Wspomnienie #2


Postawiła bose stopy na mokrej trawie. Ciepły zapach złotego piasku i morza uderzył ją w twarz, nogi pokryła gęsia skórka, kiedy krople rosy obijały się o łydki. Zatopiła palce w piasku, delektowała się tym, jak przesypuje się między nimi. Szum wody koił jej zmysły. Zamknęła oczy i odwróciła twarz ku słońcu. Trwała tak przez jakiś czas, napawając się spokojem, jaki panował na wybrzeżu.

– Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. – Dotarł do niej spokojny głos, zagłuszany z lekka szumem wiatru. Spojrzała w stronę, z której dochodził. Mężczyzna, kiedy się zbliżył wystarczająco, usiadł na piasku i poklepał miejsce obok siebie. – Nie przypominam sobie, żebym skonstruował taki twór.

– Nie jestem twoim wynalazkiem – odparła spokojnie. Nie skorzystała z propozycji mężczyzny, wolała zachować odległość, gdyby okazał się niebezpieczny.

Wytwarzał wokół siebie podobną aurę do jej, choć niebieskie nitki wirowały wokół niego nerwowo, jakby czekały tylko na to, by zaatakować. Czarna, skręcona grzywka opadała mu na czoło, skrywając bladoniebieskie, chłodne oczy, obserwujące ją nieustannie. Rejestrował każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki wykonała, sondował twarz w poszukiwaniu czegoś, czego nie była w stanie określić. W kącikach pełnych ust majaczył ledwo widoczny uśmiech, skrywający się pod zarostem równie ciemnym, co włosy. Śnieżnobiała tunika, w którą był ubrany, w pierwszej chwili oślepiała, ale oczy bogini szybko przyzwyczaiły się do tego blasku.

– Więc czym jesteś? – Brew mężczyzny uniosła się delikatnie ku górze. – Bóstwem?

Kiwnęła głową i uśmiechnęła się.

– Moje imię brzmi Chaos. – Dygnęła, mówiąc to. Podejrzała w innej galaktyce kilka stworzeń, które tak właśnie się przedstawiały, więc uznała, że w tym wypadku to będzie równie dobry pomysł.

– Życie – mruknął, skinąwszy głową. Nie uszło jej uwadze, że mięśnie jego ramion spięły się. – Co tu robisz? Znam wielu bogów, ale ciebie widzę po raz pierwszy.

– Są inni? – Oczy Chaosu rozszerzyły się z ekscytacji. Co prawda, jedna ze strażniczek gwiazd opowiadała jej o tym, że istnieją inne bóstwa, oprócz niej, lecz nie do końca w to wierzyła.

Od początku swojego istnienia była sama, gwałtowne wybuchy jej mocy sprawiały, że trzymała się na uboczu i rzadko zbliżała się do planet i gwiazd, które krążyły wokół. Nigdy też nie wyczuła mocy o podobnej sile, dlatego uznała, że być może jest jedyną istotą, która jest w stanie tworzyć i niszczyć, by zachować równowagę w Bezkresie.

– Jest nas wielu. Jedenastu najsilniejszych i tysiące pomniejszych bóstw. Mieszkamy na krawędzi jednej z galaktyk – powiedział, po czym oparł ręce na piasku i wyciągnął twarz ku niebu. – Ale chciałbym wiedzieć, co robisz akurat na tej konkretnej planecie.

– Wyczułam tu coś, co zaburza równowagę – odparła cicho i zwróciła się ku morzu.

Przemierzyła wzrokiem horyzont. W oddali majaczyły niewyraźne kontury gór i lasów, porastających wyspę, leżącą niedaleko. Ogromne istoty krążyły nad nią, skrzecząc drapieżnie.

– Mówisz o nich? – zapytało Życie, podążając za jej spojrzeniem. – Nieudany eksperyment, niebawem sam ich się pozbędę. – Podniósł się i otrzepał spodnie z piachu. – Sprawuję opiekę nad tą planetą. Nie musisz się więc martwić.

– Opiekę? – Zmarszczyła brwi.

– Każdy w Panteonie ma pod opieką jakąś planetę – zaczął tłumaczyć. – Ja opiekuję się Ziemią. Miłość opiekuje się Wenus, Los Merkurym i tak dalej, i tak dalej.

