Wspomnienie #4


Bogini Chaosu stała przed gładkimi, białymi drzwiami, z rękoma przyciśniętymi do piersi. Wpatrywała się w perłową klamkę, zastanawiając się, po co właściwie tu przyszła. I dlaczego tak wybuchła. W jej głowie kłębiło się masa pytań bez odpowiedzi, a emocje, jakie nią targały, nie były do końca zrozumiałe.

Nie była pewna, jak dużo czasu spędziła w Królestwie Niebieskim. Dni zlewały się ze sobą, ich monotonia wcale nie pomagała w tym, żeby się połapać, ile czasu minęło. Zdążyła już opanować czytanie, sztukę malarstwa i anielskie zwyczaje. Kreator unikał jej jak ognia, rzadko wyczuwała jego esencję, jakby ukrywał się lub podróżował do miejsc, w których nie była w stanie go wyczuć. A kiedy sama ukrywała swoją moc i wpadała na niego z premedytacją, zbywał ją nawałem pracy na Ziemi. Wzbierała w niej coraz większa irytacja, czuła, że powinna już dawno znaleźć się w Deus Domus. Wszechświat naciskał na nią coraz bardziej, pozbawiał tlenu i mącił w głowie, doprowadzając do szaleństwa. Po prostu musiała zaleźć się tam jak najszybciej. Czuła to w kościach.

Zapukała do drzwi niepewnie.

Tym razem jednak jej głowę zaprzątał Abbadon. Wciąż słyszała słowa Michaela, widziała ten zadziorny uśmiech, który podpowiadał, że ma wobec niej zamiary, o których ona sama nawet by nie pomyślała. Anioły były niżej w hierarchii od bóstw, nie powinny spoufalać się z istotami wyższymi rangą, jednak miała wrażenie, że archanioł nie miał przed tym oporów. Tak, jakby to nie był pierwszy raz. Cóż takiego działo się w Panteonie, że Michael sądził, że ogrzeje jego łoże?

Białe drzwi uchyliły się w końcu, a potem otworzyły na oścież i pojawiła się w nich postać Abbadona. Obrzucił boginię niepewnym spojrzeniem, a ona nie mogła przestać mu się przyglądać. Wyglądał całkowicie inaczej niż zwykle. Dopasowany, skrojony na miarę, mundur zastąpiła luźna koszula i szerokie, lniane spodnie. Wilgotne włosy opadały lekko na ramiona, tworząc na materiale ciemniejszą plamę. Na twarzy malowało się zmęczenie i rezygnacja, a w dłoni trzymał niewielkich rozmiarów księgę, której – była pewna – nie czytała.

– Potrzebujesz czegoś? – zapytał delikatnie zachrypniętym ze zmęczenia głosem, ale wyczuła w nim też nutkę irytacji.

– Mogę wejść? – Zacisnęła ręce na materiale szaty, niepewna jego reakcji.

Abbadon uniósł brwi, ale bez słowa odsunął się od wejścia i wpuścił ją do środka. Uśmiechnęła się o niego, jak to miała w zwyczaju, po czym rozejrzała się po pokoju z niemym zachwytem.

Nie spodziewała się, że pokój Anioła Zagłady będzie taki przytulny. Tak jak jej komnata, podzielony był na dwie części, z czego w pierwszej mieściło się ogromne biurko, przysunięte pod okno, na którym piętrzył się stos pergaminów. Tuż obok stała pokaźnych rozmiarów biblioteczka, fotel na wygiętych nóżkach i niewielki, okrągły stolik, gdzie widniał pusty kieliszek i dzban wina. W każdym możliwym kącie stały odpalone świece, dające ciepłe światło. Kątem oka dostrzegła starannie zaścielone łóżko i wannę, od której ciągnął delikatny, piżmowy zapach, jakby dopiero co została opróżniona z wody. W wejściu do części sypialnej, na filarze, powieszony na haku widniał miecz Abbadona. Czysty, wypolerowany.

Odwróciła się do Abbadona. Wciąż stał przy drzwiach, z założonymi rękami na torsie. Opierał się plecami o ścianę i uważnie śledził każdy jej ruch. Na wspomnienie słów Michaela, skuliła się w sobie, widząc to spojrzenie. Badał ją tak samo, jak archanioł. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć?

– Jeśli chciałaś tylko obejrzeć moją komnatę, to prosiłbym, abyś już ją opuściła – zaczął chłodno.

– Nie! – żachnęła się, lecz natychmiast przywołała się do porządku. Wyprostowała plecy i wzięła głęboki wdech. – Chciałam z tobą porozmawiać.

Brew skrzydlatego poszybowała do góry pytająco. Zrobiła krok w jego stronę, skarciła się za to, jak niepewnie wyglądał ten ruch. Anioł wyprostował się, jakby stawiał się w stan gotowości. Chłód, z jakim ją traktował, przyprawił boginię o dreszcz. Kompletnie się tego nie spodziewała.

– Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś o Michaelu, to nie odpowiem na żadne twoje pytanie.

