Rozdział 8

Kochani, będzie mi miło, jeśli zostawicie po sobie ślad. Każdy komentarz oraz gwiazdka mile widziane - nie krępujcie się🤩​

Tymczasem zapraszam Was do półboskiego stołu.

Ismena niemal nic nie przełknęła, żołądek ścisnął się jej w supeł. Odkąd przybyła do jadalni, wyrzekła raptem parę słów, gdyż gardło też było źródłem dyskomfortu. Co więcej, niemal się nie poruszała, a obserwującej ją uważnie Jasmin przypominała posąg.

Fakt, Burns nie wbiła wzroku w siostrę Forasa ani intensywnie, ani nieustannie. Przede wszystkim nie chciała wyjść na wścibską, a ponadto sama pozycja bruneta nie pozwalała na nieustanną analizę zachowania kobiety. Półbóg zajmował siedzisko pomiędzy nimi, przez co już nawet Halfasa łatwiej przychodziło jej pilnować spojrzeniem.

– No i wreszcie – obwieścił ożywionym tonem Sallos. Kielichem uderzył w blat, rozlewając wokół czerwony płyn. – Gradezjonie, żwawiej, skoczniej!

Jasmin przeniosła wzrok na mężczyznę wykrzykującego polecenia. Z łatwością zawyrokowała, że Nieśmiertelny znajdował się w stanie wysokiego upojenia alkoholowego. Półbóg nie ograniczał trunków, służki co rusz dopełniały mu puchar, czego ani razu nie skomentowała Dajena, a co szczerze zdumiało Burns. Foras przynajmniej zachowywał się przykładnie, chociaż również opróżniał kolejny kielich.

Doszła do wniosku, iż z dwojga braci wcale nie trafiła najgorzej.

Wspomniany Gradezjon błyskawicznie wypełnił wolę swego pana. Muzyka unosząca w powietrzu spokojne, dostojne nuty nabrała tempa, stała się bardziej nieprzewidywalna. Teraz melodia pasowała do skocznej, wiejskiej przyśpiewki, a gdyby odegrać ją na skrzypcach, zdaniem Jasmin, grajek zrobiłby karierę w świecie country.

Towarzyszące mu kobiety dostosowały grę na swych instrumentach, przez co nóżka sama chętnie podrygiwała pod stołem.

Mimo to oblicze Ismeny wciąż pozostawało ściągnięte patosem.

– Komuś tu, widzę, począł dopisywać humor – zagadnął zawadiacko Foras.

Jeszcze przed momentem dywagował z ojcem i wujem, sprzeczał z Halfasem. I pilnował Jasmin niezmiennie zajmującej miejsce obok, jakby w każdej sekundzie miała rozpłynąć się w powietrzu niczym poranna mgła. Orias równie chętnie wymieniał poglądy z mężczyznami, czasem z jego ust padała stanowcza, sroga nuta.

Nawet Freja usiłowała się włączać, gdyż szybko pojęła, iż bratanica nie zabawi jej dzisiejszego wieczoru. Z Dajeną dywagować nie chciała, zaś Ismena... wyglądała na wpół martwą.

– Mielimy się wszak bawić – zripostował Sallos. Język jeszcze mu się nie plątał, lecz słowa akcentował nieznacznie odmiennie od reszty ucztujących. – Toż to nie pogrzeb, by przyśpiewywać karboty, bracie. Zresztą winneś mi chyba dziękować, skorom ułatwił ci proszenie do tańca.

Brew Jasmin powędrowała wyżej, sceptycznym spojrzeniem obdarowała mówiącego. Dziwacznie się wysławiał, używał mowy podobnej do przestarzałego dialektu użytkowanego na Ziemi w czasach dawnych królów i podbojów, o jakich uczyła się na lekcjach historii.

Słyszała ripostę Forasa, aczkolwiek nie planowała dziś tańczyć. Zerknęła na mężczyznę wytyczonego jej dzisiejszego wieczoru do roli partnera i doznała olśnienia. Rozumiała skromną wstrzemięźliwość Ismeny, której prawdopodobnie też nikt nie zapytał o zdanie względem mariażu.

– Nie tańczę, przykro mi – Jasmin rzekła tonem niezachęcającym do dyskusji.

– Jeszcześ nie spróbowała, a już odmawiasz?

