Rozdział 14

Obudziło mnie uderzenie poduszką w twarz. Ledwie przytomny przetarłem oczy i zobaczyłem przed sobą Lindsey i siedzącą na łóżku Lulu.

– Wcześniej już się nie dało, co nie? – zapytałem, całując na dzień dobry swoją córeczkę.

– Dałoby się, gdyby mój samolot się nie spóźnił – uśmiechnęła się Ninnie, siadając między mną i Lou.

– Dzięki Bogu to zrobił... Ale to nie zmienia faktu, że za tobą tęskniłem.

– Ja za tobą też  – wyznała Lindsey, a ja przysunąłem ją bliżej siebie i pocałowałem w czoło.

Lulu wstała z łóżka i poinformowała, że idzie do łazienki. Ninnie tymczasem się na mnie rzuciła i spojrzała mi głęboko w oczy. Po kilku chwilach zaczęliśmy się z siebie śmiać.

– Bez ciebie tu było jakoś tak dziwnie – stwierdziłem i ucałowałem swoją dziewczynę w czoło.

– Wiesz co, może bez ciebie to wytrzymałabym jeszcze jakiś czas. Ale bez twojej córeczki na pewno nie – oznajmiła Lindsey, znowu wybuchając śmiechem.

– Ona też nie dałaby sobie bez ciebie rady... To odprowadzisz ją dzisiaj do przedszkola, prawda? – zapytałem, idąc w jej ślady.

– Pod warunkiem, że później poświęcisz mi chwileczkę.

– Przecież będziemy sami przez parę godzin, więc o co ci chodzi?

Ninnie spojrzała na mnie i ściągnęła usta w delikatny dzióbek.

– Nie udawaj głupiego. Przecież wiesz, o co mi chodzi...

– Wiem. Tylko stwarzam pozory, żebyś myślała, że będziesz musiała powiedzieć prosto z mostu – wytłumaczyłem.

Blondynka poprawiła okulary przeciwsłoneczne w swoich włosach.

– Okej, to może ja sobie wyjdę, zanim mnie coś trafi – podniosła się z łóżka i wyszła z sypialni, stukając przy tym obcasami o podłogę.

Szybko się ubrałem i rozczesałem włosy. Gdy zszedłem do kuchni, Lulu siedziała przy stole i grzecznie wcinała czekoladowe płatki z mlekiem.

Pogłaskałem córeczkę po włosach i podszedłem do Linnie, która stała oparta o wyspę  kuchenną. Delikatnie ją przytuliłem i wsunąłem dłoń w jej włosy. Odchyliła się do tyłu.

– James... Powstrzymaj się przez chwilę – poprosiła, odsuwając się ode mnie.

– Przecież nie robię nic złego, Ninnie, nie spinaj się tak – szepnąłem, całując ją w szyję.

– Lou wszystko widzi.

Mruknąłem w odpowiedzi i wróciłem do swojego zajęcia. Louisa jednak mi je przerwała. Zaczęła szarpać Lindsey za rękę.

– Już idziemy –powiedziała Ninnie, odsuwając się ode mnie. Przy okazji oberwałem w policzek.

– Ej, a to za co? –zapytałem, ale Lindsey i Lou już były za drzwiami.

Wypiłem szklankę mocnej kawy i wróciłem do sypialni.

Na komodzie stało zdjęcie Mii, a przez ramkę przewieszony był krzyżyk, który nosiła na piersi. Tak, wbrew pozorom panna Jamieson była wierząca.

Spojrzałem na to zdjęcie i... upadłem na kolana. Dosłownie. Nie było to jakieś tam uklęknięcie. Jakaś magiczna siła nie pozwalała mi wstać.

Wzniosłem oczy ku górze i złączyłem dłonie w modlitewnym geście. Chociaż byłem daleko od Boga, nagle poczułem potrzebę powierzenia mu wszystkiego, co mnie trapiło, czego pragnąłem i za czym tęskniłem.

W absolutnej ciszy, wielkim skupieniu, z zamkniętymi powiekami, przez dłuższą chwilę kierowałem swoje myśli ku Najwyższemu.

