Pierwszy dzień nowego roku

Piąta trzydzieści, Ethan obudzony dźwiękiem budzika, jak zawsze powoli przewrócił się z boku na bok. Chłopak o brązowych włosach i szarych oczach powoli usiadł na łóżku. Początek roku szkolnego, początek codzienności, która będzie towarzyszyć uczniom przez najbliższe dziesięć miesięcy. Chłopak spojrzał na budzik, cholera czemu muszę wstawać tak wcześnie, pomyślał. Wstał i ruszył do łazienki żeby wziąć prysznic, po nim przyszła pora, się ubrać i zjeść śniadanie. Po przebraniu się, szybko przebiegł do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie, zawsze gotuje sobie sam, rodzice zostawili mu cały dom, nie ma pomocy w niczym. Dom jest bardzo bogaty i dość wszechstronny, mieszkanie tu samemu nie jest najprzyjemniejsze, jednak Ethanowi nie przeszkadza samotność, nigdy nie przepadał za swoją rodziną. Szybko zrobił sobie śniadanie i wybiegł do szkoły, nie chciał się spóźnić, na jedyny autobus, którym mógł dojechać do szkoły na czas. Śniadanie zjadł na przystanku autobusowym. Autobus przyjechał, był jak zwykle spóźniony, jednak Ethan nie przywiązywał do tego szczególnej uwagi, wiedział że dojedzie na czas nawet jeśli autobus się mocno spóźni. Dojazd miną mu mozolnie, w szkole nie był pierwszy, reszta klasy zdążyła już przyjechać. Ethan nie rozmawiał z nikim i nikt nie zwracał na niego uwagi, wszystko zapowiadało się normalnie. Cała klasa jest, brakuje tylko paru osób, osób które łagodnie to ujmując nigdy nie przepadały za Ethanem. Po trzydziestu minutach licealiści weszli do auli, gdzie przywitał ich dyrektor i powiedział swoją przemowę, rozpoczynając oficjalnie, nowy rok szkolny. Klasyka, bla, bla, bla, jesteście przyszłością, bla, bla, bla, za naukę płacimy wam ocenami, bla, bla, bla, walczycie o własną przyszłość, bla, bla, bla. Co roku słyszę coś w tym stylu, mógłby powiedzieć coś czego nie wiem. Po skończonej przemowie Ethan od razu ruszył z auli do drzwi szkoły, a potem do domu. Do domu szedł pieszo, nie śpieszyło mu się, szedł powoli i rozmyślał.

Więc to już wrzesień, początek szkoły. Nie wieżę że to tak szybko zleciało, a tu proszę druga klasa liceum. Tak, czas za szybko płynie... Ale co poradzę, nic nie mogę zrobić, jak to się mówi byle do piątku i jakoś to będzie. Czyli w sumie do jutra, hehe. Wow mam już dość mimo że ledwo zacząłem rok, a będzie tylko gorzej, nauka, stres, klasa, która mnie nienawidzi... Tak... Kolejny zwykły rok szkolny. Ale są plusy... Szkoda że ich nie widzę... Cholera Ethan zacznij myśleć o czymś miłym dla odmiany, co? Kolejny rok to kolejna szansa i nowe możliwości, o ile ich nie spaprzę. Dobra starczy tych przemyśleń, jeszcze tylko kilka ulic i jestem w domu. Ethan wyciągną z kieszeni telefon, założył słuchawki i zasłuchał się w muzyce rockowej. Szedł dalej powstrzymując się od podrygiwania do muzyki. W końcu doszedł do domu, jednak to co tam zastał niezwykle go zdziwiło. Na schodku, tuż przed drzwiami jego domu, siedziała mała, na oko dziewięcioletnia, dziewczynka.
Ethan zdjął słuchawki. Dziewczynka! Co ona tu robi? Co sąsiadowi uciekło dziecko, czy jak? Z resztą, który mój sąsiad ma dziecko? Dziewczynka spojrzała na chłopaka, uśmiechnęła się, wstała i ruszyła w jego stronę. Cholera, tylko nie mów "Cześć tato.", cholera przespałem się z nią raz, ale na pewno nie zaszła w ciąże. Z resztą to dziecko ma z dziewięć lat, musiałbym zapłodnić kobietę mniej więcej w wieku... dziewięciu lat! To na pewno nie moje dziecko. Dziewczynka stanęła tuż przed chłopakiem. Ethan chciał spytać dziewczynki co tu robi jednak, dziecko zaczęło mówić pierwsze.

