27. Państwo Tuck
Michael
W kilka dni później nadszedł dzień ślubu niejakiej panny Lauren James i wielce szanownego pana Matthew Tucka. Właściwie to przez to od rana nie mieliśmy okazji ich zobaczyć. Później też nie. Mieliśmy pod opieką cały ich dom i niesamowicie rezolutnego ośmiolatka. O ile Aaliyah nie wchodziła z nim w żadne dyskusje, tak ja naprawdę polubiłem tego dzieciaka i wszystko wskazywało na to, że z wzajemnością.
Mój czarny garnitur i piękna, czerwona suknia Aaliyah wisiały na wieszakach, w oczekiwaniu na popołudnie. To nam przypadł zaszczyt towarzyszenia naszym przyjaciołom w pierwszych chwilach ich wspólnego życia, co zresztą uważałem za bardzo miły gest z ich strony.
Osobiście raczej nie śpieszyło mi się do zaręczyn ani tym bardziej do ślubu z Ally. Oczywiście, kochałem ją całym sercem i nie wyobrażałem sobie życia bez niej, a i tak razem mieszkaliśmy... Ale nic nas ku temu nie goniło. Byliśmy młodzi. Nie zapowiadało się, jakobyśmy mieli mieć dziecko lub planowali je w najbliższym czasie. Typowo prawne kwestie też nas nie dotyczyły. To byłaby kwestia papierka i wspólnego nazwiska. No, i może ewentualnie radości rodziców i dziadków, że ten nieposłuszny dzieciak, z którego wychowaniem całe życie mieli problem, a który mając ledwo siedemnaście lat zdołał wyprowadzić się na swoje, w końcu poszedł po rozum do głowy i się ustatkował...
Albo i nie. Dziadkowie nigdy nie lubili "tych Francuzek", jak to zwykli nazywać Jean Jackson i jej młodszą córkę. Mamę krytykowali za przyjaźń z Jean, która miała szczególnie specyficzny sposób mówienia – bo oprócz silnego francuskiego akcentu, wplatała do rozmowy pojedyncze słówka po francusku. Z kolei mnie, za spędzanie czasu z jej córką. Drobna dziewczynka o nietypowej urodzie raczej nigdy nie zyskała ich sympatii. Rodzice, którzy swojego czasu czasem wpadali do mnie, wiedzieli, że "ta Francuzka" mieszka ze mną, straciła rodziców i – mało tego – jest poważnie chora. Na moją prośbę jednak nie przekazywali tego nikomu.
– Pomożesz mi z tą sukienką? – moje rozmyślania przerwała Liyah, patrząca na swoją sukienkę.
Spojrzałem na zegarek. Cóż. Właściwie faktycznie nadchodziła pora, żeby się przebierać.
– Jasne. Evann, bądź tak uprzejmy i wyjdź na moment – zwróciłem się do siedzącego na łóżku chłopca. Ten bez słowa wyszedł z pokoju.
Aaliyah podjechała możliwie najbliżej łóżka i samodzielnie przeniosła się z wózka na materac, na którym usiadła, podpierając się rękoma. Byłem z niej niesamowicie dumny, robiła coraz większe postępy.
Zdejmując jej koszulkę, złożyłem pocałunek na jej ramieniu. Usłyszałem jak chichocze. Wiedziałem, że lubiła takie niewinne buziaki.
Spojrzałem na nią. Na jej uroczej twarzyczce widniał uroczy uśmiech. Jak to niewiele potrzeba było, żeby sprawić jej radość...
Odwzajemniłem jej gest i ściągnąłem z wieszaka sukienkę, żeby założyć ją Liyah.
Nie widziałem wcześniej Ally w tej sukni. Wybierała ją razem z Lauren i Jenną, które miały nieco większe pojęcie o tym, co na takie okoliczności wybierają celebrytki, których na tym weselu faktycznie miało trochę być. I kupiły coś, co bez wątpienia mogło wyróżnić moją dziewczynę z tłumu.
Sukienka była czerwona, z połyskliwego materiału. Jej dół był prosty i sięgał do samej ziemi, zakrywając eleganckie buciki na niskim obcasie. Z kolei góra... I to właśnie zasługiwało na szczególną uwagę. Ramiona były właściwie odkryte, opadały na nie jedynie kawałki tiulu, złączone z przodu czymś na kształt broszki. Cała góra, stylizowana na gorset, była z czerwonej koronki, z gdzieniegdzie umiejscowionymi czerwonymi cyrkoniami. Liyah wyglądała w niej jak księżniczka.
– Cholera, mała, wyglądasz obłędnie – skomentowałem, gdy podniosłem Ally na równe nogi, żeby mogła obejrzeć się w całości.
– Cóż, skoro tobie się podoba, to bardzo się cieszę – odpowiedziała dziewczyna, odwracając wzrok w moją stronę.