Panie Boże... Wiem,że przez tyle lat nie zadawałem sobie trudu, żeby chociaż chwilę poświęcić modlitwie. Ale teraz czuję, że tylko to może mnie uratować. Kilka lat temu straciłem kobietę, którą nadal kocham nad życie... Nie wiem, jak mam dziękować za te kilka godzin, kiedy znowu ją zobaczyłem... Rozumiem też, że popełniam grzech, będąc w związku partnerskim, a na dodatek starając się o dziecko ze swoją partnerką. W niedługim czasie co prawda chcę stanąć z nią przed ołtarzem, ale jak nagle mam jej powiedzieć, że powinniśmy się do tego dnia wstrzymać? Weźmie mnie za idiotę...

Moja zmarła narzeczona mówiła, że dobre decyzje podejmuje się bez względu na otoczenie. W swojej wiadomości do mnie poprosiła, żebym nie użalał się nad jej brakiem i wziął ślub z inną kobietą. Ale teraz wszystko mnie przytłoczyło. Brak Mignonette, pragnienie jak najlepszego dzieciństwa dla naszej kochanej córeczki, próba ułożenia sobie życia z kimś innym. Nie wiem, co robić. Potrzebuję pomocy.

Nie potrafiłem zakończyć. Wziąłem do ręki krzyżyk swojej ukochanej. Bez większego namysłu założyłem go na szyję. Wstałem z podłogi i spojrzałem za okno. Zauważyłem Linnie, która szła w stronę domu. W pewnym momencie potknęła się o wysokie obcasy swoich butów. Uśmiechnąłem się pod nosem i postanowiłem do niej pójść. Tak po prostu, żeby mieć pewność, że się nie przewróci po raz kolejny.

– James? Skąd tu się wziąłeś? – zdziwiła się.

– Zauważyłem cię w oknie akurat w tym momencie, co się potknęłaś i chciałem uniknąć powtórki – posłałem blondynce uśmiech i złapałem ją za rękę.– Wszystko w porządku?

– Jasne... Zrobiłam z siebie ofiarę losu, co nie?

– Być może... A mówiłem, że jesteś za wysoka na takie buty?

– Mówiłeś –potwierdziła Ninnie. – Ale zrobiłam sobie przywilej noszenia wysokich obcasów, bo jesteś ode mnie sporo wyższy – dodała,uśmiechając się.

– Jestem w stanie to zrozumieć. Tylko ciekawe, dlaczego Mignonette zrobiła sobie taki przywilej będąc ode mnie ledwie dwa cale niższa.

– Bo chciała ci pokazać, kto w waszym związku był górą i kto kogo ma słuchać –zachichotała Lindsey, opierając się na moim ramieniu.

–  A jeżeli traktowaliśmy siebie równo?

– To tylko tak ci się wydawało – stwierdziła blondynka, gdy weszliśmy do domu.

Ledwie zamknąłem za nami drzwi, a Lindsey na mnie wskoczyła i złączyła nasze usta w pocałunku. Mocno trzymałem ją pod udami.

– Coś mi obiecałeś – przypomniała w którymś momencie Ninnie.

– Obiecałem –potwierdziłem. – Ale nie wiem, czy dotrzymam obietnicy.

– O, nie. Tego mi nie możesz zrobić.

– Cholera, Linnie, czy raz w życiu jesteś w stanie mi odpuścić?

– Widocznie nie.

– Ale to nie zmienia faktu, że z tych twoich podchodów nic nie wyjdzie.

– Jeszcze kilka chwil temu nie mogłam cię od siebie odkleić...

– To było kilka chwil temu. Już mi przeszło.

– Valentine! – jęknęła z zawodem Lindsey, patrząc mi głęboko w oczy.

Patrzyłem na nią, nic nie mówiąc. Spróbowałem ją puścić, ale ona wtedy mocniej przytrzymywała się mojej szyi. Z jakichś powodów jej zależało.

– Lindsey...

– Proszę – szepnęła. – Zróbmy to. Przecież to nie pierwszy raz.

– Ale, Linnie...

– Nie przyjmuję do wiadomości żadnego „ale, Linnie".

– Z taką upartą laską jeszcze nie miałem do czynienia.