– Jeszczem? – skierowała pytanie do Sallosa, któremu usta się nie zamykały. Jeśli nie memlał jęzorem, by zwerbalizować nieskładne myśli, żuł bądź pił niczym najgorszy obszczymur spod monopolowego. – Nie nawykłam do robienia z siebie pośmiewiska, a tutejszych tańców niestety nie znam.

Dla ubarwienia przekazu posłała rozmówcy skruszony uśmiech, nienaturalnie rozciągnęła przy tym usta.

– Sądziłem, że huczniej świętujecie zaręczyny – zagaił zaczepnie. Pochylił się, skracając odległość dzielącą ich twarze ponad stołem. Usta wykrzywił w złośliwym grymasie, gdy kącikiem powiódł w górę. – Jak to możliwe, jeśli nie umiesz się bawić?

– Umiem się bawić.

– I nie znasz tańców? – spytał, jakby jedno miało coś wspólnego z drugim.

Jasmin omiotła spojrzeniem zgromadzonych. Hebete niby rozprawiał o czymś z Allocesem, podczas gdy czujnym wzrokiem pilnował jej ruchów. Szare spojrzenie zdawało się przestrzegać oraz obiecywać, że monarcha gotów był sięgnąć po swą boskość. Halfas prawiący z królową również ją obserwował, zaś w tęczowych oczach monarchini blondynka dojrzała coś na kształt zachęty do konfrontacji.

– Tańce, które znam, raczej nie przypadłyby ci do gustu – zawyrokowała.

Fakt faktem, kłamała. Dziwne, ale pierwsze, co przyszło jej na myśl, to pole dance wykonywany przez półnagie, egzotyczne tancerki na podestach nocnych klubów ze striptizem. Zerknęła na Dajenę, po czym wzrok Jasmin wrócił ponownie do rozmówcy. Szept brzmiący w głowie dziewczyny kpiarsko zarzucał Sallosowi częste wizyty w eserberdzkich domach uciech. 

– Oriasie, będziesz miał co nadrabiać – Sallos prychnięciem zignorował Jasmin i zwrócił się do krewniaka. – Dziewczyna nie pije, nie tańczy, a samym ciętym językiem nie zaspokoi wymagań mego brata.

– Sallosie, zapanuj nad sobą – wycedził Foras, któremu zawtórował kuzyn.

– Dość już chyba wypiłeś. Może służki winny polewać ci raidano zamiast wina?

– Wstyd ci przyznać, iż niezdolna jest nawet wypełnić swych obowiązków, bo...

Czknięcie przerwało wywód.

Orias z dezaprobatą zmierzył Sallosa. Ostatnimi czasy ten pozwalał sobie na zbyt częste zapomnienie w alkoholu, aczkolwiek władca Kiarkatos wolał nie wnikać w jego ewentualne problemy z małżonką. Dajena wyprowadzała mężczyznę z równowagi perfekcyjnie, choć nikt oficjalnie nic nie mógł jej zarzucić od złamania małżeńskiego przyrzeczenia lekko ponad pięć wieków temu.

Foras stanowczo nakazał bratu wziąć się w garść. Ramieniem spoczywającym na oparciu siedziska obok wojowniczy półbóg notorycznie dawał znać, co sądził o układzie z kuzynem oraz opinii brata. Jasmin należała do niego.

– Wyznam się do błędu – rzekł pierworodny mangalskiego monarchy, mieszając głoski. – Ale zatańczysz ze mną.

Ostatnim, czego chciała Jasmin, to wygibasy na oczach zebranych szakali z jednym z nich u boku. Rant swego kieliszka musnęła opuszkiem, a minę przybrała taką, jakby rzeczywiście rozważała propozycję, którą Orias właśnie odrzucał.

Nikt nie wiedział o głosie przebrzmiewającym w jej uszach, w podświadomości. Nikt poza Jasmin. Ten z kolei kusił, powtarzał, iż harpie się nie poddają ani nie ustępują, a już tym bardziej nie schodzą z drogi aroganckim półbogom przekonanym o swej nadmiernej wspaniałości.

Nieśmiertelnemu siedzącemu na wprost należało utrzeć nosa oraz nauczyć pokory. Im dłużej zaś Jas przyglądała się Sallosowi i rozważała za oraz przeciw, tym bardziej dystansowała się od jego grubiańskiego zachowania. Cham zawsze zostawał tylko chamem.

