3

W MEDIACH NOWA OKŁADKA! Koniecznie dajcie znać czy wolicie obecną, czy też poprzednią!

Listopad, Sant Cugat, godzina 21:45

Kolejna porcja ciepłych rogalików trafia na porcelanowy talerz z logo restauracji. Uśmiecham się krótko do uprzejmej kelnerki i odrazu biorę jednego cruasanta w dłoń.

- No proszę, jakie pyszności.. - śmieje się i upycham już którymś z kolei talerzem kruchych słodkości.
- Panie Soler, widzę że apetyt dziś sprzyja. - kobieta w okularach zbiera z mojego stolika zużyte serwetki i po krótce posyła mi rozbawione spojrzenie. - Ale chyba muszę donieść nowe serwetki.

Podnoszę telefon ze stolika i przeglądam się w jego czarnym ekranie. Zarost w cukrze pudrze, a już nie wspomnę o pół białych ustach. Uśmiecham się do swojego odbicia, przeczesując włosy.

- Panie So..

- Nie, tak źle nie jest. - rzucam jak gdyby nigdy nic i odkładam telefon. Chrupię ze smakiem resztki ciasta francuskiego i wycieram dłonią usta.

- Teraz jest, bo cukier puder jest w jednym miejscu więcej.

Matko. Po co dotknąłem tych włosów?

Patrzę się zażenowany w kierunku wyczekującej kobiety, a ona tylko kiwa twierdząco głową. Przełykam pozostałości jedzenia w buzi i lekko odchrząkuję.

- Zmieniłem zdanie. Jeśli można, to poproszę te husteczki.. - śmieję się ze swojej głupoty i załamany podpieram czoło ręką. Kobieta przystawia z innego stolika kolejne serwetki i wraca do lady. Wycieram twarz oraz dłonie i następnie usiłuje strzepać cukier z włosów zaraz potem rzucając brudną serwetkę na naczynię. Podnoszę się z miejsca i odnoszę pusty talerz na ladę. Młoda kasjerka unosi wzrok znad książki i gwałtownie wstaje z krzesła. Odkłada literaturę na bok. Jakiś kryminał.

- Trzeba było zostawić, my to potem zbieramy.

Posyłam jej lekki uśmiech.

- Jem dużo słodyczy, ale nie jestem aż taki gruby, by nie móc się podnieść i odnieść tego talerza. - stwierdzam krótko z rozbawieniem, poczym odwracam się napięcie i idę w stronę wyjścia.

- Dobranoc - wołam utrzymując uśmiech, a w odpowiedzi słyszę kilka różnych, kobiecych głosów. Nagle zatrzymuję się w drzwiach i spoglądam na brunetkę przez prawe ramię.

- Koniecznie musicie więcej razy w tygodniu piec te rogaliki. - mówię i wychodzę na zewnątrz. Po moim ciele automatycznie przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Ze względu na to prędko dopinam kurtkę i chowam dłonie w kieszeniach. Wodzę wzrokiem po okolicy i pociągam nosem. Czuć świąteczny klimat. W Hiszpanii poraz pierwszy od paru ładnych lat spadł śnieg. Co prawda nie taki jak w Niemczech, ale spadł. Usiłuję ukryć nos w materiale kurtki i ruszam w lewo. Wtapiam skupiony wzrok w brązowe sneakersy i obserwuję każdy równo stawiany po śniegu krok. Na myśl nasuwa mi się dość przyjemna melodia i próbuję wymamrotać do niej jakieś logiczne słowa.

- Przepraszam..? - z zamyśleń wyrywa mnie ciepły, dziewczęcy głos. Wyciągam nos zza suwaka kurtki i uśmiecham się lekko. Niska, zielonooka brunetka nieśmiało wpatruje się w moją twarz, a jej policzki pokrywają różowe rumieńce. To przez tę niską temperaturę.

- Czy wie pan może gdzie jest la Calle Tallers? - mówi pośpiesznie, a jej akcent nieco różni się od mojego. Drapię się za uchem, gdy słyszę tak odległe miejsce. Czy ona wie że znajdujemy się w Sant Cugat?