– O tobie chciałam porozmawiać – przerwała mu, widząc, że otwiera usta do kontynuowania swojej wypowiedzi.

– O mnie? – zdziwił się.

– Jesteś zazdrosny? – zapytała bez ogródek. Doszła do wniosku, że nie ma sensu owijać w bawełnę, w końcu to ona jest na wyższym szczeblu w hierarchii.

Anioł otworzył usta zaskoczony. Wpatrywał się w zdeterminowane oblicze Chaosu, jakby szukał jakichkolwiek wskazówek co do pobudek, jakie nią kierowały. A kierowała nią jedynie ciekawość. Dziwny, emocjonalny dreszczyk, jaki poczuła, kiedy Książę wypowiedział to jedno, krótkie zdanie.

– Tak – odparł po chwili wahania.

– Dlaczego?

– Bo... – zaczął, jednak zaraz odwrócił głowę w prawą stronę, nie dokańczając wypowiedzi. Wodził wzrokiem po pomieszczeniu, unikał patrzenia na boginię, niczym mały chłopiec, przyłapany na robieniu czegoś niewłaściwego.

A ona oczekiwała reakcji. Jakiejkolwiek odpowiedzi. Sądziła, że spędzili ze sobą wystarczająco dużo czasu, by nie obawiał się tego, że będzie go osądzać. Nie robiła tego do tej pory, nawet wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszała jego myśli, kiedy mur, jakim je otaczał, opadał na dno anielskiego umysłu i pozwolił jej się tam wedrzeć, niezauważoną. Czekała cierpliwie, aż sam wykona krok w jej stronę i z początku była pewna, że odrzuci go równie szybko, co Niebiańskiego Księcia, ale teraz chyba nie byłaby w stanie. Śmiałe poczynania archanioła obudziły w niej coś, czego nie czuła nigdy wcześniej.

– Wiem, co o mnie myślisz – podjęła, kiedy Abbadon milczał. Zwróciła na siebie jego uwagę. Pobladł delikatnie, a w jego seledynowych tęczówkach mignęły strach i niepewność. – Zrób to. Którąkolwiek z tych rzeczy.

Wpatrywał się w nią oniemiały. Zastanawiała się, jak długo będzie jeszcze trwał w takim letargu. Nawet przemknęło jej przez myśl, że być może tym razem nie powinna być taka bezpośrednia. Już dawno zauważyła, że pewne tematy dla Abbadona są tabu, jakby od zawsze ukrywał prawdziwego siebie za maską, jakby twór, jakim był Anioł Zagłady, przyległ do niego na dobre i nie potrafił inaczej.

Wyrósł przed nią niespodziewanie. Dłoń anioła wsunęła się w jej włosy i opadła na szyję. Nie spodziewała się, że jego skóra będzie tak chłodna. Wzdrygnęła się. Zacisnął mocniej palce na alabastrowej skórze, druga dłoń natomiast musnęła jej talię, po czym przylgnęła do pleców. Przyciągnął ją do siebie tak gwałtownie, że powietrze z jej płuc uciekło natychmiast. Wpatrywała się w niego z na wpół przymkniętych powiek, a on wodził wzrokiem wokół jej ust, wahał się, albo celowo unikał patrzenia jej w oczy.

– Chyba nie wiesz, o co prosisz – rzucił cichym, ale tak mrocznym tonem, że po kręgosłupie bogini przeszedł kolejny, przyjemny dreszcz.

– To nie była prośba – odparła twardo, unosząc podbródek do góry.

Marszczyła gniewnie brwi, poirytowana jego opieszałością. Z ust Abbadona wypadło krótkie, rozbawione parsknięcie. Pokręcił głową, przymykając powieki.

– Co cię tak bawi? – sarknęła rozeźlona, chciała się odsunąć, ale anioł trzymał ją w żelaznym uścisku. Położyła obie dłonie na jego torsie, próbując się odepchnąć, co spotkało się z kolejną falą rozbawienia.

Wzbierała w niej złość, była już prawie pewna, że nie powinna w ogóle przychodzić do jego komnaty, myśli anioła to jedno, natomiast to, czego naprawdę chce i jak się zachowuje to zupełnie inna sprawa. Dystansował się nie bez powodu albo ona sama odczytała jego zachowanie na opak. Do tej pory nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi istotami, jej przyjaciółmi były gwiazdy, a powiernikami sekretów strażnicy, którzy w żadnym stopniu nie przypominali ani bóstw, ani aniołów, ani nawet nowopowstałych ludzi.

– Nic mnie nie bawi – odparł. Nie czekając na odpowiedź, objął jej twarz obiema rękami, po czym przyciągnął do siebie i złączył ich usta.

W szoku otworzyła szerzej oczy. Jej ramiona opadły delikatnie, myślała, że osunie się zaraz na podłogę, lecz anioł jakby wyczuł to, że przestała spinać mięśnie i przesunął jedną dłoń na jej talię. Przycisnął boginię bliżej i wbił się w jej wargi z siłą, jakiej się po nim nie spodziewała. Tylko przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna tego przerwać. Jego usta były tak miękkie, ciepłe i spragnione, że odsunęła od siebie tę myśl i oddała pocałunek.

