Rozdział 15
Xavier
Trzymałem drobne ciało brunetki blisko siebie. Moje serce biło tak cholernie szybko, że miałem wrażenie jakby Claire czuła każde kolejne drgnięcie. Oparłem brodę o jej głowę i delikatnie musnąłem ustami jej czubek. Byłem pewny, że ona nawet tego nie zarejestrowała, a ja poczułem jak w moim brzuchu pojawia się coś nieznajomego.
Jakby mrowienie, które sprawia, że jest mi cieplej. A było mi naprawdę w cholerę zimno, bo deszcz, który dziś zstąpił na Panama City, miał chyba najbardziej ujemną temperaturę z możliwych.
Ale czy żałowałem, że przyjechałem w największą burzę, największą ulewę i najsilniejszy wiatr, przed którym ostrzegali w telewizji, tylko dlatego, że Claire do mnie zadzwoniła? Nie. Nie żałowałem, bo przy niej na nowo zaczynałem czuć.
Albo tylko miałem takie złudzenie. Ale podobno całe nasze życie to złudzenie prawda? Mamy wrażenie, że to my podejmujemy każdą decyzję, a tak naprawdę scenariusz dla nas od dawna jest napisany. Myślimy, że nad wszystkim panujemy, a tak naprawdę nie mamy nad niczym kontroli.
Jesteśmy tylko aktorami, którzy mają odegrać jakąś rolę i w odpowiednim momencie zniknąć, aby w filmie zrobić miejsce komuś nowemu.
— Ty chyba też się chciałeś przytulić, co? — zakpiła dziewczyna, ledwo wynurzając głowę z mocnego uścisku, w którym ją zamknąłem.
Nawet nie wiesz jak bardzo, pomyślałem.
Wygiąłem wargi w leniwym uśmiechu i spojrzałem na jej idealną buzię. Mimo, że oczy, które nadal lśniły od łez, były całkowicie podpuchnięte i czerwone, to ona nadal była piękna. Była idealna. Bez skazy. Prezentowała się nienagannie. Tylko, że ja już widziałem ją, gdy była zniszczona. Zrozumiałem to w chwili, gdy podtrzymywała swoją pijaną matkę.
Jednak ona wciąż miała siłę zakładać maski. Dawała radę udawać. Trzymała się sztywno scenariusza, że wszystko w jej życiu jest idealne, a za każdym kolejnym kłamstwem skrawek jej maski odpadał, ukazując zniszczoną do szpiku kości dziewczynę. Chciałem sprawić, aby przy mnie nie musiała używać żadnej maski. Aby nie bała się pokazać mi prawdziwą twarz, aby w końcu zrozumiała, że przy mnie nie musi udawać. Bo ja w tej chwili mogłem zadeklarować, że jej nie odepchnę. Nie popełnię już tego błędu.
Tego wieczoru zamarzyłem, aby kazała mi złożyć każdą możliwą obietnicę. Chciałem jej obiecać wszystko, bo tego wieczoru byłem pewny. Byłem pewny, że Claire Flores znów sprawiła, że odrodziły się we mnie uczucia, które porzuciłem dwa lata temu. Teraz chciałem je za wszelką cenę odzyskać.
— Dziękuję, że przyjechałeś — wyszeptała, uciekając wzrokiem od moich oczu.
Odsunąłem ją od siebie i złapałem za jej zaróżowione policzki. Popatrzyła prosto w moje oczy, a moje serce zrobiło fikołka.
— Oczywiście, że przyjechałem — powiedziałem, a pełne malinowe usta brunetki delikatnie się rozchyliły. Znów musiałem na nie spojrzeć, bo pokusa była zbyt wielka, a ja musiałem z nią walczyć. — Od teraz zawsze będę przyjeżdżał. Będę przy tobie w każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebowała. Gdy zadzwonisz o drugiej w nocy, bądź o czwartej nad ranem, albo w taką burzę jak dziś. Będę zawsze. Wystarczy jedno twoje słowo, jedna wiadomość, jedno połączenie. Spełnię każdą twoją prośbę. Nawet tą, gdy zamarzysz sobie o trzeciej w nocy, aby zjeść croissanta z piekarni nad oceanem. Zrobię wszystko, aby odpokutować ci to, co zrobiłem ci dwa lata temu.
Oczy dziewczyny rozjaśniły się, jakby właśnie coś do niej dotarło. Miałem tylko nadzieję, że w tym momencie nie zrobiłem z siebie idioty, albo nie powiedziałem za wiele. Kurwa. Może powiedziałem, bo do chuja miałem zostawić tą dziewczynę. Nie przywiązywać się do niej, wzbraniać się przed powrotem uczuć i nie pozwolić jej, aby znalazła dostęp do mojego serca.