– Znasz może coś godnego uwagi? – spytała wreszcie, przeszkadzając mężczyznom w narastającej sprzeczce. Orias szepnął coś, że nie musi brać w tym udziału, ale nie słuchała. Sallos mierzył ją z zaintrygowaniem, jakby nie dowierzał, iż faktycznie postanowiła podjąć rzuconą rękawicę. – Salsę, swing? A może coś bardziej tradycyjnego jak walc wiedeński?

– Walc wiedeński? – prychnął prześmiewczo.

Żadna z przytoczonych przez dziewczynę nazw nic nie zdradzała Sallosowi. Rozważał on nawet, czy celowo nie wymyślała ich na poczekaniu, lecz jednocześnie pamiętał, iż pochodziła z innego świata pełnego nie tylko nieznanych cudów, ale również tradycji bądź tańców. Opuszkiem przesunął po wardze, wzrokiem przeszywał niewieścią sylwetkę.

– Nie? – spytała jasnowłosa, niewiele robiła sobie z reakcji mężczyzny. Domyślała się, że nie rozumiał, o czym mówiła. – To może mogłabym liczyć choć na makarenę z twej strony, Sallosie? – podbarwiła pytanie drwiną.

– Jasmin – syknął upominawczo Foras.

Mężczyzna nie miał zielonego pojęcia, czym była owa makarena, lecz ton głosu jego towarzyszki zdradzał wiele. Drwiła i kpiła z jego brata, a na znieważanie półboga, w dodatku o tak elitarnych korzeniach, nie mógł pozwolić. Czym innym były ich prywatne docinki, bo ubóstwiał nonszalancję przyrzeczonej mu kobiety, czym innym natomiast jej lekceważenie pozostałych.

– Nie upominaj mnie – burknęła stanowczo. Gdy Foras nawiązał z Jas wzrokowy kontakt, zrezygnował ze słów cisnących się na język. Błękitne oczy otaczała widoczna, złota obwoluta. – Twój brat chce zatańczyć i raczej nie odpuści, mylę się? – pytanie skierowała do półboga siedzącego na wprost.

Jasmin wbiła wzrok w Sallosa, a szept mącił jej w głowie.

Arogant, prostak, półboski pomiot.

Za nic nie mogła pozwolić sobą pomiatać. Była córką Vibii i gdyby tylko zechciała, na głowie prezentowałaby dumnie rubinową koronę varthei Biargi, jej babki, a swego czasu także symbol władzy matki. Upokorzyć półboga musiała jednak z wyczuciem oraz subtelną finezją, by pilnujące każdego ruchu białe bóstwo nie otrzymało powodu do manifestacji mocy.

– Skądże znów – odparł nieświadom jej rozmyślań starszy z synów monarchy.

Sallos nie zwrócił większej uwagi na rosnącą obwolutę błękitnych oczu. Złoto nie miało w Eserbert wartości, a zdawał sobie sprawę, iż półboskie korzenie mogły przemawiać w kobiecej fizyczności. Każdy z nich przechodził kiedyś ten etap, nim boska forma objawiła się w pełni.

– Zatem należy wybrać coś, z czego oboje będziemy zadowoleni – zasugerowała Jas.

Obojętny ton wypowiedzi Jasmin dodatkowo zaalarmował Forasa. Brunet pobieżnie zerknął na Oriasa, który także obserwował dziewczę wykazujące się wybitnym stoicyzmem. Upił łyk wina, postawił na ostrożność.

Nigdy wcześniej nie spostrzegł, by jego kobieta wykazywała się jak teraz emocjonalną anestezją, wręcz przeciwnie. Uważał Jasmin za nadmiernie uczuciową, gwałtowną i nieprzewidywalną, podczas gdy nagle sprawiała wrażenie wyrachowanej i chłodno kalkulującej każdy element sytuacji.

– Narotcza? – zasugerował z kpiarskim uśmieszkiem Sallos. Żywił cichą nadzieję, że przyszła bratowa nie tylko nie znała tego tańca. Chciał ją ośmieszyć, by skruszona zaczęła go traktować z szacunkiem. – Klasyczny, dość powszechny w Mangalii taniec towarzyski. Nie znam prostszego.

– A ja owszem – wtrącił Orias. – Poza tym Jasminia miała ostatnio ciężki czas, więc może lepiej...

– Zatańczę, cokolwiek to jest za twór.