Zamrugała, zaskoczona. O czym on, na wszechświat, mówi?

Życie zaśmiało się gorzko, widząc jej zdezorientowanie. Jak mogła ich nie wyczuć? Odczuwała przecież każde, nawet najmniejsze drgnięcie mocy, a teraz okazuje się, że jest wielu podobnych do niej, a ona nie usłyszała ich ani razu.

Westchnęła zrezygnowana, po czym podeszła do brzegu. Chłodna, morska woda otuliła jej bose stopy. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Tak dawno postawiła nogę na jakiejkolwiek planecie, że zapomniała, jakie to uczucie mieć grunt pod stopami. Rzadko też znajdowała takie, na których byłoby tak pięknie, jak tutaj.

– Mogę cię tam zabrać. – Usłyszała tuż za sobą. Skrzywiła się nieznacznie, sądziła, że jeśli zacznie ignorować Życie, to zostawi ją w spokoju. – Czuję, że jesteś brakującym ogniwem.

Uniosła brew, lecz mężczyzna nie mógł tego zobaczyć, stała do niego tyłem. Gdzieś w głębi chciała zobaczyć to miejsce, o którym mówił. Ciekawiło ją, jak może wyglądać dom istot podobnych do niej. Tylko, czy była godna? Jej moc była nieokiełznana, dopiero od niedawna zaczęła nad nią panować, jeśli coś wyprowadzi ją z równowagi, źle się to może skończyć.

– Chciałabym zostać jeszcze chwilę tutaj – odparła, zerkając na niego przez ramię. Skuliła się w sobie, widząc, jak intensywnie się w nią wpatruje.

– Naturalnie. – Zrównał się z nią ramieniem. – Najpierw musiałabyś się ubrać.

Spojrzała na niego niepewnie. Ubrać?

– A co jest nie tak z moim ciałem? – mruknęła rozeźlona.

– Problem w tym, że absolutnie nic. – Zaśmiał się. – Ale w Deus Domus nosimy odzież taką jak moja.

Zlustrowała go od góry do dołu. Rzeczywiście ukrywał swoje ciało pod delikatnym, jasnym materiałem. Był miękki, dostrzegła to, kiedy przypadkowo otarł się o jej ramię. Mimowolnie sięgnęła do niego, by poczuć jego fakturę. Przejechała dłonią po rękawie tuniki, zastanawiając się, jak powstał ten materiał.

Uniosła głowę, by spojrzeć bóstwu w oczy. Jego umysł nie opierał się, kiedy wślizgnęła się do jego myśli z gracją, sam podsunął jej odpowiednie wspomnienie, w którym kilka pięknych kobiet przędło nić, a potem tkały na krośnie długie tkaniny.

One same były cudownie ubrane. Miały na sobie długie, zwiewne sukienki, przepasane złotym sznurkiem. Materiał opadał kaskadą wokół ich nóg, odsłaniał drobne ramiona i długie, łabędzie szyje. Serce Chaosu zabiło mocniej na ten widok. Chciała zobaczyć więcej, lecz Życie wypchnęło ją ze swojego umysłu i cofnęło się o krok.

– Jeśli chcesz zobaczyć więcej, musisz się tam udać – mruknął niskim tonem. Bogini zacisnęła usta.

– W porządku – odparła po chwili wahania. Ciekawość wzięła nad nią górę. – Przynieś mi odzienie. Wtedy udam się z tobą do Deus Domus.

Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust, po czym ukłonił delikatnie. Wciąż czuła na sobie jego spojrzenie, lepkie, osaczające, ale postanowiła to zignorować. Nie była przecież byle kim i kiedy to do niego dotrze, zapewne okaże jej należny szacunek.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Kiedy Życie pojawiło się z powrotem, było w towarzystwie dwóch skrzydlatych istot. Bogini zaparło dech w piersiach, kiedy pióra ich skrzydeł zamigotały w ciepłych promieniach słońca. Byli piękni a ich skóra gładka niczym tafla wody w bezwietrzny dzień.