Mocniej ją objąłem w talii, żeby mieć pewność, że się nie przewróci i lekko się schyliłem, żeby zrównać się z nią. Niestety, pod względem wzrostu byliśmy z dwóch kompletnie innych światów.
Poczułem jej delikatny dotyk na swojej szyi. Pozwoliła, żebym przybliżył się do niej i ją pocałował. Trwało to jednak krótką chwilę, bo jeszcze sam musiałem się ogarnąć, a czasu było coraz mniej. A później, gdy Matt i Lolly wrócą, bez wątpienia to my będziemy zmuszeni pomagać im.
Liyah w tym czasie się malowała, więc nie zwróciła nawet szczególnej uwagi, gdy stanąłem przy niej w białej koszuli, garniturze i z czarną muchą pod szyją... Mało tego, zdążyłem się jeszcze ogolić i wyprostować włosy.
Westchnąłem.
– Właściwie to nie oczekiwałem, że cokolwiek powiesz, ale i tak mi przykro – powiedziałem.
Liyah oderwała wzrok od lusterka. Doszedłem do wniosku, że czerwona szminka jej naprawdę pasuje.
– Przecież ty zawsze wyglądasz dobrze, nie ma sensu, żebym ci to powtarzała – odparła, znów wbijając wzrok w lustro.
Wzruszyłem ramionami i poszedłem skontrolować, co się dzieje z Evannem, bo podejrzanie długo nie dawał znaków życia.
Podszedłem do drzwi jego pokoju i zapukałem.
– Evann? Żyjesz? – zapytałem, lekko naciskając na klamkę.
– Nie, a co?
– To poczekaj trochę z tym umieraniem, aż ojciec przyjdzie, żeby nie było, że to się wydarzyło pod moją opiekę – odpowiedziałem, wchodząc do pokoju.
Chłopiec siedział na swoim łóżku i patrzył w stojące na parapecie zdjęcie. Przedstawiało ono jego wraz z Mattem i blondwłosą kobietą, której nie znałem, prawdopodobnie była mamą Evanna. Bynajmniej nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
– Wszystko w porządku? – zapytałem, siadając obok chłopca.
– Chyba tak – przytaknął, nie spuszczając wzroku ze zdjęcia. – Wiesz... Bardzo lubię ciocię Lauren i wiem, że tata ją naprawdę kocha – wyznał. – Ale ja kocham jego i mamę... i dopóki on i ciocia nie wzięli ślubu, myślałem, że znowu zamieszkamy razem z mamą.
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Nie spodziewałem się właściwie, że Evann aż tak to przeżywał...
– Ev... Nie jestem pewien, czy to miało szansę się wydarzyć. Między twoimi rodzicami nie było już... nic. Ciocia Lauren też jest w porządku...
– Wiem, jest naprawdę fajna... Ale to nadal nie moja mama. Ona i tata będą mieć Andy'ego i pewnie będą go kochać bardziej...
– Nie myśl tak! Nie zapominaj, że twój tata wciąż jest tą samą osobą i nadal kocha cię jak nikogo innego na świecie, i nie zmieni tego pojawienie się Andy'ego. Nie martw się, mały. Będzie dobrze. Zobaczysz.
Chłopiec na mnie popatrzył i podszedł się przytulić. Nie pozostało mi nic innego niż odwzajemnić jego uścisk.
Nie umiałem go dokładnie zrozumieć. Chciał mieć przy sobie oboje rodziców, chociaż oni nie chcieli mieć już ze sobą nic wspólnego. Bał się, że ten ślub wiele zmieni. A ja byłem niemal pewny, że Matt dołoży wszelkich starań, żeby jego starszy syn czuł się tak samo kochany nawet wtedy, gdy na świecie pojawi się młodszy. Lauren też powinna doskonale odnaleźć się w roli mamy...
Zmierzwiłem chłopcu jego półdługie włosy.
– Chodź. Skontrolujemy, czy Aaliyah nie wpadła na pomysł wstania z wózka pod moją nieobecność.
– A mogę o coś zapytać?
– Właśnie to zrobiłeś. Jasne. Pytaj śmiało.
– Czemu ona jeździ na wózku?
– To bardzo długa historia – odpowiedziałem wymijająco. – Choruje na SMA, a ta choroba powoduje, że osoba chora nie może chodzić, często posługiwać się rękoma, a w skrajnych przypadkach nawet jeść i mówić. Na szczęście, jest na to lekarstwo, które przyjmuje od dłuższego czasu... Więc kto wie? Może niedługo będziesz miał okazję zobaczyć ciocię spacerującą sobie bez niczyjej pomocy?
– Fajnie by było – przyznał chłopiec. – Tata mówi, że jest mu jej bardzo szkoda...
– Każdemu jest – odpowiedziałem. – No dobrze. Chodź, zobaczymy co ro...
