rozdział ⁰¹

marchewkowe ciasto i
niespodziewany gość

Przedostatni dzień kwietnia powitał wszystkich mieszkańców Shire'u delikatnymi promieniami słońca, wilgotnym powiewem wiatru i nieskazitelnym niebem.
Niestety, nie wszyscy mogli obudzić się muśnięci przez pojedynczy język słońca, gdyż dom Isembolda Tuka, znajdujący się w Tukonie od brzasku wypełniony był podnieconym głosem córki hobbita, Elerriny, tego dnia wybierającej się na Pagórek, aby odwiedzić swojego kuzyna, Bilbo Bagginsa.

Były to również jej urodziny. Pięćdziesiąty drugi rok witał ją z otwartymi ramionami. Jako, iż miała w sobie mocne geny elfów, nie było widać po niej wieku, wręcz przeciwnie. Od tego dnia zaczęła osiągać pełnię swojego wyglądu.
Hobbitka rzuciła ostatnie spojrzenie na jej odbicie w szybie domostwa, poprawiając skórzaną torbę na ramieniu. Ujrzała w nim wysoką, mierzącą pięć i pół stopy, smukłą kobietę z delikatnym, choć pewnym siebie wyrazem twarzy. Mocno pokręcone, jasnobrązowe, gęste włosy swawolnie opadały na jej ramiona, kończąc się razem z jej łopatkami. Dwa przednie kosmyki spięte miała z tyłu głowy złotą klamrą w kształcie pióra.
Twarz jej natomiast była symetryczna, a przyjazna. Szare oczy spowijała obłoka marzycielstwa i nieznanej nostalgii, a okalały je długie, ciemne rzęsy. Nos pół-elfki był zgrabny oraz prosty, znajdujące się pod nim usta pełne, w kolorze delikatnego różu.
Skóra jej natomiast była jasna, gładka i nieskażona żadnymi niedoskonałościami, oprócz znajdujących się u podstawy jej nosa piegów.
Strój dziewczyny składał się z sukni z odkrytymi ramionami w kolorze pergaminu, której rękawy były długie i bufiaste, lecz zwężane na nadgarstku, a spódnica miała dwie warstwy, obie długie do połowy łydki. Dolna warstwa była prosta, w takim samym kolorze jak góra, a ta znajdująca się nad nią miała delikatnie wyblaknięty odcień granatowego, oraz wycięty gruby, pionowy pas z przodu, odsłaniający materiał pod nią. Strój składał się również z brązowego, sięgającego zaraz pod piersi gorsetu oraz granatowej peleryny z kapturem, przeszywanej złotą nicią, a zrobionej z miłego w dotyku materiału.
Ostatnie spojrzenie wylądowało na jej nagich stopach. Były one znacznie zgrabniejsze niż stopy hobbitów, choć równie wytrzymałe.

Ciche westchnięcie wydobyło się z ust Elerriny. Zdecydowanie tego dnia nie chciała żegnać się z domem. Była do niego przywiązana równie mocno, jak do wszystkich znajdujących się w nim Hobbitów.

— Życzę wam miłego dnia, kochani! Niebawem wrócę, lecz nie radzę wam mnie wyczekiwać... — rzekła melodyjnym, płynącym razem z wiatrem głosem, ostatni raz tego dnia żegnając swoją rodzinę.

Nie oczekiwała ona na odpowiedź, ale od razu ruszyła w niedługą podróż na Pagórek.
Z nieprzerwanym zapałem przebiegała polami, łąkami oraz przeskakiwała drobne strumienie na swojej drodze do celu. Po drodze zerwała również ogrom polnych kwiatów, zamierzając włożyć je do wazonu w Bag End.
Wszystko zdawało się sprzyjać córce Isembolda, a sama traktowała to jako miłą, poranną przebieżkę. Zapachy wiosny szczyciły zmysły węchu, okazując wszystko, co miały w sobie najlepsze. Młode, soczyście zielone liście drzew delikatnie powiewały, ulegając smugającemu ich tańczącemu wiatrowi, a znajdująca się na trawie rosa odbijała ciepłe promienie słońca, jakoby składała się z kryształów.

Wkrótce, niedługo przed południem dziewczyna znalazła się u podnóż Pagórka, o tej porze przypominającego ul. Ogrom hobbitów gawędziło wzajemnie czy też podlewało uprawy, a wesołe dzieci biegały gładką ścieżką, raz po raz próbując łapać drobnymi dłońmi uciekające motyle.
Zdjęła ona z siebie pelerynę, coraz mocniej odczuwając ciepło promieni słońca, po czym w powolnym tempie ruszyła w górę aby dotrzeć do Bag End, po drodze witając się z serdecznymi przyjaciółmi.

