11. Dwadzieścia cztery godziny.


Rozdział poprawiany, bo Wattpad lubi zmieniać mi półpauzy na myślniki :)

Pamiętacie moją pogadankę o emocjach? Cóż, emocje są zgubne i niesamowicie trudne do zrozumienia. Mogą być tak nagłe, a najgorsze jest to, że wielu ludzi potrafi czuć mnóstwo różnych emocji na raz. W moim przypadku, w tamtej chwili, nie czułam zupełnie niczego. Patrzyłam na profil Frightona, który rozmawiał z Hectorem i ani go nie słyszałam, ani nie docierało do mnie zupełnie nic. Dałam sobie chwilkę na przyswojenie nowej sytuacji i... nie, po prostu nie mogło tak być.

– Mam wrócić do Darkness jako kto? – rzuciłam, przerywając ich burzliwą rozmowę.

– Jako partnerka Feara – odpowiedział mi Hector. Thomas wciągnął gwałtownie powietrze, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.

– A jeśli się nie zgodzę?

– Radzę ci tego nie robić. – W jego głosie usłyszałam cień zdenerwowania i ostrzeżenia. Parsknęłam chłodno, kręcąc głową. Jak kiedyś wspominałam, mało co mogło mnie przerazić.

– Fear nie po to opuścił Atlantic City pod koniec wakacji, żebyś ty wycinał nam takie numery – powiedziałam ostro. Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Tak miało zostać, ale... – zawiesił, patrząc na Feara z tajemniczym wyrazem twarzy. – Twój ojciec złożył mi wizytę.

Cholera, nie.

Więc Brad Frighton wsadził mnie właśnie w to?!

– Co? – zapytał z niedowierzaniem Frighton. – Przecież on się nie miesza w sprawy Darkness.

– Zrobił wyjątek. – Wzruszył ramionami. Parsknęłam sucho pod nosem, bo, cholera! Zrobił wyjątek dla mnie. Żeby mnie wreszcie złamać.

– A co, jeśli się nie zgodzę? – Uniosłam brew. Hector poprawił się na krześle.

– Ta opcja nie wchodzi w grę, jeśli chcesz mieć jeszcze jakiekolwiek opcje w przyszłości – odpowiedział i zobaczyłam ten złowrogi błysk w jego oczach.

Odchyliłam się w tył, opadając na oparcie krzesła i wypuściłam powietrze z płuc. Byłam wypluta i skonfundowana. Zdałam sobie sprawę, że moja pozycja była przegrana, a dodatkowo poświęcenie Frightona nie miało sensu. Nie wiedziałam sama, jak się zachować. Musiałam walczyć, nie mogłam wrócić do czegoś, co tak mocno wpływało na moją moralność. Już sama świadomość, że to była nielegalna organizacja wcale mi nie pomagała. Poza tym Thomas sam mówił, że zlecenia stały się cięższe. Co, jeśli moje także miały takie być? Właściwie miałam wrócić jako kto? Jego dziewczyna? Miałam swojego realnego i prawdziwego chłopaka.

– I mam wrócić jako kto? – Uniosłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersiach. – Jako jego dziewczyna? To nie wchodzi w grę.

– Nie – zgodził się Hector. – Nie wchodzi.

– Więc jako kto? – wycedził Frighton przez zaciśnięte zęby. Blondyn chwilę milczał, przerzucając swoje spojrzenie to na mnie, to na Thomasa. Wiedziałam, że to, co mi powie, wcale mi się nie spodoba.

Jako pełnoprawny członek Darkness – powiedział i aż zabrakło mi tchu. Słowa uwięzły mi w gardle, a oczy chyba wyszły z orbit.

– Nie, kurwa – warknął Thomasa, uderzając w stół dłonią. Kilka osób, które tu weszły, na nas się spojrzało, ale on miał go gdzieś. – Pojebało cię już do reszty?! Nie po to narażałem swoje życie, żebyś wycinał mi takie numery.