– Panowie i pani, wróciliśmy! – usłyszałem z dołu męski głos.
Evann natychmiast wybiegł z pokoju przywitać się z tatą, a ja za nim...
– Coś ty, kurwa, zrobił z włosami? – zapytałem, ledwie moim oczom ukazała się postać przyjaciela.
Jego włosy były... Krótkie. Zupełnie krótkie, z lekko dłuższą, zaczesaną do tyłu górą i odsłaniały jego przekłute uszy. Wyglądał przez to jakby młodziej i nie tak... groźnie jak wcześniej. Aż mi to do niego nie pasowało. Przywykłem do widoku Matta w długich włosach.
Matt z lekkim uśmiechem przeczesał swoje włosy ręką.
– Polecam, od razu zrobiło mi się chłodniej – roześmiał się. – Nie no. Wypadało z lekka się ogarnąć.
– Dobrze ci – oceniła Liyah, której nawet do tej pory nie zauważyłem.
– LEE, MAŁA, JAK TY BOSKO WYGLĄDASZ! – pisnęła z zachwytem Lauren, patrząc na swoją przyjaciółkę.
Aaliyah wyglądała na lekko zawstydzoną.
– Ty i Jen jesteście świetnymi doradczyniami odnośnie ubrań – uśmiechnęła się. – No dobrze. Teraz pora zrobić z ciebie księżniczkę, żeby było wiadomo, kto jest główną gwiazdą wieczoru – dodała, podjeżdżając bliżej przyjaciółki.
Lolly również musiała być u fryzjera, bo jej włosy wyglądały aż nienaturalnie dobrze. Miała też ładny, delikatny makijaż, który wyjątkowo bardzo jej pasował. Nie miałem wprawdzie pojęcia, jaką suknię sobie wybrała, ale byłem pewien, że będzie się prezentować naprawdę dobrze.
Obie dziewczyny zniknęły gdzieś za chwilę, pozostawiając mnie wraz z Mattem i Evannem.
– Spokojnie, panowie – odezwał się Matt. – W przeciwieństwie do mojej narzeczonej, ja nie potrzebuję asysty podczas przebierania się w ślubny garnitur... chyba, że oboje pilnie chcecie sobie po prostu w tym czasie pogadać, to możecie iść za mną.
– Właściwie to nie mam nic lepszego do zrobienia – odparłem, a tymczasem Evann...
– Ja chcę zadzwonić teraz do mamy – powiedział szybko i pobiegł do swojego pokoju.
Matt tylko się za nim obejrzał.
– Nie zamierzam mu tego zabraniać, nie rozumiem, dlaczego tak ucieka, jak tylko wspomni o Charlotte – powiedział spokojnym tonem. – Niech rozmawia, w końcu to jego matka. A ty chodź ze mną – polecił, wskazując ruchem ręki na schody.
Weszliśmy do wolnego pokoju, który wyglądał mi na coś w rodzaju małego saloniku. Ot, stolik, sofa i jakieś szafki. Nic szczególnego.
– Ej, ale naprawdę. Twoja Liyah wygląda wyjątkowo świetnie – przyznał Matt, zdejmując z wieszaka białą koszulę. – Nie narzekała jakoś specjalnie na to, że będzie prawieże w centrum uwagi?
– Nie, bynajmniej nie mi – odparłem. – Raczej wydaje mi się być może bardziej przejęta samym faktem, że pierwszy raz od wieków idzie na ślub.
– Kiedyś musiała nastąpić taka okazja. Tylko wiesz co? Cholernie mi czasem żal Evanna. Niby zdaje się lubić Lauren, ale odkąd się tu pojawiła, jakby zamknął się trochę w sobie. Jakby może i podobało mu się jej towarzystwo, ale nie w tak bliskiej relacji...
– On kocha i ciebie, i twoją byłą żonę, jako swoją mamę – wtrąciłem. – I myślę, że oddałby wiele, żeby mieć was oboje razem.
– To mądry dzieciak – przerwał Matt – i bez wątpienia wiedział, że między mną a jego matką nie ma już żadnych szans na poprawę. Nie zabronię mu utrzymywać z nią kontaktu czy do niej jeździć, wiadomo. Może to robić kiedy tylko chce. Ale prędzej czy później zaakceptuje fakt, że mam drugą żonę.
– Nie sądzę, żeby widział problem w Lauren – stwierdziłem. – A bardziej w waszym dziecku. Może się martwić, że będziesz wolał Andy'ego od niego...
– Nigdy w życiu! – zapewnił Matt. – Evann zawsze będzie moim synem i zawsze będę go kochał tak samo mocno. Andy tego nie zmieni, choć również już kocham tego malucha całym sercem. Faktycznie mógłby tak pomyśleć... Ale zapewnię go, że jest w błędzie.
– Oby tak naprawdę było...
