ROZDZIAL XIII - KAWIOR SMOŁA ZEŻARŁ
Borys wszedł do środka bez słowa i podał mi do rąk białe pudełko wielkości małego telewizorka. Trochę zdziwiona, od razu zapytałam, co jest w środku:
- Przywiozłem trochę tego z Moskwy. Mam nadzieję, że będziesz miała okazję z tego skorzystać... - stanął w progu, a w wejściu do przedpokoju pojawił się Smoła- Co ty tu robisz? - zapytał kompletnie zdziwiony, Borys.
- Nic. Jestem w odwiedzinach.
Nie ukrywam, że obaj byli maksymalnie zaskoczeni. Nawet ja czułam się troszkę, jakbym została przyłapana na zdradzie przez męża wracającego z delegacji, ale nie miałam sobie przecież nic do zarzucenia:
- Może wejdziesz i zjesz z nami? Zrobiłam kurczaka z ryżem — zaproponowałam przyjaźnie.
- Nie. Nie będę wam przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz — spojrzałam na obojętnego Smołę — Jest jeszcze miejsce i jedzenie.
- Nie, mam parę spraw do załatwienia. - spojrzał na Smołę — Jutro o dziewiątej u mnie w klubie, bo jest robota. - Dodał, po czym spojrzał na mnie i wyszedł na klatkę.
Byłam w takim szoku, że nawet mu nie podziękowałam. Rzuciłam tylko wzrokiem na Smołę i zaśmiałam się cicho, widząc jego zakłopotanie:
- Pokaż! Co ci kupił? - stanął przy pudełku, które postawiłam na stole i patrzył na nie razem ze mną.
- A jeśli to bomba?
- Sama jesteś bomba... - zarechotał i zaczął rozpakowywać pudełko.
Przeciął nożem taśmę pomiędzy a potem wyjął ze środka dwie małe torebki prezentowe i kolejne, mniejsze pudełeczko, którym się zajął. Ja natomiast zaczęłam forsować dwie, średnie torebki ozdobione w złote gwiazdki i białe, dekoracyjne wstążki. Ogólnie rzecz biorąc od samego początku, nastawiałam się na jakieś moskiewskie upominki typu: kamienie, pocztówki, zdjęcia, ale byłam naprawdę mile zaskoczona, gdy w jednej było kilka najlepszych, rosyjskich czekolad, znanych na całym świecie, a co za tym idzie — cholernie drogich, a w drugiej metalowe, kolorowe opakowanie z dziwnym napisem na środku. Z początku myślałam, że w środku są miętówki, bo przecież kiedyś kupowano je w takich pudełkach, ale wewnątrz był... KAWIOR!
Mało nie zwymiotowałam, gdy to zobaczyłam. Smoła za to bardzo się ucieszył. Z uśmiechem wyrwał mi pudełko i zaproponował, byśmy to zjedli, ale ja nie chciałam. Pozwoliłam mu pochłonąć wszystko samemu.
W białym pudełeczku, tym, które otworzył Smoła, była biżuteria, tylko jakże piękna... Łańcuszek ze srebra, dosyć ciężki, z lśniącym diamentem, a obok do pary kolczyki. Cóż, żadne słowa nie są w stanie opisać tego piękna, blasku i wyglądu:
- Może coś mu się pojebało i dał ci nie to pudło... - zażartował Smoła.
- Nie wiem, ale... Piękne, co nie? - rzuciłam na niego wzrokiem, a potem znów wróciłam do oglądania.
- No nie wiem, nie znam się. Jak dla mnie to kawałek pokręconej stali z jakimś kamyczkiem w środku.
- Oj Smoła, bo głupi jesteś jak but. Ciekawe ile to kosztowało... - usiadłam na krześle, nie odrywając wzroku od diamentu.
- Pokaż pudełko, to sprawdzę... - wyjął z kieszeni telefon, uruchomił internet i wpisał wszystko w wyszukiwarkę. - Nie chcę cię martwić, ale lepiej sama zobacz...
Kwota, którą zobaczyłam na wyświetlaczu, sprawiła, że naprawdę odechciało mi się tego przymierzać, a co mówiąc nosić. Już następnego dnia rano pojechałam do jego klubu na Mokotów, by jak najszybciej mu to oddać. Budynek wyglądał na całkiem normalny, a to dlatego, że akcja działa się najniżej. Zeszłam zewnętrznymi schodami na dół i natknęłam się na ochroniarza, który nie bardzo chciał mnie wpuścić do środka, a to dlatego, że kobiet, z wyjątkiem tancerek nie wpuszczają. Co mnie to obchodziło? Ja przyszłam do Borysa, nie do klubu!