– To nie zależy ode mnie – oznajmił chłodno. – I zanim wylecisz mi tu z groźbami, Death nie może się w to wtrącić.

– Bo? – wydusiłam z siebie z jadem.

– Bo Death miał drobny dług do spłacenia i postawiony został w sytuacji, w której tym razem się wtrącić nie może – powiedział poważnie. Cmoknęłam wkurzona i pokręciłam głową.

– Nieważne. Nie chcę pracować w tym bagnie. Mam w tym roku egzaminy, zawody i nie mam czasu na wasze brudne interesy, więc sorry, ale nie wrócę tu jako pełnoprawny członek waszego gangu.

– Lepiej sobie przemyśl jeszcze raz twoje słowa – powiedział Thomas do szefa. Hector siedział spokojnie i po prostu patrzył to na mnie, to na niego.

– To nie zależy ode mnie – zawiesił na moment głos. – Porozmawiaj z ojcem. – Użył ironicznego tonu głosu. – Dwadzieścia cztery godziny. Tyle ci daję, żebyś to załatwił. Ja tu jestem szefem, po tym czasie Dark zostanie pełnoprawnym członkiem.

– Idziemy – burknął do mnie Thomas i z rozmachem odsunął krzesło. – Jutro tu wrócimy i zobaczymy, komu będzie do śmiechu. – Wskazał ruchem brody uniesione kąciki ust mężczyzny.

– Zatem do jutra – odpowiedział, a potem wstał i po prostu odszedł. – Pani Dark – mruknął, przechodząc obok mnie i lekko skinął głową. Posłałam mu mordercze spojrzenie.

– Chodź – mruknął do mnie Thomas. Ruszyłam za nim, bo co miałam zrobić? – Musimy jechać.

– Dokąd? – zapytałam, kiedy wychodziliśmy z siedziby Darkness.

– Do Willa, on będzie wiedział, co robić – odpowiedział krótko. Dalej już milczeliśmy. Czułam się tak bardzo przytłoczona i skołowana, że nie przejmowałam się tym spotkaniem, a nawet myślą, że mogła być u niego Rosaline.

Jechaliśmy w ciszy, która wcale nie poprawiała mi humoru. Martwiłam się. Cholernie się martwiłam i nie chciałam wracać do Darkness. Ta sytuacja wydawała mi się być irracjonalna i tak bardzo tragiczna. To wszystko przez to, że weszłam do tamtej szatni. Brad Frighton sam stwierdził, że Darkness mnie jeszcze nie złamało, więc teraz będzie miało szansę to zrobić. Nie oswoiłam się jeszcze z myślą, że Thomas wrócił, Charlize przepisała mi coś w spadku i dodatkowo wróciłam tutaj, a wraz ze mną te wszystkie cholerne wspomnienia.

Oparłam głowę o szybę w Dodge Challengerze Frightona i przymknęłam powieki. Nigdy nie byłam u Williama w domu. Dawno też z nim nie rozmawiałam. Nie wiedziałam, gdzie jechaliśmy, a nie chciałam przerywać tej ciszy. Bałam się nawet poruszyć czy zajrzeć w telefon z obaw, że ktoś do mnie coś pisał czy dzwonił. W końcu miałam iść kupić coś, wrócić i przywitać ojca w progu z uśmiechem i Charliem na rękach, a teraz wcale tak nie było. Jechałam w ten deszcz, który nieco osłabł, a burza przeszła, mijając ulice zalewane przez ulewę i martwiłam się tak bardzo, że mój żołądek podjeżdżał mi do gardła.

– Jesteśmy – oznajmił brunet i nim zdążyłam odpowiedzieć już wysiadł i odwrócił się, żeby zobaczyć, czy idę. Szybko wygramoliłam się z wozu i zamknęłam drzwi, a następnie poczłapałam za nim, uważając na błoto.

– To dom Williama? – Wskazałam mały domek na uboczu. Wokół niego jeden dopiero był budowany, ale poza tym panowała tu pusta przestrzeń. Rozumiałam to, bo wiedziałam, że Shay był bardzo skryty.

