Jungkook
Wbiegłem na trzecie piętro. Za sobą cały czas słyszałem odgłosy kroków, ale miałem nad nimi przewagę. Przebiegłem przez korytarz, żeby na jego końcu znaleźć drzwi do mojego mieszkania. Wpadłem do niego i zamknąłem za sobą natychmiast opierając się o nie.
Słyszałem jak podbiegają do drzwi, jednak po chwili nastała cisza. Czułem jak serce podchodzi mi do gardła, gdy czekałem cierpliwie na to co ma nastąpić.
W głębi duszy domyślałem się, że niestety zaraz zaczną walić w moje drzwi i wiedziałem, że nie będę miał co zrobić. Przez myśl przeszło mi, że sobie na to zasłużyłem, ale mimo wszystko chciałem, żeby znów uszło mi to płazem. Powolne kroki koło moich drzwi dawały mi nadzieję na to, że jednak odpuszczą i zawrócą.
Nagle rozległy się kolejne ciężkie kroki, a po chwili byłem w stanie przez dość cienkie drzwi i ściany usłyszeć ich głosy.
- No i gdzie on jest?!
- Na pewno jest gdzieś tutaj. Widziałem jak wbiegał po schodach.
- I co tak nagle zniknął?! Zapewne wszedł do jednego z mieszkań!
- Możemy go poszukać szefie...
- Masz zamiar pukać do każdych drzwi?! Nie możemy przecież tak po prostu wejść i sprawdzić czy jest w środku! I tak mamy już dość problemów z psami!
- Więc co mamy zrobić?
- Wracamy do siebie! A jak tylko go zobaczę gdzieś na mieście to przysięgam, że dopadnę go i urżnę mu łeb!
Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale na szczęście po chwili znów rozległy się kroki, które w końcu ucichły na dobre. Odetchnąłem i z uśmiechem na twarzy ruszyłem w głąb mieszkania.
Nie było ono wcale duże. Kuchnia połączona z salonem, łazienka i sypialnia.
To wszystko.
Jednak żyło mi się tu dobrze i nie miałem zamiaru narzekać. No... Może czasami mi się zdarzało, ale wolałem życie w tym małym mieszkanku niż w penthousie u mojego wujostwa. Wszystko było lepsze niż mieszkanie razem z nimi. Nawet gdybym miał skończyć na ławce w parku.
Wstawiłem wodę w czajniku po czym usiadłem na kanapie biorąc głęboki oddech.
Czasami byłem już naprawdę tym bardzo zmęczony, ale nie miałem innego wyboru. Z mojej pensji, którą zarabiałem w kawiarni nie byłbym w stanie żyć. Mimo, iż lubiłem tę pracę to jednak pragnąłem czegoś więcej. Chciałem coś osiągnąć i pokazać bliskim, że jestem coś wart. Że się mylili co do mnie. Wtedy będą błagali o wybaczenie, a to ja będę osobą, która tym razem kopnie ich w dupe.
Nagle drzwi mojego mieszkania otworzyły się i do środka wpadł mój najlepszy przyjaciel Namjoon zamykając za sobą szybko.
Odszukał mnie wzrokiem, a gdy w końcu nasze spojrzenia się spotkały jego było pełne dezaprobaty.
Doskonale wiedziałem co się za chwilę wydarzy i już miałem dość.
- Przed chwilą minąłem na ulicy trzech wielkich i napakowanych kolesi wychodzących właśnie z twojej dzielnicy. Gadaj co znowu zrobiłeś. - odparł stając koło kanapy i krzyżując ręce na piesi.
- Nic nie zrobiłem. - prychnąłem i podniosłem się z miejsca po czym ruszyłem, żeby zalać kawę gorącą wodą.
- Oczywiście, a ja przefarbuje się na zielono.
- Byłoby Ci do twarzy.
- Ja nie żartuję Jungkook. Jak tak dalej pójdzie to w końcu narobisz sobie naprawdę poważnych kłopotów.
- Nie mam pięciu lat Namjoon. Wiem co robię. - westchnąłem biorąc kubek z kawą do ręki i upijając łyk.
- Wiesz co robisz? Coś mi się nie wydaje. Zobaczysz, że kiedyś naprawdę pożałujesz, że podpadłeś takim typom jak oni.
- Wiem co robię hyung. Nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem, bo nim nie jesteś. - warknąłem stając naprzeciwko niego.
- Nie jestem, ale chcę Ci pomóc, żebyś nie wkopał się w takie bagno jak ja kiedyś.
Westchnąłem upijając kolejny łyk kawy.