— Witaj, Gamgee! Piękny dziś dzień, nieprawdaż? — powiedziała donośnie, unosząc dłoń w geście powitania Hamfasta. Był on bliski jej sercu, choć ich wiek znacznie się różnił.

Hobbit uniósł swoje spojrzenie znad podlewanych właśnie kwiatów, automatycznie malując uśmiech na swojej twarzy.

— Dzień dobry, pani Elerrino! Dzień jest piękny, to szczera prawda! — odrzekł wesoło, machając energicznie w stronę córki Tuka.

Po niedługich wymianach grzeczności ze znajomymi, nareszcie dotarła pod okrągłe drzwi, uprzednio przechodząc przez drewnianą furtkę. Jednoznacznie stwierdzając, że od jej poprzedniej wizyty niewiele się zmieniło, zapukała w świeżo pokryte zieloną farbą wrota, na których otwarcie długo czekać nie musiała.

Zanim Bilbo zdążył powiedzieć choćby słowo, ta chwyciła go w ramiona, uprzednio delikatnie się schylając.

— No już, już. Mi ciebie też miło jest widzieć, ale zaraz mnie udusisz — mruknął zduszonym głosem gospodarz domu, zaraz wydostając się z ramion kobiety.

Pomimo, iż ten starał się nie okazywać ogromu wypełniającej go radości, Elerrina zdołała ujrzeć uśmiech na jego ustach, co wywołało takowy również na jej twarzy.

Nie czekając na słowne zaproszenie, weszła w głąb domu, przy tym wieszając na znajdującym się obok wejścia wieszaku okrycie wierzchnie oraz odkładając na komodę poprzeczny flet, który wyjęła ze swojej toby, mając nadzieję na pośpiewanie czegoś tego wieczoru.
Kolejny już raz rozejrzała się naokoło, wyglądając choćby minimalnej zmiany, której niestety nie dojrzała.

— Jest tu dziś wyjątkowo schludnie, Bilbo. Dobra robota! — niczym starsza siostra poczochrała czuprynę wspomnianego Hobbita, zaraz po tym oglądając jak wyraz jego twarzy drastycznie zmienia się na oburzony.

— Czy będzie to niestosowne jeśli powiem, że ty dziś wyglądasz wyjątkowo nieschludnie? — fuknął niziołek, po ułożeniu włosów kierując się w stronę kuchni, co również zrobiła jego kuzynka.

— Ah, ależ to nic nowego! Przyjmę to nawet jako komplement.

Serdeczny śmiech wydobył się z ust Elerriny z zadziwiającym, melodyjnym brzmieniem.

W tym czasie Bilbo nastawił imbryk, nie pytając jej nawet o chęć napicia się czegoś, gdyż doskonale wiedział, że zawsze to robi. Zaraz po tym uniósł z powrotem wzrok aby dokładniej przyjrzeć się dziewczynie, marszcząc delikatnie brwi.

— Obawiam się, że nie miałem racji... Znacznie się zmieniłaś odkąd ostatnim razem cię widziałem.

Te słowa przykuły uwagę wyciągającej niemały pakunek z torby dziewczyny, jednocześnie wprawiając ją w zaciekawienie.

— Co masz przez to do powiedzenia? — pół-hobbitka uniosła jedną z brwi, odkładając wspomniany przedmiot na kuchenny stół.

— Otóż to, że kilka miesięcy temu wyglądałaś na nie więcej niż dwanaście lat! — odrzekł hobbit oburzonym tonem, opierając jedną z dłoni na boku.

Wypowiedziane przez kuzyna słowa rozbawiły Elerrinę do tego stopnia, że niemalże strąciła tajemniczy pakunek dłonią z miejsca w którym leżał.

— Nie sądziłam, że to cię zdziwi. Masz w domu tyle książek a w żadnej z nich nie wyczytałeś, że osoby z genami elfów dorastają późno, a szybko? — odrobinę zbyt pewny uśmiech pojawił się na wargach dziewczyny, co spowodowało wydobycie się zdenerwowanego fuknięcia z ust Bilba.

Baggins postanowił przemilczeć to pytanie, szykując porcelanowe filiżanki na herbatę.

— Wychodzę na fajkę, idziesz ze mną? — mruknął po chwili, a w odpowiedzi otrzymał jedynie przeczące pokręcenie głową.

