25. Wszystkiego najlepszego, Michael!
Michael
Dwunasty sierpnia dwutysięcznego siódmego roku. I stało się.
Chodziłem na tym świecie dokładnie od ćwierćwieku. Dwadzieścia pięć lat. Cholera, stałem się stary.
Nie miałem ani czasu, ani chęci, ani pieniędzy, żeby coś z tej okazji organizować. Zastanawiałem się wprawdzie nad zrobieniem torta i zaproszeniem przyjaciół, ale ostatecznie jedyne, co zrobiłem, to nie planowałem żadnych nagrań, ani nic nie poprawiałem, żeby odpocząć i tylko pobyć z Ally.
Gdy się obudziłem, mój najpiękniejszy prezent od życia nadal spał. Co najlepsze, przytulony do mnie. I bynajmniej nie z tego powodu, że to ja ją tak ułożyłem dzień wcześniej. Przytuliła się wieczorem z własnej woli, nie prosząc mnie o pomoc.
Patrzyłem na nią. Jej piękne, długie, kręcone włosy opadały jej na twarz, a właściwie nawet były na większej części łóżka. Na twarzy miała delikatny uśmiech. I była przy mnie. Jako już nie moja przyjaciółka, a dziewczyna. Zdrowiejąca po długiej chorobie. Czego więcej mogłem sobie życzyć? Co najwyżej tego, żeby mieć ten widok każdego poranka do końca życia. No, może z czasem jeszcze, żeby jakiś dzieciak rozpychał się między nami. Tak. To brzmiało jak dobry plan. Jeszcze jakbym miał mieć syna, to już w ogóle coś pięknego.
Liyah się przebudziła. Od razu zresztą podparła się na łokciach, żeby mnie pocałować w policzek.
– Wszystkiego najlepszego, Mickey – uśmiechnęła się. Objąłem ją lekko w talii i pocałowałem.
– Dzięki, mała.
– Starzejesz się – zaśmiała się, kładąc głowę na moim ramieniu.
– Ciesz się, póki możesz – odparłem. – Za dwa miesiące będę mówił to samo o tobie.
– Oj tam – mruknęła Ally. Wtulała się we mnie, jakby jeszcze nie chciała wstawać z łóżka.
Ja zresztą też nie. Mieliśmy wolne, nie musieliśmy zwlekać się tak wcześnie. A właściwie to przyjemnie było tak po prostu sobie z nią poleżeć i się poprzytulać. Bądź co bądź, poznałem to uczucie tak naprawdę dopiero niedawno. Ignorowałem nawet to, że codziennie przez to wstawałem z bolącym ramieniem, z racji iż moja dziewczyna potrafiła przespać tak całą noc. Ale nie narzekałem.
Ally znów podparła się łokciami nade mną. Posłała mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Odwzajemniłem go.
– Co tam, LeeLo? – zapytałem, łaskocząc kobietę po plecach. Wiedziałem, że to lubi.
Nie odpowiedziała mi, ale przybliżyła się do mnie. Upewniwszy się, że nie upadnie, położyła swoje dłonie na mojej szyi. Pomogłem jej wygodniej się ułożyć. Zdążyłem zauważyć, jak przymyka oczy, zanim ja zrobiłem to samo i poczułem, jak jej wargi łączą się z moimi, a nasze języki się ze sobą splatają. Cudowne uczucie.
Nie przerywając pocałunku, znalazłem się nad nią. Miałem ochotę trochę jej podokuczać... Zwłaszcza, że tym razem miała możliwość obronić się, chociaż ledwo przysunąłem się do jej szyi wyglądała na zadowoloną, że coś się dzieje.
Odchyliłem jej włosy i delikatnie przygryzłem skórę jej szyi, celowo wybierając mało widoczne miejsce. Bądź co bądź, nie każdy uznawał malinki za estetyczne.
Dziewczyna cicho jęknęła. Znów pozwoliłem jej być nade mną.
– Śmiało, Ally – szepnąłem, całując ją. – Możesz mi zrobić to samo.
Popatrzyła na mnie z pewnym zdziwieniem, ale jej dłoń powędrowała ku moim włosom, odsłaniając szyję. Liyah wydawała się być dosyć niepewna, ale zrobiła, na co jej pozwoliłem.
Trzymałem ją mocno w talii, żeby zapewnić jej choćby znikomy komfort i stabilność. Za chwilę jednak znów ją położyłem na łóżku, zsuwając z jej ramion cienkie ramiączka od jej piżamy. Muskałem wargami jej obojczyk, ramiona, dekolt... Szybki, głęboki oddech dziewczyny zdradzał, że sprawiało jej to przyjemność.
