ROZDZIAŁ XV - WSPÓLNIE
- Czy ten krasnal jest na promocji? - zapytała jakaś baba, wychodząc zza szafek.
Rzuciłam wzrokiem na nią, potem na plakietkę z napisem PROMOCJA, potem znów na nią i zaczęłam:
- Przecież wisi plakietka z napisem PROMOCJA. Jest przekreślona stara cena, a dopisana nowa.
- No tak, ale wie pani... - podeszła bliżej lady - czasami jest tak, że pisze promocja, a tak naprawdę to nie ma promocji, rozumie pani?
Spojrzałam na nią próbując rozszyfrować jakim kodem do mnie mówi i uśmiechnęłam się, ponownie uruchamiając system Windows w głowie. Przecież wisiała plakietka, a to co do mnie mówiła, było masłem maślanym:
- Noo... Nie bardzo.
W zasadzie z takimi pytaniami spotykałam się codziennie. Drugiego dnia pracy podeszła do mnie jakaś baba, na oko czterdziecha, z różowymi spodniami ogrodowymi i zapytała czy na pewno są różowe, a zaledwie dwie godziny później kobietka, która wybrała takie same, pytała jak zachowają się po praniu:
- No kurwa, wstaną i wyjdą trzaskając drzwiami. Czy ci ludzie muszą być, aż tak porypani? - zapytałam Kasi, drugiej kasjerki.
- Pracuje tu od trzech lat. Nic mnie już nie zdziwi.
Kaśka faktycznie pracowała tu od bardzo dawna i może dlatego średnio drażniły ją tego typu pytania. Ja natomiast nie moglam w nocy spać w kółko powtarzając:
"- Tak, ta bluzka jest różowa. Tak, ten dziurkacz robi dziury."
- Taki urok pracy w tym sklepie. Za jakiś czas będziesz się z tego śmiała.
No, na pewno. Już widziałam się w szpitalu bez klamek, w ślicznym, białym kaftaniku.
Po powrocie do domu, dziękowałam Bogu za to, że chociaż tu mam spokój. W mieszkaniu była cisza, był spokój, a i zero dziwnych ludzi. Dosłownie:
- Tu nic. Robota, robota, robota i robota. Jak pomyślę, że jeszcze pół roku, to coś mi się w środku robi. - oznajmił.
- Mi też. Mam już dosyć pracy, choć jeszcze dobrze się nie zaczęła. Bez ciebie to wszystko tu jest takie... Bez koloru. Obojętne. - powiedziałam przyciskając głowę do poduszki.
Wokół panowała ciemność, a na zegarze wybiła dziesiąta. W zasadzie miałam już iść spać. Byłam pewna, że o tej porze nie zadzwoni, ale miło mnie zaskoczył:
- Zjadłbym pierogi.
- Zrobię ci ile zechcesz jak wrócisz. Sto, dwieście, trzysta. Wedle woli.
- Trochę chyba za dużo, co? - zapytał.
- Za dużo? Za jednym razem zjadasz dwie miski.
- No właśnie tu jest problem. Chyba jestem trochę za gruby, co nie? - zapytał zupełnie spokojnie.
- Nie. To znaczy, no wiadomo, że jesteś, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. W sensie, jak dla mnie możesz ważyć i pięćset kilo.
On westchnął głośno:
- To dobrze, że ci nie przeszkadza, ale ja już trochę jestem na diecie. Nie powiem ci ile ważę, ale... Chcę chociaż trochę schudnąć.
- Jeśli robisz to dla siebie, to bardzo dobrze. Może jako szczupły gość, będziesz lepiej czuł się we własnym ciele.
- Może. A co u ciebie? Borys proponował ci jeszcze jakieś kolacje?
Wstyd mi było przyznać, że od dwóch tygodni niemal regularnie ze sobą sypialiśmy i... Nic poza tym. Wiedziałam, że Smoła nie byłby zadowolony, a wręcz przeciwnie - mówiłby, że to bardzo źle, a ja nie chciałam wysłuchiwać kazań. Sypiałam z Borysem, bo było nam dobrze, i choć bycie kochanką, tą drugą, nie było tym, co sobie wyobrażałam, to cieszyłam się, że chociaż tyle czasu mogłam z nim spędzać:
- Mam do ciebie prośbę... - oznajmiłam cicho, zakładając na siebie bluzkę - Nie mów nic Smole o tym, że się spotykamy, okej?
Borys uniósł wzrok do góry i zapytał:
- Bo?
- Bo nie chcę wysłuchiwać kazań, co się powinno, a czego nie. Po prostu zachowajmy to dla siebie.
- Jak se tam chcesz - odkrył się i podniósł. - Pójdziemy dzisiaj wieczorem gdzieś do restauracji? - zaproponował i przytulił mnie mocno.
- Jeśli masz na to ochotę... - zaśmiałam się - Gdzie konkretnie chciałbyś iść? Toscania? Chińszczyzna?
- Nie, coś innego. Może kaczka albo coś niesamowicie egzotycznego. Jakiś wąż albo krokodyl.
- Fuj! - zmarszczyłam brwi - a może małpę? Tylko tego jeszcze nie jadłeś.
