Rozdział 1
1 września
Słysząc budzik, gwałtownie wstałam z łóżka. Czułam się strasznie niewyspana, co było wynikiem tego, że poszłam spać o trzeciej, a była siódma. Ruszyłam się z łóżka i podeszłam do szafy, szukając w niej czegoś, co mogło mi służyć jako strój galowy.
Gdy w końcu znalazłam swoje ulubione czarne legginsy i białą koszulę, przebrałam się w nie i poszłam zrobić sobie herbatę, aby trochę się rozbudzić.
Wbrew temu co myślałam, to dosyć szybko przyzwyczaiłam się do Polski, chociaż tęskniłam też za Szwajcarią. Jedyne co mi nadal sprawiało problemy, to język. Mimo pewnej znajomości serbskiego, polski zostawał dla mnie czarną magią. Dlatego też w nowej szkole miałam mieć dodatkowe godziny nauki polskiego, aby móc lepiej funkcjonować w tym kraju. O tyle dobrze, że większość przedmiotów w szkole jest po angielsku, nie będę musiała cały czas męczyć się z tym powalonym językiem.
- Cześć Caro! - odwróciłam się od blatu, na którym był kubek z ciepłym napojem, słysząc głos taty.
- Hej tato. - uśmiechnęłam się serdecznie do ojca.
- Ile spałaś? Bo wyglądasz jakbyś zarwała nockę. - zaśmiał się cicho i upił łyk kawy.
- Spałam z cztery godziny. - też się zaśmiałam. - Aż tak źle wyglądam?
- Jak na cztery godziny snu to wyglądasz dobrze, ale widać, że mało spałaś.
- No cóż, pierwszego dnia w szkole będę wyglądać jak wyglądam. - śmieje się głośno. - Nawet nie mam niczego, aby się pomalować.
- Cała ty, wiecznie naturalna, nigdy nie skalana makijażem. - tu oboje się zaśmialiśmy.
- O której jedziemy? - spytałam, zmieniając temat.
Miałam jechać z tatą do szkoły, bo oboje mieliśmy się tam pojawić na podobną godzinę, a że było dosyć chłodno na dworze, to wolałam jechać autem.
- Jak się skończysz ogarniać to możemy jechać. - pokiwałam głową, słysząc słowa ojca.
Zrobiłam sobie tosty na śniadanie, pałaszując je bardzo szybko, co wynikało z tego, iż byłam bardzo głodna. A stres, który mi towarzyszył skutecznie go potęgował.
Po posiłku szybko związałam włosy w niedbałego koka, założyłam białe trampki oraz zwinęłam ze stolika w przedpokoju torebkę i skierowałam się do wyjścia, po chwili będąc już w pojeździe. Po kilkunastu minutach jazdy byłam już na miejscu i rozstałam się z ojcem, który skierował się ku budynkowi. Ja za to usiadłam na ławce i czekałam aż zaczną zbierać się ludzie, aby wiedzieć gdzie będzie kto iść. Wyjęłam telefon i zaczęłam pisać z Marie, która tak jak ja była przed rozpoczęciem.
Kilka minut później spojrzałam na wejście do szkoły, w którym zaczynało się pojawiać coraz więcej osób. Podeszłam tam, zauważając mniejsze czy większe grupki moich rówieśników. Tylko ja byłam sama, co mnie trochę zestresowało. W sumie, czego się dziwić. Praktycznie wszyscy się tam znali, a ja byłam nowa.
- Wszystko dobrze? Wydajesz się dosyć zagubiona i coś ciebie nie kojarzę. - podeszła do mnie niebieskooka dziewczyna o blond włosach w których kryły się różowe pasemka.
- T-tak, j-jestem po prostu tu n-nowa. - zaczęłam się jąkać, jak to zwykle gdy poznawałam kogoś nowego.
- Rozumiem. Pomóc ci? - widać było po dziewczynie, że naprawdę chce mi pomóc.
Jej prośbę skwitowałam kiwnięciem głowy.
- W-wiesz gdzie b-będzie r-rozpoczęcie? - spytałam się cicho.
- Na sali gimnastycznej, zaprowadzić cię tam? - na pytanie blondynki ponownie odpowiedziałam kiwnięciem głowy. - Chodź. - złapała mnie za rękę i zaprowadziła mnie na salę.
Była ona bardzo duża i wyglądała jak najzwyklejsza sala do wfu na świecie. Na serio, nie ma nawet co opisywać. Widać było paru nauczycieli - w tym na szczęście mojego tatę - oraz starszych uczniów, którzy już siedzieli na wyznaczonych miejscach.
- No i jesteśmy. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. - Do jakiej klasy będziesz chodzić?
- Do p-pierwszej A. - odpowiedziałam po chwili zastanowienia, mającej na celu przypomnienie sobie jaka to dokładnie miała być klasa.
- Oh, czyli będziemy razem w klasie! - blondynka się ucieszyła, a ja się delikatnie uśmiechnęłam. - Jak się nazywasz?
