ROZDZIAŁ XXIV - CÓRKA
Stałam przy oknie i czekałam na niego bardzo przestraszona. W zasadzie dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że chyba nie chciałabym znać prawdy, z drugiej jednak strony, nie mogłam się oszukiwać, on nie mógł mnie oszukiwać:
- Już jestem. Przywiozłem spodnie, majteczki... - oznajmił zadowolony.
Wszedł do środka, rzucił reklamówkę z ciuchami na kanapę i zaczął rozpinać guziki w czarnej, matowej koszuli, którą nosił zawsze do pracy:
- Dzwoniła znajoma. Widziała cię dzisiaj z Majką i jakimś dzieckiem w przychodni całodobowej. Wyjaśnisz mi to jakoś? - zapytałam, odchodząc od okna.
Borys spojrzał na mnie i poczerwieniał. On wiedział, że ja wiem lub przynajmniej się domyślam:
- Pomogłem jej.
- Tak bezinteresownie? Bez powodu? W zasadzie to, co się obchodzi była dziewczyna i z jakiej racji jej pomagasz? No chyba, że to twoje dziecko, jeśli tak, to nie mam pytań.
- Usiądź, proszę... - westchnął ciężko, szykując się na podjęcie tematu. - To dziecko, to Sonia. Ma trzy miesiące i jest... Naszą córką.
Słysząc to, usiadłam. Jak stałam, tak usiadłam. Chryste Panie, prawie zemdlałam, gdy mi to powiedział.
- Słucham?! - krzyknęłam do niego.
- Elena, ja nie wiedziałem, że ona zaszła w ciążę. Dopiero miesiąc temu dowiedziałem się, że mam dzieciaka. Nie miałem kurwa pojęcia jak mam ci to powiedzieć.
- Nie wiem, może normalnie? Może coś w stylu: Słuchaj Elena, ale Majka powiedziała mi, że urodziła moje dziecko? Ja muszę dostawać telefony od znajomych, że ciebie z dzieckiem i byłą widują w przychodniach? Zaczekaj... - zaczęłam obliczać na palcach datę poczęcia. - Skoro ma trzy miesiące, to Majka zaszła rok temu, a my jesteśmy rok i miesiąc, dziś mija dokładnie miesiąc. To znaczy, że zdradziłeś mnie na samym początku związku?
- To nie jest tak jak myślisz... - zaczął.
- Więc jak jest?
Do oczu zaczęły napływać mi łzy, a chwilę później nadmiar wypływał na policzki. Jeszcze gorzej robiło mi się, wiedząc, że on nie potrafi się wytłumaczyć, że nie ma pojęcia co powiedzieć i zwyczajnie milczy. Jak miałam zareagować? Nie dość, że zdradził mnie miesiąc po tym, jak zaczęliśmy ze sobą być, to jeszcze teraz SMS-ował ze swoją byłą i być może znów zdradzał. Czułam ból, bezsilność i smutek:
- Nie wiem co mam ci powiedzieć... - oparł się łokciem o blat, a na dłoni ułożył swoją głowę. - Nie mam pojęcia jak się z tego wytłumaczyć.
- To może chociaż powiedz, dlaczego? Dlaczego wtedy, kiedy myślałam, że było nam dobrze, ty uprawiałeś seks ze swoją byłą?
- To nie było tak. Kocham cię, naprawdę. Majka wpadła do mnie po jakiś łańcuszek, szukała go, przestawiała meble i ja po jakimś czasie jej pomogłem. Razem z nią szukałem, aż w końcu powiedziała, że żadnego wisiora nie ma, i że chciała tu przyjść, bo mnie pragnie. Powiedziała, że chce żebym ją wyruchał ostatni raz, najostatniejszy raz, że potem już da mi spokój i nigdy więcej jej nie zobaczę. Na początku nie chciałem, kochałem cię, tylko o tobie myślałem, ale jak zaczęła się rozbierać i... Jezu, nie wytrzymałem. Zrobiłem to. - westchnął. - Żałuję tego i żałowałem, ale chciałem zapomnieć i zacząć z tobą żyć. W końcu kurwa miesiąc temu się odezwała i powiedziała, że to moja córka. Dwa dni temu przyszły wyniki badań. Ja jestem jej ojcem. - ucichł na chwilę. - Przepraszam Elena, ja naprawdę cię kocham i chcę z tobą być. Nie planowałem tego dziecka, nie planowałem Majki, tego seksu...
- Ten wyjazd do Moskwy miał być po to, żebym się nie dowiedziała, a szybki ślub żebym miała potem pod górkę w razie rozstania? - zapytałam, patrząc na niego, ale on już na mnie nie patrzył.
Schował twarz w dłoniach opartych o blat kuchenny i co chwilę pociągał nosem:
- Nie Elena. Wszystko co robię i planuję jest dla nas, z myślą o nas. Chcę ślubu bo cie kocham, a wyprowadzki chcę, żeby było nam lepiej, żebyśmy byli gdzieś, gdzie oboje będziemy bezpieczni. Ja naprawdę tego nie planowałem. Chciałem ci powiedzieć, zbierałem się od dawna, ale nie umiałem. Wiem, że odjebałem i to zajebiście, ale się kurwa bałem, że odejdziesz.
