9. Matt Tuck

Michael

Rano pojawiłem się w szpitalu, chcąc tylko zobaczyć Ally i poczuć bicie jej serca. Żeby upewnić się, że naprawdę jest żywa i skończyło się na strachu. Cholera. Nienawidziłem tego uczucia, kiedy non stop musiałem się bać o jej życie.

Leżała, dokładnie przykryta kocykiem, jakby właśnie ktoś jej go poprawił. Nawet miała rozczesane włosy i świeżo obcięte paznokcie.

– O, proszę, mała, czyżbyś miała nową pielęgniarkę? – zaśmiałem się, siadając na łóżku, żeby pogłaskać dziewczynę na powitanie.

– W rzeczy samej – z pomieszczenia obok wyszła niewysoka kobieta w średnim wieku. Miała bardzo miły, dobrotliwy wyraz twarzy. – Martha Jacobson, przydzielono mi opiekę nad tą młodą damą.

Byłem z lekka zaskoczony odpowiedzią, nie spodziewałem się, że ktoś poza nami tam był... A jednak.

– Już widzę, że należycie się nią pani zajmie – uśmiechnąłem się. Dotychczas takie rzeczy robiłem ja, miło było widzieć, że ktoś jednak faktycznie zwraca na nią uwagę.

– Taka moja praca – pielęgniarka odwzajemniła mój uśmiech, ale zaraz później spoważniała. – Pańska żona?

Pokręciłem przecząco głową.

– Bardzo dobra przyjaciółka – odpowiedziałem, głaszcząc śpiącą dziewczynę po dłoni. – Leży tutaj od kilku dobrych tygodni. Żadnej poprawy.

Patrzyłem na zamknięte powieki Aaliyah. Nie widziałem jej pięknych, zielonych oczu przez prawie miesiąc. I nic nie zapowiadało na to, że zobaczę je w najbliższym czasie.

Pielęgniarka usiadła na krześle obok łóżka i czule pogłaskała moją ukochaną przyjaciółkę po włosach.

– Jest młodziutka. Niedługo na pewno zobaczy pan ją z powrotem.

– Myśli pani, że będzie mnie pamiętać? – zapytałem, bo tego obawiałem się najbardziej. Że nagle ja i inni nasi przyjaciele będą dla niej obcy.

Kobieta znów posłała mi to ciepłe, dobrotliwe spojrzenie, tak kojarzące się z wzrokiem mojej mamy. Położyła swoją dłoń na mojej.

– Na pewno. A jeżeli nie pozna pana z wyglądu, to bez wątpienia pozna po głosie. Ale myślę, że panienka Jackson nie będzie mieć problemu  z pamięcią. Jestem dobrej myśli.

*****

Umówiłem się z wokalistą punktualnie na godzinę trzecią po południu, więc ja pojawiłem się na miejscu godzinę wcześniej, żeby wszystko przygotować.

Kierowniczka mnie zatrzymała, gdy chciałem się z nią przywitać szybkim „dzień dobry”.

– I jak jest z panną Jackson? – zapytała. – Sądząc po pana nagłym wyjściu wczoraj musiało się coś stać...

– Już w porządku – zapewniłem. – Byłem dzisiaj w szpitalu, jak codziennie. Nie jest dobrze, ale jest stabilnie. Od dzisiaj ma też nową pielęgniarkę i z tego co zdążyłem zauważyć, jest o wiele lepsza od poprzedniej. Ale niech mi pani wybaczy, umówiłem się za moment z wokalistą – powiedziałem szybko, biegnąc na swoje stanowisko.

Tam przygotowałem podkład i sprzęt. Matt miał się pojawić w studio lada moment.

W oczekiwaniu na niego nudziłem się tak bardzo, że zacząłem czytać stare wiadomości z Ally. Pisaliśmy bardzo sporadycznie – częściej robiliśmy to jeszcze rok temu, gdy studiowaliśmy. Wtedy jeszcze więcej czasu spędzaliśmy osobno, mimo iż mieliśmy wspólnych znajomych, każde miało też inne towarzystwo. Wszystko skończyło się, gdy poszliśmy do pracy.

LeeLo, jest druga w nocy, mam nadzieję, że masz klucze od domu, bo zaraz zamykam drzwi i idę spać. Nie będę czekał aż jaśnie Pani raczy wrócić do domu.