Jasmin wstała od stołu wraz z wyrzeczoną głośno decyzją. Butnym wyrazem twarzy rzucała Sallosowi wyzwanie, pokazywała, iż nie ugnie się przed ledwie półbogiem. Harpia cząsteczka jej jestestwa dopingowała w duszy, burzyła spokojną dotychczas krew w żyłach. Kącik blondynki powiódł nieznacznie ku górze, w geście przepełnionym nonszalancką wyższością.

Forasowi nie podobała się alternatywa, w której narzeczona obejmowana przez jego brata pląsać będzie w rytm muzyki. Narotcza była szybkim tańcem o zmysłowej duszy. Kiedy jednak zaproponował, by z dwojga złego wybrali fangartę, znacznie spokojniejszy i bardziej dostojny tan, musiał pogodzić się z porażką, gdyż Sallos ani myślał zmieniać decyzji.

Ciemnowłosy półbóg zacisnął szczęki, palcami niemal zmiażdżył nóżkę pucharka, kiedy obserwował swoją kobietę ruszającą na parkiet z innym. Z Sallosem. Mężem kobiety, z którą nieopatrznie wieki temu spłodził dziecko. Bratem noszącym w sercu zadrę, jakiej był świadom.

– Ona to naprawdę zrobi.

Ciche podsumowanie Freji dobiegło uszu Forasa, lecz nie chciał go dodatkowo rozwlekać. Wystarczająco już cierpiał, nie mogąc zapobiec tej paradoksalnej sytuacji.

Zerknął na Dajenę, ale uciekł spojrzeniem szybciej, niż nim na niej spoczął. Uśmiech pełen satysfakcji nadawał kształt ustom półbogini, a w oczach dojrzał to samo, co zawsze. Gorzką obietnicę, iż kiedyś wreszcie dopnie ona swego. Znów.

– Przyznać muszę, iż nie spodziewałem się aprobaty – rzekł Sallos, ciaśniej ujmując niewieścią dłoń.

Pozwoliła poprowadzić się nieco dalej od stołu, gdzie miejsca na swawolne tany im nie brakowało. Stanęła w półkroku, wyprostowała sylwetkę i przyjęła pozę będącą adekwatną odpowiedzią na ułożenie sylwetki półboga.

Nie znała kroków narotczy, mimo to postanowiła zaaprobować wewnętrzne insynuacje i utrzeć mężczyźnie nosa. Słyszała kiedyś na lekcjach tańca towarzyskiego, że sprawny tancerz potrafi z sukcesem poprowadzić nawet kulawą partnerkę, z kolei sama liczyła na własny refleks. Harpie cechowała szybkość.

– Liczę, że umiesz prowadzić i mnie nie zdepczesz – zagadnęła.

Sallos zmrużył oczy, otaksowując niewieścią sylwetkę. W pierwszym momencie gotów był przyznać, iż zaczepnie go prowokowała, lecz Jasmin pozostawała niewzruszona niczym góra. Błękitno-złote spojrzenie przeszywało go na wskroś, ale nie skomentował owego faktu. Za wszelką cenę musiał zbliżyć się do Jasmin, by nauczyć ją pokory, a bratu dać do zrozumienia, iż pewnych granic nie wolno zacierać.

– Liczę, żeś nie tylko w słowach mocna – zaczął, kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty wywołanego kawałka, w związku z czym gwałtownie ruszył z miejsca, napierając ku Jasmin. Cofnęła się, następnie postawiła dwa niewielkie kroczki w przód i w bok, by zawirować wokół własnej osi, po czym wylądowała twarzą do tanecznego partnera. Objął ją szczelniej i znów ruszył w tył. – Świetnie sobie radzisz – ocenił zaskoczony.

W rzeczywistości Jasmin pilnowała ruchów, błyskawicznie ripostowała na figury oraz posunięcia Sallosa. Kiedy on napierał, stawiała krok w tył, gdy zaś się cofał, brnęła do przodu. Rozluźnienie w ramionach obcego mężczyzny należało do trudnych, dlatego niektóre figury wykonywała sztywno, lecz dotrzymywała mężczyźnie tempa.

Ismena rozchyliła wargi. Jej brat z córą Oriasa jako jedyni zajmowali parkiet, przez co bez wysiłku mogła pilnować ich ruchów. Dostrzegła, jak Jasmin pomyliła kroki, by praktycznie od razu odnaleźć zgubiony rytm.