– Tak – odpowiedział krótko.

Wszedł na werandę i zapukał w drzwi, a po chwili pojawił się w nich blondyn w golfie i z ręcznikiem w dłoniach. Przeniósł spojrzenie jasnych oczu najpierw na Thomasa, a potem zatrzymał je na mnie. Uniósł ledwo zauważalnie brwi, a następnie bez słowa przesunął się na bok, aby wpuścić nas do domu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po części czułam wyrzuty sumienia, że zerwałam kontakt także i z nim.

– Co za niespodzianka – zauważył, zamykając drzwi. – Nie mówiłeś, że przyjedziesz.

– Wracamy prosto z Darkness. – Thomas ściągnął buty. – Mam nadzieję, że nie jesteś zajęty.

– Nie, właśnie gotowaliśmy – oznajmił, wskazując ruchem głowy, jak mi się zdawało, salon.

Wtedy z niego wyszła Rosaline Trainor. Wyglądała w pierwszym momencie na zdziwioną naszą obecnością i wcale jej się nie dziwiłam. Ja sama bym się zdziwiła, gdybym po tak długim czasie zobaczyła kogoś, z kim urwał mi się kontakt. Miała spięte wysoko włosy, a pozostałe opadały na ramiona. Wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha.

– Um, hej – powiedziała niepewnie, przeczesując jasne włosy, które sięgały jej już do łopatek.

– Hej, Ross – odpowiedziałam, unosząc bardzo lekko kącik ust w górę. Cholera, brakowało mi jej, naprawdę.

– Porozmawiacie później, teraz nie mamy czasu – wtrącił się Thomas, wchodząc do salonu, który znajdował się po prawo od wejścia.

– Co się stało? – spytała zmartwiona Rosaline. William wszedł za Frightonem, a dziewczyna wyraźnie skrępowana czekała na mnie.

– Poczekaj tutaj – powiedział do niej Will, kładąc dłonie na ramionach i pocałował ją czule w czoło. – Wszystko wyjaśnimy i będzie dobrze.

– Dobrze – odparła, a potem odwróciła się w moją stronę. Jej ręce opadły wzdłuż ramion. – Wiem, że powinnam ci powiedzieć, Ronnie. Ale on naprawdę nie chciał nikogo ranić i musisz zrozumieć, że stałam między ciężkim wyborem. – Zagryzła swoją pełną wargę. – Tak wiele mam do powiedzenia, a mimo to, nie potrafię...

– Jasne, że to rozumiem – westchnęłam, zaciskając na moment usta w wąską linię. – I nie gniewam się.

– Powinnam starać się utrzymać kontakt między nami, powinnam zrobić cokolwiek...

– Ale ja też mogłam się o to starać, Ross – przerwałam, robiąc krok w jej stronę. – Po części jestem sama sobie winna, bo usunęłam się w cień.

– Christina opowiadała jak bardzo słabo sobie radziłaś i... – ucięła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Przepraszam, słońce.

– Hej, ale nic się nie stało. – Podeszłam do niej i ją przytuliłam. – Wina leży po obu stronach. Ja też przepraszam.

– Cieszę się, że znów cię widzę i to dodatkowo z Thomasem – wyznała, odsuwając się ode mnie z lekkim uśmiechem i załzawionymi oczami. – Przynajmniej nie pourywaliście sobie głów.

– Fakt – parsknęłam pod nosem i pokręciłam lekko głową.

– Więc, co się stało, że tu przyjechaliście?

– Mój ojciec się stał. – Rosaline odwróciła się w stronę bruneta, który stał oparty o framugę drzwi.

– Co to znaczy? – Blondynka zmarszczyła brwi.

– Przekonał Hectora o tym, że Veronica ma wrócić do Darkness i to jako pełnoprawny członek.

– Co?! – Oczy dziewczyny zmieniły się w dziesięciocentówki. – Chyba nie mówisz poważnie.