Matt zapiął koszulę i popatrzył na mnie.
– Ty też tego jeszcze nie rozumiesz. Ale życzę ci, żebyś kiedyś poznał, jak niesamowitym uczuciem jest miłość do własnego dziecka.
– Nie zapowiada się – odparłem. – I zresztą póki co dobrze. Niespecjalnie śpieszy mi się do pieluch.
– Coś mi mówi, że Lee ma w tej kwestii nieco inne zdanie – zauważył Matt.
– Bo ma – przytaknąłem. – Ale myślę, że jeszcze trochę czasu minie, zanim zaczniemy realizować jej plan. Wolałbym, żeby najpierw wyzdrowiała...
– To fakt, byłoby wam wtedy dużo lżej. Jednak nie ma co czekać w nieskończoność. Im wcześniej, tym tak naprawdę lepiej, i mówię ci to jako ojciec dwóch synów.
*****
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. O wyznaczonej godzinie, Matt stał przed ołtarzem w oczekiwaniu na swoją ukochaną, a przy nim ja, zresztą szepczący mu do ucha jakieś śmieszne komentarze, żeby go nieco rozluźnić. Moja Liyah stała kawałek od nas i również wyczekiwała podejścia swojej przyjaciółki. Widziałem, jak każda przychodząca osoba, pomijając również zaproszone rodzeństwo Weaver (Noah pojawił się w towarzystwie pięknej dziewczyny, choć Jenna nie wyglądała na zachwyconą), rzucał ukradkowe spojrzenie w stronę siedzącej na wózku kobiety. Ally jednak zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Aż Lauren się pojawiła, prowadzona pod rękę przez swojego ojca, zgodnie z brytyjską tradycją. W prostej, białej sukni z koronkowymi rękawami i w długim welonie prezentowała się nadzwyczaj zjawiskowo. Szli powoli, a choć oczy wszystkich wpatrzone były w Lolly, ona patrzyła tylko na jednego i tylko dla jednego przeznaczony był najpiękniejszy z jej uśmiechów. A za kilka chwil miała stać się jego żoną.
Gdy Lauren stała już o cale od swojego przyszłego męża, z delikatnym uśmiechem wręczyła swój ślubny bukiet Aaliyah, żeby nie przeszkadzał jej podczas ceremonii. Dopiero później podeszła do Matta i popatrzyła mu w oczy. Usłyszałem, jak mężczyzna szepcze, że pięknie wygląda.
Pozwoliłem sobie przejść za nich, żeby przypilnować Liyah. Wolałem mieć na nią oko podczas uroczystości.
– W porządku? – zapytałem szeptem, głaszcząc dziewczynę po policzku.
– Tak – odpowiedziała tylko, uroczo się uśmiechając. Odwzajemniłem jej uśmiech i znów popatrzyłem na stojącą przed nami parę.
Choć zdawało mi się, że ślub nie jest moim priorytetem w życiu, nie mogłem zaprzeczyć, że sama ceremonia była piękna i poniekąd magiczna. Oczyma wyobraźni widziałem, jak to moja Aaliyah w pięknej, białej sukni i w welonie, zmierza do ołtarza z najpiękniejszym swoim uśmiechem, patrząc tylko na mnie. Ale nie, ta siedziała obok mnie, w wieczorowej, czerwonej sukience i wpatrywała się w naszych przyjaciół, składających sobie przysięgę małżeńską. A tymczasem ja i ona, choć mieszkający razem od długiego czasu, nadal nie byliśmy choćby zaręczeni. Ledwie para, w dodatku od stosunkowo niedawna.
W chwili, gdy na palcu Lauren znalazła się obrączka, dostrzegłem, jak jej oczy stają się mokre. Ona. Osoba, której nigdy nie zależało na posiadaniu drugiej połowy, właśnie stała się żoną. A niedługo miała też zostać matką. Nikt się tego nie spodziewał. Zdecydowanie.
Matt od razu po wypowiedzeniu słów przysięgi pocałował swoją nowo poślubioną żonę, w ten sposób zaczynając ich wspólny rozdział życia. Jako państwo Tuck.
Przed kościołem małżonkowie zebrali ogrom gratulacji i życzeń szczęścia na wspólnej drodze życia. Ja i Liyah w tym czasie stanęliśmy na boku, rozmawiając z przyjaciółmi.
– Moja dziewczyna, Olivia – Noah przedstawił swoją towarzyszkę. Dziewczyna uśmiechnęła się i delikatnie skłoniła.