- Cóż, to jedna z ulic Barcelony.. jakaś godzina, na upartego 45 minut drogi stąd metrem. Linią S1 bądź S2. - podwijam rękaw i rzucam wzrokiem na srebrny zegarek. - Właśnie pani odjechał jakieś parę minut temu.. - dodaję półszeptem i patrzę na jej reakcję. Dziewczyna wzdycha nerwowo i załamana podpiera dwoma palcami czoło. Przy każdym kolejnym wydechu z jej zaczerwienionych ust wydobywa się para.

- Masakra.. - szepcze jakby do siebie i nasuwa ciemnozielony kaptur na odkrytą głowę. - No nic.. bardzo dziękuję. - rzuca pośpiesznie i już porywa się do kroku na przód, jednak odruchowo łapię jej chłodną rękę. Moje oczy spotykają się z jej zakłopotanym wzrokiem.

- Będzie pani musiała stać tam conajmniej trzydzieści minut. W tych godzinach te linie nie jeżdżą zbyt często. - spoglądam na nią z politowaniem, a ona tylko pociąga z zimna zaróżowionym nosem.
- Proponuję kawę lub herbatę. - uśmiecham się w jej kierunku. Widzę, że lekko waha się i jest skłonna mi odmówić, ale usiłuję zachęcić ją w jakiś nienachalny sposób.

- Przepraszam, spieszę się. To jednak daleka droga, jest późno, a ja mam jeszcze wiele spraw do załatwienia i takich tam..- sztucznie broni się słowami, nie wiedząc co zrobić z dłońmi, więc nerwowo bawi się nimi. Jej wzrok spoczywa kolejno na każdej części mojego ubioru, niezgrabnie pomijając twarz. Uśmiecham się głupio pod nosem.

- Przydałoby się coś na ciepło, bo trzęsie się pani jak galaretka. Możemy się czegoś napić w trakcie oczekiwania na linię S1. - nalegam już trochę zniecierpliwiony, a widząc jej brak reakcji stawiam proste warunki. - Zgadzasz się? Bo przy takiej temperaturze nie jest przyjemnie stać na dworze. - ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna lekko przytakuje. Mam wrażenie, że to właśnie ten silny wiatr wpłynął na zmianę jej decyzji.

- Niech będzie. - mówi sprawdzając godzinę w telefonie, a ja dyskretnie jej się przyglądam. Falowane, dość długie włosy zarzucone w tył, przykrywa materiałowy kaptur. Ma na sobie długi, delikatny płaszcz sięgający jej przed kolana i białe adidasy.

- Álvaro. - wypalam nagle i wyciągam rękę w jej stronę. Jej usta powoli formują się w ciepłym uśmiechu, a brunetka w przyjemny sposób ściska moją dłoń.

- Melani López. - odpowiada już pewniej, co budzi we mnie pozytywne emocje. Krótkim skinięciem głowy w bok pokazuję jej drzwi kawiarni i bez dłuższego namysłu wchodzimy do środka. Już na wejściu dziewczyna wyciąga husteczki higieniczne z lewej kieszeni płaszcza i wydmuchuje nos. Zdecydowanie nie ubrała się dziś adekwatnie do tej okropnej pogody.

- Pójdę zamówić, a ty usiądź. Na co masz ochotę? - pytam grzecznie i pomimo że jesteśmy w ogrzewanym pomieszczeniu, nie zdejmuję granatowego płaszcza. Brunetka chwilę się zastanawia i zaczyna nerwowo szukać czegoś w środku swojej czarnej torby.

- Przecież ja zapłacę. Zaproponowałem ci kawę, Melani. -wstrzymuję jej dłoń przed dalszym przeszukiwaniem zawartości torebki i posyłam jej ciepły uśmiech. Ona lekko peszy się i niepewnie siada na jednym z miejsc przy oknie.

- Café cortado. - wzdycha lekko uśmiechnięta i spuszcza wzrok na marmurowy stolik, który lekko mieni się w blasku lamp. Rzucam jej krótkie spojrzenie i podchodzę do kasy.

- Dos veces café cortado por favor. Dwa razy kawę "skróconą"* poproszę. - składam zamówienie, a dorosła kobieta skrzętnie notuje je w notesiku z logo restauracji na czarnej okładce. Mimo że stoję tyłem do Melani, mam wrażenie, że mnie obserwuje. Odwracam głowę przez lewe ramię i widzę jak zerka na mnie kątem oka.