– Owszem, mówi – wtrącił się William. Spojrzał na mnie tym swoim mądrym wzrokiem. – Veronica ma wrócić do Darkness jako pełnoprawna członkini.

– Dlatego muszę porozmawiać z Bradem – mruknęłam bardziej do siebie niż do nich. Thomas wlepiał we mnie swoje ciemne spojrzenie, a w pomieszczeniu zapanowała cisza.

– Musicie do niego jechać – powiedziała Rosaline. – Nie ma opcji, żebyś się na to zgodziła, Vi.

– Oczywiście, że nie ma – wtrącił się Thomas. – Ale Gryffin zostanie tutaj, ja porozmawiam z Bradem, a Will pojedzie ze mną.

– Chcę jechać z wami – oznajmiłam stanowczo. – Nie możecie załatwiać tego beze mnie. Przynajmniej nie możecie narażać swojej pozycji z mojego powodu, gdy będę sobie siedziała i nic nie robiła. – Moje ramiona opadły wzdłuż ramion.

– Właśnie to zrobimy – stwierdził Frighton po chwili ciszy, a potem wraz z Shay'em wyszli z domu i zamknęli drzwi. Warknęłam pod nosem.

– Może zaparzę herbaty – zaproponowała nieco skołowana Rosaline i poszła do kuchni, a ja chwilę stałam w holu, oparta o poręcz schodów i myślałam o tym, jak w krótkiej chwili moje życie posypało się jeszcze bardziej. Wyciągnęłam z kieszeni wibrujący telefon i odczytałam imię z wyświetlacza. To Dylan.

– Co tam chciałeś? – rzuciłam w słuchawkę.

– Robimy nockę u mnie we dwoje?

– Woah, a co się stało, że tak nagle? – Uniosłam brwi w górę.

– Muszę obejrzeć jakiś film z Morganem Freemanem i nie chciałem sam, a poza tym...

– Poza tym co? – dociekałam, martwiąc się jeszcze bardziej. Ten stres mnie kiedyś wykończy.

– Chyba ktoś mi się spodobał.

– Kto? Skąd ją znasz i jak to chyba? – zapytałam zdziwiona. Myślałam, że Dylan wciąż patrzył maślanymi oczami za tamtą dziewczyną z restauracji włoskiej.

– Ma na imię Andy i przyjechała do naszej szkoły, kiedy mieliśmy mecz z chłopakami z Atlantic City West High School. Znalazła mnie na Facebooku i piszemy od niedawna.

– Wszystko mi opowiesz koniecznie – postanowiłam, a chwilę później poczułam potężny ucisk w żołądku. Zapomniałam na moment o moich kłopotach. – Ale dam ci jeszcze znać co i jak z tą nocką, dobra?

– Jasne. A coś się stało? – Westchnęłam cicho.

– Prawdopodobnie tak, ale póki co nie masz powodów do zmartwień – odpowiedziałam szczerze. – A rozmawiałeś dzisiaj z Quentinem?

– Tak, ale pojechał na próbę z chłopakami – powiedział zwięźle. Przynajmniej z nim chwilowo było dobrze. – Boże, Ronnie, w jakie gówno znów się wpakowałaś? – jęknął w słuchawkę.

– Chyba w to samo – mruknęłam cicho. Na moment zapanowała cisza, a potem...

– O kurwa mać – rzucił totalnie zaszokowanym głosem. – Opowiesz mi to wszystko koniecznie – rozkazał twardo. – W ogóle gdzie jesteś? Przyjechać po ciebie?

– Nie, nie, spokojnie - zaprzeczyłam szybko. – Jestem w domu Willa z Rosaline Trainor.

– Już całkiem pogubiłem się w tym, co się stało – wyznał w końcu. – Chcę mieć pełen raport i lepiej, żeby pan tata się zgodził na nocowankę.

– Ja też – odpowiedziałam szczerze. Potem z kuchni z dwoma kubkami herbaty wyszła Rosaline i spojrzała na mnie pytająco. – Zadzwonię do ciebie potem, dobra?