Pokłonili się jej głęboko, po czym wrócili na swoje miejsca, tuż za plecami Życia. Mężczyzna trzymał w dłoniach obszerny materiał. Wyciągnął ręce w jej stronę, a materiał zamigotał złotą nicią, którą poprzetykana była kremowa suknia. Chaos ważył przez chwilę podarek, przyglądając mu się z zachwytem.

– Musisz przełożyć głowę przez ten otwór – poinstruował ją, a kiedy suknia znalazła się na ciele bogini, wyciągnął z kieszeni złoty pas i zawiązał go wokół jej talii. Miała wrażenie, że objął ją zbyt mocno, jak na tak zwykłą czynność.

– Kim oni są? – zapytała, zerkając w stronę skrzydlatych istot.

– To aniołowie. Michael i Abbadon – odparł, poprawiając wiązanie. – Stworzyłem ich jakiś czas temu.

– To twoja moc?

– Tak. – Ujął jej dłoń i odsunął się na długość ramienia. – Wyglądasz pięknie.

Poczuła na policzkach nieznane dotąd ciepło. Uśmiechnęła się delikatnie, zakłopotana. Kiedy została sam na sam z naturą, długo analizowała zachowanie tego mężczyzny. Kilkukrotnie odtwarzała w głowie wspomnienie, które pozwolił jej przejrzeć. Zastanawiała się również, dlaczego tak szybko wypchnął ją poza ramy własnego umysłu, lecz – nie mając wcześniej kontaktu z bóstwami – nie była w stanie określić jego pobudek. Doszła do wniosku, że będzie musiała poddać się trochę temu, co zaproponuje jej Życie. Przynajmniej do czasu, aż sama nie będzie się na tyle orientować, by odkrywać świat Panteonu samodzielnie.

Ramię mężczyzny owinęło się mocno wokół jej bioder. Pstryknął palcami, a świat wokół nich zawirował. Zamknęła oczy, teleportacja wywoływała u niej dziwne uczucie w żołądku, do którego po tylu eonach istnienia powinna przywyknąć. Poczuła pod stopami coś chłodnego, co całkowicie nie przypominało złocistego piasku, w którym topiła nogi na wybrzeżu. Uniosła powieki, a jej oczom ukazało się przestronne, białe pomieszczenie.

Wszystko, co znajdowało się w komnacie, miało właśnie ten kolor. Podłoga, ściany, meble, nawet światło wydawało się jarzyć bielą. Chaos zmrużył oczy, oślepiony. Wracając do wspomnienia mężczyzny, inaczej wyobrażała sobie Deus Domus. Barwy były tam ciepłe i bardziej stonowane.

– To moje prywatne miejsce. Stworzyłem je od podstaw – powiedziało Życie, zanim zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie. – Nim ruszymy do Deus Domus, muszę załatwić tu parę spraw.

– Gdzie podziały się anioły? – Podeszła do wysokiego okna. Tuż za nim rozpościerał się widok na równie białe miasto, co komnata. Na dole panował harmider, choć dźwięki nie docierały tak wysoko. Mrowie skrzydlatych istot kroczyło ścieżkami, wyłożonymi jasną kostką. Część z nich unosiła się nad budynkami, uderzając silnymi skrzydłami przestrzeń. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. Wciąż wyglądały pięknie, nawet z daleka.

– Dotrą tu o własnych siłach. – Życie usiadło na kanapie. – Przede wszystkim musimy nadać ci imię. Każde bóstwo je ma.

– Imię – powtórzyła za nim, wciąż wodząc wzrokiem za istotami. Nie słyszała, kiedy podszedł do niej i silnym ruchem odwrócił jej twarz w swoją stronę. Lodowate spojrzenie przeszyło ją na wylot, aż poczuła rzeczywisty chłód, jakby wdarł się nawet do jej kości.

– Saariel – ogłosił bez ogródek. – To będzie twoje imię.

Niespecjalnie przypadło jej do gustu, źle brzmiało w jej uszach, jednak nie zamierzała się o to spierać. Nie przykładała do tego aż tak dużej wagi. Nieważne, jakie imię będzie nosić, wciąż będzie Chaosem.

– A jakie jest twoje? – zapytała, kiedy uścisk na jej brodzie zelżał.

– Kreator.

Uniosła jedną brew. Było całkowicie inne niż to, które jej zaproponował. Kiedy wymawiał to słowo, czuła bijącą od niego potęgę, a niebieska esencja przeskoczyła nerwowo w chłodnych tęczówkach mężczyzny.