-Masz brzydką twarz.-okej nawet ja się nie spodziewałem takiego przywitania.

-Eeee... Dzięki?

-To nie był komplement.- za to lubię dzieci one nigdy nie kłamią.-Ale jak chcesz mogę ci naprawić twarz.- Aha okej, to taka mała dziewczynka, która twierdzi, że zna się na makijażu, już wszystko kumam. Po prostu szuka osób do testów swojego "talentu".

-Nie dzięki, ja lubię swoją twarz.

-Jak chcesz.-stanęli na przeciwko siebie w niezręcznej ciszy. Ethan dopiero teraz dokładnie przyjrzał się dziewczynce, sięgała mu mniej więcej do połowy żeber, miła brązowe długie włosy i zielone oczy. Ubrana była w czerwoną koszulę w kratę i długie czarne spodnie.

-Dobra, eee... Pa?- Ethan obszedł dziewczynkę i ruszył do drzwi, szybko wszedł do środka i zamkną je. Przez szybę wyjrzał żeby zobaczyć co robi dziewczynka, jednak nie było jej. Szybka jest, pomyślał. Odwrócił się i podskoczył pod sufit, dziecko, które przed chwilą zniknęło, stało tuż przed nim. Chłopak przyparł się do drzwi. Okej jest nawet bardzo szybka.

-Eee...

-Co, zdziwiony? Spokojnie zaraz wszystko wyjaśnię, pozwól ze mną.-wyciągnęła do niego rękę. Cholera, co tu się odpierdziela?

-D... dobra, pójdę za tobą...- W sumie mam coś do stracenia? Mała dziewczynka zaprowadziła go do salonu, gdzie siedziała dwójka ludzi. Mężczyzna i kobieta. Mężczyzna ubrany był w białą koszulę i niebieskie spodnie, był łysy i miał długą czarną brodę, nie wyglądał jednak bardzo staro. Kobieta miała na sobie złotą suknię ze srebrnymi zdobieniami w kształcie gałęzi drzewa albo fal, jej włosy były koloru blond, były bardzo długie, jednak nie na tyle żeby dotykać ziemi. Okej? Co do chuja? Ethan ogar, kurwa mać! Ktoś właśnie ci się włamał do domu a ty posłusznie idziesz za córką włamywaczy. Kurwa, załamuję sam siebie.

-Aaa... witaj, ty pewnie jesteś Ethan.- odezwał się mężczyzna, Ethan puścił małą dziewczynkę i po jeszcze kilku myślach załamania nad sobą odpowiedział.

-Tak, a wy jesteście włamywaczami! Proszę natychmiast opuścić mój dom!-Chłopak trząsł się lekko, w jego głowie przechodziły myśli że goście mogą być uzbrojeni.

-Uspokój się chłopcze, nie chcemy cię skrzywdzić.-Kontynuował mężczyzna-Nie jesteśmy włamywaczami, jesteśmy bogami...- Zaraz co?-... i przybyliśmy tu do ciebie z prośbą.-On tak na serio?

-Przepraszam mógłby pan powtórzyć? Kim jesteście?

-Bogami.-Tak, on tak na serio. Czy on ma mnie za takiego idiotę? Chłopak złapał się za głowę.

-Bogami, tak? A ja jestem Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych.

-Chłopcze rozumiem że mi nie wierzysz, ale taka jest prawda, my jesteśmy bogami.-Serio koleś? Serio? Ty się chyba zjarałeś i to mocno. Pociągnę tą rozmowę jeszcze przez chwilę, bo to nawet odrobinę zabawne.

-Okej Bogu -powiedział wykonując rękami gest cudzysłowowa- jaka jest ta wasza prośba?

-O opiekę nad naszą córką.-W tej chwili chłopak wybuchł śmiechem.