Zdjąłem gwałtownie dłonie z jej policzków i opadłem ciałem na krzesło przy biurku. Uciekałem wzrokiem wszędzie, gdzie się dało, byle nie spojrzeć na nią, bo wtedy wyrzuty sumienia zgniotły by mnie do ostatniego wydechu. Nie mogłem sobie na to pozwolić, ale obecność tej dziewczyny, jej oczy, usta i mowa ciała, powodowały, że pragnąłem zdobyć dla niej gwiazdkę z nieba. Gdyby chciała, poleciałbym z nią w kosmos, znalazł sposób, aby wylądować na słońcu i się nie spalić, wybudowałbym jej dom pod wodą, ale nie mogłem. Musiałem się przed tym powstrzymać, do czasu aż nie przywróci moich wszystkich wspomnień. A już niedługo miało się to skończyć.
Czułem się jak chory w jej obecności. Zupełnie tak, jakby mój rozsądek znikał i pojawiał się tylko głos mnie sprzed dwóch lat, a ja chyba nie chciałem wracać do starego siebie. Stary ja był słaby. A ja nie mogłem sobie już pozwolić na słabość.
Claire była moją wystarczającą słabością.
— Obejrzymy jakąś bajkę? — spytała brunetka, nerwowo splatając dłonie za plecami.
Chryste, czytałem z niej jak z kartki.
— Bajkę? — spytałem, mrużąc oczy.
— Boję się burzy — zaczęła, siadając ociężale na materacu swojego łóżka. Zdziwiłem się. — Zawsze, gdy była burza oglądaliśmy moje ulubione bajki z dzieciństwa. Jeśli nie chce...
— Obejrzę z tobą bajkę. Jakąkolwiek sobie wybierzesz. — Wyparowałem, zanim zdążyłem pomyśleć nad tym, co chcę powiedzieć.
Zdecydowanie musiałem się nauczyć panować nad własnymi myślami, których nie powinienem wypowiadać na głos.
Twarz Claire rozpromieniła się, a po chwili wygodnie położyła się na swoim łóżku otulając się kołdrą. Poklepała miejsce obok siebie.
— Jestem mokry.
— Lubię zapach deszczu. — Odpowiedziała, uroczo się uśmiechając.
Sapnąłem, uśmiechając się pod nosem i wstałem z krzesełka. Podszedłem do łóżka i zdjąłem chociaż buty, bo z nich woda wyciekała każdą stroną. Ułożyłem się wygodnie obok dziewczyny, kładąc dłoń tuż nad jej głową. Nie wiedziałem czy niemo prosiłem, aby położyła głowę na moim ramieniu, czy po prostu na to liczyłem.
— Może być Kraina lodu? — spytała, przesuwając pasek bajek na tablecie.
— Powiedziałem, że obejrzę co tylko zechcesz — odparłem, wygodniej układając się na miejscu.
Widziałem jak na jej pełnych ustach, które prosiły się o pocałunek, zakwitł delikatny uśmiech. Wyglądała jak malutka dziewczynka, która cieszy się, że dostała wymarzoną zabawkę. Chciałem, aby już zawsze się przy mnie tak czuła. Nie, ja pierdolę, nie mogę tego chcieć. Jej bliskość sprawiała, że w mojej głowie zamiast mózgu, była woda.
Jednak lubiłem to uczucie. Lubiłem przy niej czuć.
Gdy bajka zaczęła się uruchamiać, Claire podniosła delikatnie głowę, jakby chciała się zbliżyć. Nie potrafiłem się powstrzymać i chwyciłem ją za talię, aby mieć ją bliżej siebie. Jej zapach przyjemnie połaskotał moje nozdrza. Maliny i wanilia. Tego wieczoru pozwoliłem sobie uznać to za mój ulubiony zapach.
Próbowałem oszukać samego siebie. Ten zapach był moim ulubionym już na zawsze.
— Wiesz, że Olaf to moja ulubiona postać? — powiedziała w pewnym momencie Claire, zerkając w moją stronę.
— Teraz już wiem. — Odparłem, napawając się jej widokiem.
Burza na zewnątrz wciąż szalała, jednak Claire już kompletnie nie zwracała na nią uwagi. Skupiła się na oglądaniu swojej ulubionej bajki i cieszyła się jak małe dziecko. Choć wyglądała na dorosłą i piękną kobietę, w środku była małą, uroczą dziewczynką. Taką, którą trzeba chronić przed potworami spod łóżka, taką której nie da się odmówić, aby dostała nową lalkę, taką którą albo kochałeś w całości, albo nie kochałeś wcale.