– Koniecznie. – Po chwili się rozłączył, życząc mi powodzenia. Ponownie tego dnia westchnęłam, a potem weszłam za blondynką do salonu urządzonego w brązie i bladoniebieskim kolorze.

– Nie martw się, na pewno coś wymyślą. – Ross posłała mi pokrzepiający uśmiech i upiła łyk herbaty. Usiadłam w fotelu.

– Co może się stać w najgorszej wersji? – zapytałam jej z niepewnym wyrazem twarzy.

– Możesz stać się członkiem Darkness – powiedziała, kiwając powoli głową.

– A w najlepszej? – Upiłam łyk swojej herbaty, starając się zamaskować drżenie dłoni.

– A w najlepszej... – zawiesiła się na moment. – Albo wrócić do swojego życia, albo w jakimś stopniu należeć do Darkness.

– Ja nie chcę do tego wracać – wyszeptałam, patrząc w kubek. Uniosłam na nią spojrzenie. – Rosaline, ja aktualnie jestem w psychicznej rozsypce.

– Wiem, dużo słyszałam – wyznała, stawiając kubek na stoliku przed nami. – Ale kiedy otacza cię dużo osób to jest lżej, naprawdę. A ja nie chcę cię opuszczać w takiej chwili. Oczywiście jeśli będziesz chciała mnie w swoim życiu.

– Chcę, żeby wszystko było tak, jak kiedyś. Życie byłoby prostsze, gdybyśmy wciąż byli paczką, ale bez tej otoczki gangów. Ja słyszałam od jednej z dziewczyn z Darkness, że Paul i Cody wciąż planują na mnie zemstę. A co, jeśli to oni wysyłali mi pogróżki?

– O czym teraz mówisz? – spytała, marszcząc ze zmartwieniem swoje czoło.

A ja opowiedziałam jej wszystko. Potrzebowałam takiej osoby, która mnie wysłucha. Opowiedziałam jej o ręce w rękawiczce, o paczce w piątek trzynastego, o hiszpańskim napisie w książce w domu Nicole Jayden, o wszystkim, o czym pamiętałam. Wiele osób by powiedziało, że zrobiłam źle, a ja być może przyznałabym im rację, choć bardzo potrzebowałam wylać z siebie tych wszystkich emocji. Potrzebowałam wsparcia tej blondynki, która znaczyła dla mnie bardzo wiele. Rosaline mnie słuchała, kiwała głową, ale nie przerywała, czekając, aż skończę opowiadać swoją historię. Na sam koniec zapanowała chwila ciszy, a potem zaplotła swoje dłonie na kolanach i patrzyła na mnie ze spokojem. Widziałam, że fragment o moim ataku paniki najbardziej ją przeraził, a odetchnęła z ulgą, gdy dodałam, że tata miał załatwić mi psychologa.

– Och, Vi. – Położyła swoją dłoń na mojej z wyrazem współczucia w oczach. – Kochanie, zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby było prościej.

– Ty masz swoje życie, Ross. – Uśmiechnęłam się do niej blado. – Nie mam sił się nawet kłócić, po prostu chcę, żeby wszystko było normalnie. Jestem zmęczona tym, że wszyscy wokół to jedna osoba w masce miliona innych.

– Będzie lepiej, zobaczysz – zapewniła mnie. Wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Nie powinnam się dziwić temu, że dzwonił do mnie tata.

– Halo? Vi? Gdzie ty jesteś? – rzucił w słuchawkę.

– Musiałam szybko wyskoczyć z domu i zapomniałam ci napisać, przepraszam – odpowiedziałam cicho. Miałam przecież kupić mleko jakąś godzinę wcześniej.

– Martwiłem się o ciebie – wyznał po chwili ciszy. – Wyprowadziłem Charliego na spacer i kupiłem już to mleko. O której będziesz w domu?

– Za jakąś godzinkę, może półtora – odpowiedziałam, bawiąc się materiałem mojej bluzki.

– Dochodzi dwudziesta, to dość późno jak na środek tygodnia – zauważył trafnie. – I gdzie jesteś?