– Bo w ogóle miałeś do czynienia tylko z dwiema. Nie przeciągaj tego. Co ci się nagle stało?

Po dłuższej wymianie zdań udało mi się ją z siebie ściągnąć.

– Ninnie – wymamrotałem pod nosem. – Przepraszam, ale nie mogę.

Lindsey popatrzyła na mnie groźnym wzrokiem. Za chwilę jednak jej spojrzenie się rozpogodziło.

– No dobrze. Tym razem wygrałeś – uśmiechnęła się.

– Czyli jeden do zera dla mnie – odwzajemniłem jej uśmiech. – Ale nieźle się broniłaś.

– Dzięki, ale byłoby miło, gdybyś mi w końcu powiedział, dlaczego nie.

– Bo jeszcze nie zdążyłem od ciebie odpocząć. Mogłabyś zostać tam jeszcze parę dni.

– To musiałbyś mi wysłać Lulu.

– O, nie. Tego na pewno bym nie zrobił. To jedyna osoba, dla której muszę żyć.

– I pomyśleć, że jej nie chciałeś...

– Może nie to, że nie chciałem... Ja i Mia po prostu tego nie planowaliśmy. Najpierw miała chociaż skończyć licencjat. Ale szybko się z tym pogodziliśmy.

– I jak, obroniła w końcu pracę?

– O, tak –uśmiechnąłem się. – Obwieściła mi to wiadomością o treści „James, naszykuj jakiś dobry trunek, obroniłam licencjat." Ale to akurat zgapiła ode mnie. Z tym, że w moim przypadku akurat chodziło o magisterkę z historii muzyki.

– Na jaką cholerę ci była historia muzyki?

– Planowałem uczyć muzyki w szkole, a potrzebowałem do tego celu tytułu magistra.

– A co z grą na instrumentach?

– To miałem już załatwione. Myślisz, że studiowałem tylko w jednej uczelni? Zdążyłem jeszcze zahaczyć o Berklee Music College. I tam zostałem wokalistą i instrumentalistą.

– Berklee? To chyba najlepsza szkoła muzyczna w Stanach. I to jeszcze na drugim końcu kraju.

– Wiem. Gdyby nie była najlepsza, nawet nie zawracałbym sobie głowy, żeby się tam dostać.

– Jeśli ci się chciało – Linnie rozłożyła dłonie.

– Ostatecznie niestety nie zostałem nauczycielem. Ale i tak nie żałuję tych ośmiu lat spędzonych na studiach. Zwłaszcza Berklee. Gdybym tam się nie nauczył gry na gitarze i nie zaprzyjaźnił się ze swoją aktualną menadżerką, nie poznałbym ani Mignonette, ani ciebie.

– A nie spróbowałbyś?

– Niby czego?

– Zostać nauczycielem muzyki.

– Akurat – prychnąłem. – Gitarzysta heavy metalowy uczy muzyki. Nie będą chcieli mnie przyjąć.

– Nawet nie pytałeś, a już wiesz, jak będzie. W szkole podstawowej rzeczywiście mogłoby być ciężko. Ale w szkole średniej mogłoby przejść. W ten sposób nawet można zachęcić młodzież do nauki muzyki. Z reguły wszyscy zlewają ten przedmiot. Zwłaszcza, że The Darkest Shade Of Night zawsze przyciągało tłumy nastolatków.

– To było dawno i nieprawda. Zresztą, mam jeszcze trzy piosenki do nagrania.

– Przecież dla ciebieto kilka godzin w studio.

– Lindsey... Mam idealnie czyste CV.

– Ty go w ogóle nie masz.

– No właśnie. W moim zawodzie muzyka jest ono zbędne, bo przez całe życie robię jedno i to samo. Jak ono niby miałoby wyglądać? Od 2013 do 2018 gitarzysta w duecie, od 2020 solista? To po prostu bez sensu. Nawet, gdybym chciał zdobyć pracę nauczyciela muzyki. Ale zakończmy tę rozmowę – poprosiłem, siadając na sofie w salonie.

Ninnie cały czas się do mnie przymilała. W końcu ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło.

– Tęskniłam za tobą – wyznała, wtulając się we mnie.