Moja obecność przy jej boku w tym momencie, była wystarczającym potwierdzeniem, że ta dziewczyna znów skradła moje serce i trzymała je w garści. Jednak nie mogłem na to pozwolić. Musiałem robić wszystko, aby się do mnie zniechęciła. Jak na razie, nie wychodziło mi to wcale.
— Zostaniesz? — zapytała, gdy bajka dobiegła końca.
Spojrzałem prosto w jej błękitne, czyste tęczówki i myślałem. Myślałem jak toby było trzymać ją w ramionach każdego wieczoru i budzić się również z nią w ramionach, jakby to było gdybym dwa lata temu nie uciekł stąd jak tchórz, jakby to było gdybym nie zaprosił jej na scenę. Bo mimo, że pojawiła się w moim życiu na nowo niedawno, to czułem jakby miała w nim specjalne miejsce. Takie, którego nikt oprócz niej nigdy nie zajmie.
Pokiwałem głową, a Claire delikatnie się uśmiechnęła. Zdjąłem bluzę, aby zostać tylko w koszulce, która była już kompletnie sucha i położyłem się tuż obok niej. Brunetka uniosła głowę, i gdy rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, od razu jej przerwałem:
— Po prostu się przytul. Nigdy o to nie pytaj, bo odpowiedź zawsze będzie brzmiała tak samo.
***
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Nigdy nie miałem głębokiego snu i zazwyczaj budził mnie choćby delikatny hałas. Jednak tym razem czułem się dziwnie inaczej. Otworzyłem leniwie oczy, przecierając twarz. Rozejrzałem się i chwilę mi zajęło zarejestrowanie, że nie jestem w swoim pokoju.
Zszedłem ostrożnie z łóżka, uważając na głowę dziewczyny, która leżała na moim torsie. Rozprostowałem kolana i wyjrzałem przez okno. Cholera. Było tak ślisko, że nie było opcji abym zszedł po drabinie bez złamania czegokolwiek. Byłem lekko mówiąc, w dupie. Nie chciałem budzić Claire, bo było dosyć wcześnie, a jednocześnie potrzebowałem jej pomocy.
Tym razem musiałem liczyć tylko na siebie.
Otworzyłem drzwi, przekręcając kluczyk i po cichu wyszedłem na korytarz, który skąpany był w mroku. Najwidoczniej roleta na końcu pomieszczenia została zasłonięta na noc. W domu panowała kompletna cisza. Odetchnąłem z ulgą, bo rodzice Claire z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby zauważyli jak nad ranem jakiś chłopak opuszcza pokój ich córki. Zszedłem po schodach, uważając aby nie zrobić zbędnego hałasu.
Byłem już na parterze i uznałem swoją drogę za sukces, gdy usłyszałem odkręconą wodę za plecami. Cały zdrętwiałem.
— Kawy? Czy preferujesz herbatę? — zachrypnięty głos mężczyzny brzmiał zaskakująco spokojnie. Odwróciłem się w jego stronę i niemrawo uśmiechnąłem. Tata Claire wskazał na miejsce przy kuchennym blacie. — Siadaj, Xavier.
— Pan mnie zna?
— Trudno zapomnieć kogoś, kto złamał serce twojej jedynej córki. — Odpowiedział dokładnie obserwując każdy mój ruch. — Christopher. — Dodał, podając mi rękę. — Ty mnie zapewne nie pamiętasz.
— Opowiedziała panu? — spytałem niepewnie, zajmując miejsce, które wcześniej mi wskazał.
— Tak. Mówi mi prawie wszystko, ale najwidoczniej zapomniała wspomnieć, że znów rozmawiacie i sypiacie ze...
— Nie, nie, nie. To nie tak. Po prostu...
— Bała się burzy i przyjechałeś? — Christopher wyprzedził moje słowa. Skinąłem głową. Czy on naprawdę wszystko musiał wiedzieć? — Wiesz Xavier, zawsze cię lubiłem. Szanowałem i traktowałem jak syna, bo wiedziałem, że ciebie nikt nigdy tak nie traktował. Wpuściłem cię do naszej rodziny i dopuściłem do Claire, bo czułem, że ci zależy — wyjaśnił, upijając łyk czarnej kawy. Coś ukłuło mnie w klatce piersiowej. On naprawdę czuł do mnie sympatię. — Nie złamałeś wtedy serca tylko Claire, ale również mnie, wiesz?
Patrzyłem na mężczyznę, który pokładał we mnie nadzieję. Nadzieję i oczekiwania, których nie byłem w stanie spełnić.
Zawiodłem. Zawaliłem. Znowu.
— Byłem wściekły. Chciałem cię znaleźć i zrobić wszystko, żebyś się jakoś wytłumaczył. Kurwa, byłem gotowy zrobić wszystko, żebyś zapłacił za to jak bardzo skrzywdziłeś moją córkę. Moją. Córkę — wytłumaczył dosadnie, wskazując palcem na siebie. Za każdym kolejnym słowem czułem jak w moim ciele pojawia się nowa szpilka. — Ale nie mogłem nic zrobić. Ja pierdolę. A ty się teraz pojawiasz i co? Co teraz zrobisz?