- Caroline Muharremaj. - powiedziałam cicho, dosyć wesołym tonem.
- Liina Pootsmann, miło mi!
- M-mi również miło. - zobaczyłam, że coraz więcej ludzi wchodzi na salę. - T-to j-ja będę szła n-na m-miejsce.
Liina pokiwała głową, a ja poszłam do kącika swojej nowej klasy, siadając w najbardziej odległym miejscu. Nienawidziłam tego, jak mój mózg reagował w rozmowie z nieznajomymi. Dlatego też praktycznie nie miałam znajomych - prawie nikt nie chciał przyjaźnić się z dziewczyną, która jąkała się co drugie słowo. Chociaż Liina nie wyglądała na osobę, która miałaby być do mnie uprzedzona przez to... Może znajdę w niej przyjaciółkę i nie będę sama? Byłoby mega fajnie.
Czas mi mijał powoli, a sala w końcu wypełniła się ludźmi. Przyjrzałam się też swojej klasie. Było w niej dużo osób i miałam wrażenie, że każda z nich różniła się do siebie. Widziałam dziewczynę wyglądem przypominającą mi Billa z Tokio Hotel ze starych czasów, inna laska z kolei przyszła ubrana w markowych ciuchach i wyglądała na typową dziewczynę mającą bogatych rodziców. Na szczęście nie musiałam czuć się aż tak dziwnie z tym, że nie wyglądam jak wszyscy.
Część oficjalna skończyła się dosyć szybko i grupą zaczęliśmy iść do naszej sali. W natłoku uczniów udało mi się znaleźć wzrokiem różowe pasemka Liiny i idąc niedaleko dziewczyny dałam radę się nie zgubić. Ale by był przypał, jakbym na rozpoczęciu się zgubiła. Jakby to o mnie świadczyło? I co by pomyśleli o mnie inni? Uhhh, Carola, po co myślisz o tym co by inni o tobie myśleli. Zdanie ludzi nie powinno mnie obchodzić.
Do klasy doszłam jako jedna z ostatnich i zajęłam jedyne wolne miejsce w sali - to na końcu. Nie było tam drugiego krzesła, więc siedziałam tam sama, a przede mną siedziały jakieś dziewczyny, które zawzięcie plotkowały o nauczycielach, skupiając się chyba na jednym z wf-istów. W jednej z dziewczyn poznałam tą, która kojarzyła mi się z Billem z TH.
W sali zjawił się nauczyciel, który chyba był naszym wychowawcą. Po wyglądzie zgadywałam, że miał około pięćdziesięciu lat. Zaczął swoją krótką przemowę. Dowiedziałam się, że nazywa się Serhat i uczy biolki. Ale co jak co, głos ma zajebisty. Na końcu poprosił mnie na środek.
- A teraz poznajcie nową koleżankę. - oczy wychowawcy skierowały się na mnie, dając mi ciche pozwolenie na mówienie.
- T-to cz-cześć, nazywam się C-Caroline i mam p-piętnaście lat. Pochodzę z-ze Szwajcarii, ale m-mam też korzenie albańsko-serbskie. - zaczęłam mówić, starając się jak najmniej jąkać. - Lubię m-muzykę, historię i szeroko p-pojętą fantastykę. - uśmiechnęłam się delikatnie, a na mojej klasy widać było stres. - W w-wolnych chwilach czytam d-dużo książek. - skończyłam mówić, czekając na to, aż wychowawca ponownie zacznie mówić.
Moja nowa klasa na prośbę pana Serhata zaczęła się przedstawiać, a ja starałam się zapamiętać ich imiona, choć było to dosyć trudne, patrząc na to, że było to ponad dwadzieścia osób. Po tym wróciłam na miejsce i były kontynuowane sprawy typowo organizacyjne. Kilkanaście minut później było już po wszystkim i jako pierwsza zaczęłam zmierzać ku wyjściu z sali. Jednak zostało to uniemożliwione.
- A ty gdzie? - Liina złapała mnie za ramię i pociągnęła do reszty. - Wyjście integracyjne robimy, a że jesteś nowa to masz obowiązek pójścia z nami. - zaśmiała się cicho i po chwili stałam przy reszcie klasy.
Nie powiem, poziom mojej introwertyczności i nieśmiałości sprawiał, że z chęcią bym teraz zamknęła się w pokoju, odpaliła playlistę z rosyjską muzyką i zaczęła czytać Harry'ego Pottera po raz setny. Lecz z drugiej strony, muszę się teraz pokazać z dobrej strony, jak chce mieć szanse na jakąś bliższą znajomość.
- To gdzie idziemy? - odezwała się jedna z dziewczyn, podajże Michelle.
- DO DZIKÓW!!! - krzyknęły dwie osoby, których imion jeszcze nie pamiętałam.
Klasa ich prośbę skwitowała śmiechem, po czym wrócili do rozmyślania nad dobrym miejscem na wspólne wyjście.
- Ej, może pizza? - zaproponował jeden z chłopaków, Dawid.
- Bardzo dobry pomysł! - parę osób tak skwitowało tę propozycję i na tym zostało.