-Dawno mnie nikt tak nie rozbawił.-odpowiedział po paru chwilach-Okej, kumam zjarałeś się, odwaliło ci że jesteś bogiem czy czymś tam i pewnie żona cię podkusiła, żeby zostawić u kogoś dziecko, bo ona wygląda na bardziej rozgarniętą. Wiesz co ja teraz zrobię? Wyciągnę komórkę i zadzwonię na policję, powiem im że jakiś zjarany wariat z rodziną włamał mi się do domu i próbował zostawić mi swoje dziecko. A państwo mają pięć sekund żeby stąd wyjść, jeśli nie chcecie kłopotów.

-Chłopcze...

-Pięć sekund, żeby stąd wyjść, zaczynam liczyć. Raz.-Chłopak sięgną do kieszeni.-Dwa-Zaczął wysuwać z niej telefon-Trzy.-W tej chwili kobieta, która do tej pory siedziała cicho, wstała.

-Widzisz kochanie, mówiłam ci że rozmawianie z człowiekiem po dobroci to słaby pomysł. Ethanie porozmawiasz teraz ze mną i myślę że wszystko zrozumiesz.-Kobieta podeszła do Ethana i wytrąciła mu komórkę, którą już przykładał do ucha. Chłopak staną w lekkim szoku.-A więc zacznijmy od początku, dobrze?-Kobieta złapała Ethana za koszulkę.-My jesteśmy Bogami a ty, robaku...-Kobieta nagle zaczęła się powiększać i po kilku sekundach była większa od domu Ethana, w tej chwili trzymała go za koszulkę samymi palcami, paręnaście metrów nad ziemią. Chłopak zamarł w bez ruchu z przerażenia, próbował zrozumieć, co właśnie się stało, ale nie był w stanie. Przez jego głowę przechodziły tylko myśli przerażenia.-A ty masz się zająć naszą córką.-Chmury nagle poczerniały, a dookoła ręki Bogini zaczęły uderzać błyskawice.-Zrobisz to bez dyskusji.-Jej głos robił się coraz głębszy.- Spróbuj odmówić, albo zawieźć nasze oczekiwania a przysięgam ci, że w porównaniu z tym co ja ci zrobię, piekło będzie jak wizyta u dentysty! Rozumiemy się, Larwo?- Chłopak cały drżał, pokiwał tylko twierdząco głową, nie mogą wydobyć z siebie słów.-Dobrze, a teraz zejdźmy z powrotem na dół.- Bogini puściła chłopaka, po kilku sekundach, zaczął wrzeszczeć z przerażenia i zamkną oczy. Po chwili jednak spostrzegł się, że już nie spada, a leży na drewnianej posadce salonu. Podniósł się i siadł na podłodze podpierając się rękami, cały się trząsł, jego oddech był przyśpieszony. Kobieta stała już obok mężczyzny.

-Widzisz kochanie, załatwione, będzie się opiekował naszą córką.-Uśmiechnęła się do męża. Bóg spojrzał na chłopaka.

-Chłopcze nie wiem co ci powiedziała moja żona, ale zapewniam, ona nie rzuca słów na wiatr.-Dzięki, kurwa mać, ty to potrafisz pocieszyć.- Córko postaraj się proszę go nie zabić, okej?
-Spróbuje Tatusiu.- Mała przytuliła się do ojca.

-Ale zawsze możesz go trochę ukarać.- Odezwała się kobieta, ich córka zaczęła się śmiać.

-Żegnajcie. Powodzenia śmiertelniku.-Para bogów zaczęła świecić i po kilu chwilach, bezgłośnie zniknęli z domu chłopaka. Ethan jeszcze się trząsł, próbował zrozumieć co się w zasadzie stało, ale jego głowa nie była w stanie tego pojąć.
-Co jest robaku? Przestraszony?-Spytała dziewczynka, która w tej chwili stała nad Ethanem. Robaku, co? Masz coś po matce. Oczywiście że jestem przestraszony!

-Tak, jestem przestraszony.- odpowiedział jeszcze drżącym głosem.