Wiedziałem, że Namjoon chce dla mnie jak najlepiej. Jednak nie lubiłem jak ktoś wtrąca się w moje życie. Chciałem sam je kontrolować, więc odkąd uciekłem z domu mojego wujostwa zamknąłem się w sobie i nikomu nie pozwoliłem więcej się poznać. Namjoon był pierwszą osobą od bardzo dawna, której zaufałem.
Opowiadał mi o swoich doświadczeniach, ponieważ nie chciał, żebym ja znalazł się w takim miejscu jak on kilka lat temu. Doceniałem jego starania, ale chciałem iść własną drogą nie ważne gdzie przyjdzie mi dojść.
- Rozumiem to i jestem Ci za to wdzięczny, ale chcę iść własną drogą. Będę popełniać błędy, ale to jest nieuniknione.
- Jednak niektóre błędy mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje Jungkook. Czasami takie, z których trudno jest potem wyjść na prostą. Mnie się udało, ponieważ miałem szczęście i odpowiednich ludzi, którzy mi pomogli.
- Na szczęście ja jestem samowstarczalny i nie potrzebuję niczyjej pomocy, a teraz wybacz muszę iść do pracy. - odparłem odkładając pusty kubek na blat.
Ominąłem Namjoona i ruszyłem w kierunku wyjścia z mieszkania. Usłyszałem jeszcze jego ciche westchnienie zanim zamknąłem za sobą drzwi.
Wiedziałem, że ma ze mną ciężko, ale jednak wciąż przy mnie był, a to znaczyło, że w jakiś sposób mu na mnie zależy. Było to dla mnie dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Nikomu na mnie nie zależało oprócz moich rodziców. Odkąd odeszli stałem się nikomu kompletnie niepotrzebny. Dla mojego wujka byłem tylko pasożytem, którego trzeba się było w jakiś sposób pozbyć. Postanowiłem, że sam to zrobię i oszczędzę im wydatków. Mimo, iż wydawali na mnie nędzne grosze, ale tylko wtedy, gdy akurat mieli dobry dzień. Co zdarzało się dość rzadko.
Szedłem zamyślony przez ruchliwe ulice Seoulu. Nie zwracałem uwagi na mijających mnie ludzi, a oni nie zwracali uwagi na mnie. Tak właśnie działało życie w tym wielkim mieście. Każdy martwił się o siebie i o swoje prywatne sprawy. Nikt nie miał zamiaru wtykać nosa w twoje, a ty nie powinieneś się interesować jego. Oczywiście mi to było jak najbardziej na rękę.
Wszedłem do kawiarni, w której pracowałem już od jakiegoś roku. Pamiętam doskonale dzień, w którym bez kompletnie żadnego doświadczenia szukałem jakiejkolwiek pracy. Nikt nie chciał mnie zatrudnić ze względu na brak jakichkolwiek kompetencji. Dopiero tutaj w tej niewielkiej, ale niezwykle popularnej kawiarni udało mi się znaleźć zatrudnienie. Właściciel, gdy dowiedział się o mojej sytuacji postanowił mi pomóc i dać szansę, ktorej nie zmarnowałem. Byłem jednym z najlepszych pracowników dlatego pracowałem w tym miejscu do dziś.
Jednak mimo wszystko to mi nie wystarczało. Chciałem od życia więcej niż tylko trwać przez kolejne miesiące z marnej pensji kelnera. Dlatego zajmowałem się innymi rzeczami niekoniecznie legalnymi, żeby w jakiś sposób sobie dorobić. Byłem dość cwany i chytry dlatego udawało mi się niektórych czasami naciągnąć na dodatkowe kilkadziesiąt wonów. Niekiedy mi się prawie za to nieźle dostało, ale cały czas twierdziłem, że warto.
- Dzień dobry Jong In. - odparłem odkładając kurtkę na wieszak.
- Dzień dobry Jungkook. Dobrze, że już jesteś, ponieważ jak widzisz mamy dzisiaj spory ruch, więc bierz się od razu do pracy. - polecił zapisując coś w swoim notatniku.
- Tak jest. - odpowiedziałem zawiązując fartuch.
Musiałem przyznać, że lubiłem Jong In'a. Był naprawdę świetnym szefem. Kazał wszystkim pracownikom zwracać się do niego tak jak wszyscy znajomi go nazywali czyli Kai. W ten sposób każdy był na równym poziomie, ale mimo tego wiedzieliśmy, że musimy zwracać się do niego z szacunkiem. Jednak atmosfera była naprawdę przyjemna i mimo, iż nie była to praca moich marzeń to przychodziłem do niej dość chętnie. Chociażby dlatego, że mogłem porozmawiać nieco z Kai'em.