Była młodziutka, na moje oko mogła mieć nie więcej, niż dwadzieścia lat. Miała w sobie jednak to coś, co czyniło ją szczególnie wartą uwagi. W wysokich szpilkach niemalże dorównywała mi wzrostem, a przy tym była niesamowicie zgrabna. Krótka, wąska sukienka odsłaniała jej długie nogi i podkreślała nienaganną figurę. Blond loki opadały jej swobodnie na ramiona. Jednak w jej mimice było coś takiego, co sprawiało, że dziewczyna wydała mi się może jakby wyniosła i dumna. Wyglądało jednak na to, że Noah jest nią zauroczony, toteż nie zamierzałem psuć mu tego swoimi komentarzami. Aczkolwiek mina Jenny wskazywała, że ewidentnie się ze mną zgadza.
– Jestem Aaliyah, miło mi cię poznać – Liyah zwróciła się do Olivii z rozbrajającym, radosnym uśmiechem.
Olivia uśmiechnęła się półgębkiem, jakby najpewniej podśmiechując się z francuskiego akcentu mojej dziewczyny. Posłałem jej groźne spojrzenie.
– Mnie ciebie również, A... również – szybko poprawiła, jakby nie będąc w stanie powtórzyć imienia. Zwróciła się do mnie. – A ty to...?
– Michael – odpowiedziałem szybko, podając dziewczynie dłoń na powitanie. Uścisnęła ją i znów powróciła do Noah, który lekko objął ją w talii.
Jenna, w przeciwieństwie do swojej bratowej ubrana bardzo skromnie i z poczuciem dobrego smaku, patrzyła na modelkę z mocno widoczną niechęcią. Coś mi mówiło, że obecność młodziutkiej dziewczyny nie do końca odpowiadała Jennie. Chyba pozwolę sobie trochę dotrzymać jej towarzystwa podczas wesela, o ile Liyah nie będzie miała nic przeciwko.
*****
Sala, w której odbywało się wesele, robiła naprawdę piorunujące wrażenie. Była wprawdzie bardzo minimalistyczna w urządzeniu, ale ładna, z mnóstwem miejsca do tańca.
Każdy miał swoje miejsce, oznaczone karteczką. Aaliyah miała miejsce tuż obok Lauren, z kolei mnie przypadło towarzystwo dwóch pięknych pań, jakimi były moja dziewczyna i Jennie.
Po pierwszym daniu kelnerka zaczęła roznosić drinki. Jenna od razu wzięła jeden.
– Ja tutaj na trzeźwo nie dam rady – stwierdziła, upijając łyk słodkiego alkoholu.
– Właśnie widzę, że coś z tobą jest nie tak – zauważyłem, a Jen popatrzyła na mnie groźnym wzrokiem.
– Ze mną? Jeżeli z kimś tutaj jest coś nie tak, to z Noah i z tą jego laską – ściszyła głos, żeby siedząca za nią para jej nie usłyszała. – Opowiem ci później... Nie napijesz się ze mną? Głupio mi będzie tak samej...
– Wybacz, ale wolałbym nie – odmówiłem. – Aali...
– Pij – przerwała Liyah. – Masz jedną, jedyną okazję, żeby się napić na koszt Matta. Wykorzystaj ją dobrze.
– Ale...
– Poradzę sobie. Jeżeli nie, pozostanie mi Lauren – dziewczyna podjechała bliżej mnie i ucałowała mnie w policzek. – Baw się dobrze.
To mówiąc, wzięła od kelnerki kieliszek z drinkiem i postawiła go przede mną z uroczym uśmiechem.
– W takim razie – Jen podniosła do góry swój kieliszek – za nowożeńców.
Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy po trochę alkoholu. Słodki trunek przyjemnie rozgrzał moje gardło. Aaliyah tymczasem zajęła się rozmową z Lauren. Na chwilę przerwała, żeby znów zwrócić się do mnie. Szeptem.
– Myślę, że dzisiaj powinnam pożyczyć cię Jennie. Jej to dobrze zrobi, a i ty będziesz się lepiej bawić z nią, niż ze mną...
Aż niedowierzałem w to, co słyszałem. Żadna normalna dziewczyna z własnej woli nie pozwoliłaby swojemu chłopakowi bawić się z przyjaciółką.
– Ale, Ally...
– Kurwa, Michael. Pozwalam ci pić, pozwalam ci bawić się w towarzystwie najpiękniejszej dziewczyny na tej sali, możesz tak naprawdę nawet nie zwracać na mnie większej uwagi, niż będę prosić, chcę, żebyś się dobrze bawił, a ty jeszcze protestujesz... – Aaliyah zaczęła się śmiać.
– Przyszedłem tutaj z tobą, nie z nią.
– Ja mam z kim rozmawiać. Ona przez Olivię została sama. I nie wydaje mi się, żeby była zachwycona. Daj spokój. Byle byś jej nie przeleciał, będę szczęśliwa.
I znów powróciła do rozmowy z Lauren.
– Twoja Liyah chyba bardzo chce mieć cię z głowy na czas wesela – roześmiała się Jennie.
– W tym momencie sam się zastanawiam, czy ta dziewczyna wie, co mówi – odparłem. – Cóż, Jennie. Twoje zdrowie.