– Rozumiem – odparła, chociaż prawda była taka, że nic nie rozumiała.

Miała wrażenie, że wśród istot panują zasady, które ciężko będzie jej przyswoić. Nie była w stanie pojąć, dlaczego musiała założyć szatę ani po co jej imię. Przecież już miała swoją nazwę, dlaczego Kreator czuł potrzebę ubrać jej funkcję w inne słowa?

– W Deus Domus relacje są... napięte. – Wcisnął ręce w kieszenie spodni, po czym odwrócił się do niej plecami. – Wraz z Losem staramy się opanować sytuację, ale bywa ciężko. Może z tego powodu doszło do naszego spotkania? Bezkres sam widzi, jak źle się dzieje wśród najważniejszych istniejących istot.

Nie odpowiedziała od razu. Rozkładała wypowiedź Kreatora na czynniki pierwsze, próbując zrozumieć, co oznaczają „napięte relacje". Ona nie miała do tej pory żadnych. Jej wzrok wciąż kierował się w stronę okna. Bardziej interesowały ją anioły niż sprawy jej podobnych. Zadanie bóstwa było proste; utrzymać względny porządek we wszechświecie, równowagę, starać się nie zmieniać biegu linii czasu i likwidować wszelkie anomalie. Skoro Chaos całe eony był w stanie sam to robić, to co wydarzyło się między bogami, że wspólnie nie potrafią?

Kreator spojrzał na nią z delikatną odrazą. Prychnął głośno, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, lecz ona zaprzątnięta była skrzydlatymi za oknem.

– Chcesz porozmawiać z którymś z nich? – zapytał w końcu. Chaos spojrzała na niego z błyskiem w oku. Pokiwała entuzjastycznie głową, niemal zaczęła przebierać nogami na tę myśl.

Dwa klaśnięcia w dłonie później w drzwiach komnaty pokrytej bielą pojawił się wysoki, czarnoskrzydły anioł. Ciemne włosy opadały mu kaskadą na ramiona, ukryte pod śnieżnobiałą koszulą. Najbardziej jednak jego oczy przykuły jej uwagę. Były tak zielone, że niemal świeciły. Przywodziły jej na myśl przeogromne połacie pól, jakie mijała, kiedy odkrywała Ziemię.

Anioł wpatrywał się twardo w Kreatora, nie zaszczycając jej nawet skinięciem głowy.

– Wzywałeś, Panie? – zapytał głębokim, melodyjnym głosem. Chaos zamrugał zaskoczony jego tonem.

– Dotrzymaj towarzystwa naszemu gościowi – powiedział cierpko Kreator. – Zajmę się w tym czasie waszymi sprawami.

Anioł skinął ledwie głową, a już po chwili Życie rozpłynęło się w powietrzu i jedyne co po nim pozostało to echo pstryknięcia palcami.

Chaos stała wciąż w tym samym miejscu zbyt onieśmielona, by wykonać jakikolwiek ruch. Uważnie studiowała grę światła, to, jak tańczyło na czarnych piórach. Przesunęła wzrok na niewzruszoną twarz anioła. Wpatrywał się w nią intensywnie seledynowymi tęczówkami, jednak nie była w stanie nic z nich wyczytać. Omiotła całą jego sylwetkę, zastanawiając się, czy było mu wygodnie w ubraniu, które tak mocno przylegało do ciała.

– Czym mogę służyć, pani? – zapytał w końcu, kiedy bogini już doskonale przyzwyczaiła się do ciszy.

– Mogę ich dotknąć? – spytała nieśmiało, z nadzieją. Anioł poruszył się niespokojnie, a w oczach mignęła niechęć. Natychmiast się zreflektowała. – Przepraszam za bezpośredniość. Powinnam chyba najpierw zapytać, czy masz jakieś imię.

– Abbadon – odparł beznamiętnie. Jego ramiona poruszyły się, jakby się rozluźniał.

– Zabierzesz mnie do miasta na dole, Abbadonie?