- Borys Ivanov mnie zna. Wpuść mnie, bo mam do niego sprawę...
Ponad siedem minut tłumaczyłam mu, że Borys na pewno pozwoliłby mnie wpuścić, a on i tak wytargał mnie za szmaty i odstawił z powrotem na chodnik. Poprosiłam, nawet żeby go zawołał, ale on uparł się i ni drgnął. Zadzwoniłam do Smoły, Smoła do Borysa i dopiero wtedy coś ruszyło, dopiero wtedy, i tak z łaską, wepchał mnie do środka:
- Ten gość, co stoi przy drzwiach, to jakiś idiota. Dziesięć minut się z nim siłowałam... - spojrzałam na Borysa, który szedł w moją stronę z wnętrza ciemnej sali. On zatrzymał się i spojrzał na mnie tym samym wzrokiem, co zawsze:
- Ten idiota to mój brat... - odparł, a ja uniosłam brwi do góry, nie wiedząc co powiedzieć.
Poczułam lekki wstyd za to, jak nazwałam tego gościa. Zasługiwał na ten przydomek, ale mogłam to przecież zostawić dla siebie, zamiast informować o tym jego brata:
- Tak... - zaczęłam — Przyniosłam tę biżuterię, którą mi dałeś. Niestety, ale nie mogę jej przyjąć. Jest zdecydowanie za droga.
- Co? - Borys zaśmiał się.
- No, oddaję ci to pudełeczko, ale czekoladę zatrzymam, a kawior zeżarł Smoła.
- To, że Smoła żre to nic nowego. Ja tylko nie rozumiem, co ci nie odpowiada w biżuterii.
On chyba miał mnie za taką samą idiotkę, co ja jego brata:
- Jest za droga.
- Zostawiłem cenę? Skąd wiesz, ile kosztowała? - zapytał.
- Sprawdzaliśmy. Czterdzieści tysięcy rubli, to sporo...
- A na złote przeliczyłaś? - uniósł brwi do góry.
- Prawie siedem tysięcy złotych.
- Brawo. To prezent, nie musisz mi za niego oddawać.
- Nie o to chodzi... - nie dokończyłam, gdy on wszedł mi w zdanie:
- Załóż i nie gadaj. Podoba ci się? Jeśli nie to sprzedaj i nie przychodź tu więcej...
Wtedy poczułam się, delikatnie mówiąc, urażona. Kazał mi nie przychodzić, a mówił to z taką obojętnością, że chyba sama zwątpiłam w jakiekolwiek „uczucia" między nami. Bardzo się ucieszyłam na ten prezent i wcale nie chciałam go oddawać, ale nie miałam innego pretekstu, by się tam zjawić. Weszłam z nadzieją, a wyszłam już bez i tylko najadłem się wstydu:
- Borys? Dzięki. Jest piękny... - odparłam, a on bez jakichkolwiek emocji odwrócił się i zniknął w ciemności.
Sytuacja była dla mnie tak upokarzająca, że marzyłam, by się nigdy nie wydarzyła. Nie miałam pojęcia, po co tam jechałam, ale wiedziałam, że muszę zniknąć jak najszybciej.
W drodze do Julki zastanawiałam się, czy nie warto by było odpuścić. Ivanov miał kobietę, wyraźnie napawał niechęcią wobec mnie, po co więc miałam się na siłę pchać w jego ramiona? Postanowiłam, że na razie dam sobie z nim spokój, aż do momentu, gdy zauroczenie mi przejdzie. Ileż można przecież robić z siebie idiotkę?
- To są te dokumenty — podała mi kilka kartek — Ile jeszcze będę musiała to robić?
- Aż stwierdzę, że spłaciłaś swój dług.
- Ale ja nie chcę spłacać swojego długu... - odparła.
- Ale musisz... - podniosłam się z drewnianej ławki i szłam aleją w stronę wyjścia z parku.
W zasadzie to nie chciałam jej do niczego zmuszać, bo to nawet nie było w moim stylu, ale gdy tylko przypomniałam sobie, co mi zrobili, od razu zmieniałam zdanie. Do tamtej pory zdążyłam już zrozumieć, że Kamil był pomyłką, ale to nadal bolało i nadal chciałam, by było im jak najgorzej — bez względu na to, kto miał na tym ucierpieć.
Z tymi papierzyskami wróciłam do domu, bo dowieźć je miałam dopiero dwa dni później. Musiałam odpocząć.