- A ty na co masz ochotę? Perliczki? Kurczak? Baranina?
- Makaron i jakiś dobry sos - uśmiechnęłam się.
- Pójdziemy do hotelowej restauracji na Podgórnej - oznajmił pewnie, niszcząc moje marzenia o zjedzeniu czegoś włoskiego. On miał to do siebie, że nie lubił się z nikim zgadzać. Chciał rządzić i zawsze mieć rację, a mi to niespecjalnie przeszkadzało, bo przecież chciałam z nim być, nawet kosztem mojego zdania i zachcianek. Poźniej dopiero zorientowałam się, że miłość na tym nie polega.
Po pracy od razu wróciłam do domu żeby przygotować się na wspólne wyjście. Założyłam najładniejszą sukienkę, najlepsze buty i w końcu się pomalowałam - jak na babę przystało. Miałam nadzieję, że ta kolacja trochę nas do siebie zbliży. Chryste Panie! Byłam tak zaślepiona, że nie wiedziałam co robię i co myślę.
Wyszłam z domu, wsiadłam w podstawione przez niego auto, którym dosyć często się przemieszczaliśmy i dojechałam pod wyznaczone miejsce. Hotel był ogromny, ale restauracja mała. Wewnątrz czuć było przyjazny klimat, połączony z nutą eleganckiego designu. To bardzo mi się spodobało, nawet mimo tego, że nie mieli kuchni włoskiej. Weszłam jasnym korytarzem i mijając próg, znalazłam się w uroczej, błękitnej sali pełnej stolików, świec i klimatycznych dodatków:
- Można się dosiąść? - zapytałam z uśmiechem na twarzy, widząc wystylizowanego Borysa.
- Siadaj. - Uśmiechnął się.
- Długo czekasz?
- Chwilę. Zamówiłem nam już przystawki i danie główne.
Dziwne, że nie wybrał też deseru. Z czasem zaczęło mnie denerwować to, że nie miałam prawa głosu. Jeśli robiłam coś z nim, musiałam robić właśnie to, co chciał robić on. Wcale się nie dziwiłam, bo oglądałam wiele filmów, pracowałam z takimi ludźmi i wiedziałam, że gangsterzy po prostu już tak mają, ale po cichu liczyłam, że uda mi się go zmienić. Byłam strasznie naiwna. Przy nim, każda by taka była:
- Nie chciałabyś pracować u mnie? Dałbym ci jakąś posadę w klubie. - Zaproponował nagle.
- Przecież ja się nie nadaję do pracy w klubie, sam wiesz.
- Jeśli nadajesz się do pracy w sklepie z pierdołami, to i do klubu się nadasz. Będziesz rozlewać drinki, ogarniać bar - pokiwał głową - może coś z salą.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem czy się w tym odnajdę. Tam pewnie gra głośna muzyka, a ja wolę ciszę, wiesz o co chodzi.
Nie byłam jakaś wybredna, nie chciałam go też urazić, ale praca w klubie nie była czymś, co mogłabym robić, chociażby ze względu na to, że nienawidziłam hałasu. Wewnątrz też zapewnie plątały się tłumy różnych ludzi, pokroju samego Borysa albo Smoły, a ja bardzo chciałam ich uniknąć, przynajmniej się postarać:
- Wiem. To może chciałabyś być moją gosposią? Jeździlibyśmy razem do Moskwy, z Moskwy do Polski.
- Mówiłeś, że szukasz kogoś profesjonalnego. Zastanowię się nad tym i dam ci znać, okej? - uśmiechnęłam się i zwyczajnie zakończyłam temat.
Nie chciałam pracować u Borysa, bo i tak widywalismy się już zbyt często, poza tym w pracy miałam przerwę od tych jego rozkazów i zakazów. Musiałam mu jakoś delikatnie odmówić, ale nie wtedy. Na decyzję miałam jeszcze czas.
Po powrocie do mojego mieszkania, gdzie spędziliśmy razem kolejny wieczór, który jak zwykle zakończył się tym samym - seksem, poruszyłam temat powrotu Smoły. Postanowiłam zaryzykować, bo co mi szkodziło?
- Smoła musi tam zostać? Nie możesz dać kogoś na jego miejsce?
- Co ty się w nim zakochałaś? Ten nalegał, że chce zostać ze względu na ciebie, teraz ty pytasz czy nie może wcześniej wrócić. Co wy? - zapytał ze zdziwieniem, odkładając jaśka spod głowy.
- Smoła naprawdę chciał zostać ze względu na mnie? - zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Borysa.
- Wróci dopiero w styczniu. Potrzebuję go tam i koniec dyskusji, Elena.
- A nie mógłbyś wziąć kogoś innego? Proszę...
- Nie i koniec.
____________________________
Dziś bardzo krótko, bo dosłownie padam na ryj.
Cholera, Smoła chciał zostać w Polsce ze względu na przyjaciółkę, myślicie, że będzie z tego coś więcej? Może Borys nie zechce oddać my już poddanej dziewczyny?
Dajcie znać co o tym myślicie, koniecznie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top