czasu, kiedy miałbym taką ochotę..." Spojrzał na ich wciąż splecione palce i uśmiechnął się. "Nawet to jest dla mnie wystarczające." 

Louis był sceptyczny, ale Harry był przekonujący, w tym rzecz, z tymi swoimi zielonymi oczami i kołnieżykiem pokrytym mąką. Nawet jeśli Louis wiedział, że to najgłupsza rzecz, którą jak dotąd zrobił, nie mógł powiedzieć nie. "W porządku, dobra. Mogę wykorzystać własną radę i ją wypróbować..." 

"O mój Boże." Harry wypuścił oddech, który wstrzymywał, jego głupia, piękna twarz rozświetliła się na poddaną Louisa. "To był najtrudniejszy chwyt marketingowy, który kiedykolwiek musiałem wykonać!" Zaśmiał się, całując Louisa w policzek. "W końcu skończyłyby mi się pomysły, jeśli wciąż byś mnie odrzucał."

"Zabawne jak nigdy nie kończą ci się pomysły, kiedy chcę, żebyś przestał mówić." Louis delikatnie odciągnął swoją dłoń z uścisku Harry'ego, jego palce potrzebowały oddechu przez te wszystkie wydarzenia na raz. 

Harry wydał z siebie urażony odgłod. "Więc co, sugerujesz, że za dużo gadam?"  

Louis uniósł brew, z powrotem siadając przed swoim laptopem. "Nie powiedziałem tego bez powodu." Wymamrotał, ale wystarczająco głośno, by Harry usłyszał. 

"Jeśli miałbym babeczkę, wtarłbym ci ją w twarz. Wiem jak bardzo ci się to podobało. Ostatnim razem od razu cię to uciszyło." Wspomniał Harry. 

Louis gapił się na niego i kolejna obelga opuściła jego usta. "Dlaczego marnować dobrą babeczkę, kiedy w twoich włosach znajduje się wystarczająco mąki i masy na ciasto, by pokryć twarze dziesięciu osób?" 

Harry patrzył na niego, dopóki nie wybuchł śmiechem, sięgając do swoich potarganych włosów. Uśmiechnął się do Louisa razem z ciepłymi, zielonymi oczami. 

"Już się kłócimy." 

"Daje tej całej 'spróbuję' rzeczy góra dwa dni, zanim cię zamorduję." Wymamrotał Louis. "Nawet nie będziemy musieli mówić Liamowi, bo będziesz martwy." 

"Kto powiedział, że nie zamorduję cię pierwszy?" Louis nie przegapił czułego uśmiechu Harry'ego, zanim odwrócił się, by odejść jak zadowolony z siebie dupek. "Do zobaczenia później, Lou."

Przewrócił oczami, krzywiąc się na zdrobnienie, kiedy znów zaczął pisać. "Mówiłem ci, żebyś nie nazywał mnie-" Przerwał w połowie zdania, zdając sobie sprawę, że w ciągu ostatnich dwudziestu minut tak jakby dał prawo Harry'emu, by nazywał go jak tylko chciał. W tym momencie to uderzyło w Louisa, że jeśli nie zamordują siebie nawzajem do końca tygodnia, będzie nawet musiał znieść bycie nazywanym czyimś chłopakiem. Dreszcze przeszły go wzdłuż kręgosłupa jedynie myśląc o tym, ale zostało to stłumione, gdy Harry ponownie zajrzał przez drzwi. 

"Zawsze mogę zacząć używać ckliwych określeń jak skarbie, czy kochanie."  

Uśmieszek na jego twarzy spowodował, że Louis go uciszył, gwałtownie kręcąc swoją głową. "Nie! Nie rób tego. Lou jest- jest w porządku." 

"Oh, cóż, tylko jeśli jesteś pewien." Harry zagryzł swój uśmiech, zanim ponownie poszedł i Louis był rozdarty między chęcią krztuszenia się na potencjalne bycie nazywanym czymś jak cukiereczku, a śmianiem się, gdy wyobrażał sobie twarz Harry'ego po tym, gdy próbowałby to powiedzieć z niewzruszoną miną. 


Z góry wybaczcie błędy! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top