Ally, mówię serio, będziesz spać na dworze.

NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, ODPISZ MI W KOŃCU

Okej. Idę spać. Możesz nie wracać do domu, i tak nie wejdziesz. Dobrej nocy.

MICHAEL

MICHAEL

(masz nieodebrane połączenie od użytkownika Aaliyah, godzina 4:27)

Czego, do cholery?

...

Otworzysz mi drzwi?

Nie. Wchodź przez okno, ja wracam spać. Pisałem wcześniej, trzeba było mi odpisywać.

Ale, Mickey...

(użytkownik Michael jest offline)

Uśmiechnąłem się. Pamiętałem tę rozmowę. Faktycznie, nie otworzyłem jej, ale ona narobiła hałasu... Wchodząc przez otwarte okno w salonie! Obudziło mnie to, ale zamiast otworzyć jej drzwi, stałem z telefonem i ją nagrywałem, śmiejąc się do rozpuku. Później dziewczyna, jak gdyby nigdy nic, położyła się w moim łóżku. Czułem od niej alkohol, ale zignorowałem to. Pozwoliłem, żeby się do mnie przytuliła, a rano pokazałem jej nagranie. Śmiała się sama z siebie.

– Cześć, Michael! – usłyszałem jednocześnie z otwieraniem drzwi. Wzdrygnąłem się.

– Jezu, ale mnie wystraszyłeś... Cześć.

Wokalista usiadł obok mnie.

– I co z twoją przyjaciółką? – zapytał.

– Stabilnie – odpowiedziałem tylko, dochodząc do wniosku, że to będzie najwłaściwsza odpowiedź – ale i tak beznadziejnie.

Matt popatrzył na mnie ze współczuciem.

– Od dawna jest już w takim stanie?

– Miesiąc. I nie jest ani trochę lepiej. Wręcz przeciwnie, mała niknie w oczach...

– Ale przecież nie pozwolą jej umrzeć...

– Chciałbym w to wierzyć, ale już sam nie wiem – nawet się nie obejrzałem, aż zacząłem opowiadać dokładniej. – A wiesz, co jest w tym wszystkim, kurwa, najgorsze? Że wiem, że gdyby nie moja nieuwaga i gdybym pozostawił pewne rzeczy uprawnionym osobom, to teraz byłaby tu ze mną i pomagała przy nagrywkach. Przeze mnie miała zabieg, który mi ją teraz zabrał. Powtarzała mi, że mam się nie obwiniać, ale nie da się temu zaprzeczyć!

– Michael, spokojnie – wyglądało na to, że wokalista mnie słuchał. – Nie znam szczegółów, nie oczekuję, że mi je opowiesz, ale jestem pewien, że chciałeś dobrze. Jeżeli sama ona nie chciała, żebyś czuł się winny, to proszę, bądź spokojniejszy.

– Nie mogę. Dwadzieścia cztery lata życia nie pozwalałem nikomu jej skrzywdzić. I okazało się, że ja sam ją skrzywdziłem bardziej, niż ktokolwiek inny. Dobra. Porozmawiamy później. Nagrajmy to, zanim się rozkleję i znowu będziemy zmuszeni przełożyć – poleciłem, wskazując na oszklone pomieszczenie.

Bez żadnej dyskusji Matt poszedł we wskazane miejsce. Nawet nie robił sobie rozśpiewki, tylko od razu kazał włączyć nagrywanie.

Nagrania wokalu były trzy. Wokal, momentami nachodzące na niego screamo i chórki. Brzmiał całkiem czysto, ale kończąc, polecił mi lekko podrasować efekt końcowy przy użyciu autotune'a.

Znowu usiadł obok mnie, jakby chciał zagaić rozmowę.

– Długo tu pracujesz? – zapytał, rozglądając się po studio.

– Na stałe jestem tutaj od ubiegłego roku. Ale wcześniej, gdy studiowałem, bywałem tu w wakacje.

– Co studiowałeś?

Spojrzałem na niego, jakby właśnie powiedział coś niedorzecznie głupiego.

– Zaskoczę cię. Produkcja muzyczna i realizacja dźwięku – odpowiedziałem. – Ale w tym samym czasie zaocznie ogarniałem edukację artystyczną, żeby móc w razie potrzeby uczyć muzyki w szkole. Na szczęście, okazało się to zbędne.