-Ehh... Czemu wy jesteście tak bardzo strachliwi?-No nie wiem może dlatego że jesteśmy śmiertelni? Chłopka wstał, otrzepał się z kurzu i ruszył do kuchni chwiejąc się na nogach. Puścił wodę z kranu i przemył sobie twarz.

-A wi... więc mam się tobą opiekować?

-Tak.

-Okej...

-Spokojnie nie lubię tego pomysłu co najmniej tak samo jak ty, larwo.-Tak zdecydowanie masz coś z matki.-W dodatku będę musiała przebywać w tym waszym, ludzkim ciele, ble.-Okey, ale tak nas stworzyliście, albo raczej twoi rodzice nas stworzyli więc? Gdzie masz problem? Młodej bogini zaburczało w brzuchu. Spojrzała na Ethana jakby czegoś żądała. Chłopak szybko dał jej jabłko. Spojrzała na niego z zażenowaniem.

-Tym!? Tym mam się niby najeść!?

-Obiad muszę ugotować, a to masz na przekąskę.-Bogini spojżała na chłopaka z czymś w rodzaju obrzydzenia i zażenowania.

-To co!? Mam tak po prostu czekać!?

-Jak chcesz to możesz mi pomóc.

-Ta pewnie, pomogę.-powiedziała sarkastycznie.-Ugh. Lepej się pośpiesz.-Ethan zignorował zachowanie dziewczyny i zaczą gotować.

-Trochę mi to zajmie, narazie zjedz jabłko i nie wiem, porób co tam chcesz, może pooglądaj telewizję?

Dziewczynka odwróciła się na pięcie i ruszyła do salonu.
Co by tu porobić, pomyślała bogini, mogę niby porobić co chcę jak on to ujął, ale jestem na ziemi, to oznacza że nie mogę robić tego czego chcę. Ugh. Ale tu będzie nudno i jeszcze będę musiała znosić tego robaka... Eh... Dobra może ta cała telewizja będzie przyjemna, ludzie z tego co wiem całkiem za nią przepadają. Tak, to pewnie oznacza że jest co najmniej tak samo żałosna jak oni, ale nie mam lepszego pomysłu. Bogini wyłożyła się na kanapie i zaczęła przeskakiwać po kanałach. Po dłuższej chwili przyszedł Ethan w rękach niosąc talerze wypełnione ryżem z warzywami i kawałkami kurczaka.

-Nie śpieszyło ci się, co?-uważaj bo następnym razem sama będziesz gotować. Chłopak położył talerze na ławie i przysiadł się do bogini. Dziewczynka wpatrywała się w talerz, nie ukrywając obrzydzenia, w końcu jednak, zdecydowała się spróbować.

-Wiesz -mówiła jeszcze żując- jak na ludzką larwę, twoje gotowanie jest do przeżycia.-Wow prawie mnie pochwaliłaś.

-Dzięki.

-Nie masz powodu żeby czuć się dumnym, jadłam o wiele leprze rzeczy.-Zamilkli na chwilę.

-Co oglądałaś?

-Jakiś żałosny ludzki program, który miał mnie, chyba, rozśmieszyć? Nie rozumiem co w tym miało być śmiesznego. Cały program był głupi i żałosny, zupełnie jak wasz gatunek.

-Wyjaśnisz mi czemu tak po nas jedziesz? Przecież zostaliśmy stworzeni przez twoich rodziców.-Bogini spojrzała na chłopaka jak na idiotę.-Co?

-Nie zostaliście stworzeni przez moich rodziców.-Co? Jak to?-Zostaliście stworzeni przez przypadek.

-Jak to, "przez przypadek"?