- Wiesz... Gdybyś był ze mną szczery, to może bym to przemyślała, w końcu każdy z nas popełnia błędy, ale nie chcę być z kłamcą, a tymbardziej z kłamcą, który zdradza i zataja tak ważne informacje. - podeszłam więc bliżej, zdjęłam pierścionek i położyłam mu na blacie. - Nie będzie żadnego ślubu, nie będzie wyprowadzki, nie będzie czegokolwiek. Wracaj do rodziny...
W zasadzie nie miałam pojęcia czy na niego nakrzyczeć czy go zabić czy co... Byłam cholernie zmieszana, smutna, zdradzona, a w żołądku czułam serce, które znów spadło gdzieś z góry lecz tym razem, nie wróciło na swoje miejsce. Zebrałam swoje rzeczy, torebkę i mimo jego wyraźnych sprzeciwów demonstrowanych poprzez głownie zabieranie klucza do drzwi i obwieszanie się na moim ciele, wyszłam, bo wewnątrz chyba dłużej bym nie wytrzymała.
Piechotką doszłam do domu i tam dopiero dałam stu procentowy upust emocjom, które we mnie spoczywały. Nienawidziłam Majki i byłam pewna, że celowo zaszła w ciążę, że skorzystała z planu jaki zaproponowała Paulina, mając nadzieję, że jeszcze do siebie wrócą. Czy jej plan się powiódł? Nie wiem, ale jeśli ze sobą pisali i się spotykali, to przecież duża szansa, że właśnie tak miało się stać, a to czy faktycznie tak będzie, to już sprawa jej i Borysa. W świetle danej sytuacji gówno miałam do gadania. Była mama, dziecko i tata - formalnie "rodzina", a ja do niej nie należałam.
W pracy wzięłam wolne, bo jak miałabym pracować? Wstawałam i ryczałam, kładłam się i ryczałam, srałam i ryczałam, końca nie było widać, a łez zaczynało brakować. Kochałam Borysa i wiedziałam, że trudno mi będzie się przyzwyczaić do jego braku, do tego, że już nie będzie mój. Nie chciałam się z nim rozstawać, nie chciałam wymazywać wspomnień, ale inaczej chyba nie dałabym rady żyć.
Od rana do nocy zasypywał mnie wiadomościami i telefonami. Tłumaczył, przepraszał, przepraszał, tłumaczył. Wiem, że to przeżywał, ja przecież też, ale kompletnie nie widziałam dalszego sensu. Chciałam mieć dziecko, a on powtarzał, że nie jest gotowy i ani słowem nie wspomniał, że zwyczajnie już jedno ma. Szkoda słów, ale przecież musiałam jakoś żyć dalej. Pozbierałam się po Kamilu, wiedziałam, że pozbieram się i po Borysie:
- Przykro mi, że tak się stało, ale ja jakoś od samego początku za nim nie przepadałam. Czułam, że coś z nim nie tak... - powiedziała Julka, podając nam kawę.
- Miałaś rację, Paulina też, ale ja... Wszystko to ignorowałam... - zaszlochałam.
- Wiem kochanie, ale teraz już będzie tylko lepiej. Znajdziesz sobie kogoś innego. Kogoś kto będzie cię kochał i szanował... - uśmiechnęła się delikatnie, kładąc rękę na moim kolanie. - Kogoś kto nigdy cię nie zostawi i... Będzie cię szanował.
Gdy to mówiła, poczułam się dosyć dziwnie. Między nami zapanowała taka ciężka, niezręczna atmosfera, a w jej oczach błyszczały malutkie lampiony, które nie gasły. Wiedziałam, że stanie się coś dziwnego, ona sama była dziwna, ale nie sądziłam, że będzie gotowa się do tego posunąć.
Przesunęła dłoń na moją dłoń i przybliżyła się do mojej twarzy, a gdy już była odpowiednio blisko, wsadziła mi język w usta, namiętnie obcałowując moje wargi. W zasadzie na początku byłam w szoku, dlatego nie reagowałam na jej namiętne pocałunki, seksowne jęki i smyrające ruchy w okół moich dłoni, ale gdy zdałam sobie sprawę do czego doszło, szybko zerwałam się z fotela:
- Julka?! Co ty robisz? - zapytałam.
- Kocham cię Elena i nie udawaj, że o tym nie wiesz... Nie wiedziałam jak mam ci powiedzieć, ale... Jesteś miłością mojego życia.
- Julka... Jak to? Przecież... Ja nie jestem lesbijką - odparłam zszokowana.
- Nie szkodzi. Ja też przecież kiedyś nie byłam. Nie mów, że nigdy nie podniecały cię kobiety, nawet w fantazjach...
Trochę to było niezręczne, ale korzystając z okazji, a także szoku musiałam to wyjaśnić:
- W fantazjach, ale nie na żywo, normalnie. Ja... Nie wiem co ty sobie wyobrażałaś, ale przepraszam... Ja ciebie nie kocham, ja nie gustuję w kobietach.
- Chociaż spróbuj, a gwarantuję, że ci się spodoba... - przyłożyła palec do moich ust i znów zaczęła się łasić.
- Nie Julka, wyjdź. Wyjdź z mojego domu. - poprosiłam.
Ona spojrzała w podłogę i westchnęła:
- Jeśli się namyślisz, to zadzwoń. Będę na ciebie czekać - zebrała swoje rzeczy i wyszła, a ja zostałam tam i stałam tak w bezruchu przez jeszcze niemal dwie minuty.
To było dziwne, szokujące i obrzydliwe, ale mogłam się przecież domyślić. Od samego poczatku dawała mi znaki, a ja nawet nie domyślałam się o co może chodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top