Anioł milczał, lustrując ją uważnie. Była pewna, że jego dystans i oschłość to wynik ostrożności, widziała to w jego oczach. Wyglądał jak barbarzyńca, piękny barbarzyńca. Jednak w spojrzeniu była w stanie wyczytać dużo więcej, niż zapewne by sobie życzył. Anioł Zagłady – mignęło jej przez myśl, kiedy ich oczy spotkały się przelotnie.

Skrzydlaty w końcu zorientował się, że złapała z nim kontakt, niemal z przerażeniem wyrysowanym na twarzy, stanął do niej bokiem. Zmarszczyła brwi, zaskoczona tym zachowaniem. Przecież nie zamierzała wchodzić do jego głowy, a to, jakie wibracje i myśli wysyłał w jej stronę, były daleko poza jej kontrolą.

Wzięła głęboki wdech i podeszła do niego powolnym krokiem. Pióra na jego skrzydłach nastroszyły się delikatnie.

– Ne jestem tu po to, by grzebać w twojej głowie – powiedziała stanowczo. Zdecydowanie nie powinna ukrywać swojej prawdziwej twarzy. – Nigdy nie widziałam anioła. Chce was poznać.

Brew Abbadona poszybowała do góry, ale wciąż nie odwrócił głowy w jej stronę.

– A co, jeśli uznasz nas za anomalię? Pan kazał na ciebie uważać.

– Już byście nie żyli – odparła spokojnie, poprawiając materiał szaty. Krtań anioła przesunęła się nerwowo w górę, kiedy przełykał. – Zaprowadź mnie do miasta.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Chaos chłonęła dźwięki Królestwa Niebieskiego z zachwytem. Abbadon nie był specjalnie rozmownym aniołem, jednak cierpliwie odpowiadał na prawie każde pytanie, które mu zadała. Milczeniem odpowiadał zwykle, gdy jej ciekawość dotyczyła jego samego. Mierziło ją to, jednak doszła do wniosku, że wśród aniołów o pewne rzeczy pytać zwyczajnie nie wypada.

Szła przez szeroki plac w skupieniu, otworzyła umysł na myśli wszystkich istot, które ją otaczały. Chciała dowiedzieć się o tym miejscu jak najwięcej. O tym, jak funkcjonuje, kto w nim mieszka, oprócz aniołów i kiedy tak naprawdę powstały.

Było ich mnóstwo, różniły się od siebie zarówno wzrostem, jak i wyglądem czy umaszczeniem skrzydeł. Jej uwagę przykuły najbardziej te, które miały śnieżnobiałe i srebrzyste pióra. Większość ze skrzydlatych istot rozmyślała o doczesnych sprawach; jaki przygotować posiłek, ile zadań czeka je jeszcze w tym dniu i z kim mają umówione spotkanie. W gwarze myśli wyłapała nazwę, która przewijała się najczęściej, dlatego odwróciła się do Abbadona z pytającym wyrazem twarzy.

– Kim jest Książę?

Anioł wydął policzki i wzniósł oczy ku niebu.

– Włazisz do głowy każdemu napotkanemu aniołowi? – zapytał z przekąsem, lecz kiedy nie uzyskał odpowiedzi, westchnął przeciągle. – To Archanioł Michał, powstał jako jeden z pierwszych, prawa ręka Kreatora. Stoi na czele niebiańskiej armii.

– Armii? – Zmarszczyła brwi.

– Wojsko. Skupisko aniołów, które w razie potrzeby stanie do walki.

– Dlaczego anioły miałyby walczyć? – dziwiła się. Przecież równowaga nie polegała na walce, a one same w większości wyglądały na zbyt łagodne, by dzierżyć broń.

Odchrząknął zniecierpliwiony, zdecydowanie nie miał ochoty odpowiadać na jej pytania. Dziwne uczucie niepokoju zakuło ją w środku, jednak zdusiła je w sobie. Być może to tylko środki ostrożności, jakie podjął Kreator, by zapanować nad tak liczebną grupą. Skoro konflikty dotykały nawet bóstwa, to istoty postawione niżej również w nie popadały.

– Myślę, że na dzisiaj wystarczy spacerów – powiedział po krótkiej chwili ciszy i złapał ją za ramię. – Wracajmy do pałacu.