Tym razem to wzrok mojego rozmówcy był taki, jak mój przed momentem.

– Czy ty właśnie powiedziałeś, że wolisz pracować z ludźmi mojego pokroju, niż z małymi dziećmi?

Włączyłem program do podstawowej obróbki nagrań.

– Tak, właśnie to powiedziałem. Tutaj mam totalny luz, robię co chcę i ile czasu chcę, a nikt, prócz menadżerki mojego znajomego, nie robi mi problemów. Znaczy, nie zrozum mnie źle, bo uwielbiam dzieciaki... Gdyby nie zdrowie Aaliyah, chętnie pracowałbym w szkole, ale tam nie mógłbym przerwać lekcji w połowie, żeby jej pomóc. Zresztą. Lubię swój zawód i nie zmieniłbym go na żaden inny.

– Aaliyah? To ta twoja przyjaciółka?

– Tak – przytaknąłem. – Aaliyah Jackson. Kompozytorka.

– Kojarzę ją – uśmiechnął się mężczyzna. – Widziałem kilka wywiadów z nią. Ma bardzo zabawny sposób mówienia, prawda?

– Prawda – odwzajemniłem jego uśmiech.

W żyłach mojej przyjaciółki płynęła amerykańska i francuska krew. Pamiętałem, jak z mamą rozmawiała po francusku, a z innymi – po angielsku, choć z mocnym, francuskim akcentem. Z czasem wprawdzie stracił on na mocy, ale nadal było słychać, że nie jest tutejsza, choć osoby, które przebywały z nią dużo, nie zwracały na to uwagi. A teraz, jak tak sobie pomyślałem, naprawdę chciałbym znowu usłyszeć ten jej uroczy głosik, gdy mówiła z tym swoim francuskim akcentem.

– Jej mama była Francuzką – dodałem. – Ally śmiga po francusku i po angielsku, ale, jak najwidoczniej słyszałeś, akcentu nie zmienia. W sumie myślę, że to słodko brzmi.

– Poniekąd tak – przyznał Matt. – A pokaż mi ją jeszcze...

Podałem mu odblokowany telefon. W galerii pokazałem mu folder zapisany jako „LeeLo”.

Ja uważałem moją przyjaciółkę za naprawdę ładną. Była niewysoka i drobna, a jej szczególnym atutem były włosy. Bardzo długie, gęste loki, zawsze ufarbowane na wiśniową czerwień. Miała też piękne, czystozielone, duże oczy.

– Wygląda na nastolatkę – ocenił mężczyzna, przypatrując się zdjęciom. – Ale jest całkiem ładna.

– Jest piękna – poprawiłem, zabierając mu telefon i odkładając go na biurko.

Matt przeniósł wzrok na mnie.

– Myślę, że to jednak nie jest tylko twoja przyjaciółka, jak to utrzymujesz – skwitował.

Nie odpowiedziałem mu. Prawie go nie znałem, więc nie czułem potrzeby odpowiadać na to pytanie. Nie musiał wiedzieć, że kochałem tę istotę nad życie, odkąd tylko sięgałem pamięcią.

Nie rozumiałem, dlaczego Aaliyah chciała zachować dystans. Tłumaczyła to wprawdzie tym, że nie chce dla mnie życia z nią, ale co, jeżeli ja właśnie tego chciałem? Nie wyobrażałem sobie, żebym pewnego dnia miał odsunąć ją na boczny tor, żebym swoją uwagę poświęcał komuś innemu. Właściwie to piękna kompozytorka była jedyną osobą w całym moim życiu, na którą patrzyłem, jako na kobietę, z którą chciałem spędzić życie.

– Michael – wokalista upomniał się o odpowiedź – to nie była kwestia jednego nagrania. Nagrywamy z tobą całą płytę i myślę, że dobrze by było, gdybyśmy już ze sobą normalnie rozmawiali. Wolałbym patrzeć na ciebie, jak na znajomego, nie współpracownika...

– Zadałeś mi pytanie, na które na pewno doskonale sam znasz odpowiedź – odparłem, zapisując gotowe nagranie piosenki. Od razu wstałem, chcąc wrócić do domu i tam na spokojnie zająć się ostateczną korektą utworu.

– Kochasz ją? – upewnił się mężczyzna.

Przytaknąłem mu.

– Najmocniej na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top