Kiedy została odwrócona, a plecami musiała przywrzeć do korpusu starszego z synów Hebete, nie zaprotestowała sztywnością mięśni. Z lekkością godną kwiatowych płatków pozwalała sobą manewrować. Jak na osobę, która nigdy wcześniej nie tańczyła narotczy, jasnowłosa świetnie sobie radziła. Córa Hebete uznałaby, że perfekcyjnie.

– Miałabyś ochotę zatańczyć? – szept popłynął wprost do prawego ucha, a męska dłoń wylądowała na udzie. – Twój narzeczony się zgodził.

Ciarki przemknęły półbogini wzdłuż linii kręgosłupa. Halfas nawiązał do ich spotkania na zamkowym korytarzu, kiedy wpadła na niego pochłonięta myślami o kochanku. Doprowadzając go do porządku, jasno oznajmiła wtedy, iż pozostaje wierna mężczyźnie wyznaczonemu na męża. Przełknęła gulę. Zatęskniła za uczuciem wylewającym się z ciemnych oczu generała o czuprynie czarnej jak noc pozbawiona gwiazd.

– Chciałabym zobaczyć to do końca – odpowiedziała cichuteńko, by tylko on ją słyszał.

– Jak sobie życzysz – stwierdził. Halfas nie poczynił wyrzutów tylko dlatego, ponieważ dojrzał zaintrygowanie oraz ciekawość w spojrzeniu nieodstępującym ani na ułamek sekundy tancerzy. Słyszał, że narzeczona mówiła szczerze, a nie tylko próbowała się wymigać od zaproszenia do wspólnych pląsów. – Mamy czas, Is.

Zmusiła się do uśmiechu. Is zarezerwowała dla członków rodziny, bliskich jej sercu osób, aczkolwiek Halfas do nich nie należał. Zerknęła na Nieśmiertelnego. Jeśli dotychczas sądziła, iż skupiał na niej uwagę wyłącznie dla przychylności Hebete, przyznać musiała przed sobą, jak bardzo zaskoczyło ją intensywne spojrzenie zielonych oczu przewiercających się przez nią niczym świder rozrywający ziemię.

Oprócz wygrywanej chyżo melodii salę wypełniał stukot kamyczków wysadzających podeszwę pantofelków wybranych dla Jasmin przez Ismenę. Kilka nieskomplikowanych figur później narotcza dobiegła końca. Jasmin dotrwała, choć gotowa była przysiąc, iż po drodze do tanecznej mety zgubi sukienkę bądź skręci kostkę.

Harpie jednak cechowała wytrwałość, dążenie do celu oraz upór. Kiedy zaś podczas wstawania z kucek przy jednej z figur otarła się o ciało Sallosa i wyczuła wypukłość zdradzającą aż nadto cielesne podniecenie, odnotowała własną wygraną. 

– Jak się czujesz?

Gdy tylko wygrywany kawałek został zwieńczony charakterystyczną zmianą tonacji, Orias pojawił się u boku córki. Przejął ją od krewniaka, w talii otoczył ojcowskim ramieniem, by odprowadzić pewnie z parkietu. Zdumiało go, iż nie usiłowała się odsunąć, a wręcz przyjęła pomoc.

Władca Kiarkatos ciekaw był, o czym mówili, gdy w tańcu zamieniła z Sallosem kilka przelotnych wypowiedzi zagłuszonych muzyką. Niemniej dojrzał to, co w ogóle nie powinno wystąpić, nawet jeśli była to tylko bezwiedna reakcja ciała kuzyna. Fakt ten nie napawał Oriasa radością. Jasmin wciąż pozostawała dzieckiem.

– Te buty zostały stworzone wyłącznie do oglądania ich – zawyrokowała. Blondyn nie zrozumiał, gdyż to nie o pantofelki rozpytywał, ale ulżyło mu, gdy wysłyszał cień emocji w jej głosie. Pomógł zająć córce miejsce z powrotem przy stole, po czym podał jej na wpół zapełniony kielich. – Nawet na mnie nie patrz – oznajmiła cicho, acz słyszalnie. Orias pojął, do kogo mówiła. – Choćbyś prosił i błagał, więcej tańczyć nie będę. Za bardzo cenię sobie niepołamane kości.

Sallos nie słyszał wypowiedzi Jasmin, ponieważ już prowadził do tańca Dajenę. Jasmin spełniła swe zadanie. Zatańczyła nieznany układ, nie podeptała go i wyszła z tej wątpliwej przygody bez szwanku. Raptem przy okazji udowodniła, iż umiała się bawić, aczkolwiek nie taki był cel głosu, który niczym zaczarowany zamilkł w jej głowie.