– Zawsze jesteś taki nieszczęśliwy? – mruknęła niezadowolona. To kolejny raz, kiedy zawracają w połowie drogi, a ona miała jeszcze tyle rzeczy do odkrycia!

– Tylko, kiedy muszę pilnować nieogarniętej bogini – sarknął złośliwie w odpowiedzi, ciągnąc ją za sobą.

Zatrzymała się gwałtownie i wyrwała się z uścisku anioła. Esencja zatańczyła niespokojnie pod jej skórą, a oczy zajarzyły się wściekle srebrem. Abbadon cofnął się o krok zmieszany, widząc, jak włosy bogini elektryzują się delikatne pod wpływem energii, jaka otoczyła jej ciało.

Mogła wiedzieć niewiele o świecie aniołów ani nawet o innych bóstwach. Mogła gubić się w relacjach i konotacjach między istotami, ale nikt nie miał prawa nazywać ją nieogarniętą, na Wszechświat! Tylko dzięki jej pracy, jakakolwiek galaktyka jeszcze istnieje!

Blask płynący od bogini zatrzymał anioły, spacerujące niedaleko. Patrzyły po sobie niespokojnie, zerkały co chwilę na Abbadona, który mimowolnie złapał za rękojeść miecza przytroczonego do boku. Chaos przechyliła głowę do boku, widząc zbiegowisko, które powiększało się z każdą chwilą. Wciągnęła powietrze nosem i wypuściła ustami, chcąc rozładować napięcie, które w niej narosło. Poruszyła palcami i wypuściła wiązkę mocy w stronę Anioła Zagłady. Wciągnął powietrze ze świstem, kiedy nogi odmówiły mu posłuszeństwa, skute srebrzystą nicią esencji.

Stanęła tak blisko, że był w stanie poczuć jej zapach. Przybliżyła twarz do jego i obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.

– Ostatni raz mnie znieważyłeś – warknęła chłodno przez zaciśnięte zęby. Stróżka potu spłynęła mu po skroni. Wycofała swoją moc z powrotem w głąb siebie i poprawiła jasne kosmyki włosów. Minęła go bez słowa i ruszyła w stronę pałacu, nie oglądając się za siebie.

⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆

Ciężkie księgi z hukiem spadły na blat biurka. Bogini spojrzała na opasłe tomy z uniesioną brwią, po czym przeniosła wzrok na beznamiętne oblicze Kreatora. Już co nieco o nim wiedziała, zdania wśród aniołów były podzielone. Część uważała, że jest cudowny, druga wręcz przeciwnie; widziała w ich myślach obraz okrutnego stwórcy, który nie znosił sprzeciwów i śmiało eksperymentuje z kolejnymi istotami, nie zważając na zasady moralne, które sam im wpoił. Potrafiła również odróżnić zwykłe anioły od tych, które należały do Hufców Anielskich. Było ich wyjątkowo dużo, nawet kiedy nie ubierały oficjalnego stroju, nosiły pod tunikami miecze i topory, gotowe w każdej chwili ruszyć do ataku.

Tylko raz udało jej się spotkać Michała Archanioła na placu. Wchodziła właśnie po schodach, prowadzących na ogromny rynek, gdzie toczyło się zwyczajne życie anielskiego miasta. Wydawał się tak chłodny, jak Kreator. Jednak dostrzegła w jego oczach jakiś błysk, cień zainteresowania, który zniknął równie szybko co jego śnieżnobiały mundur za wysokimi drzwiami, prowadzącymi do pałacu Życia. Miecz, który miał przewieszony przez plecy, wywołał w niej nie tylko niepokój, ale i strach. Czuła, że jest w nim moc dużo większa, niż ta, którą dysponują inne anioły. Miecz Abbadona również wysyłał silne wibracje, słyszała, jak zawodzi i jęczy, jakby dusze nim ugodzone zostały w nim zamknięte już na zawsze, ale była pewna, że nie byłby w stanie zrobić jej krzywdy.

– Wywołałaś spore zamieszanie wczoraj, droga Saariel. – Monotonny głos Kreatora wyrwał ją z zamyślenia. Przewróciła oczami, znudzona. Słyszała to już co najmniej piąty raz.

– Gdzie Abbadon? – Puściła uwagę bóstwa mimo uszu, nie potrzebowała się tłumaczyć, przecież nikt nie umarł.