Rozejrzałem się po sali. Szef miał rację mówiąc, że mamy dzisiaj spory ruch. Większość stolików była zajęta, więc musiałem się w końcu ruszyć i wziąć się do roboty. Chwyciłem jeden mały notes i długopis leżący za barem po czym ruszyłem, żeby pomóc mojemu biegającemu od stolika do stolika koledze z pracy.
- Nareszcie jesteś. W końcu nie będę musiał sam tego wszystkiego ogarniać. Obsłuż te cztery stoliki po prawej stronie, a ja zajmę się resztą. - westchnął Mark mijając mnie ostrożnie, żeby nie upuścić tacy ze szklankami, którą trzymał w ręce.
- Spokojnie przybywam na ratunek. - zaśmiałem się i podszedłem do wskazanego przez blondyna stolika.
Przyjąłem zamówienie od naszych gości i ruszyłem w kierunku baru, żeby Kai przygotował zamówioną przez nich kawę. Jak zawsze nasz szef uporał się ze wszystkim wręcz blyskowcznie i razem z Mark'iem jeden po drugim zanosiliśmy wszystko do odpowiednich stolików. Za każdym razem, gdy widziałem szeroki uśmiech na twarzach naszych klientów wiedziałem, że wykonałem swoje zadanie dobrze, a to mogło oznaczać, że mogę się spodziewać premi w postaci napiwku.
Położyłem kawę przed miłą straszą panią, która obdarzyła mnie za to promiennym uśmiechem i nagle poczułem się dość dziwne uczucie.
Jakby mnie ktoś obserwował.
Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy znajdujący się w sali goście zajęci byli sączeniem swoich napojów lub rozmową ze znajomymi. Nikt nie patrzył w moim kierunku. Jednak mimo wszystko czułem na sobie czyjś wzrok.
Może popadam w jakąś paranoje albo coś w tym stylu.
Wzruszyłem delikatnie ramionami i wróciłem do pracy.
To musiała być po prostu moja wyobraźnia.
Odebrałem od Kai'a ostatnie dwie szklanki z kawą i zaniosłem do stolika. Siedziała przy nim młoda para, która podziękowała mi od razu, a kobieta wręczyła mi kilka banknotów. Zdziwiło mnie to nieco, ale uśmiechnąłem się do niej i podziękowałem po czym odszedłem chowając pieniądze do kieszeni tak, żeby nikt nie zauważył.
Znów poczułem to dziwne uczucie i ponownie rozejrzałem się dookoła. Lokal był już prawie pusty i tylko przy kilku stolikach siedzieli ludzie kończąc pić swoją kawę.
Zacząłem się naprawdę niepokoić. Nie miałem pojęcia czy to ja zaczynam wariować czy naprawdę ktoś mi się ciągle przygląda.
To było kompletnie bez sensu. Kto miałby marnować swój czas i mnie obserwować?
Ludzie na pewno mieli ważniejsze rzeczy do roboty. To ja po prostu miałem zwidy i może chciałem, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę.
Kompletnie niedorzeczne.
- Boże Jungkook co się z tobą dzieje? - westchnąłem po czym zebrałem puste naczynia ze stolików i ruszyłem w kierunku baru.
Odłożyłem tace po czym usiadłem na krzesełku łapiąc oddech po tym intensywnym dniu.
Zastanawiałem się przez chwilę czy powinienem komuś powiedzieć o tym dziwnym przeczuciu. Jednak nie miałem komu i wydawało mi się to kompletnie bez sensu.
Od razu do głowy przyszedł mi Namjoon, ale on zapewne stwierdził by, że to ci kolesie mnie obserwują i czekają na właściwy moment, żeby mi dać po twarzy. Rozmowa z nim była bezcelowa, a nie miałem nikogo innego komu mógłbym o tym powiedzieć. Jednak czułem, że potrzebuję jakieś rady.
Tylko czyjej?
- Co za dzień... - westchnął Mark odkładając tace i siadając obok mnie.
- Prawda. Dawno nie mieliśmy tyle roboty. - zaśmiałem się odwracając w jego kierunku.
- Jednak opłacało się, ponieważ dostałem jakieś 4000 wonów napiwku. - odparł z uśmiechem.
- W takim razie gratuluję całkiem niezły wynik, ale ja dostałem 8000, więc musisz się jeszcze sporo nauczyć. - zaśmiałem się opierając łokcie na blacie.
- Dlaczego zawsze dostajesz więcej niż ja?! - zapytał oburzony.
- Ponieważ pracuję tutaj dłużej i jestem bardziej doświadczony od ciebie. Wiem co i jak robić, żeby klient był w stu procentach zadowolony.
