Rozdział 26
Cisza panująca w pomieszczeniu przeciągała się nieubłaganie drugą lub nawet trzecią godzinę. Zebrani siedzieli w każdym możliwym miejscu, obserwując się nieustannie. Sara wpatrywała się w milczącego Sebastiana, który wydawać by się mogło, uciekł gdzieś daleko w czeluści swoich myśli, zawieszając wzrok niewiele wyżej ponad jej ramię.
Znajdowali się w dobrze już znanym Sarze salonie, do którego trafiła pierwszego dnia, kiedy dotarła do Urbos. Na okna zostały nałożone trzy lub cztery zaklęcia ochronne, sama nie była pewna. Kasjusz wypowiadał inkantacje dość szybko i nerwowo jak na jego spokojne, flegmatyczne usposobienie. Sami magowie usiedli w znacznej odległości od niej i Sebastiana, jakby bali się, że moc któregokolwiek z nich zrobi im krzywdę. Niedługo potem do pomieszczenia wszedł Lucyfer, trzymając Shilę za rękę.
Kobieta wyglądała na co najmniej wykończoną, sińce pod jej oczami były wręcz granatowe, a co chwilę opadające powieki sugerowały, że niesamowicie chce jej się spać. Włosy wciąż miała mokre po kąpieli, a ubrania tak niedbale założone, że Sara była niemal pewna, że ta ubierała się w pośpiechu.
Ona sama wciąż nie miała okazji doprowadzić się do ładu. Mokre od posoki ubranie przykleiło się do jej ciała, a w nosie gotowało się od metalicznego zapachu. Włosy przykleiły się do policzków i szyi, a ciężar błota, które na nich spoczywało, sprawiał, że się z lekka garbiła.
Podobnie wyglądali jej bracia i ich niespodziewany gość. Xander, po krótkiej i cichej wymianie zdań z Mathiasem, Obdarzył ich serią bliżej nieokreślonych wyrazów twarzy, po czym wyszedł, rzucając przez ramię, by chwilę zaczekali. Więc czekali, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
Czekamy na coś? – Dotarło do niej niespodziewanie, przez co podskoczyła na swoim fotelu.
Na Xandera, aż wróci. Myślałeś, że taka rewelacja przejdzie bez echa? – fuknęła, również w myślach, marszcząc nos i brwi.
Nie sądziłem, że tutaj ludzie są przekonani o tym, że wszyscy z rodu Relain nie żyją.
Cóż, jak widzisz, magowie z tych stron często mijają się z prawdą co do niektórych wydarzeń historycznych .– Kąciki jego ust drgnęły nieznacznie. – Jesteś jakimś wnukiem Scamara, czy kim?
Wnukiem? – zaśmiał się. – Nic z tych rzeczy.
Kim w takim razie jesteś?
Ich twórcą.
Sara zerwała się z miejsca na równe nogi, a jej brwi poszybowały do góry, dotykając prawie linii włosów. Oczy zebranych skierowały się w jej stronę, a niewypowiedziane pytanie wisiało w powietrzu.
– Kim? – wydukała, tym razem na głos, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
– Och, przestaniecie w końcu gadać ze sobą w myślach?! – Shila spiorunowała ich wzrokiem, wskazując palcem to na jedno to na drugie. Rudowłosa spojrzała w jej stronę z niewinną miną, lecz Sebastian nie obdarzył nawet mrugnięciem. – Panie Relain, myślę, że wszyscy chętnie się dowiedzą, kim pan dokładnie jest i co tu robi, więc śmiało, proszę się nie krępować. – Spojrzał na nią, a wilczyca uśmiechnęła się złośliwie. – W głowie bywasz całkiem rozgadany.
Sebastian taksował ją przez chwilę wzrokiem, po czym ścisnął grzbiet nosa, wzdychając ciężko. Co mu przyszło do głowy, żeby prosić akurat tę kobietę o pomoc? Doskonale wiedział o jej dość gwałtownym temperamencie, więc jakie procesy myślowe zaszły w jego głowie, że doszedł do wniosku, że to będzie odpowiednia kandydatka?
