\|/

[P R Z E S Z Ł O Ś Ć]

niby zamknięta.
mosiężne drzwi z zardzewiałą klamką tkwią nietknięte od roku.
a jednak bywają momenty, kiedy drżą.
nie wiem, czy to echo twojego głosu,
nie wiem, czy wbijasz paznokcie, drapiesz i skrobiesz, żeby wedrzeć się do środka
nie wiem, dlaczego kulę się na środku ciemnego pokoju, objęta strachem...
przecież mam nad tobą władzę...,
prawda?


[T E R A Ź N I E J S Z O Ś Ć]

zamykam oczy i słucham;
zgiełk świata, krzyk pomyleńców, szum istot, szept przyjaciół, szelest mnie...
czy nie powinno występować to w odmiennej kolejności?
jestem zagubiona w chwili;
to nie miało wyglądać w ten sposób;
dlaczego zatem tkwię w martwym punkcie?
rozglądam się
światło przyćmione pada gdzieś z góry
studnia.
ktoś rzuci linę? /
wdrapię się, upadając niejednokrotnie i zdzierając sobie doszczętnie paznokcie i naskórek? /
czy może położę się w chłodniej wodzie, sięgającej do kostek? /


[P R Z Y S Z Ł O Ś Ć]

nic bardziej znikomego
jutra może nie być
zdałeś test?


~~~
dobry wieczór, jeśli jest tutaj ktoś z moich stałych czytelników (jeśli tacy w ogóle istnieją) chciałam tylko powiadomić, że wrócę tutaj, tylko wpierw zdam maturę

trzymajcie kciuki xo
~lexi




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top