Rozdział 9

Claire

Moje ciało drżało za każdym razem, gdy zetknęłam się z ciałem Xaviera. Czułam się oszukiwana przez własną siebie, że ten chłopak, pomimo upływu dwudziestu czterech miesięcy i dwudziestu trzech dni, wciąż na mnie w jakiś, cholernie, dziwny sposób działał. Przerażało mnie to do tego stopnia, że nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa.

Usiadłam przy stoliku, który znajdował się w samym rogu kawiarni. W tym miejscu Xavier powiedział mi, że nie jestem tylko jego przyjaciółką. W tym miejscu nasza historia się zaczęła, a teraz wróciliśmy w to miejsce jako dwójka obcych ludzi z wspomnieniami.

Brunet usiadł naprzeciwko mnie i wciągnął na swoje ciemne włosy czapkę z daszkiem. Wyglądał tak jak dwa lata temu, jednak teraz jego widok kłuł mnie w serce. Bałam się, że tu z nim jestem, a jednocześnie cieszyłam się, że jestem tutaj właśnie z nim.

Czasami miewamy chwile, w których sami nie wiemy czy coś się nam podoba czy nie. Mamy mętlik w głowie, bo uważamy, że to co się dzieje jest idealne niczym przeznaczenie, a jednocześnie mamy wrażenie, że ten moment nie powinien nigdy nadejść. To właśnie huczało w mojej głowie. Myśl, że nie powinnam tu być sprzeczała się z myślą, że to przeznaczenie znów skrzyżowało nasze drogi.

— Claire? — z letargu wyciągnął mnie ochrypnięty głos bruneta. Uniosłam na niego wzrok. — Może być brownie, czy zamówić ci coś innego?

— Jest w porządku — wydukałam, zaciskając spocone dłonie na krańcach mojej niebieskiej sukienki.

Tata mocno się upierał rano, że nie powinnam jej ubierać, jednak gdy dostrzegł mój upór w końcu uległ i zrozumiał, że nie jestem już małą dziewczynką, a dziewiętnastoletnią kobietą.

— Claire, my się kiedyś znaliśmy, prawda?

To pytanie uderzyło we mnie tak bardzo, że przez chwilę miałam wrażenie jakby wszystko wokół zmieniło się w nicość. Poczułam jak coś w środku mnie pęka, a wszelka nadzieja ulatnia się niczym wolny motyl. Chciałam spojrzeć prosto w jego niebieskie oczy, jednak nie potrafiłam. Ból powrócił i nie zamierzał szybko mnie opuścić. Utknęłam w pułapce pomiędzy bólem, a czymś co mogłoby mnie uratować.

A może na mnie już nie było ratunku? Może byłam tak bardzo złamana, że wszystko co się działo przynosiło mi tylko cierpienie? Byłam zwykłą dziewczyną, która przeżyła za dużo w za krótkim czasie i teraz miało nie spotykać mnie już nic dobrego. Bo nawet Xavier Huxley okazał się cierpieniem.

Nasze życie polega na tym, że nawet jeśli nie popełnimy żadnego błędu, to spotka nas kara. Nie ważne jak bardzo idealni będziemy, zło nas dopadnie i może nic po nas już nie zostawić. Tylko zniszczoną kukiełkę, która zniosła za wiele cierpienia. Bo czasami to my jesteśmy największymi błędami tego świata.

Ja takim byłam.

— Po prostu opowiedz mi jak to było — ponaglił Xavier.

Przełknęłam ciężko ślinę i uniosłam wzrok. Jego oczy patrzyły na mnie bez wyrazu. Nic nie mogłam z nich odczytać. A czasami to oczy były odzwierciedleniem naszej duszy. Więc, czy dusza Xaviera była pełna nicości?

— Tak Xavier, znaliśmy się. Nawet zbyt dobrze. — Powiedziałam, a do mojej głowy jak bumerang wróciły wszystkie wspomnienia.

Nasza pierwsza randka, ten moment gdy się poznaliśmy w jakieś restauracji, w której on śpiewał a ja się od razu zakochałam w jego głosie. Te chwile, gdy zabierał mnie na plażę i cicho nucił swoje nowe teksty piosenek. Momenty, gdy przychodził do mojego pokoju w nocy przez okno i opowiadał ile wyświetleń ma jego nowy kawałek. Chwile, w których pozwolił mi być szczęśliwą.