– Podobno czekamy, aż pan Xander wróci – odparł spokojnie, opadając na oparcie fotela.
– Możliwe, że wcale nie wróci. – Mathias tak bardzo się wcisnął w swoje siedzenie, że właściwie zapomnieli o tym, że w ogóle tu był. – Czego od nas chcesz?
– Niczego.
– Więc po co przybyłeś?
– Math, czy to nieoczywiste? – Shila założyła ręce na piersi. – Wasze mózgi naprawdę pracują tak wolno, że żadne z was się jeszcze nie domyśliło?
Umilkli. Sara domyślała się, z jakiego powodu ten mężczyzna pojawił się w Jorden, lecz nie bardzo chciała w to wierzyć. Wolała snuć domysły, tak jak reszta Kalerainów, nie chcąc przyznać sama przed sobą, że nieznajomy może być kluczem do rozwiązania zagadki o niej samej. W jej głowie kotłowało się od różnych informacji, próbowała je poskładać w całość, żeby dowiedzieć się czegokolwiek na swój temat, lecz ciągle coś jej umykało. Brakowało sporego elementu jej życiowej układanki, a Sebastian Relain mógł podać jej odpowiedzi na tacy.
– Przyszedł po mnie. – Oczy wszystkich spoczęły na rudowłosej. Ona natomiast intensywnie wpatrywała się w mężczyznę, który zdawał się całkowicie nie przejmować czymkolwiek. Wstał i podszedł do najbliższego okna, splatając dłonie na plecach.
Pewności co do tego nie miała, lecz chwilę później zalały ją wessane przez esencję wspomnienia Sebastiana. Cały czas lawirował wokół niej, niczym liść, interweniował w najbardziej krytycznych momentach, by ostatecznie wziąć sprawy we własne ręce.
– Dlaczego? – Bliźniaki wyrzuciły z siebie pytanie niemal jednocześnie.
– Ponieważ Sara nie należy do tego świata.
– Słucham? – Wampirzyca otworzyła usta, po czym je zamknęła. Czy ona się przesłyszała?
Nie. Ale wolałbym omówić to z tobą na osobności. Nie ma potrzeby angażować w to magów. Zaufaj mi. To nie jest konieczne.
– Zaufać? Tobie? – wydukała, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówił do niej w myślach. – Przecież nawet cię nie znam!
– ZNASZ! – wypluł z siebie tak głośno, że wprawił ściany w lekkie drganie. Esencja wylała się z niego zielonym wodospadem, a białe światło świec zmieniło swoją barwę na szmaragd. – Nikogo innego nie znasz tak, jak mnie! A problem polega na tym, że wciąż tego nie pamiętasz, a ja nie mam pojęcia, kurwa, dlaczego!
Nigdy nie był jakoś szczególnie cierpliwy i sam siebie podziwiał za to, jak długo trzymał swój gniewny temperament w ryzach. Jednak w tej chwili czuł się skrajnie wyczerpany i ostatnie, na co miał ochotę to tłumaczenie się z czegokolwiek przed którąkolwiek z tych osób. Sytuacja trochę wymykała mu się spod kontroli, nie planował zostawać w Jorden dłużej niż to konieczne, a przez konieczne miał na myśli, dopóki Sara sobie nie przypomni.