- Ahora mismo le traigo. Zaraz panu podam. - kobiecy, zachrypnięty głos sprawia, że znów skupiam swoją uwagę na zamówieniu.

- Gracias. - rzucam krótko i ponownie odwracam się napięcie do mojej towarzyszki, która podparta na dłoni, uderza paznokciami w biały stół. Mruży ciemne oczy, wpatrując się w po części oszronioną szybę. Wygląda na przestraszoną i przytrapioną.

- Zaraz podadzą nam dwie filiżanki kawy. - mówię, gdy jestem już o dwa kroki od naszego miejsca i odruchowo przeczesuję gęste włosy prawą dłonią. Melani skupia swój wzrok na mojej twarzy, a ja powoli się przysiadam, opierając się oburącz o śliską powierzchnię stołu. Brunetka lekko kiwa twierdząco głową i cicho chrząka.

-To miłe z twojej strony. - stwierdza, ściskając swoje dłonie, czym zupełnie nieświadomie odwraca moją uwagę od tego, co powiedziała. Ten drobny gest sprawia, że rozpoznaję jej stres. Patrzę Melani w oczy, by dodać jej trochę otuchy i pewności.

- Mogę wiedzieć co robisz w Sant Cugat? Raczej nie jesteś stąd. - pytam zaciekawiony, zdejmując kolejno z ramion rękawy płaszcza. Dziewczyna drapie się po głowie i błądzi wzrokiem po pomieszczeniu.

- Chciałam trochę zwiedzić.. - wyjaśnia, wzruszając ramionami i jeżdżąc paznokciem po powierzchni stołu. Automatycznie prostuję się na krześle i ogarnia mnie ogromna ciekawość.

- Ah tak? Co zwiedziłaś?

- No.. jak to się nazywało.. - dziewczyna lekko się rumieni i spuszcza wzrok na swoje splecione ze sobą dłonie. Może poprostu nie pamięta nazwy jakiegoś zabytku? Zdarza się.

- Wiesz.. - zaczynam, ale do naszego stolika podchodzi niski kelner i ostrożnie zdejmuje ze srebrnej tacy kolejno dwie szklaneczki, z których unosi się ledwo widoczna para.

- Aquí está. Tutaj jest [pańskie zamówienie]. - mężczyzna zabiera tace i posyła uśmiech do każdego z nas. Nim zdołuję coś z siebie wykrztusić, dziewczyna odzywa się pierwsza, mówiąc przyjazne ,,gracias". Kelner zostawia nas samych. Rozważnie łapię dwoma palcami za porcelanowe ucho filiżanki i powoli przysuwam ją bliżej siebie.

- Co chciałeś powiedzieć? - pyta nagle, a ja chwilę zastanawiam się jaki temat poruszaliśmy. Ah!

- Chciałem powiedzieć, że to dość interesujące, że przyjechałaś akurat tutaj. Osobiście sądzę, że Barcelona jest o wiele bardziej rozwiniętym pod względem turystycznym miastem, mimo że kocham Sant Cugat. Mieszkasz tam? A jeśli nie, to skąd jesteś? - ponownie obsypuję ją serią szybkich pytań. Cierpliwie czekam aż do pije resztki kawy, sam zabierając się za kolejne ostrożne siurbnięcie napoju.

- Tak, mieszkam tam, ale nikomu nie zaszkodzi zobaczenie czasem czegoś nowego, prawda? - chrząka, odstawiając pusty kubek przed siebie.
- Álvaro, tak? Teraz ty powiedz mi coś więcej o sobie.. - uśmiecha się, podpierając łokcie na stoliku. Nie, nie, nie.

- Interesuję się.. motoryzacją. - mówię zgodnie z prawdą. - Lubię stare modele samochodów i rzeczy tym podobne. - dodaję, by zabrzmieć bardziej wiarygodnie, a ona uważnie przysłuchuje mi się.

- Masz jakiś wymarzony model samochodu? - zagaduje z zainteresowaniem i zaciąga rękawy swojej kurtki. Momentalnie przez głowę przebiega mi ciąg różnych mark samochodowych i staram się wybrać ten jeden wyjątkowy model. Uśmiecham się do siebie na myśl o tym cacku.