– Obraził cię, więc poniósł odpowiednią karę. – Okrążył biurko, po czym usiadł w fotelu, stojącym po drugiej stronie rzeźbionej ławy. Skrzywił się, kiedy spojrzał na nietknięty posiłek i pełny kieliszek wina. – Dlaczego nie jesz?

– To karalne? – zapytała z przekąsem. Nie podobał się jej sposób, w jaki Kreator traktuje swoich podwładnych. Zdążyła się zorientować, jakie kary ponoszą anioły, kiedy coś mu się nie spodoba. Niektórzy wchodzili do jego gabinetu i już z niego nie wychodzili.

– Nie, ale w Deus Domus posiłki są ważną częścią każdego dnia. – Oparł głowę o zagłówek fotela, jego palce odbijały się nerwowo od podłokietnika.

– Kiedy tam pójdziemy?

– Niebawem. Muszę dokończyć pewien projekt.

– Co to za projekt? Kolejne istoty?

– W rzeczy samej. – Założył nogę na nogę, a w jego oczach błysną cień ekscytacji. – Ludzie.

– Ludzie – powtórzyła za nim bezwiednie. Chłodne, jasne tęczówki Kreatora wywoływały w niej nieprzyjemny dreszcz, dlatego odwróciła wzrok i zawiesiła go na księgach.

– Tak. Bardzo podobni do nas, ale bez choćby krzty mocy. Tchnąłem w nich jedynie odrobinę esencji, żeby mieli świadomość.

– Interesująca koncepcja – mruknęła, choć wcale jej to nie interesowało. Słyszała już o różnych eksperymentach Kreatora, lwia część z nich kończyła się fiaskiem. Domyśliła się, że wiele z tych istot sama zutylizowała lub znalazła im nowy dom. Zastanawiała się, skąd oni wszyscy się biorą, tymczasem rozwiązała zagadkę przez przypadek.

– Myślę, że to się uda – kontynuował niezrażony. – Kiedy będę pewny, pokażę ci ich.

Kiwnęła głową, po czym wstała i sięgnęła po księgę, leżącą na wierzchu sterty. Przejrzała ją pospiesznie, dziwne znaki, ułożone ciągiem, jeden za drugim, były dla niej niezrozumiałe. Położyła dłoń na karcie, ale nie wyczuła żadnej emocji, która pomogłaby jej odczytać to, co zostało zawarte na kartach pergaminu.

– Co to jest? – Zmarszczyła brwi, przerzucając kolejne karty.

– Księgi historyczne, spisane w enochiańskim – odparł, stanął tuż za nią, by spojrzeć jej przez ramię. – Nie umiesz czytać?

– Nigdy nie musiałam niczego czytać. – Wzruszyła ramionami, wypowiadając ostatnie słowo z lekką niepewnością w głosie. – Sprowadź Abbadona. Chcę, żeby mnie nauczył.

Zamknęła księgę z głośnym hukiem, odłożyła ją z powrotem na biurko i ruszyła do dużego okna, z którego obserwowała życie aniołów od kilku dni.

Może i Anioł Zagłady był oschły i powściągliwy, dość trudny w obyciu, ale zdążyła się przyzwyczaić do jego obecności obok. Początkowo czuła się skrępowana tym, że ciągle jest tuż za nią, jednak w pewnym momencie jego palący wzrok, wbity w jej plecy, przestał sprawiać, że czuła nieprzyjemny dreszcz. Cierpliwie odpowiadał nawet na jej najbardziej bezsensowne pytania, chociaż doskonale wiedział, że mogłaby uzyskać informacje w inny sposób. Czasem pytała tylko po to, by usłyszeć jego głos. Wbrew pozorom był miły i lubiła go słuchać.

Zamiast pożegnania, usłyszała jedynie ciężkie kroki i trzask zamykających się drzwi. Nie mogła wyczuć tego bóstwa. Jego umysł był na nią zamknięty na wszystkie możliwe sposoby, jakby ukrywał w nich rzeczy, przez które mogłaby mieć o nim niepochlebne zdanie. Starał się ze wszystkich swoich sił, by mu zaufała, lecz Chaos wyczuwał, że nie jest z nią do końca szczery w wielu sprawach. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top