-Gdy moi rodzice przechadzali się po kosmosie...-Bogini lekko się zaczerwieniła.-Wiesz jak dwie osoby bardzo się kochają... Tak powstałam ja, ale gdy moi rodzice zabierali się do robienia... rzeczy... To przez przypadek popchnęli na siebie kilka asteroid, tak powstała skała na której stoimy. Z westchnięć moich rodziców powstała atmosfera waszej planety, woda też pochodzi od moich rodziców, a przynajmniej od jednego z nich, od razu powiem że nie od ojca, to by było bardzo, bardzo ohydne.-Spoko... Od teraz nie piję wody... Dzięki mała i tak w ogóle to miałaś okropne dzieciństwo, jak ci rodzice na dobranoc takie opowieści mówili.-Tak czy siak, tak powstała wasza planeta, potem zaczęło się na niej rozwijać życie i tak powstał twój gatunek. Więc wracając do pytania, moi rodzice was nie stworzyli, powstaliście przez przypadek i nie byliście planowani. Jeszcze jedno, nie pytaj się, ile moja matka była w ciąży, w skali kosmicznej czas płynie troszeczkę inaczej.- Bogini lekko się uśmiechnęła.-Wiesz była niezła zabawa jak zobaczyli waszą planetę, moja mama nawet próbowała na niej przeprowadzić aborcję.-Aborcję!? Na całej planecie!?

-Trochę to przykre.

-Masz rację, szkoda że się jej nie udało, tak do końca.-Nie no ja bardziej miałem na myśli że teraz wszyscy ludzie powstali z przypadku, ja nawet z podwójnego...

-Czemu chciała przeprowadzić aborcję na ziemi?

-Ta planeta obrażała ją jako boginię, była jak niechciane dziecko i życie które było tam na początku, bardziej ją obrzydzało niż ludzie. Ale spójrz na pozytywy, przynajmniej nie musisz się martwić że zje cię jakaś wielka jaszczurka.-Wielka jaszczurka? Moment. Czy ty mówisz że za sprawą twojej matki wyginęły dinozaury!?

-Dobra miło się gawędziło ale mamy kilka spraw do omówienia, po pierwsze, czy mogę wiedzieć gdzie będę spała? Jeśli powiesz że tutaj, to przysięgam że zrobię ci krzywdę, mimo że tatuś mówi że to nie godne krzywdzić takie robaki jak wy.

-Nie, nie będziesz spać na kanapie, mam pokój gościnny.

-Kurcze, miałam nadzieje że będę ci mogła zrobić krzywdę.-aha... Okej...-No trudno, poczekam trochę dłużej.-Bogini uśmiechnęła się do Ethana. Ta, coraz mniej mi się to wszystko podoba.

-Chcesz zobaczyć ten pokój?

-Nie sądzę żeby był mniej ohydny niż reszta domu, ale możesz mi go pokazać.-Mniej ohydny!? Ten dom jest skarbnicą kultur całego świata, każda rzecz tu to antyk. Ale oczywiście jest ohydny! Chłopak wstał i podał rękę dziewczynce.

-Co? Czekasz aż ci dam zapłatę, czy jak? A nie czekaj, chcesz żebym cię chwyciła za rękę. Jesteś śmieszny, wiesz?-O chuj chodzi? Parę minut temu sama mnie chwyciłaś za rękę...-Po pierwsze sama potrafię chodzić, po drugie, nie zamierzam złapać cię za rękę, jeszcze mnie czymś zarazisz!

-Okej, spokojnie. Chodź za mną.-Chłopak poprowadził ją do pokoju, był lekko zakurzony.-Dawno tu nie wchodziłem.

-Zauważyłam, ale rozumiem że to posprzątasz, nie?-Tak pewnie co jeszcze mogę dla Ciebie zrobić? Ugh. Kumam że powinienem to posprzątać, ale w tym akurat mogłabyś mi pomóc.

-Może mi w tym pomożesz?

-Nie potrafisz trzymać miotły, ani mopa?-Jeny nie musisz być tak, nie miła.

-Umiem ale...

-No to niby czemu miałabym ci pomóc, robaku?

-Bo jestem robakiem i boję się że niedokładnie posprzątam?-Bogini wybuchła śmiechem.

-Niezła próba, ale nie ma mowy. Sprzątasz sam, jak dobry gospodarz.-Eh... Mam dość, może jesteś boginią, ale zachowujesz się jak taki bachor. Posprzątam to sam, ale tylko dla tego że wiem że nie wygram w kłótni z tobą.

-Dobra, zrobię to sam.-Chłopak zaczął sprzątać.

-Grzeczna ludzka larwa.-Mała nie przeginaj. Ja pieprze, czemu ja? Dziewczynka oparła się o framugę drzwi i oglądała chłopaka jak sprząta.