W międzyczasie, kiedy córka Tuka kroiła przyniesione przez nią marchewkowe ciasto, Bilbo przysiadł na ławce przed domem, delektując się ziołową fajką, a z jej dymu puszczając kółka.

Nikt nie mógł przewidzieć niespodziewanego gościa, którym okazał się być wysoki, choć krępy starzec z sięgającą poniżej pasa, siwą brodą, w niebieskim, spiczastym kapeluszu i długiej szarej szacie.

Bilbo przyglądał się znajomemu mężczyźnie przez chwilę, lecz nie mógł przypomnieć sobie skąd go kojarzy.

— Dzień dobry — powiedział, skłaniając delikatnie głowę w stronę czarodzieja, a zaraz wracając do poprzedniej czynności.

Pomiędzy mężczyznami rozwinęła się kulturalna, ale na tyle głośna rozmowa, że było słychać ją do kuchni, gdzie znajdowała się kuzynka Bagginsa. Gandalf wspominał o poszukiwaniu dwóch ochotników, mających wziąć udział w wyprawie. Niedługą chwilę zajęło pół-elfce rozpoznanie głosu starca, ale gdy nareszcie była pewna jego tożsamości, z szerokim uśmiechem i wielkim podekscytowaniem wybiegła za drzwi. W ciągu kilku sekund zdołała dotrzeć do Gandalfa i bez ogródek objąć go, nie mając co do tego żadnych przeciwwskazań.
Z początku czarodziej był zdziwiony, ale rozpoznanie córki Isembolda Tuka nie zajęło mu ogromu czasu. Zaśmiał się serdecznie i poklepał ją delikatnie po ramieniu.

— Witaj, witaj! Tak dawno cię nie widziałam! — powiedziała z zapałem, kończąc uścisk, ale nadal stojąc przed nim z głową zadartą w górę, aby lepiej go widzieć.

Wspomniany mężczyzna uważnie przyjrzał się dziewczynie, co utwierdzało ją w przekonaniu, że jej słowa były celne. Jednakże po chwili znów nabrał łagodnego wyrazu na twarz i podparł się na drewnianej lasce.

— Masz rację, Elerrino. Za ten czas zdążyłaś drastycznie upodobnić się do swojej matki — odrzekł, mając nadzieję że jego słowa dotyczyły również charakteru córki elficy.

— Ah, tak! Przesłyszałam się, czy ktoś mówił coś o przygodzie? — rozweselone spojrzenie dziewczyny wędrowało to do Bilba, to do Gandalfa, oczekując na odpowiedź.

W tym momencie Baggins wiedział, że to nie skończy się dobrze, ale czego mógł spodziewać się po córce Tuka i równie ochoczej na poznawanie świata elficy?

— Absolutnie nie! Nie zgadzam się na żadną przygodę ani wyprawę, Elerrino!

Hobbit uniósł się z ławki aby podejść do kuzynki, będąc przy tym niezwykle zdenerwowany.

Dziewczyna przeniosła zakłopotany, a jednocześnie zagubiony wzrok na wspomnianego mężczyznę. Nie spodziewała się po nim takiej reakcji, a nawet oczekiwała całkowicie odwrotnej.

— Nie życzymy sobie tutaj żadnych przygód, dziękujemy pięknie! Spróbuj za Pagórkiem albo po drugiej stronie Wody — kontynuował Bilbo, niemal rozgniatając trzymaną w dłoni fajkę.

Twarz dziewczyny drastycznie zbladła, a cały uśmiech z niej wyparował. Można było powiedzieć że w tym momencie wyglądała całkiem... niebezpiecznie.

— Nie pamiętam żebyś mógł decydować o moim losie, kuzynie. Wcale nie musisz się do mnie przyznawać, jeśli nie chcesz zepsuć swojej nienagannej reputacji — rzekła przez zaciśnięte zęby, próbując nie dać złości całkowicie wypłynąć na zewnątrz.

— Ah spokój, spokój! Nie jest tu potrzebna złość! — natychmiast zareagował staruszek, układając dłoń na ramieniu córki Tuka, co pomogło jej opanować emocje.

— Proszę cię, wybacz, ale coś mi się zdaje że nie znam twojego imienia — po kilku oddechach powiedział Hobbit, nadal nieznacznie zdenerwowanym tonem.