Grupowo ruszyliśmy do jednej z pizzerni, a poziom mojego zagubienia trochę spadł. Nie rozmawiałam zbytnio z innymi. Sytuacja się zmieniła, gdy weszliśmy do środka i zamówiliśmy pizzę dla siebie.
- To mówisz, że pochodzisz ze Szwajcarii? - spytała mnie podajże Lena po złączeniu przez nas wszystkich stolików, tak abyśmy wszyscy siedzieli obok siebie.
- T-tak. - powiedziałam szybko.
- Ale fajnie! - usłyszałam krzyk jednej z dziewczyn, której imienia nie pamiętałam. - Powiesz jaka jest taka prawdziwa szwajcarska czekolada? Smaczna czy nie?
- Ane, a ty znowu o jedzeniu gadasz! - zganiła ją zabawnym tonem Iza.
- No co, nie moja wina, że jedzenie jest zajebiste! - śmiała się Ania.
- Czekolada jest bardzo dobra. - śmiałam się. - Jak chcesz to jak pojadę tam do dziadków to mogę ci przywieźć trochę. - zaproponowałam.
- Byłabym wdzięczna! - Ania się zaśmiała, a za nią każdy zaczął mnie prosić o szwajcarską czekoladę, a ja się zgadzałam.
Taaa, tata mnie zabije jak zobaczy ile ja czekolady podbiorę od dziadków...
Nie no, pewnie sam zabierze jej sporo XDDD
- Czemu przyjechałaś do Polski? - spytała mnie inna z dziewczyn, jak dobrze pamiętam to na imię jej było Ola.
- M-mój tata d-dostał t-tu pracę. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To ten nowy typ od filozofii i francuskiego? Macie te same nazwiska. - tym razem odezwała się Liina, która oderwała wzrok od planu lekcji.
- T-tak. - pokiwałam głową twierdząco.
- Czyli kolejna z gangu dzieciaków nauczycieli. - Liina zaczęła się śmiać, a za nią Lena. - Mój ojciec uczy angielskiego, a Leny polskiego i plastyki. - dokończyła swoją wypowiedź.
- R-rozumiem. - powiedziałam szybko.
Po tym kelnerki przyniosły nasze pizze i zaczęliśmy je jeść. Ja powoli jadłam swoją mała margheritę, patrząc jak reszta prowadzi ze sobą żywe dyskusje. No oprócz Oli, bo ona siedziała skulona w rogu i nie odzywała się do nikogo. Najgłośniej była chyba Ania z jakąś niższą dziewczyną, które rozmawiały o dzikach. Trochę dziwny temat, ale nie zamierzam się wtrącać.
- To co, kiedy robimy chrzest Caroli? - odezwał się do wszystkich Dawid.
- Ch-chrzest? - szepnęłam cicho trochę przestraszona.
Bałam się tego jak by to wyglądało, czy to będzie jakieś trudne wyzwanie czy nie...
- Ej, spokojnie Carola, to nic strasznego. - zaśmiała się Michelle. - Nie wymyślimy ci nic strasznego.
- Chrzest to t-taka mała tradycja u nas. Każdy kto d-dochodzi do naszej klasy go m-ma. - wytłumaczyła mi Iza, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- A możemy go zrobić jak stąd wyjdziemy. - zdecydowała Liina. - Mam pomysł jak można go przeprowadzić. - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, a jej mina wskazywała na pewien plan.
Tymczasem po mnie widać było jeszcze większy stres. Nie byłam fanką takich zabaw, nie kojarzyły mi się zbyt dobrze, ale nie miałam chyba tutaj nic do gadania.
- Wszystko dobrze Carola? - powiedziała na mój widok Claudia. - Zbladłaś trochę.
- T-trochę s-słabo mi się z-zrobiło. - nie chciałam mówić o co chodzi. Trochę się bałam.
- Chodź na dwór. - Claudia i Liina zaprowadziły mnie na dwór i posadziły mnie na ławce przed pizzerią.
Usiadłam i zaczęłam głęboko oddychać.
- Chodzi o chrzest? - usłyszałam głos blondynki, a ja w ramach potwierdzenia kiwnęłam głową.
- A to, że ci się robi słabo to reakcja na stres? - teraz odezwała się czarnowłosa Claudia. To była ta dziewczyna, co mi przypominała Billa z Tokio Hotel.
- D-dokładnie. - potwierdziłam słowa Claudii.
- Rozumiem... - powiedziała czarnowłosa.
- A co do tego chrztu... - zaczęła Liina. - To będzie po prostu oblanie wodą. - uśmiechnęła się pocieszająco do mnie.
Odetchnęłam z ulgą.
- Cz-czyli nic takiego s-strasznego. - odparłam spokojniej.
- Dokładnie. - rzekła czarnowłosa, po czym razem z Liiną mocno mnie przytuliły.
A więc to tak zdobywa się znajomych...
*********************************************************
Więc no, to jest 1 rozdział, a ja to piszę aby było 1944 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top