Rozdział 7

Claire

W domu Dustina jak zwykle mogłam się wypłakać. Wylałam hektolitry łez i zużyłam trzy paczki chusteczek. Chłopak latał wokół mnie jakbym była co najmniej królową i robił wszystko co tylko chciałam.

Zjedliśmy popcorn, wypiliśmy kakao z piankami, mimo że na dworze było ponad dwadzieścia stopni i oglądaliśmy komedie romantyczne, które kończyły się miłością, a nie bólem, który pozostawia rany na zawsze.

Gdy wyszłam z domu mojego przyjaciela, na dworze zapanował już zmrok. Dustin zaproponował, że mnie odwiezie, bo chciał się wyrwać z domu, jednak ja potrzebowałam chwili samotności. Tak jak za każdym razem, gdy było mi źle. Nigdy nie rozumiałam tego, że w momencie gdy powinien być przy mnie ktokolwiek, ja wolałam pogrążyć się w samotności i udawać, że jest w porządku. Taka już po prostu byłam.

Bo jeśli ktoś raz pokruszył twoje serce na kawałeczki, to już zawsze będziesz zepsuty.

Wysiadłam z autobusu na przystanek nieopodal mojego domu. Przeszłam na drugą stronę ulicy, kurczowo zaciskając palce na moim telefonie. Po chodniku szła kobieta. Jej długie ciemne włosy sterczały w różne strony świata, a jasna marynarka przypominała szmacianą płachtę. Niedługo zajęło mi uświadomienie sobie, że ta kobieta, była moją matką.

Przeklęłam swój marny los w myślach i skierowałam się w jej stronę. Z odległości kilku metrów wyczułam zapach wódki, wymieszanej z dymem papierosów. Na sam zapach zebrało mi się na wymioty. Chwyciłam brunetkę pod ramię i pozwoliłam całemu ciężarowi jej ciała, opaść na mnie.

— Córusia — wymamrotała niezrozumiale, unosząc głowę. — Celin, kochanie. Dziękuję, że ratujesz swoją mamusię. Tak jak ja uratowałam ciebie.

W oczy zapiekły mnie łzy. Mojej mamie często zdarzało się nazywać mnie swoją nieżywą córką po alkoholu. Nigdy nie pojęłam dlaczego to sprawiało mi tyle bólu, ale wewnątrz siebie czułam, że tak naprawdę nigdy nie kochała mnie. Zawsze wyobrażała sobie, że to ja jestem tą drugą córką. Córką, której nie udało się uratować.

— Mamusia przeprasza, że się źle czuje. Po prostu mamusia tęskniła za córusią i... — mamrotała dalej pod nosem, a w mój policzek zapiekła mnie słona łza.

Otarłam ją szybko i ciągnęłam dalej swoją pijaną matkę. Gdy byłam już kawałek od domu, kobieta potknęła się o swoje nogi i upadła, a ja poleciałam tuż na nią. Zebrałam się szybko z chodnika, lekceważąc szczypanie kolan i podniosłam swoją mamę. Pod nasz dom podjechał motor. Zmrużyłam oczy, patrząc jak postawna sylwetka mężczyzny okrąża pojazd, a po chwili jak ściąga ze swojej głowy kask. Przeklęłam się w myślach, gdy nasze spojrzenia się spotkały, a ból w okolicy serca stał się niewyobrażalnie uciążliwy.

— Claire, ja... — powiedział, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Poczułam jak po moich policzkach spływa kilka łez. Przełknęłam ciężko ślinę i pchnęłam uliczkę. — Daj, pomogę ci.

— Zostaw. — Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

— Celin, nie bądź taka nie miła — mruknęła moja rodzicielka, a ja zapragnęłam zapaść się pod ziemie.

Kopnęłam nogą w drzwi, nie siląc się nawet na pukanie, a po chwili w progu zjawił się mój tata. Jego wzrok mówił sam za siebie. Odebrał ode mnie sylwetkę mamy i spojrzał za mnie. Obróciłam głowę i Xavier cały czas tam stał. Oparty o swój motor.