— Tak, tak, mój drogi, ale ja znam twoje nazwisko, panie Bilbo Baggins. Ty także znasz moje, chociaż zapomniałeś, jak wygląda ten, kto je nosi. Jestem Gandalf. Gandalf to ja. Nie do wiary, że doczekałem, żeby syn Belladonny Tuk był tak przeciwny przygodom.

Wieść ta niezwykle zdziwiła Bilba, a jednocześnie ostudziła jego złość. Teraz on wlepił świecące oczy w twarz czarodzieja, próbując upewnić się czy aby na pewno jest to on.

Po zadaniu kilku pytań, potwierdzających autentyczność Gandalfa, kontynuował tę konwersację, jakby zmuszony.

— Mam wrażenie, że moje ognie sztuczne w każdym razie mile wspominasz, a to już budzi pewne nadzieje. Doprawdy,
przez przyjaźń dla twego dziadka, Starego Tuka, i tej biednej Belladonny dam ci to, o co mnie prosiłeś — powiedział nieznacznie rozbawiony czarodziej.

— Wybacz, proszę. O nic nie prosiłem.

— Owszem, nawet dwukrotnie. Prosiłeś o wybaczenie. Udzielam ci
go. A nawet zrobię więcej: wyślę was na tę wyprawę, żebyście użyli przygody. Będzie
to bardzo zabawne dla mnie, a dla was bardzo zdrowe, a w dodatku prawdopodobnie korzystne, oczywiście jeśli w ogóle wyjdziecie z tego cało.

— Przepraszam! Nie życzę sobie przygód, dziękuje ślicznie! Nie dziś. Do widzenia! Ale proszę cię, zajdź do mnie na herbatkę, kiedy ci dogadza. Czemuż by nie jutro, na przykład? Przyjdź jutro. Do widzenia!

Hobbit prędko zakończył tę, niestety nie idącą po jego myśli rozmowę, po czym z zakłopotaniem złapał kuzynkę za rękaw i pociągnął ją w środek domu, nawet nie zważając na to, iż ta nie zdążyła pożegnać się z Gandalfem.

Skierował się on do kuchni, prędko łapiąc w dłoń filiżankę uspokajających ziół, która początkowo miała być dla Elerriny, lecz skończyła w żołądku Bilba.

— Ależ kto to widział, żeby tak namawiać do podróży? Niewiarygodne, niewiarygodne! — fuknął pod nosem, podchodząc do szafki, z której wyciągnął butelkę trunku oraz dwa nieduże kieliszki — Napijesz się?

— Naturalnie! Nadal nie rozumiem, co szkodzi ci pójście na przygodę... twoja reputacja i tak kiedyś się zmieni, ale wtedy twoje życie zmarnuje się przez nudę i ciągłą rutynę — mruknęła dziewczyna, siadając na jednym z krzeseł stojących przy drewnianym stole, jednocześnie przysuwając do siebie talerz z jednym z kawałków ciasta.

— Bzdury! Nawet sam nie wiem po co ja zaprosiłem go na tę herbatę...

Po rozlaniu trunku do kieliszków, ta dwójka zaczęła gawędzić, jeść ciasto, pić... i tak w kółko.
Oboje nawet nie zauważyli, że na zewnętrznej części świeżo pomalowanych drzwi wyskrobany przez Gandalfa został dziwny, pokraczny znak.

Biesiada trwała do późnej nocy, ale w końcu musiała się zakończyć. Elerrina ułożyła się w jednym z łóżek dla gości, skupiając spojrzenie na małym oknie z widokiem na rzekę, a jednocześnie okazującym jej niebo. Mimo, że nie potrzebowała wiele snu, ten szybko zabrał ją do swojej krainy błogości.

~*~

Nazajutrz Bilbo niemalże nie pamiętał o wizycie Gandalfa, lecz w przypadku pół-elfki było znacznie inaczej. Jego odwiedziny ciągle upominały się w jej myślach, aby przypadkiem o nich nie zapomnieć.

Dzień ten minął przyjemnie i spokojnie, a składał się on głównie ze spacerów kuzynostwa nieopodal Pagórka, pieczenia ciast i rozmów o dzieciństwie. Natomiast, zanim przyszła pora podwieczorka, wrócili oni do domu aby przygotować coś do spożycia.
Podczas trwających przygotowań zadźwięczał niespodziewany dzwonek do drzwi. Dopiero wtedy Bilbo przypomniał sobie wszystko.
Prędko nakazał nastawić Elerrinie imbryk oraz nakryć do stołu, a sam skierował się w stronę wrót wejściowych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top