— Coś nas łączyło prawda?

— Nie chcę tego roztrząsać Xavier. Zamknęłam ten rozdział.

Powiedziałam te dwa zdania z nadzieją, że to właśnie jego zranię. Jednak zraniłam samą siebie. Bo ja nie zamknęłam tego rozdziału. Codziennie usilnie dopisywałam choć jedno słowo, by to co związane właśnie z nim, nigdy się nie kończyło. Chciałam sprawić mu ból, a to mnie zabolało najbardziej.

Często chcemy, aby to co jest dla nas piękne i idealne nigdy się nie kończyło. Ciągniemy coś nieubłaganie długo i chcemy by trwało to wiecznie, raniąc przy tym samych siebie. A prawda jest taka, że nawet najpiękniejsza historia, musi się kiedyś skończyć. Bo żadne szczęście nie trwa wiecznie.

— Claire, roztrząśnij to ten ostatni raz. Wróć ostatni raz do tego rozdziału. Dla mnie, proszę — wyszeptał brunet.

Prawda była taka, że ja nigdy nie zamknęłam tego rozdziału. Wciąż w nim trwałam. Próbowałam oszukać samą siebie.

— Ja...

— Proszę — powiedział, patrząc na mnie oczami, które sprawiały, że mój zdrowy rozsądek znikał.

Przełknęłam ciężko ślinę i w momencie, gdy kelnerka postawiła przede mną talerzyk z brownie, pokiwałam głową. Widziałam ulgę, która pojawiła się na twarzy Xaviera. Kąciki jego pełnych ust drgnęły ku górze. Wzięłam głęboki wdech i popatrzyłam prosto w jego oczy. Brzuch rozbolał mnie z nerwów, a brownie, na które miałam ochotę, nagle wydawało się obrzydliwe.

— Kiedyś byliśmy ze sobą dosyć... blisko — zaczęłam, a chłopak wysłuchiwał mnie w skupieniu. — Wszystko było super, ale wtedy wyjechałeś. Tak po prostu, bez pożegnania wyszedłeś i zablokowałeś mój numer. Cała historia.

— Claire — znów wypowiedział moje imię takim głosem, za którym tęskniłam.

— Nie pamiętasz tego? Dlaczego ty nic nie pamiętasz, co? Tak łatwo ci było wymazać mnie z głowy? Nic nie znaczyłam?

— Claire, kurwa, miałem wypadek.

Zdrętwiałam. Rytm mojego serca się zatrzymał, a ciepło, które czułam w jego obecności zamieniło się w niebywały chłód. Coś zapiekło mnie pod powiekami i próbowało wydostać się na skórę, ale tym razem musiałam być silna. Tak samo silna jak przez ostatnie dwa lata. Patrzyłam na chłopaka i nie do końca rozumiałam co powiedział. A może po prostu nie chciałam tego rozumieć.

— Ty, co? — Wydukałam, patrząc na niego zaszklonymi oczami.

— Rok po tym jak stąd wyjechałem miałem wypadek — wyjaśnił. — Straciłem w nim pamięć. Dlatego nic nie pamiętam. Nawet nie wiedziałem kim jesteś. Gdy zobaczyłem cię wtedy w tłumie na moim koncercie coś podpowiedziało mi, abym to ciebie wybrał. Jak widać słusznie.

Choć myślałam, że cały ból, który związany był z tym chłopakiem przeminął, myliłam się. Teraz jego słowa, że nie wiedział nawet kim jestem uderzyły we mnie z mocą, której nie potrafiłam tak po prostu przyjąć. Coś na nowo we mnie pękło. Kolejna cząstka mnie.

— Xav...

— Nie mów nic. Wiem jaki musi to być dla ciebie szok. Dla mnie też był, gdy Ellie wyjaśniała mi co się stało — dodał, a w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie. Kim była Ellie? — Prosiłbym cię o jedną rzecz — uniosłam pytająco brwi. — Czy pomogłabyś mi? Tylko ty wiesz kim byłem, jaki byłem i jakie miejsca tutaj lubiłem.

Pokiwałam bezsilnie głową, tłumiąc łzy, które cisnęły się do moich oczu. Nie chciałam odradzać wszystkiego co w sobie zabiłam. Nie zniosłabym już drugiego upadku. Tym razem na jego oczach. Nie mogłam.