- Cóż, marzy mi się Mercedes 300 SL z 1956 roku, ale niestety nie jestem w jego posiadaniu. - odpowiadam z lekkim zawiedzeniem w głosie, ale wciąż utrzymując radosny wyraz twarzy.

- A więc.. wolisz starsze samochody od tych nowszych? - trafnie zgaduje i uśmiechem ukazuje mi rządek białych zębów. Lubię rozmawiać o pojazdach, więc ani trochę nie przeszkadza mi to, że ciągnie tę rozmowę.

- W sumie takie i takie... - zawieszam się na chwilę i układam sobie w myślach jakieś sensowne wyrażenie tego, co pragnę jej wytłumaczyć. - Bo widzisz.. Ze starymi samochodami jest tak, że jak je kupujesz to.. długo utrzymują swoją cenę, a jeśli kupujesz nowe auto, to po dwóch dniach jest ono warte połowę tej ceny.* - wzruszam ramionami i biorę kolejnego łyka kawy.

- To ma sens - stwierdza z krótkim śmiechem i zakłada kosmyk włosów za ucho. Brunetka zdaje się być niezwykle uprzejma, co zresztą udowadnia mi z każdą sekundą naszego "spotkania". Dziewczyna unosi podbródek do góry i intensywnie wpatruje się w coś tuż nad moją głową. Mam chęć, by się odwrócić, ale rezygnuję i staram się zwrócić na siebie jej uwagę.

- A ty? Czym się.. - nie jest mi dane dokończyć, bo dziewczyna podrywa się z krzesła, zakładając pospiesznie torbę na swoje lewe ramię.

- Przepraszam, za chwilę odjedzie mi S1.. Muszę iść. - mówi to na jednym wydechu i poraz kolejny zerka na zegarek w telefonie. - Dziękuję za wszystko.. - chwilę zatrzymuje się, by spojrzeć mi w oczy, ale nie trwa to długo. Podbiega do drzwi i gdy ma już opuścić lokal, znów kieruje do mnie delikatny uśmiech. Mocniej zaciska dłoń na białej klamce.

- Miło było Cię poznać. - to ostatnie co słyszę przed jej wyjściem.

Rozchylam usta, chcąc się odezwać, ale jest już zbyt późno. Nawet nie zdołałem powiedzieć żadnego "Cześć" ani "miłej podróży". Nasza rozmowa trwała może góra 20 minut, bo dochodziła 22:30. Miło było chociaż pogadać z kimś przez ten kwadrans, który nam dano. Ostatnio nie potrafię nawiązywać nowych znajomości. Idzie mi to słabo. Im bardziej sławnym się stajesz, tym częściej zauważasz, że ludziom zależy na twojej sławie, a nie na przyjaźni. Nauczyłem się braku podawania nazwiska i zainteresowań przy zawieraniu jakiś znajomości. Tak jest bezpieczniej. Mniejsze szanse, że ktoś cię skrzywdzi. Zmęczony podnoszę się ze starego krzesła i automatycznie podchodzę do kasjerki, by na spokojnie zapłacić za siebie i Hiszpankę. Nie schodzi mi ma tym długo, więc zakładam prędko kurtkę i szczelniej zapinam jej ekspres, by dochodził mi tuż pod brodę.

Poprostu wolnym krokiem wychodzę z kawiarni i chowam dłonie w głębokich kieszeniach materiałowego płaszcza. Podnoszę wzrok na rozgwieżdżone niebo i zatapiam się w delikatnym uroku gwiazd. Chłonę nocny wiatr, który muska skórę mojej twarzy i wciąż idąc przed siebie, czuję się jak zahipnotyzowany. Otumania mnie atmosfera nocy.

Chciałbym powrócić do tamtych chwil, kiedy trzymałem ciebie za rękę, przyglądając się gwiazdom.

________________
1* w dosłownym tłumaczeniu "cortado" znaczy "skrócony"; "ścięty" . Jest to rodzaj kawy w Hiszpanii.

2* To prawdziwa wypowiedź Álvaro z jednego z wywiadów. Tak samo jak marka samochodu, o którym marzy :)

Linie metro, ulica oraz czas przejazdu również nie jest przypadkowy! Mam nadzieję, że takie detale umilają wam czytanie tego czegoś co tu tworzę haha

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo to podnosi na duchuu !

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top