- Co trzeba robić?
- Tego ci nie powiem, bo wtedy byś też zaczął tak robić i pewnego dnia dostał byś więcej napiwków ode mnie. To zostanie już moją tajemnicą. - odparłem uśmiechając się chytrze.
- Jesteś okropny. - stwierdził blondyn krzyżując ręce na piesi.
- Cóż poradzić. Takiego uroku osobistego nie da się kupić.
Zaśmialiśmy się oboje.
Lubiłem rozmawiać z Mark'iem. Byliśmy po prostu znajomymi z pracy, którzy dobrze czuli się w swoim towarzystwie, ale nie zamierzaliśmy pakować się z butami w swoje prywatne życie. Blondyn był osobą na pierwszy rzut oka nieśmiałą, ale gdy się go bliżej pozna potrafił nie przestawać gadać przez kilka dobrych godzin. Wiem coś o tym, ponieważ przy mniejszym ruchu chodził za mną cały czas i mówił mi dosłownie o wszystkim, a ja udawałem, że go słucham.
Cóż czasami naprawdę go słuchałem, ale miałem takie chwile, w których chciałem powiedzieć mu, żeby po prostu się zamknął, ale nie miałem serca, żeby być dla niego aż tak wrednym. Gdyby to była inna osoba to na pewno bym tak zrobił, ale Mark był zbyt niewinną istotką.
Znów poczułem na sobie czyjś wzrok. Po raz trzeci tego dnia rozejrzałem się po lokalu. Znajdowała się w nim już tylko ta młoda para nie licząc mnie i Mark'a. Zakochani wpatrywali się sobie nawzajem w oczy nie zwracając uwagi na otaczający ich świat.
Westchnąłem czując, że zaczynam naprawdę popadać w jakąś paranoje. Może faktycznie jest ze mną coraz gorzej i powinienem komuś o tym powiedzieć, ale to uczucie prześladuje mnie dopiero odkąd zacząłem dzisiaj pracę, więc zastanawiałem się o co w tym chodzi.
- Wszystko w porządku Jungkook?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Mark'a. Przeniosłem znów wzrok na blondyna starając się zignorować to dziwne uczucie.
- Jasne, a czemu pytasz? - odparłem próbując zachowywać się tak jakby nic się nie stało.
- Oczywiście, czyli przez kilka minut rozglądałeś się po pustym praktycznie lokalu i wpatrywałeś się w jeden punkt tak po prostu. - stwierdził blondyn spoglądając na mnie sceptycznie unosząc brew.
- Dokładnie tak.
Jednak to nie przekonało chłopaka i nie miał zamiaru odpuścić co nie było mi na rękę.
- Możesz mi powiedzieć. Widziałem, że podczas pracy w niektórych momentach też byłeś dość niespokojny. Coś się stało? Masz jakieś kłopoty?
- Nie Mark. Wszystko jest w porządku.
- Nie wygląda jakby było...
- Ale jest. Poza tym to moja sprawa, więc jakbyś mógł to nie wtrącaj się więcej w moje życie, jasne? - warknąłem po czym podniosłem się z krzesła i ruszyłem w kierunku wyjścia z kawiarni.
- Jungkook! Poczekaj!
Słyszałem za sobą głos blondyna, jednak nie miałem zamiaru się zatrzymać. Zamknąłem za sobą drzwi i po prostu szedłem przed siebie. Nie miałem pojęcia dokąd tak naprawdę idę. Chciałem tylko pobyć sam i pomyśleć.
Może trochę za ostro potraktowałem Mark'a, ale nie miałem zamiaru teraz o tym myśleć. Nienawidziłem jak ktoś próbował pakować się w moje życie. Jakby sądził, że zna mnie na tyle, że może się w taki sposób o mnie wypowiadać. Jakby każdy nagle stał się ekspertem i psychologiem.
Gówno wiedzieli o mnie i o moim życiu.
Nikt mnie nie rozumiał, a niektórzy zachowywali się jakby wiedzieli czego mi potrzeba i jak mi pomóc. Nie wiedzieli o mnie nic.
Rozejrzałem się dookoła, żeby upewnić się gdzie jestem. Znajdowałem się w jednej z biedniejszych dzielnic Seoulu, jednak prawie wciąż tak samo tłocznych jak centrum.
Odwróciłem się na chwilę za siebie i przeszedł mnie dreszcz, gdy zobaczyłem idącego kilkanaście metrów za mną umięśnionego mężczyznę. Tego samego, którego udało mi się zgubić rano. Postanowiłem zachować spokój i szedłem cały czas przed siebie.