– Ja za tobą też. Ale i tak uważam, że mogłabyś dłużej zostać poza domem. Tak w ogóle, jak się czujesz po koncercie? – zapytałem.

– Wiesz, oglądałam wszystko zza kulis, więc raczej za dużej przyjemności z tego koncertu nie miałam. Za to miałam przesympatycznego towarzysza do porozmawiania.

– Masz na myśli Adama?

– No a kogo, jeżeli nie jego? Tak. Próbował mnie poderwać, ale spokojnie, nie dałam mu się – roześmiała się Lindsey.

– Tak właśnie myślałem, czy mu nie wpadniesz w oko. Jesteś taka, jak większość kobiet, z którymi się umawiał: wysoka, szczuplutka, ładna... tylko nie jesteś modelką.

– Bo gdybym stanęła obok takiej, na przykład, Alessandry Ambrosio, to stwierdziłabym, że się na modelkę nie nadaję. Jestem zwyczajnie za niska.

– Nieprawda. No dobra, Mignonette była modelką, bo miała te swoje metr dziewięćdziesiąt... Ale wszystkie były od niej sporo niższe. Niektóre sięgały jej ledwie trochę powyżej łokcia.

– I oprócz tego nienawidzę robić z siebie lalki Barbie. I na tym zakończmy temat.

– W porządku. Ale Mia jakoś nie robiła z siebie lalki...

– Czy do ciebie dotarło, co powiedziałam? – zapytała groźnie Ninnie.

– Najlepiej to w ogóle będę siedział cicho. To wtedy może nie będziesz miała się do czego przypieprzyć – stwierdziłem, udając obrażonego.

Przez kilka, no może kilkanaście sekund, było zupełnie cicho. W końcu Lindsey się odezwała.

– Dlaczego nic nie mówisz? Od strzelania fochów w tym domu jestem ja – powiedziała. Popatrzeliśmy po sobie i zaczęliśmy się z siebie śmiać.

– Wiesz co, Linnie... Tobie czasami najlepiej zamknąć czymś usta.

– Taka rzecz niestety nie istnieje.

– A właśnie, że istnieje – odparłem przekornie i ją pocałowałem.

Linnie położyła dłonie na moim karku. Z każdą chwilą była bliżej mnie. Weszła mi na kolana i mocniej złączyła swoje wargi z moimi.

Szczerze, to nie miałem pojęcia, co jej się nagle stało. Poczułem się co najmniej tak, jakbym właśnie występował w teledysku „She Will Be Loved" Maroon 5 – dokładniej w momencie, w którym wokalista znajduje piękną kobietę leżącą na podłodze, podnosi ją, rozmazuje jej szminkę i całuje, a ona później kontynuuje jego pocałunek, dodając do niego jeszcze więcej uczuć.

Jak Lindsey w tej chwili.

– James... A może jednak to zrobimy? – zapytała w pewnym momencie, na chwilę rozłączając nasze wargi.

– Hmm... A może jednak nie? – odpowiedziałem przekornym pytaniem.

– Proszę... Póki Lulu nie ma w domu... Później wróci i nie będziemy mieć czasu dla siebie.

– I co z tego? Ja już się przyzwyczaiłem do tego, że mam w domu małe dziecko. I ty też powinnaś wreszcie zdać sobie sprawę z tego, że już nie jesteś nastolatką. Zresztą, to już dawno za tobą.

– O tobie już nawet nie wspominając.

– Czy nie mogę mieć od ciebie nawet dwóch dni spokoju? – zapytałem poddenerwowany. –Sam pocałunek powinien ci na razie wystarczyć.

– Jimmy, do cholery, co w ciebie wstąpiło? Normalnie już dawno bylibyśmy w sypialni. Coś się stało?

– A dlaczego miałoby się coś stać, Ninnie? Wszystko jest w absolutnym porządku. Tylko... znowu przypomniała mi się Mia – westchnąłem.

– James... Ona nie żyje od trzech lat. Nie możesz wkoło myśleć o jednej osobie. I to nieżywej osobie.

– Nie pamiętasz, co stało się w zeszłym tygodniu? – zapytałem.