— Zaraz wrócę, tato — powiedziałam, a mężczyzna zamknął drzwi, wciąż trzymając sylwetkę mojej mamy.

Nabuzowana złością przeszłam całą odległość od drzwi do Xaviera, trzaskając po drodze furtką.

— Już? Zadowolony jesteś z siebie? Co teraz zrobisz? Wyśmiejesz mnie, bo mam taką matkę? A może okażesz litość i powiesz "tak mi przykro"? Po jaką cholerę tutaj przyjeżdżałeś, co? Mało ci jeszcze? — powiedziałam, z ledwością powstrzymując cisnące mi się do oczu łzy.

Patrzyłam w jego jasno błękitne oczy, które wyglądały zupełnie tak samo jak dwa lata temu. Tak, jak tamtej nocy, gdy mnie zostawił. Nocy, w której zostałam zniszczona.

To co zrobił brunet po chwili, wprowadziło mnie w niemały szok. Przysunął moje ciało do siebie i patrząc mi w oczy, jakby prosząc o zgodę, przyszpilił mnie do swojego torsu. Poczułam przyjemny zapach cynamonu pomieszany z mocnym męskim aromatem, który koił moje nozdrza.

Gdyby przytulił mnie tak samo kilka godzin wcześniej, z pewnością bym go odepchnęła. Jednak teraz niczego nie potrzebowałam bardziej niż jego obecności. Bo chociaż w tej jednej chwili zapomniałam o tym jak wiele bólu sprawił mi ten Xavier Huxley.

Wtuliłam się mocniej w czarną bluzę chłopaka i tak po prostu się rozpłakałam. Zaciągałam się jego idealnym zapachem i cicho szlochałam, przeklinając w głowie swoje marne życie. Bo prawda była taka, że jeszcze nie spotkało mnie nic, co dobre. Byłam tylko zniszczoną dziewięciolatką w ciele dorosłej studentki.

Duże dłonie chłopaka pogłaskały moje plecy. Choć nie powinnam, to w tym momencie poczułam się najbezpieczniejsza na świecie. Tak jakby w jego ramionach już nigdy nic miało mi nie grozić. Gdy poczułam, że już żadna z łez nie spływa mi po policzku, odsunęłam się od chłopaka i przetarłam rozgrzane policzki.

— Przepraszam. — Wyszeptałam, spuszczając wzrok na swoje białe Conversy.

Xavier chwycił mnie delikatnie za brodę i uniósł ku górze, tak abym patrzyła wprost w jego oczy. Zamrugałam kilkukrotnie, by wzrok mi się wyostrzył.

— Nie przepraszaj. Nigdy nie przepraszaj za to, że płaczesz. — Powiedział, a w moim zranionym sercu urosła iskierka nadziei, że jeszcze może być dobrze.

Bo podobno, po największym sztormie wychodzi tęcza, prawda?

— Dlaczego tu przyjechałeś? I skąd znasz mój adres, co? — spytałam, wycierając ostatki łez z policzków.

Na twarzy bruneta zakwitł uroczy uśmiech. W jego opalonych policzkach pojawiły się delikatne dołeczki, a błękitne oczy wyglądały przez moment na szczęśliwe. Tak bardzo zapragnęłam, by znów był przy mnie.

— Mam swoje sposoby — powiedział, puszczając do mnie oczko. — Chciałem porozmawiać, bo wcześniej się nie dało, ale myślę, że to może poczekać — dodał, przeczesując swoje ciemne włosy. Wyglądał idealnie przy jasnym świetle płynącym z latarni. — Może chcesz pójść na brownie? Kawę? Croissanta?

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Nie miałam pojęcia skąd znał moje dwie ulubione przekąski i jedyny napój, który mogłabym pić dzień w dzień do końca życia.