No właśnie. Co ja teraz chciałem zrobić?
— Odpowiedz mi na to, albo osobiście dopilnuję i zrobię wszystko, aby ona nigdy więcej cię nie zobaczyła. Choćbym miał się wyprowadzić z nią w kosmos — powiedział, dokładnie akcentując każde pojedyncze słowo. — Więc lepiej dobrze się zastanów zanim odpowiesz.
Zegar, który wisiał na ścianie tykał, jakby odliczał mój czas na udzielenie odpowiedzi. Teraz musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Nie było nic pomiędzy. Wszystko, albo nic. Claire, albo nic.
— Ona cię nadal kocha, wiesz? — odezwał się ponownie, opierając się o blat plecami do mnie. Miałem wrażenie, że nie potrafił patrzeć mi w twarz. Czułem się jak potwór. — Byłeś i jesteś jej numerem jeden, jej cholernym oczkiem w głowie i chłopczykiem bez wad, za którego byłaby w stanie oddać życie... — zamilkł, jakby do jego głowy wróciły nieprzyjemnie wspomnienia. — Gdybyś, kurwa, wiedział tyle co wiem ja. Gdybyś wiedział ile razy słyszałem jej płacz za ścianą, krzyk, gdy znów robiła sobie krzywdę. Gdybyś widział codziennie jej zapłakane oczy. Kurwa mać. — Zaklął.
Schował twarz w dłoniach, odwracając się w moją stronę, a ja wciąż słuchałem go jak oniemiały.
— Xavier, powiedz mi — uniósł na mnie wzrok. — Powiedz, co ty byś zrobił, gdyby jakiś chłopak sprawił, że twoja córka. Jedyna córka. Miała myśli samobójcze, mówiła, że chce zniknąć z tego świata, że nie ma po co żyć skoro ciebie już nie ma. Co byś, do chuja, zrobił gdybyś zobaczył ją w łazience w kałuży krwi, która ciekła z każdej strony uda? Co byś zrobił wtedy, co? — powiedział, a mnie w oczy zapiekły łzy. — Każdego wieczoru, gdy zrobiła sobie krzywdę faszerowałem ją lekami usypiającymi, żeby mogła przespać noc. Żeby nigdy nie dowiedziała się, że ja wszystko wiem. Bo Claire nie ma pojęcia, że ja wiem o każdej ranie. O każdym nacięciu, o gumce recepturce w lewej szufladzie pod umywalką, o żyletce w kratce wentylacyjnej, którą niedawno skonfiskowałem.
I w tej chwili wiedziałem, że popełniłem niewybaczalny błąd. Wiedziałem, że powinienem zniknąć i nie pozwolić Claire znów cierpieć. A ja wpierdoliłem się w jej życie, nie wiedząc ile przeze mnie przeszła.
Tego poranka Xavier Huxley się rozpadł. Pierwszy raz każda cząstka mnie pękła.
— I co Xavier? — zapytał mężczyzna, łamiącym się głosem. Pragnąłem się rzucić na kolana i błagać go o wybaczenie, bo ja nie miałem o niczym pojęcia. — I wiesz, że ja nadal cię, kurwa, lubię? Traktuję cię jak syna, bo odkąd Claire ciebie ma, znowu żyje. Uśmiecha się, cieszy, jest szczęśliwa. A gdy ona jest szczęśliwa, to ja też. Bez znaczenia kto jest powodem tego szczęścia.
Pojedyncza łza skapnęła mi po policzku. Ja na nią nie zasługiwałem. Nikt nie zasługiwał na Claire.
— Ona cię nadal kocha. Złamałeś jej serce, zabrałeś każdą dobrą chwilę, zniszczyłeś ją, a ona nadal cię kocha, Xavier — wyjaśnił, a ja nie potrafiłem powstrzymać już płaczu. — I jeśli jeszcze raz sprawisz, że będę musiał widzieć swoją córkę w innym stanie niż jest teraz, to zakopię cię chociażby na ogródku. Mogę spędzić resztę życia w więzieniu, jeśli się dowiem, że ją skrzywdziłeś. Więc lepiej pomyśl, bo jeśli nie planujesz z nią przyszłości, wyjdź i nie wracaj.
Nie wstałem. Nie ruszyłem się nawet o cal. Siedziałem w tej samej pozie, obserwując przez załzawione oczy ojca Claire.
— Dbaj o nią, synu.
I odszedł, zostawiając mnie w kompletnej rozsypce.
#ED
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top