-Będziesz tak tutaj stać?

-Przecież ktoś cię musi nadzorować.

-Wyjaśnisz mi coś?

-Co zapomniałeś jak wygląda mop?-Bardzo śmieszne.

-Dlaczego ja?

-Bo ty jesteś właścicielem tego domu i ty powinieneś tu sprzątać.

-Nie o to się pytam! Dlaczego wybraliście mnie do opieki nad tobą?

-Nie wiem tego.-Etan doznał lekkiego szoku.

-Jak to nie wiesz!?

-Tak to. Wybór podjęli moi rodzice, nie podoba mi się tak bardzo jak tobie, a nawet bardziej, ale mam szacunek do swoich rodziców i posłucham się ich prośby. Nie wiem czemu akurat ty, ale wiem czemu w ogóle chcieli opieki do mnie.

-Czemu?

-Powiedz szczerze, chce ci się mną opiekować?

-Nie.

-No widzisz, im też się nie chciało.-Szczerze to się nie dziwię.-Jaki ty jesteś powolny. Ugh daj mi to zrobić.-W mgnieniu oka chłopak został przeniesiony na kanapę w salonie, leżała przed nim kartka z napisem "nie wstawaj". Chłopak leżąc w ogromnym szoku lekko wychylił głowę. Mała dziewczynka, choć teraz bardziej przypominała kontur człowieka, biegała z nadludzką szybkością w tę i z powrotem, nie wydając przy tym żadnych dźwięków. Po chwili stanęła przed chłopakiem.

-Skończone, posprzątałam przy okazji resztę domu, oprucz twojego pokoju.-Ja wale, co!? Kurwa jaka ona jest szybka!?-Ej.-zaczęła mu pstrykać przed twarzą.-Żyjesz?

-Aha.-Odpowiedział głosem pełnym podziwu, na jego twarzy wymalowało się zdumienie.

-Co? O co chodzi?

-Jaka ty jesteś szybka.

-Co? Ja szybka? Błagam cię. Ten truchcik to było nic, ale nie mogłam się bardziej rozpędzić, zniszczyłabym dom.-To ty możesz być jeszcze szybsza!?

-Wow.

-Eh ludzie... Nie ma się czym jarać!-No przepraszam, że po raz pierwszy widzę jak ktoś, kto biega z taką szybkością.

-Jakim cudem ty biegałaś zupełnie bez dźwięku?

-Mogłabym ci, spróbować to wyjaśnić, ale obawiam się, że twój żałosny ludzki mózg tego nie zrozumie, nawet jeśli zniżę swoją wypowiedź do sposobu wyjaśniania czegoś dziecku!-Okej, czuję się lekko obrażony.-Teraz ty mi coś wyjaśnij. Dlaczego ten dom jest ozdobiony dekoracjami z całego świata?

-To zasługa mojego ojca i moich macoch.-Ile ich tam było do tej pory? Trzynaście? Ojciec lubił zaszaleć, nie wspomnę jeszcze o jego kochankach, tych to nawet nie zliczę.

-Mieli beznadziejny gust.-Tak, załapałem, nie podoba ci się ten dom, ale nie jest aż taki zły, może ma trochę za dużo zdobień, ale nie jest aż taki zły.-Ale czego można się spodziewać po ludziach?- Co my ci takiego zrobiliśmy? W sumie nie ważne, nie dzisiaj, już i tak za dużo dziwnych zdarzeń jak na jeden dzień.

-Dobra,pójdę lepiej posprzątać swój pokój, wieczorem zrobię nam kolację.-Chłopak ruszył do swojego pokoju, gdy otworzył drzwi, został przysypany falą kurzu i śmieci. Mała dziewczynka stała w korytarzu i śmiała się z Ethana.

-Zapomniałam ci powiedzieć-Ta jasne zapomniałaś...-użyłam twojego pokoju jak śmietnika, ale takim larwom jak wy ludzie brud nie przeszkadza, prawda?-Chłopak wyuczał na nią jakieś słowa, jednak nie mógł mówić wyraźnie przez śmieci na jego twarzy.- Cóż miłej zabawy ze sprzątaniem tego wszystkiego.-Bogini zalała się śmiechem, Ethan próbował się wygrzebać z pod śmieci jednak nie udawało mu się, tylko zasypywał się bardziej. Ty mała, ugh! Ja pierdolę, bardzo kurwa śmieszne.