Jeszcze przed momentem słyszała kobiecy szept. Obiecywał wrócić i notorycznie powtarzał, iż harpie nie zginają karku przed nędznymi półbogami.

– Wbrew pozorom poszło ci doskonale.

– To całkowita prawda – Ismena poparła pochwałę brata.

Jasmin zerknęła na kobietę o gęstych, finezyjnie upiętych puklach. Dopiero kiedy Ismena odwróciła speszona wzrok, Jas zorientowała się, że przybrała być może zbyt surowy wyraz twarzy. Uniosła kąciki, posłała półbogini łagodny, pełen serdeczności uśmiech.

– Te pantofelki to pożyczka od ciebie, prawda?

– Żadna pożyczka – stwierdziła nieco skrępowana półbogini, znów nawiązując wzrokowy kontakt. – To prezent. Suknia i wszystkie pozostałe stroje też, ja mam ich i tak zbyt wiele.

Zbytek, oceniła dziewczyna w myślach, ale celowo odpuściła głośny komentarz. Dotychczas Burns nie miała zbyt wiele do czynienia z siedzącą dwa miejsca dalej kobietą. Więcej mogła wyrzec o Freji, która zawiodła ją swym postępowaniem w Wardamash. Liczyła dotychczas, że zawsze będzie mogła zwrócić się do ciotki po pomoc, a ona ją wesprze, ale jak to bywało z rachunkami, ten także dał błędny wynik.

Ismena tymczasem sprawiała odmienne wrażenie niż silna, półboska wojowniczka. Oczywiście Jasmin brała pod uwagę, iż może tkwić w błędzie, ale córka władcy była jakby przygaszona, może stłumiona przez rodziców i ich wymagania.

Kto z własnej woli przystawałby na małżeństwo bez miłości z mężczyzną wybranym przez innych?

– Dziękuję – Jas powiedziała szczerze. – Chociaż nie dziwię się, że nie chodziłaś w tych bucikach – dodała. Chciała rozluźnić sytuację, a chociaż usłyszała ciche upomnienie Oriasa, Ismena przybrała rozumiejący wyraz twarzy. – Są przepiękne i tak samo niewygodne.

– Wybacz, nigdy w nich nie chodziłam – szatynka ożywiła się. – Nabyłam je, bo są śliczne, ale szkoda było mi zawsze szafirów. Bałam się, że je zniszczę.

– No popatrz, a ja przed momentem starłam chyba wszystkie, szurając butami po parkiecie – zażartowała Jasmin, na co Ismena wybuchła dźwięcznym śmiechem.

Córka Hebete polubiła jasnowłose dziewczę. Co więcej, nie pojmowała opinii, które miała okazję zasłyszeć na jej temat. Fakt, co nieco wtedy podsłuchała, ale przestroga, by zachować przy niej ostrożność zdawała się wyssana z palca i oparta na plotkach.

Ponadto nie wyglądała na niszczycielkę, chociaż mocą bez wątpienia dysponowała potężną, Is doskonale pamiętała zapach jaśminii. Uważała jednak, że ktoś okrutny i o mrocznym sercu nie walczyłby z Ghotomem, lecz przyłączyłby się do niego.

Kolejny rozdział za nami, kochani.
Mam nadzieję, że się Wam podobał. Trochę się podziało, choć witamy dziś tylko na zaręczynach, które coraz mocniej się rozkręcają. 
Jeszcze tylko Jasmin musi się ogarnąć, bo te chłodne kalkulacje i obojętność płynąca z jej ust są... nienaturalne 😉​

Po przemyśleniach uznałam, że tym oto sposobem kończę ostatnią noc starego roku w Eserbert. Jak widzicie, sposobów na "świętowanie" jest tyle, ile osób. Harpie ucztowały w zeszłym rozdziale, półbogowie celebrują zaręczyny, zaś ludzie... Cóż, ludziom nie ma co się dziwić, że po prostu życie toczy się dla nich dalej. Czasem cud, że się toczy 😉

Nie martwcie się jednak, bo wbrew pozorom w Eserbert też istnieją święta. Mam nadzieję, że jak już ich dożyje... eee... znaczy doczekamy, to spodobają się Wam ceremoniały.

Dziękuję za komentarze 💙
Dziękuję za gwiazdki 
💙
Dziękuję za Wasze wsparcie 
💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top