*****
– Co jest właściwie nie tak z tą Olivią? – zapytałem, gdy wraz z Jen wyszliśmy razem na zewnątrz zapalić.
Jenna wydawała się być zła na samą myśl o tej dziewczynie.
– Czasem się zastanawiam, czy Noah jest tak głupi, czy po prostu jest z nią po to, żeby mieć z kim sypiać, niezależnie od poziomu inteligencji, byle ładne było – odparła. – Z nią wszystko jest nie tak. Jest pustą, plastikową lalą, a Nee jest w nią tak zapatrzony, że poszedłby za nią w ogień. Nienawidzi mnie od pierwszego dnia, gdy Noah nas sobie przedstawił...
– To idzie wyczuć, jedynie na was patrząc...
– Powiedziała mi, że moje obrazy to strata płótna i farb. Zadała mi tym cios prosto w serce. Wiesz, jak kocham malować...
Lekko przytuliłem do siebie Jen.
– Jennie, przecież wiesz, że przepięknie malujesz. Nie przejmuj się słowami kogoś, kto chce ci jedynie dogryźć.
– Dogryza mi samym byciem – odparła Jenna. – Modeleczka. Wyobraź sobie, że tak, jak teraz, potrafi chodzić po domu i muszę oglądać ją, z jej wszystkimi wdziękami, codziennie. Nie krępuje się kompletnie. Czuję się przy niej jak gówno.
– Nawet tak nie myśl, Jennie!
Zmierzyłem Jennę wzrokiem. Była o niebo ładniejsza od wypacykowanej Olivii. Robiła wrażenie nawet w prostej, czarnej sukience z brokatowego materiału i w delikatnym makijażu. Przypomniał mi się ten krótki okres czasu w szkole średniej, kiedy była dla mnie kimś więcej, niż tylko przyjaciółką. Choć było to tylko młodzieńcze zauroczenie, nadal uważałem ją za naprawdę ładną i nie sądziłem, jakoby była jakkolwiek gorsza od Olivii.
Wtuliła się we mnie.
– A wiesz, co jest w tym wszystkim, kurwa, najgorsze? Że ona od samego początku leci na dwa fronty, ja o tym doskonale wiem, a nie mogę tego w żaden sposób udowodnić Noah.
Z lekka mnie to zdziwiło.
– Od Noah chce tylko pieniędzy i popularności. Nie kocha jego, tylko jego sławę i miliony na koncie bankowym. Nie mogę patrzeć, jak przychodzi do nas do domu i zaczyna przymilać się do Noah, gdy chwilę wcześniej widziałam ją na mieście, całującą kogoś innego. Chce mi się płakać, bo wiem, jak bardzo on kocha ją, a ona jego ani trochę...
– Prędzej czy później zmądrzeje – skwitowałem. – Najwyżej później będzie miał powód do płaczu.
– Nie mogę patrzeć na tę dziewczynę, rozumiesz? Mam ochotę rozerwać ją na strzępy, ilekroć widzę, jak celowo przy mnie zaczyna go całować, dając mi do zrozumienia, że im przeszkadzam. Chcę rozwalić jej płotno na głowie, gdy podśmiewa się z mojego malowania. Mam chęć ją wręcz zabić, gdy widzę ją z tym drugim... Nie mogę patrzeć na nią tutaj, teraz... Nie znoszę jej.
Obiekt rozmowy wyszedł na zewnątrz, sam, pewnym krokiem spacerując w kusej sukience i wysokich szpilkach. Stanęła przy płotku, tyłem do nas.
– Obrzydliwe – mruknęła Jenna, ciągnąc mnie za rękaw koszuli. – Chodźmy się czegoś napić.
Tak zrobiliśmy. Zająłem swoje miejsce obok Ally i cmoknąłem ją w policzek...
– Piłaś – oceniłem, ledwie wyczułem od niej alkohol.
– Daj spokój – odparła dziewczyna. – Nic mi nie będzie.
Machnąłem ręką.
– Tylko nie zapomnij, że nie chodzisz, bo ja cię później zbierał z podłogi nie będę – zastrzegłem, upijając łyk ze swojego kieliszka.
– Możesz zapomnieć, ja cię zgarnę – roześmiał się Matt, który ni stąd, ni zowoąd, pojawił się za naszymi plecami. – Wszystko w porządku?
– Jasne – odpowiedziałem. – Nawet nie wiesz, jak fajnie jest wiedzieć, że właśnie piję za twoje.
– Za parę lat sytuacja się odwróci i będziemy kwita – odpowiedział muzyk. – Jen? Czy możesz mi, z łaski swojej, wytłumaczyć, dlaczego siedzisz wkurwiona całe moje wesele?
– Daj jej spokój – poprosiłem. – I mi dosłownie pięć minut, to jakoś jej poprawię humor.