-Mogłabyś mnie chociaż wyciągnąć z pod tych śmieci!?-Wypowiedział w końcu.

-Mogłabym, ale zbyt zabawnie się na to patrzy.-Jak ja cię nie lubię! Chłopak po jakiś piętnastu minutach zdołał się wygrzebać z pod butelek, puszek, kurzu i resztek jedzenia, cały był ubodzony. Mała bogini śmiała się jeszcze bardziej gdy go teraz zobaczyła. Ethan mimo że chciał wybuchnąć gniewem, opanował się.

-Ja nie mogę! Jak ty wyglądasz!?-Bogini upadła na podłogę śmiejąc się z chłopaka "Jak ty wyglądasz!?" Eh po bogini spodziewałem się trochę większego poziomu...

-Skończyłaś?-Bogini po kilku chwilach przestała się śmiać i wstała.

-Co? Zły robaczek?

-Zły? Nie. Zawiedziony? Tak, jak najbardziej.-Bogini spojrzała na niego z czymś w rodzaju zdziwienia. Ethan odwrócił się, poszedł po worki na śmieci i zaczął sprzątać.

-Nie jesteś zły?

-Nie.-Odrzekł ze spokojem. Jestem wkurwiony! Ale nie ma sensu na ciebie krzyczeć, jeszcze mi życie miłe. Jak dobrze że jutro mam szkołę, nie będę cię musiał tak długo znosić.

-Naprawdę?

-Tak.-Bogini w tej chwili zamilkła.-Jak chcesz tu tak stać to jak dla mnie nie ma problemu, ale proszę zostaw mi wolne przejście.

-Ty na prawdę się nie denerwujesz!?-Chłopak tylko przeszedł obok dziewczynki kontynuując sprzątanie.

-Nic!?-Bogini odwróciła się i ruszyła do salonu. He, poszło łatwiej niż myślałem. Chłopak kontynuował sprzątanie, zajęło mu parę godzin. Bogini w tym czasie siedziała na kanapie i ucięła sobie drzemkę. Gdy skończył sprzątać wziął prysznic, przebrał się i zaczął przygotowywać kolację.

-Wstawaj.-powiedział do dziewczynki.-Zaraz kolacja.-Mała niechętnie wstała z kanapy, podeszła do kuchni i oparła się o framugę drzwi.

-Nie rozumiem.-odezwała się do chłopaka.

-Czego?

-Dlaczego się nie zdenerwowałeś!?

-Tak, po prostu.

-Wiesz coś mi mówi że bardzo się zdenerwowałeś ale nie chciałeś tego pokazać-Skąd takie przypuszczenia?

-Czemu ci tak bardzo zależało żebym się zdenerwował?

-Lubię patrzeć jak ludzie się denerwują, albo jak walczycie, to nawet zabawne-Czyli jesteśmy dla ciebie jak zabawki, albo coś w tym stylu.

-Co na kolację?

-Bułka z białym serem i szczypiorkiem.

-Eh...

-Co?

-Nic po prostu taka nie za apetyczna będzie ta kolacja.

-Jak ci się nie podoba to sama sobie coś zrób.-Mam cię powoli dość.

-Nie, od czegoś mam w końcu ciebie.-Uśmiechnęła się.

-Ta... W ogóle jutro mam szkołę, więc do szesnastej jakoś mnie nie będzie.

-Szkoła? Ten taki budynek w którym się siedzi parę godzin żeby zdobyć wiedzę a potem się ją zapomina?

-Ta...

-To po co tam idziesz?

-Muszę, chcę iść potem na studia, mieć pracę.

-Jak dla mnie to bez sensu.-Dla mnie po części też, ale tak działa świat, więc nie mam nic do powiedzenia. Zjedli kolacje w kuchni i od razu ruszyli do pokoi, Ethan jeszcze tylko się spakował i położył się spać. No to był szalony dzień, ciekawe co przyniesie jutro?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top