Nie mógł mi nic zrobić w tłumie, więc na pewno znajdę jakiś sposób, żeby znów go zgubić.
Skręciłem nagle w lewo. Chciałem zagłębić się w kręte uliczki i tam go zgubić. Jednak nie spodziewałem się, że znajdę się w ślepym zaułku. Myślałem, że ta uliczka ciągnie się dalej, ale się myliłem.
Przeklnąłem pod nosem i natychmiast chciałem zawrócić, jednak nie było mi to dane, ponieważ ten umięśniony mężczyzna skręcił za mną i szedł ku mnie z uśmiechem na twarzy.
Zacząłem się zastanawiać jak mogę się stąd zabrać, ale nie miałem jak tego zrobić. Koleś odciął mi jedyną drogę ucieczki, a po chwili pojawił się obok niego drugi.
Byłem w pułapce.
- No proszę, proszę. Myślałeś, że uda Ci się tym razem znów uciec? - zaśmiał się jeden z mężczyzn powoli zmierzając w moim kierunku.
- Cóż zważając na to, że poprzednim razem udało mi się to dość łatwo to tak, właśnie tak myślałem. - odparłem zaczynając się cofać.
- Chyba się przeliczyłeś dzieciaku. Nasz szef był bardzo niezadowolony, gdy się dowiedział o tym, że nas wykiwałeś i kazał nam wyrównać rachunki.
- To nie moja wina, że jego pracownicy są takimi idiotami, że dali się oszukać takiemu dzieciakowi jak ja. - stwierdziłem uśmiechając się pod nosem.
Wiedziałem, że nie powinienem ich jeszcze bardziej denerwować, ale nie miałem zamiaru bać się ich jak wszyscy pozostali. Ktoś musiał się im w końcu postawić, a kto inny jak nie ja.
- Zobaczymy kto za chwilę będzie idiotą jak dostaniesz po twarzy. - warknął łysy mężczyzna podchodząc jeszcze bliżej.
Przełknąłem głośno śline, gdy moje plecy spotkały się z murem.
Nie miałem już gdzie się wycofać. Jedyne co mi pozostało to po prostu czekać na ich ruch i próbować się jakoś bronić. Jednak nie wierzyłem nawet, że uda mi się w jakikolwiek sposób obronić.
- Czyli jedyny sposób radzenia sobie z problemami jaki uznajecie to przemoc. Cóż przyznam, że to dość przykre zważywszy na to, iż....
Nawet się nie zorientowałem kiedy pięść jednego z mężczyzn spotkała się z moją szczęką. Uderzenie było na tyle mocne, że aż się zachwiałem, ale na szczęście udało mi się złapać równowagę i utrzymać na nogach. Złapałem się za bolące miejsce, a następnie wróciłem wzrokiem do mężczyzny, który wymierzył mi cios. Oczywiście był to ten łysy.
- Nie dałeś mi dokończyć to dość nie uprzejme. - stwierdziłem dotykając pękniętej wargi.
- Za dużo gadasz, to nie mój problem, że strasznie mnie to irytuje. - odparł łysy biorąc zamach i trafiając mnie prosto w brzuch.
Zgiąłem się w pół i na chwilę zabrakło mi powietrza. Tak bardzo chciałem mu oddać, ale nie miałem aż tyle siły co on. Dopiero po chwili byłem w stanie się znów wyprostować. Obaj mężczyźni śmiali się spoglądając na mnie. Dobrze wiedzieć, że sprawiało im to aż tyle radości. Mnie natomiast wcale nie było do śmiechu.
Czułem jak z bólu pulsuje mi cała prawa strona szczęki, z wargi sączyła się krew, a na brzuchu zapewne będę miał ogromnego siniaka. Jeśli oczywiście tylko na tym się skończy, ale doskonale wiedziałem, że tak nie będzie.
Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że Namjoon jednak miał rację. Niestety musiałem to przyznać i żałowałem, że go nie posłuchałem. Gdybym to zrobił nie znalazł bym się w takiej sytuacji. Jednak przez moje wielkie ego musiałem teraz cierpieć i nie miałem pojęcia czy uda mi się przeżyć.
Zobaczyłem jak łysy mężczyzna znów unosi zaciśniętą pięść. Skrzywiłem się wiedząc co nadchodzi po czym zamknąłem oczy czekając na uderzenie.
W myślach powtarzałem sobie "tylko nie w nos", jednak nie ważne gdzie uderzy i tak będzie bolało.
- Co się tutaj dzieje?!
Usłyszałem nagle nieznajomy głos i zacząłem się wręcz modlić, żeby był to ktoś kto mi pomoże.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top