— Z chęcią bym zjadła brownie i croissanta, a popiła to kawą, ale...

— W takim razie będę jutro o jedenastej — przerwał mi, nie zrywając kontaktu wzrokowego ani na chwilę.

Pokiwałam przytakująco głową i założyłam jeden z kosmyków włosów za ucho. Obejrzałam się za siebie, gdzie światło w kuchni właśnie zgasło i ciężko przełknęłam ślinę. Dłoń Xaviera znów znalazła się na mojej żuchwie i skierował mój wzrok prosto na niego. Spojrzał na moje rozchylone wargi, a potem prosto w oczy.

— Dobrych snów, Claire. — Wyszeptał, gładząc kciukiem okolice moich warg.

W moim sercu rozlało się ciepło, jednak nie pozwoliłam mu zawitać tam na długo. Nie mogłam znów pozwolić, by ktoś mnie skrzywdził. Nie mogłam znów wpuścić Xaviera do swojego życia. Nie mogłam znów przez niego upaść, bo drugi raz już bym się nie podniosła. Jaką też miałam wtedy rację.

Posłałam mu delikatny uśmiech i obróciłam się w kierunku domu. Na nowo wróciły do mnie obrazy mojej pijanej matki i tego, że Xavier to widział. Zobaczył jeden z najgorszych momentów mojego życia i nie uciekł. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka, ostatni raz spoglądając na bruneta. Wciąż oparty o swój motor, trzymał w dłoniach kask, nie spuszczając ze mnie wzroku. Po chwili pomachał do mnie i posłał jeden z uśmiechów, przez które miękną nogi.

Moje nogi tym razem nie zmiękły. Byłam na to za słaba.

Odmachałam mu na pożegnanie, po czym zakluczyłam drzwi. Dopiero teraz marna rzeczywistość uderzyła we mnie z impetem. Na kanapie w salonie siedziała moja matka, a tata pochylał się nad blatem, chowając twarz w dłoniach. Nie potrafiłam dłużej na to patrzeć.

Podbiegłam do schodów i szybkim krokiem weszłam na piętro do swojego pokoju. Nie zamknęłam drzwi, bo byłam pewna, że to nie oddzieli mnie od narastającego bólu. Choć od dziesięciu lat działa się taka sama szopka, to wciąż przeżywałam to tak samo. Wszystko było inne, a zarazem takie samo. Moje życie kręciło się wokół ciągłych kłótni rodziców i nauki, która była moją ostoją. Uczyłam się i czytałam, by uciec od tego co sprawiało mi ból. Ciągle uciekałam, myśląc, że ucieczka jest rozwiązaniem.

A tak nie było. Uciekanie w niczym nie pomaga. Bo wkrótce nawet problemy nas wyprzedzą i zaśmieją się w twarz, gdy znów się potkniemy. Prawda była taka, że nawet jeśli uciekłabym na drugi koniec świata, ból odnalazł by mnie wszędzie. Bo ja urodziłam się dla niego. Urodziłam się by żyć dla bólu.

— Wypierdalaj ode mnie! — usłyszałam głośny krzyk mojej mamy. — Znów mam słuchać kazań jaką to ja złą matką nie jestem?! A może byś popatrzył na siebie, co?!

Oparłam się o ścianę tuż obok drzwi i cicho załkałam, osuwając się po niej. Po chwili wrzaski przycichły, a rozległ się odgłos stłuczonego szkła. Oparłam się głową o zimną ścianę i zacisnęłam dłonie w pięści tak mocno, aby przyciszyć psychiczny ból. Paznokcie wbiły się w wewnętrzną stronę mojej dłoni, pozostawiając po sobie pieczenie.

— Chcę się z tobą rozwieść głupi palancie! — wrzasnęła moja matka.