Matt popatrzył na mnie i na Liyah.
– Ty go słyszysz? Na dwa fronty dzisiaj leci.
– Za moją wiedzą i zgodą – odparła Ally. – Ale jakby przypadkiem sprawa zaszła za daleko, to się z nim rozliczę. I z Jennie zresztą też.
Wyjąłem dziewczynę z wózka, żeby ją przytulić i ucałować w policzek.
– Dobrze wiesz, mała, że do tego na pewno nie dojdzie...
– No ja mam nadzieję – w głosie Liyah wyczułem pewne zwątpienie, ale wtuliła się we mnie.
– W razie potrzeby chyba zgłosi się do ciebie – roześmiał się Matt i zmierzwił włosy mojej dziewczynie.
Usłyszałem z jej strony tylko sarkastyczne "mhmmm...".
Mocno trzymając swoją dziewczynę pod udami, podniosłem się wraz z nią do góry.
– Chodź, LeeLo. Zatańczymy.
Aaliyah popatrzyła na mnie rozbawionym wzrokiem.
– Co proszę?
– Zatańczymy. Zdaje mi się, że właśnie to się robi na weselu.
– Zwariowałeś? Ludzie będą się gapić...
Pocałowałem dziewczynę w policzek.
– I co z tego? Nie musisz patrzeć na nich, możesz patrzeć na mnie.
Matt, jakby w geście solidarności, poprosił do tańca swoją żonę. Z kolei Noah bez chwili zastanowienia, wyciągnął za rękę swoją siostrę, korzystając z chwilowej nieobecności Olivii.
– Świetnie. Idziemy – zarządziłem, z wyższością spoglądając na Aaliyah.
Akurat w tle leciał spokojny kawałek. Na parkiecie nie było zbyt wielu osób. Tym bardziej w oczy rzucali się nowożeńcy, dwie ponadprzeciętnie wysokie, podobne do siebie istoty... I ja, z drobną dziewczyną na rękach.
Liyah ukryła twarz w moich ramionach.
– Nadal się patrzą?
Rozejrzałem się po sali.
– Tak, bez wątpienia wszyscy są zauroczeni tym, jak pięknie dzisiaj wyglądasz – odpowiedziałem. – I nie ukrywam, że byłoby mi miło, gdybyś przestała podziwiać moją koszulę i spojrzała w końcu na mnie.
Aaliyah podniosła na mnie wzrok. Dawno nie miałem okazji oglądać jej dużych, zielonych oczu z tak bliska. Były przepiękne.
– Tak lepiej? – zapytała z delikatnym uśmiechem.
– Zdecydowanie – odwzajemniłem jej gest. – Wolę popatrzeć na twoją śliczną buźkę, aniżeli na te twoje czerwone loki.
– Szkoda, że ja teraz nie mam na co popatrzeć – odparła, ale wyczułem, że żartuje.
– No cóż. Ja się modliłem o piękną dziewczynę i mam piękną dziewczynę. Ty się nie modliłaś, więc dostałaś, co było – odpowiedziałem, całując swoją ukochaną prosto w usta.
– "Co było" okazało się mimo wszystko świetnym wyborem – usłyszałem – i nie zamieniłabym go na nikogo innego.
Poczułem, jak serce zabiło mi mocniej. Lee bardzo rzadko mówiła mi komplementy. Teraz wprawdzie była z lekka podpita, ale wszystko wskazywało na to, że mówi prawdę.
Pogłaskałem ją tylko po włosach.
Matt i Lolly wyglądali na przeszczęśliwych, w chwili gdy tańczyli, mocno wtuleni w siebie. Nawet nie zauważyli, że na nich patrzę. Również ze sobą rozmawiali, widocznie żartowali, bo co jakiś czas Lolly chichotała.
Nieco dalej rodzeństwo Weaver znów przyjęło swoją taktykę "poudajmy, że jesteśmy parą" i również tańczyli, lekko do siebie przytuleni i rozmawiali. Bez Olivii w pobliżu Jenna zdawała się czuć znacznie pewniej.
– Nee i Jennie wyglądają jak para – roześmiała się Liyah.
– Właśnie o tym pomyślałem – odpowiedziałem. – Ale z drugiej strony są tak cholernie podobni, że od razu widać, że coś jest nie tak...
– Oho, uwaga, idzie jego laska – przerwała Ally, patrząc w jeden punkt.
Faktycznie, na parkiet wchodziła długonoga blondyna w mikromini. Zobaczyła Noah tańczącego z Jenną i szybszym krokiem podeszła w ich stronę.
Jennie, jakby nie chcąc z nią dyskutować, od razu odeszła od brata, choć ten próbował ją zatrzymać przy sobie. Jen jednak nawet się nie odwróciła. Znów wyszła na zewnątrz, jakby nawet nie chciała patrzeć na nich razem. Olivia szybko odwróciła uwagę Noah od siostry, tak że ten nawet nie wiedział, gdzie poszła.