Jakaś część mnie chciała pójść o krok naprzód, bo wiedziałem, że Aaliyah się zgodzi. Ale jednak nadal myślałem, że dobrze będzie się wstrzymać... A nawet zaczekać, aż będzie do tego lepsza okazja.
Liyah wydawała się być zawiedziona, gdy zrozumiała, że nic więcej z tego nie będzie.
– Jejku, Lee, do czego ci się tak spieszy? – zapytałem, czochrając jej włosy. – Poczekajmy jeszcze trochę, naprawdę.
Usłyszałem tylko ciche va te faire putre.
Pomogłem Ally się ubrać i zeszliśmy razem na śniadanie... Wprawdzie w porze obiadowej, ale jednak.
Kończyłem już podawać jej leki, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wprawdzie chciałem się pospieszyć i podejść otworzyć drzwi, ale otworzyły się same. Zostawiłem Aaliyah w kuchni i podszedłem zobaczyć...
...I w tym momencie usłyszałem chóralne "wszystkiego najlepszego" w wykonaniu moich przyjaciół.
Przyszli wszyscy! Jennie trzymała w ręku tort, na moje oko wyglądało, jakby to ona, ewentualnie z pomocą Noah, go zrobiła. Boże, jak było mi miło...
– Kompletnie się was tutaj dzisiaj nie spodziewałem – wyznałem i podszedłem wyściskać obie dziewczyny. – Dziękuję.
Matt poklepał mnie po ramieniu.
– I jak, młody? Dwadzieścia pięć lat za tobą...
– Tu już chyba młodość się skończyła? – zapytałem ze śmiechem.
– Żartujesz chyba. Dopiero się zaczęła – odparł muzyk.
Zaprowadziłem ich do salonu. Tam dołączyła do nas moja dziewczyna i przysunęła wózek do stołu, między Lauren a Jennie.
Ja tymczasem poszedłem do kuchni po kieliszki do szampana, talerze i nóż. Matt zaproponował, że mi pomoże.
Wyjmowałem łyżeczki z szafki, gdy on...
– Oho, wydaje mi się, że ktoś tu miał upojną noc – zaśmiał się.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Przybliżył rękę i zakrył mi szyję włosami.
– Nie będę ci się tłumaczył – odparłem, wciskając muzykowi sześć talerzyków deserowych do ręki. – Zanieś to na stół.
– Nie musisz się tłumaczyć z czegoś, co wi... – urwał, gdy dostrzegł moje groźne spojrzenie. – Dobra, dobra, już sobie idę.
Sam wziąłem tackę z resztą rzeczy i wróciłem do swoich przyjaciół. Po odśpiewaniu chóralnego "Sto lat", pokroiłem tort, a Matt rozlał szampana.
– LeeLo, poradzisz sobie sama? – zapytałem, stawiając talerzyk z tortem przed moją dziewczyną.
– Nie traktuj mnie jak dziecka. Jasne, że sobie poradzę – oburzyła się Ally. Wzięła do ręki łyżeczkę i nabrała sobie na nią kawałek ciasta.
Było przepyszne! Trzeba przyznać, że rodzeństwo Weaver faktycznie świetnie sobie z nim poradziło.
Popatrzyłem na moich przyjaciół i siedzącą między nimi moją ukochaną. Właściwie oni wszyscy byli dla mnie najcudowniejszym prezentem.
Lauren James, którą znałem od dzieciństwa, a która, z racji iż była cztery lata starsza, zawsze służyła mi pomocą i dobrą radą. Czasem wprawdzie irytowało mnie jej ciągłe pouczanie, ale wiedziałem, że robiła to w dobrej wierze.
Jej partner, Matt Tuck, którego wprawdzie poznałem niedawno, ale był ze mną wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowałem i tak naprawdę tylko dzięki niemu przez te dwa miesiące zachowywałem się względnie normalnie.
Noah Weaver, moja największa muzyczna duma i najzdolniejsza osoba, jaką znałem. Podziwiałem go, jak nikogo innego na świecie i było dla mnie zaszczytem, że mogłem mieć go za przyjaciela.