Linnie przez chwilę nic nie mówiła. Spojrzała na swoją spódniczkę, w rzeczywistości należącą do Mii.

– Też za nią tęsknię – wyznała po jakimś czasie. – Bardzo.

***

Za jakiś czas dostaliśmy telefon od jednej z opiekunek z przedszkola Lulu.

– O której wychodzi dzisiaj Lou? – zapytałem.

– O czwartej – odparła Ninnie.

– No właśnie też mi się tak zdawało – stwierdziłem, odbierając telefon. – Tak, słucham?

– Proszę przyjechać po Louisę... Podczas zabawy zrobiła sobie coś w rękę. Podejrzewamy, że ją złamała.

O, nie, tylko nie moja kochana Lulu...

– Jak to: złamała?... Zaraz tam będę – powiedziałem, rozłączając się. – Ninnie, jedziemy po Lou. Szybko.

– Coś się jej stało?– zapytała Lindsey.

– Prawdopodobnie tak. Zobaczymy – rzuciłem swojej dziewczynie dżinsową kurtkę.

Już za kilka chwil byliśmy przed budynkiem przedszkola.

Louisa siedziała razem z opiekunką. Bez przerwy pociągała noskiem, a z jej oczu leciały wielkie łzy.

Przykucnąłem do jej poziomu.

– Już, kochanie, nie płacz, zaraz się dowiemy, co ci się stało – otarłem z jej policzka łezkę. Spojrzałem na jej rączkę, która była zaczerwieniona i opuchnięta. – Kiedy to się stało?

– Niedawno. Zaraz przed tym, jak do pana zadzwoniłam.

– No nic... Dziękuję za informację. Chodź, Lulu – wziąłem dziewczynkę na ręce.

Całą drogę do szpitala płakała. Lindsey siedziała z nią z tyłu i co trochę ją uspokajała.

Szybko zrobiono jej zdjęcie rentgenowskie. Rączka mojej córeczki rzeczywiście była złamana. Lekarz założył jej gips i obiecał, że niedługo ją nic nie będzie bolało.

Ucałowałem dziewczynkę w nosek.

– Słyszysz, Lou? Niedługo wszystko będzie dobrze. Na razie możemy pojechać do sklepu z zabawkami i kupisz sobie jakiegoś misia – obiecałem.

– Takiego, jakiego będę chciała? – upewniła się Louisa.

– Jasne.

Trochę się rozpogodziła. Wyciągnęła zdrową rękę do mojej dziewczyny. Trzymając ją za rękę, wyszła z gabinetu. Poszedłem za nimi. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z tego, że Lulu absolutnie nie odpuści mi tego miśka.

Było mi szkoda mojej malutkiej. Wiedziałem, że ją bardzo bolało... Ale co mogłem z tym zrobić?

Zgodnie z tym co obiecałem, Lulu została właścicielką sporego, różowego pluszaka, który akurat nie był misiem, ale królikiem. W każdym razie, podobał się Louisie i gdy tylko dotarliśmy do domu, dziewczynka usadziła go przy stole i powiedziała, że Chrupuś zje za nią.

– O nie, moja kochana. Królik dostanie marchew, a ty dostaniesz kanapkę i nie wyjdziesz z kuchni, dopóki jej nie zjesz – stwierdziłem, podając córeczce kanapkę i sok.

– Ale ja nie chcę jeść...

– Bardzo mi przykro, Lulu, ale musisz. Jak będziesz ładnie jeść i przestaniesz marudzić, to rączka ci się szybciej zrośnie i nie będzie cię bolało.

– Nie chcę.

– W takim razie koniec z graniem na moim telefonie. I ciocia Lindsey też cię nie uratuje...

– Ej, a ty w ogóle pytałeś mnie o zdanie? – wtrąciła Ninnie.

– Nie muszę cię pytać.

– No, dobrze, już jem– odpowiedziała zrezygnowana Lou i wzięła do ręki swoje jedzenie.

Linnie tymczasem postanowiła zaprzyjaźnić się z pluszakiem Lulu.

– Jimmy?

– Mmm?

– A czy ja sobie nie zasłużyłam na pluszowego królika? – zapytała, a Lou zaczęła się śmiać.