– Nie wróżę temu związkowi nic dobrego – mruknąłem, patrząc jak modelka obejmuje mojego przyjaciela.
– Nikt nie wróży – odparła Ally. – Ale najbardziej szkoda mi Jen. Ewidentnie nie może znieść tej dziewczyny...
– Myślę, że nie będzie musiała jej zbyt długo znosić. No, chyba, że okaże się chociaż dobrą kochanką, to może będą razem nieco dłużej – zachichotałem.
– Michael! – Aaliyah poszła w moje ślady.
– No co? Oboje dobrze wiemy, że tak to właśnie wygląda.
– Nie wiem, wierz lub nie, ale przed tobą nikogo nie miałam, a moje jedyne doświadczenie w relacjach damsko-męskich poza tobą to bal maturalny z Noah.
– No tak, bo ty, dzikusie, nikogo nie chciałaś, więc miej pretensje sama do siebie – odpowiedziałem.
Zeszliśmy z parkietu. Nie wkładałem jednak Ally do wózka, cały czas trzymałem ją na kolanach. Ona zresztą nie wyrażała chęci, żeby stamtąd zwiewać.
Sięgnęła po kieliszek pełen jakiegoś różowego trunku i upiła łyk.
– Liyah, starczy ci już – oceniłem.
Popatrzyła na mnie groźnie.
– Ja tobie nie zabraniam i oczekiwałabym, żebyś chociaż ten jeden raz również dał mi święty spokój – odpowiedziała, znów przysuwając kieliszek do swoich ust.
– Daj jej spokój, Michael – Matt machnął ręką. – Akurat spośród wszystkich tu obecnych ją będzie najłatwiej ogarnąć w razie potrzeby – dodał ze śmiechem.
– Nie chodzi o to. Ja nie wiem, czy ona może – zauważyłem.
Nikt tego nie wiedział. Wprawdzie od ostatniej dawki leku minęło już trochę czasu, ale nigdzie nie było napisane nic na temat tego, czy w jej sytuacji można pić alkohol. A ona zdawała się tym dzisiaj kompletnie nie przejmować.
– Teraz już bez różnicy – odparł mężczyzna.
– ALE CZY WY MOŻECIE MNIE NIE OBGADYWAĆ JAK WSZYSTKO SŁYSZĘ? – usłyszeliśmy nieco poddenerwowany głos Liyah.
– No już, mała, wybacz – odpowiedziałem, całując swoją dziewczynę w czoło. – Ale naprawdę, uważaj na siebie, żebym miał co zbierać.
*****
Nie uważała. W końcu przymknąłem na nią oko. W swoim stanie nie była w stanie nic odwalić.
Nad ranem wróciliśmy do domu Tucków. I w tym momencie ogarnąłem, że przede mną zadanie położenia do łóżka wyjątkowo rozgadanej Liyah. No to sobie, cholera, pospałem.
Państwo młodzi i Evann od razu poszli do swoich pokoi, a mnie pozostało ogarnąć moją dziewczynę samemu.
– Nie denerwuj mnie nawet – mruknąłem, gdy nie chciała mnie puścić. – Miało być odwrotnie, a teraz naprawdę nie mam ochoty się z tobą bawić.
– Ale, Michael...
– Nic, kurwa, nie mów – z lekka zdenerwowany położyłem ją na łóżku, na brzuchu, żeby rozpiąć jej sukienkę.
Włożyłem jej koszulę nocną i zostawiłem na moment, żeby podejść po płyn do demakijażu. Prześlicznie wyglądała z czerwonymi ustami, ale raczej nie powinna mieć ich na noc.
Zmyłem jej makijaż i przykryłem ją kocem. Podparłem się nad nią łokciami i z uśmiechem zacząłem ją głaskać po policzku.
– Jutro będziesz umierać, wiesz o tym? – zapytałem, patrząc w jej zielone oczęta.
– Nie będę – odpowiedziała pewnym siebie tonem.
– Nie sądzę, żebyś była tego tak pewna rano. Idź już spać, mała. Dobrze ci to zrobi.
Ignorując wszystko, co mnie od tego powstrzymywało, pocałowałem ją, choć ewidentnie na to nie zasługiwała, podła istota. A ona może i była ledwie żywa, ale chętnie odwzajemniła mój pocałunek.
– Nienawidzę cię, LeeLo – szepnąłem, cały czas będąc nad nią.
– I tak wiem, że mnie kochasz i mi to wybaczysz – odpowiedziała dziewczyna. Już była spokojniejsza, ale nie usnęła, dopóki nie położyłem się obok niej. Wtedy się do mnie przytuliła i niemal od razu zamknęła oczy.
Oj. Mała będzie miała baaardzo ciężki dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top