W ciągu ostatnich dwóch godzin, spędzonych na oczekiwaniu, przeczesywał jej ciało i umysł w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło zablokować wspomnienia. Wkradł się niepostrzeżenie do myśli, nie pozwalając sobie na ujawnienie się. Wiedział, że jeżeli go wyczuje, od razu wypchnie poza granicę swojej świadomości i pieczołowicie będzie pilnowała tej wyimaginowanej linii. Zrobił wszystko, co mógł – poskładał jej rozerwaną duszę w całość, sprowadził na nią fizyczny ból, zdjął marnej jakości pieczęć założoną lata temu przez jej ludzkiego ojca. Jej ciało i dusza szalały, walczyły z konsekwencjami ostatnich wydarzeń, spacerowała między światami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A mimo to nie wróciło do niej ani jedno wspomnienie z poprzedniego życia. Jakby brakowało jakiegoś elementu, którego on sam nie potrafił dostrzec.
Sara zacisnęła usta w wąską linię. Nawet nie mrugnęła, kiedy moc Sebastiana ogarnęła całe pomieszczenie. Coraz większa irytacja ogarniała jej ciało i umysł. Łaził za nią od dłuższego czasu, sprawiał wrażenie kogoś, kto za ją na wylot, kto zna ją bardziej niż ona sama. Wciąż mówił zagadkami, jednocześnie ignorując wtedy, kiedy ona potrzebowała odpowiedzi. Czuła, że coś się w niej zmienia, jej esencja szalała tak jak cały jej organizm. Głowa pulsowała z wycieńczenia, a żołądek zaciskał z głodu. Miała serdecznie dość czekania, marzyła o kąpieli i wygodnym łóżku i ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, to szopka, w którą Shila próbowała ich wepchnąć.
Zabrać cię stąd?
Spojrzała na niego, zdając sobie sprawę, że przez cały czas, kiedy rozmyślała, nerwowo mieliła dolną wargę między zębami. Skarciła samą siebie za to, że przestała pilnować muru, jaki stworzyła w swoim umyśle i tak gładko udało mu się do niego dostać. Zlustrowała go wzrokiem, lecz jego twarz i postawa nie zdradzały niczego. Wahała się krócej, niż mogłaby się spodziewać.
Będę tego żałowała – mruknęła i pokiwała głową na znak, że przystaje na jego propozycję.
Być może.
Shila przeskakiwała wzrokiem między jednym a drugim. Zbyt długie milczenie tych dwojga, kiedy patrzą sobie w oczy, oznaczało, że prowadzą między sobą konwersację, o której nikt, znajdujący się w tym pokoju, miał nie wiedzieć. Zmarszczyła brwi, kiedy Sara ochoczo pokiwała głową, a jej twarz rozluźniła się na jeden, krótki, trudny do zarejestrowania moment. Kąciki ust Sebastiana drgnęły nieznacznie, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę dziewczyny i wyciągnął doń rękę.
Znała tego mężczyznę wystarczająco długo, by orientować się w jego magicznych zdolnościach i jeżeli cokolwiek urodziło się w jego głowie, ten drobny, niby nieznaczący zbyt wiele, gest mógł sprawić, że całe miasto nagle stanie w płomieniach. Ale widziała również irytację i zmęczenie na twarzy Sary, więc w głowie wilczycy zakotwiczyła się inna, mniej apokaliptyczna myśl.
Wyszarpała się z uścisku zaskoczonego Lucyfera, wyciągając w stronę Sebastiana oskarżycielsko palec. Przez jedną krótką chwilę obdarzył ją beznamiętnym spojrzeniem.
Zwróciła na siebie uwagę pozostałych, równie zaskoczonych jej zrywem, co ukochany.
– Nawet się nie waż... – zaczęła, sycząc przez zęby, a usta mężczyzny rozciągnęły się w złośliwym uśmiechu.
Sara mimowolnie podała mu swoją dłoń, a on przyciągnął ją do siebie, oplatając szczelnie jej talię. Wystarczyło jedno mrugnięcie, ułamek sekundy, chwila nieuwagi, by bezszelestnie rozpłynęli się w powietrzu, zostawiając resztę z osłupieniem wymalowanym na twarzy i siarczystym przekleństwem, wydobywającym się z ust Shili.
Jedno, ciche pstryknięcie palców Sebastiana sprawiło, że zniknęli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top