– Ninnie... Ile ty masz lat, żeby bawić się pluszakami?

– Dwadzieścia siedem, bo?

– Jesteś za stara na pluszowe króliki.

Lindsey zmierzyła mnie groźnym wzrokiem.

– Nie jestem za stara... Nikt ci nie powiedział, że związujesz się z dojrzałą emocjonalnie osobą. W środku nadal jestem małą dziewczynką.

– Możesz go sobie kupić sama. Było cię stać na operację plastyczną, to na pluszaki znajdziesz jakieś drobne.

– Ciociu, ale Chrupuś jest po to, żebym mogła się do kogoś przytulić. Ty masz od tego tatusia – stwierdziła Louisa.

– Słyszysz ty to mądre dziecko, Lindsey? – zapytałem, wskazując na pijącą sok Lou.

– Słyszę... A dasz się przytulić?

– A próbowałaś? Chodź – zachęciłem, a za chwilę trzymałem Ninnie w ramionach.

Louisa przytuliła się do swojego pluszaka.

– Albo wiesz co, Linnie... Jednak jesteś za stara i na jedno, i na drugie... Przytulę Lulu – stwierdziłem, biorąc swoją córeczkę na ręce.

– Nie, żebym coś mówiła, ale ty jesteś ode mnie osiem lat starszy.

– Ale czuję się,jakbym był w twoim wieku. Dobrze, Lolly, zwijamy się do twojego pokoiku, zanim ciocia poczuje się zazdrosna – uznałem, idąc ze swoją córeczką na górę.

Dziewczynka stanęła przy miarce. Z jakichś powodów lubiła się mierzyć.

– Ile? – zapytała, chociaż nie umiała zbyt dobrze liczyć.

– No, no, słoneczko... Metr trzydzieści. Jesteś naprawdę duża.

– A dużo mi brakuje do mamusi?

– Twoja mamusia była prawie tak duża, jak ja. Ale na pewno niedługo ją dogonisz.

– Mamusia jest w niebie, prawda? – zapytała dziewczynka.

– Tak – kiwnąłem głową.

– Czyli nas teraz widzi i słyszy?

– Mhm.

– To jak będę coś do niej mówić, to ona będzie mnie słyszeć, tak?

– Oczywiście, kochanie – potwierdziłem. – Wiesz co? Ja piszę do mamusi. I ona o tym wie. Tylko, że nie mówi mi nic tak, jak ja do ciebie. Ona mi odpowiada inaczej... Za pomocą zdarzeń, czasami cioci Ninnie... Nawet ciebie. Więc nie oczekuj od niej „normalnej" odpowiedzi. Będziesz musiała sama jej poszukać. Możesz ją też o coś poprosić... Ale ponieważ mama nie jest cudotwórcą, może jej trochę zejść ze spełnianiem marzeń. Ja prawie codziennie proszęją, żeby ciocia zaszła w ciążę i urodziła ci braciszka albo siostrzyczkę. Wiem, że to się na pewno stanie... Tylko jeszcze nie teraz.

– Szkoda, że jej wcale nie pamiętam... – zasmuciła się Lou.

– Ja za to pamiętam ją bardzo dobrze... I może to nawet dla ciebie lepiej, że jej nie pamiętasz – uznałem, delikatnie łapiąc za krzyżyk na mojej szyi.

Lindsey dołączyła do nas za chwilę. W ręku niosła królika Louisy.

– Lou, pilnuj lepiej swojego Chrupusia, bo naprawdę go sobie wezmę – zastrzegła i rzuciła zabawkę na łóżko dziewczynki.

Louisa się wystraszyła i przytuliła królika zdrową rączką.

– Chrupuś jest mój.

– Właśnie, Lindsey. Jesteś za stara na pluszaki – stanąłem po stronie Lulu.

– Do trzydziestki nadal mi trochę brakuje.

– A mi do czterdziestki i co to zmienia?

– To, że jestem jeszcze młoda i mogę się bawić pluszakami. To co, Lou, pobawimy się? – zapytała Linnie i wskoczyła na łóżko mojej córeczki.

– Tak! – ucieszyła się dziewczynka.