Cały wieczór spędziłam sama. Znów pokłóciłam się ze Smołą o to, że poszedł do klubu i nachlał się jak świnia. Ja nie powinnam robić mu uwag — tu miał rację, ale nie chciałam, żeby stoczył się na dno. Zwyczajnie martwiłam się o to, co z nim będzie, co będzie, jeśli przesadzi z alkoholem albo zrobi po nim coś głupiego, czy to było złe?
Nie, ale on tego nie rozumiał i myślał, że celowo się go czepiam, oby tylko się czepić i na niego nakrzyczeć. To była nasza pierwsza tak poważna kłótnia, a ja już wtedy wiedziałam, że nie ostatnia.
Z samego rana chwyciłam gazetę, by poszukać jakiejś pracy. Co prawda dostałam już propozycję Smoły, że załatwi mi posadę w klubie u Borysa Ivanova, ale po ostatniej akcji średnio się tam widziałam. W ogóle nie chciałam się widzieć w czymkolwiek co związane z Borysem. Polatałam po ogłoszeniach, podzwoniłam, no i niestety — nikt nie chciał baby z wyrokiem o łapówkarstwo. Sytuacja była ciężka, ale ja nie zamierzałam się poddać. Chciałam przejść się gdzieś po lokalach, by w końcu dopiąć swego i znaleźć tę cholerną robotę. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę i nie wytrzymałam... Musiałam zadzwonić do Smoły, by przeprosić go za swoje zachowanie. Tęskniłam za nim i zwyczajnie nie mogłam znieść myśli, że jest na mnie zły:
- Przepraszam Smoła, nie chciałam na ciebie tak naskoczyć.
- Możemy pogadać o tym później? Nie mam teraz czasu. - odparł.
- Przyjedziesz do mnie dzisiaj? Zrobię pierogi.
- Jak zrobisz pierogi, to przyjadę. Cześć — i się rozłączył.
Lubił pierogi. W ciągu jednego obiadu zjadał talerz z około dwudziestoma sztukami, to głównie dlatego tak wyglądał. Mi jego waga nigdy nie przeszkadzała, lubiłam go takim, jakim był i lubiłabym, nawet jeśli miałby ważyć pięćset, tylko on chyba tego nie rozumiał. Dosyć często napominał o tym, że jest upasły, jak świnia, i tego wieczora również o tym mówił:
- Nie chciało mi się robić tych pierogów... - zaśmiałam się, opierając łokciem o blat, przy którym jadł.
- Zrobiłaś je, żebym nie był wkurwiony?
- Można tak powiedzieć.
- Przecież i tak nie jestem, ale... - zapchał gębę. - W sumie dobrze, że zrobiłaś, bo byłem głodny.
- Domyślam się. Pochłaniasz już trzeci talerz.
- I ostatni — odłożył widelec — Dzięki.
Zabrałam więc miskę i odłożyłam ją do zlewu. Cieszyłam się, że mu smakowało. W końcu czułam, że robię coś dla kogoś, nie tylko dla siebie, jak dawniej:
- Nie złość się już na mnie. Wiesz, że ja to wszystko z troski...
- Wiem, ale nie rób tak więcej. Mam już trzydzieści dwa lata, od dawna jestem pełnoletni. - wyjął telefon i spojrzał na ekran, a potem go schował i skupił się na rozmowie.
- Nie chcę, żebyś pił i szlajał się nie wiadomo gdzie. Martwię się o ciebie, boję się, że zrobisz coś głupiego.
- Martwisz się? - spojrzał na mnie poważnie — cieszę się, ale niepotrzebnie. Potrafię o siebie zadbać.
- Po alkoholu nikt nie potrafi o siebie zadbać.
- Nie zaczynaj znowu, Elena.
- Jak wolisz, jak wolisz...
- Elena? Muszę ci coś powiedzieć... - podrapał się po nosie.
Od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Już po samej minie wiedziałam, że ma mi do przekazania coś, co niekoniecznie mi się spodoba:
- Boże... Co się stało? - uniosłam brwi do góry.
- Będę musiał wyjechać na sześć, siedem miesięcy.
- Co? Do pracy?
- Ta... Borys mówił, że mamy trochę towaru w Moskwie i tam nas wysyła, ale potem wrócę. - odparł — Wrócę i odbijemy sobie jakoś ten czas, jak będziesz chciała...
- Szkoda, no, ale jeśli praca...
Tak naprawdę to nie chciałam zgodzić się na ten wyjazd i gdybym tylko miała tyle mocy, by móc go zatrzymać w Warszawie, to na pewno bym to zrobiła. Nie mogłabym widzieć się z nim przez ponad pół roku, a wtedy był to dla mnie całkiem spory cios.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top