Ich oddechy mieszały się, języki plątały w szaleńczej walce, żadne z nich nie zamierzało przegrać tej bitwy, przerywanej cichymi westchnieniami.

Przesunął obie dłonie na jej pośladki, mocno zacisnął na nich palce, a z ust Chaosu wyrwał się jęk dużo głośniejszy, niż wcześniej. Po jej kręgosłupie prześliznął się dreszcz, ucisk zaległ gdzieś w okolicach trzewi. Odchyliła głowę, a on potraktował to, jak zaproszenie. Przesunął gorące wargi na jej smukłą szyję, obsypując ją namiętnymi pocałunkami. Zadrżała niespodziewanie, kiedy trafił w najczulszy punkt tuż pod linią żuchwy.

Niespodziewanie oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy. Zielone tęczówki płonęły pożądaniem, jakiego jeszcze nie widziała u żadnego anioła. Oddychał płytko i szybko, niemal była w stanie usłyszeć, jak szaleńczo jego serce obija się o żebra.

– Dlaczego przestałeś? – zapytała szeptem. Głos wiązł jej w gardle z nadmiaru emocji, ramiona poruszały się miarowo, kiedy próbowała uspokoić puls.

– Jesteś... piękna – odparł na jednym wdechu, wciąż patrząc jej prosto w oczy. Czuła, jak palce mężczyzny wciąż błądzą po jej talii w poszukiwaniu paska, przytrzymującego szatę.

Zawahał się, kiedy dotarł do wiązania. Bogini, by go zachęcić do dalszej gry, uniosła ręce do zapięcia jego koszuli. Skrzydła anioła poruszyły się nerwowo albo z ekscytacji, kiedy rozpinała jeden po drugim, aż dotarła do krawędzi spodni. Zaczepiła o nie palcami, muskając delikatnie skórę na podbrzuszu i przysunęła się bliżej, by po chwili złapać zębami za jego dolną wargę. Wciągnął powietrze w płuca ze świstem, dłonie Abbadona szybko poradziły sobie ze splotem, a już chwilę później zsuwał szatę z jej ramion, by opadła delikatnie wokół jej stóp.

Stała tam, przed nim, całkowicie naga, rozgrzana do białości, a on błądził po jej alabastrowej skórze, badając każde zagięcie i krzywiznę jej ciała. Sapnęła, kiedy niespodziewanie złapał ją za uda i uniósł do góry, po czym oparł je na swoich biodrach. Splotła z tyłu nogi w kostkach, całując go mocno, głęboko i bez przerwy nawet na jeden mały wdech.

Szumiało jej w głowie, świat przestał istnieć, liczył się tylko dotyk skóra o skórę, mocno zaciskające się palce Abbadona na udach Chaosu. Rzucił ją na łoże obleczone w chłodny satynowy materiał, a potem przylgnął do niej, jakby chciał, by ich ciała stopiły się ze sobą.

W pośpiechu, między dzikimi pocałunkami, zrzucił z siebie ubranie. Wplótł palce w jej włosy, zacisnął je w pięść i szarpnął do dołu, by odchyliła głowę. Wezbrała w niej kolejna fala gorąca, która kumulowała się gdzieś w trzewiach i między udami. Czuła, jak druga dłoń Abbadona zaciska się kurczowo na jej biodrze, jak wodzi językiem po wrażliwych piersiach, ssie skórę, była pewna, że rano jej szyja będzie pokryta nabrzmiałymi od krwi sińcami.

Chciała tego. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo pragnęła tego dotyku. Jak bardzo brakowało jej tego, czego nigdy wcześniej nie miała – bliskości drugiej istoty. Nie chodziło o tego konkretnego anioła. Właściwie nie chodziło o żadnego z nich, ale właśnie o ten żar, który odkryła w sobie, w jednym ułamku, szybkim, zdawkowym uśmiechu Księcia, kiedy mówił o zazdrości Abbadona. Poczuła się... inaczej.

Przeszyła ją fala euforii, a zdławiony jęk wyrwał się z jej ust, kiedy poczuła go w sobie. Wbiła paznokcie w skórę na plecach Abbadona, chcąc opanować emocje. Niewiele się to jednak zdało. Z każdą kolejną chwilą czuła, że traci nad sobą kontrolę, puls szalał, a ciche warknięcia anioła wypełniały jej głowę.

Teraz już wiedziała, jak bardzo jej pragnął, czuła to w każdym pocałunku, spiętym mięśniu, każdym szybkim, niecierpliwym ruchu bioder. Mówiły jej o tym jęki anioła i urywane oddechy ich obojga. Zamknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą i choć przemknęło jej przez myśl, że rano będzie tego żałowała, nie zamierzała teraz słuchać swojego wewnętrznego głosu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top