Łzy zapiekły mnie w policzki. Wstałam ostrożnie z podłogi, wciąż wbijając w swoje dłonie paznokcie i skierowałam się do łazienki. Odkręciłam prysznic by nie słyszeć wrzasków i oparłam się dłońmi o blat umywalki. Na dole rozległ się trzask, a po chwili głucha cisza. Złapałam za krańce swoich włosów i pociągnęłam za nie.

— Ja mam problemy?! Patrz na siebie ty skurwielu!

Otworzyłam szufladę, w której było mnóstwo dodatków do włosów i wyciągnęłam jedną gumkę recepturkę. Nasunęłam ją na nadgarstek i pociągnęłam. Gumka uderzyła w moją skórę, powodując pieczenie. Po chwili zauważyłam czerwony ślad. Pociągnęłam jeszcze raz, czując delikatne ukojenie w mojej głowie.

— Ja mam odejść?! To jest moje pieprzone dziecko!

Pociągnęłam za gumkę jeszcze raz, lekceważąc pojawiające się czerwone ślady. Pieczenie sprawiało, że ból w mojej głowie ustawał. Wszystko stawało się lepsze. Mniej bolesne.

— Wynoś się z naszego domu. — Usłyszałam opanowany głos mojego taty.

Szum wody ustał, zupełnie tak jakby kurek z wodą został zakręcony. Nigdy nie pojmowałam tego jak mój tata potrafił zachować w takich momentach spokój. Za każdym razem, gdy mama na niego krzyczała on spokojnie patrzył na nią bez wyrazu i mówił tylko to, co mogło ją wyciągnąć z szału w jaki wpadała. Jednak od dłuższego czasu nic jej nie ruszało.

Do moich uszu dotarły kroki. Ktoś wchodził po schodach. Zdjęłam gumkę z nadgarstka i wrzuciłam ją do szuflady. W progu mojego pokoju znalazła się moja matka, a tuż za nią stał mój tata. Wyglądał jak zwykle spokojnie, a jedyne co zdradzało jak wściekły jest w środku, była mocno zaciśnięta szczęka i dłonie zawinięte w pięści. Choć często był wściekły, to nigdy nie odważył się zrobić mamie krzywdy.

— Celin! Pakuj się! Wynosimy się od tego gnoja! — Krzyknęła moja rodzicielka, rozglądając się zamglonym wzrokiem po pokoju.

Łza skapnęła prosto z mojego policzka na odkryte ramię i poparzyła moją skórę. Brunetka w zawrotnym tempie znalazła się przy mnie i szarpnęła za moje ramie. Wystraszyłam się tak bardzo, jak nigdy dotąd. Mój tata znalazł się przy kobiecie w jednej sekundzie. Złapał ją delikatnie za przedramię i odciągnął ode mnie. Jej uścisk na moim ramieniu się wzmocnił i już wiedziałam, że pozostanie tam fioletowy siniak.

— Nie będziesz krzywdziła naszej córki — wycedził mój tata, patrząc prosto w jej oczy.

Czułam się potwornie.

— Nie. To — powiedziała, patrząc z obrzydzeniem na mnie. — Jest twoja córka. Nasza była tylko Celin.

Oderwała gwałtownie dłoń z mojego ramienia, a ja od razu poczułam pieczenie. Wszystko działo się po raz kolejny. Cały czas ta sama szopka, która miała trwać już wieczność. Tata spojrzał na mnie przepraszająco i wyciągnął moją matkę z pokoju.

Kolejne słone łzy opuściły moje oczy. Usiadłam na łóżku, masując delikatnie swoje obolałe ramie. Usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych. Po chwili w drzwiach mojego pokoju pojawił się tata. Niemalże od razu do mnie podszedł i objął tak, jak miał w zwyczaju.

— Przepraszam, że musisz przez to przechodzić — wyszeptał, całując mnie czule w czoło. — Obiecuję, że to się skończy.

— Wyszła prawda? — załkałam.

Tata milczał, a milczenie często było odpowiedzią.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top