– No i widzisz? –uśmiechnęła się Ninnie.

– Widzę. I nie wierzę, że to właśnie ty masz być matką moich kolejnych dzieci... Bo sama zachowujesz się jak dziecko.

– Przesadzasz. A teraz sobie wyjdź, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż rozmawianie z tobą – przegoniła mnie blondynka, sadzając sobie na kolanach Louisę.

– W sumie ja też mam ważniejsze rzeczy, niż rozmawianie z super dziecinną dwudziestosiedmiolatką – stwierdziłem i wyszedłem z pokoiku Lulu.

W sypialni położyłem się na łóżku i wziąłem do ręki notes Mii. Tęskniłem za nią. Bardzo.

Przez te pół roku, które spędziłam bez ciebie, chciałam tylko paru, prostych rzeczy – spojrzeć w te twoje piękne, niebieskie oczy, przytulić cię i usłyszeć twój niski, pełen wyrazu głos. Bo co z tego, że ja mówię coś do ciebie, jeżeli ty prawdopodobnie mnie nie słyszysz? Chciałam z tobą porozmawiać. Jak kiedyś.

Gdy dowiedziałam się, że ty najpewniej nigdy się nie wybudzisz, stwierdziłam, że moje dalsze życie nie ma sensu. I że mogę w jakiś sposób ci pomóc. No i mi się udało.

Lulu już ma rodzeństwo, prawda? Ma rodzeństwo, a ty śliczną żonę, którą pewnie jest setki razy przeze mnie wspominana Lindsey? Mam rację? Nie? To może chociaż masz dziewczynę, albo narzeczoną? To n apewno jest prawdą, co nie?

Okej, nie będę pisać głupot. Przecież nie wiem, co jest. Nie wiem też, kiedy to odczytasz – czy jeszcze jako trzydziestodwulatek, czy może jakiś czas później. Co jest równoznaczne z tym, że nie mam pojęcia, czy aby nasza Lulu nie jest już za duża, żeby mówić o niej Lulu. Może to już Louisa?

Kocham was oboje. Naprawdę. Bardziej, niż to sobie wyobrażasz.

„Mogę cię uratować
Tymi kilkoma słowami
Tylko jednym odbiciem
A może to ty uratujesz mnie?
Nie dasz mi upaść
I zdobędziesz mnie
Tak, jak jeszcze nigdy nie zostałem zdobyty"

To takie kilka słów na koniec, może cię zainspirują i coś do nich dopiszesz i skomponujesz?

Całuję, Mignonette

Mignonette, kochanie, no jasne, że mnie zainspirują! I to w jednym momencie!

Usiadłem przy biurku i zapisałem na kartce pierwsze słowa, jakie przyszły mi na myśl.

Jak dobrze znów widzieć twoją twarz!
Jak długo to trwało?
Wydawało się, że ostatnio widziałem cię
Kilka dni temu

Ale co się stało?
Nie wyglądasz tak, jak kiedyś
Smutne oczy, drżące usta
Rozmazany łzami makijaż

Mogę cię uratować
Tymi kilkoma słowami
Tylko jednym odbiciem
A może to ty uratujesz mnie?
Nie dasz mi upaść
I zdobędziesz mnie
Tak, jak jeszcze nigdy nie zostałem zdobyty

Nie idź nigdzie beze mnie
Chcę cię obronićl
Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje
Chcę pokazać ci, jak bardzo cię kocham

Ale odeszłaś
Pozostawiając mnie za sobą
Zostawiłaś mi jedynie kilka zdjęć
Kilka rzeczy i wielką pustkę w sercu

Uważaj na siebie, bo już nie mogę

Nie mogę cię uratować
Tymi kilkoma słowami
Tylko jednym odbiciem

A może to ty uratujesz mnie?
Nie dasz mi upaść
I zdobędziesz mnie
Tak, jak jeszcze nigdy nie zostałem zdobyty

Tak, jak jeszcze nigdy nie zostałem zdobyty

(Piosenka autorki)

Ja już jej nie uratuję.

Ale ona uratowała mnie.

Nie dała mi odejść

I zdobyła mnie tak, jak jeszcze nigdy nie zostałem zdobyty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top