Jennie Weaver, przeurocze stworzonko, złota kobieta i obiekt mojego zauroczenia w szkole średniej (nawet byliśmy razem, jako przyjaciele, na balu absolwentów. Aaliyah za to poszła z Noah). Wprawdzie spośród wszystkich miałem z nią najmniej do czynienia, ale jak każdy, miała szczególne miejsce w moim sercu i życzyłem jej jak najlepiej.
I Aaliyah Jackson. Kobieta, którą kochałem nad życie, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, zdrową czy chorą, nawet gdy poruszała się na wózku, a której szczęście i zdrowie było moim największym priorytetem. Osoba, którą już teraz byłem w stanie wyobrazić sobie jako przyszłą żonę i – o ile jej stan zdrowia pozwoli – mamę dla mojego dziecka. Cholera, o tym ostatnim jeszcze niedawno przecież nie mogłem myśleć. Chyba i ja zaczynałem zazdrościć Lauren i Mattowi.
– Chyba najwyższa pora na prezent – zauważył Matt, gdy wszyscy już zjedli i wypili.
– Nie żartujcie! Jeszcze coś? Sam fakt, że tu jesteście, to już dużo... – mówiłem, będąc niejako zaskoczonym jego słowami.
Aaliyah podjechała ze swoim wózkiem bliżej mnie. Położyła swoją dłoń na mojej.
– Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twoją reakcję – powiedziała. – Chodź. Czeka na ciebie na zewnątrz.
Nasi przyjaciele szli przed nami. Ja szedłem z tyłu, trzymając za rękę jadącą obok mnie Ally...
I aż stanąłem w miejscu! Przed domem stał nowiutki, czarny Mercedes!
– O, cholera – udało mi się tylko powiedzieć, a Matt wręczył mi kluczyki.
– Podziękuj przede wszystkim Liyah. To był jej pomysł, żeby kupić ci samochód. Więc zrzuciliśmy się... No, a ja go tylko wybrałem i mam nadzieję, że trafiłem...
– TRAFIŁEŚ? JEST ZAJEBISTY! – wykrzyknąłem, i zanim pomyślałem, uściskałem swojego przyjaciela.
Później podbiegłem do swojej dziewczyny.
– Aaliyah, naprawdę, nie mu...
– Cicho – Liyah położyła palec na moich ustach. – Wiem, że chciałeś mieć lepszy samochód, a tylko przeze mnie nie doszło to do skutku. Niech ci tylko dobrze służy.
Już nic nie mówiąc, delikatnie ją pocałowałem, chcąc wyrazić tym swoją wdzięczność. Samochód. Kupili mi samochód. W dodatku drogi, nowy samochód. Wprawdzie i utrzymanie takiego auta musiało być drogie, ale ostatecznie jeździłem bardzo mało, więc nie powinienem był tego zbyt bardzo odczuć.
Otworzyłem samochód i wszedłem do środka. Coś pięknego. Bez porównania do Chevroleta, którym jeździłem do tej pory. Tamto autko było ładne, eleganckie, ale przy tym wszystkim proste. Mój nowy samochód był o wiele ładniejszy i tylko wsiadając do niego, czułem, że będzie mi się nim dobrze jeździło.
Chciało mi się płakać ze szczęścia. Cóż. Nic więcej nie mogło mnie w dniu dzisiejszym zaskoczyć. Absolutnie nic.
*****
Wszyscy wyszli wieczorem, pozostawiając mnie i Ally znów samych. Ta cały czas się ze mnie śmiała, bo co chwilę spoglądałem przez okno, żeby zobaczyć swoje auto. W końcu wyjąłem ją z wózka i na rękach zaniosłem na zewnątrz.
– Zabieram cię na przejażdżkę – powiedziałem, wsadzając dziewczynę na siedzenie pasażera. Przypiąłem ją pasami i wsiadłem na miejsce kierowcy.
Było, jak się spodziewałem. Jeździło się znakomicie!
Zdecydowałem się zostawić auto przy parku i tam pójść na chwilę z Ally. Ona z początku mnie zatrzymała...
– Nie mamy wózka...
– Ale ja mam sprawne ręce i zdrowy kręgosłup. Wezmę cię. Niech się patrzą – odparłem, wyciągając dziewczynę z samochodu.
Usiadłem przy drzewie i wziąłem Liyah na kolana. Ta się we mnie wtuliła.
– I tak najcudowniejszym prezentem, jaki mogłem otrzymać na urodziny, jesteś ty, Aaliyah – wyszeptałem.
A potem złączyłem nasze wargi w długim, romantycznym pocałunku. I to było najpiękniejszym zwieńczeniem tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top