— Xavier, ja nie...

— Nie mam nikogo Claire.

Choć serce ściskało się we mnie koszmarnie mocno, nie mogłam. Chciałabym mu pomóc, aby odzyskał wszystko co stracił, ale to by mnie zbyt mocno złamało. Nie mogłam mu pozwolić, aby patrzył z boku jak upadam. Jak upadam przez niego.

Ludzie często widzą jak ktoś cierpi. Niektórzy wolą pokazywać wszystkim to, jak bardzo coś przechodzą, a niektórzy wolą znosić ból w samotności. W ciszy, która wysłucha nas bardziej niż przyjaciel. W samotności, która jest naszą przyjaciółką. Innym lepiej jest, gdy ktoś przy nich czuwa.

Ja byłam pomiędzy.

Ból i cierpienie znosiłam sama. Wszystko co mnie bolało tłumiłam gdzieś głęboko w sobie, a Dustin i tata obserwowali tylko z boku jak się rozsypuje, bo oni nic nie mogli zrobić. Mogli tylko trwać przy mnie i wspierać. Nie mogli zabrać ode mnie tego bólu.

— Muszę już iść — powiedziałam, zrywając się z krzesełka i niemalże wybiegając z kawiarni.

Zachowałam się jak skończona idiotka, ale nie potrafiłam inaczej. Czasami ucieczka była najlepszym wyjściem. Mimo, że problemy i tak zawsze nas dogonią.

Wybiegłam z kawiarni i od razu przebiegłam przez ulicę. Po chwili znalazłam się na plaży i dając ujście łzom, opadłam na miękki piasek.

To co działo się w mojej głowie było prawdziwym chaosem. Chciałam mu pomóc, a jednocześnie wiedziałam, że nie mogę. Walczyłam sama ze sobą. Tak jakby jeden naiwny głosik w mojej głowie cieszył się, że Xavier wrócił, a ten drugi głos rozsądku odsuwał mnie od niego tak bardzo, jak tylko się dało.

Siedziałam na piasku, a moje włosy rozwiewały się przez delikatny nadmorski wiatr. Kilka łez skapnęło mi po policzku, ale po chwili nie było po nich śladu. Ocean rozpościerał się przed moimi oczami. W tej jednej chwili odnalazłam w nim cząstkę siebie.

Był nieskazitelnie czysty na zewnątrz, a w środku wszystko w nim dawno umarło. Dało się zakochać w jego wyglądzie, a w środku miał tylko śmieci. Byłam zupełnie taka jak ocean. Idealna z zewnątrz i kompletnie martwa w środku. Bo czasami żeby być martwym, nie trzeba umierać.

— Pamiętam wiele istotnych faktów, Claire — usłyszałam za swoimi plecami, a po chwili kątem oka zauważyłam jak chłopak siada obok mnie. — Ja po prostu potrzebuje je wszystkie połączyć. Zwyczajnie pogubiłem się we własnych wspomnieniach.

— Wiesz co, Xavier? — Odparłam, nie odwracając wzroku od oceanu. — Gdy ja się pogubiłam ciebie przy mnie nie było. Więc dlaczego ja miałabym być przy tobie, co?

Widziałam jak szok maluje się na twarzy chłopaka. Jego pewny wyraz twarzy zniknął, a zastąpiło go zwątpienie. Nie brał pod uwagę tego, że mu odmówię.

Wstałam, otrzepałam swoją sukienkę z piasku i poprawiłam swoje rozczochrane włosy. Brunet spojrzał na mnie i po chwili sam wstał z plaży, otrzepując swoje czarne jeansy.

— Nie musisz się trudzić. Potrafię sama trafić do domu. — Powiedziałam, ruszając w stronę wyjścia z plaży.

— Zamknij swój dziubek, ślicznotko — zagadnął Xavier, kładąc dłoń u dołu moich pleców i pchając mnie delikatnie do przodu.

Nie potrafiłam pojąć tego, dlaczego za każdym razem, gdy nabierałam pewności siebie, on robił tak mały gest i traciłam rozum. Działał na mnie jak lek usypiający, który zamykał mój zdrowy rozsądek w klatce, z której nie było wyjścia.

#ED

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top