– U Rosaline Trainor – powiedziałam. – Poza tym mamy do końca tygodnia wolne z okazji zawodów, zapomniałeś?

– Ach, wypadło mi z głowy.

– I czy mogłabym dzisiaj spać u Dylana? Koniecznie chciał mi opowiedzieć o jednej dziewczynie, którą poznał.

– Jasne – powiedział wręcz z entuzjazmem. – Przyjedzie po ciebie czy cię zawieźć?

– Chyba po mnie przyjedzie, ale w razie potrzeby mogę pojechać sama – stwierdziłam i na dłuższy moment zapanowała cisza.

– Wolałbym, żebyś nie jeździła samochodem w swoim stanie – powiedział cicho. Znieruchomiałam na moment. – W niedzielę przyjedzie do nas pani psycholog.

– Załatwiłeś mi psychologa? – upewniłam się cicho, patrząc w ziemię.

– Już dawno powinienem to zrobić.

– Dobrze – zawiesiłam na moment swoją wypowiedź. – W takim razie Dylan po mnie przyjedzie stąd, dobrze?

– W porządku. Nie siedź za długo u Ross – poprosił.

– Jasne. – Uniosłam kąciki ust. – To do jutra, tato.

– Do jutra, kochanie – odpowiedział, a potem się rozłączył.

– Coś się stało? – Blondynka uniosła pytająco brwi.

– Nie, wszystko dobrze – powiedziałam szczerze. – Tata załatwił mi psychologa na niedzielę, a jak wrócą to jadę na noc do Dylana.

– Och, wieki nie widziałam Dylana. – Rosaline upiła kolejny łyk herbaty. – Co u niego słychać?

– Twierdzi, że nie zda matury – prychnęłam cicho. – Ale ja go przygotuję. Jeszcze będzie Einsteinem.

– To miło, że tak chcesz mu pomóc. Kiedy ja zdawałam egzaminy to wszystko było łatwiejsze. Nie zakuwałam nocami, a zdałam testy na wysokie wyniki, a teraz jestem na medycynie i jakoś mi się wiedzie.

Chciałam już odpowiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Regan. Wszedł bez pukania w czarnym płaszczu i stanął jak wryty, kiedy zobaczył mnie razem z Rosaline. To był dość zabawny widok jak na tamtą chwilę. Ross parsknęła śmiechem na jego wyraz twarzy, który wyrażał całkowite zszokowanie, a ja uniosłam brwi.

– Też cię miło widzieć – sarknęłam. Ostatnio widzieliśmy się na pogrzebie Charlize.

– Veronica, co ty tu robisz? – zapytał wciąż zdziwiony. – Nie, że cię tu nie chcę, po prostu... co ty tu robisz? – powtórzył, a wtedy po prostu parsknęłam śmiechem.

– Przyjechałam w odwiedziny – odpowiedziałam pół żartem, pół serio. Chłopak ściągnął buty i płaszcz, a potem wszedł do salonu.

– A ciebie w tej Afryce nie nauczyli pukać? – rzuciła Rosaline, unosząc zaczepnie swoje brwi. Regan posłał w jej kierunku środkowego palca.

– Zapomniałaś, że mieliśmy wpaść do Willa dzisiaj? – zapytał, siadając w jednym z foteli i rozsiadł się wygodnie.

– O Boże, wypadło mi z głowy. – Blondynka dotknęła dłonią swoich ust. Posłałam jej pytające spojrzenie. – Mieliśmy dzisiaj z Reganem, Willem i Vic zrobić sobie wspólny wieczór.

Cholera, tylko Victorii mi tu brakowało.

Usłyszałam ponowne trzepnięcie drzwiami i po chwili do salonu weszła rudowłosa dziewczyna o imieniu Victoria Fisher. Zatrzymała się, kiedy mnie zobaczyła i postawiła dwie reklamówki na ziemi. Żadne z nas się nie odezwało, za to dziewczyna uniosła brwi i przeskakiwała spojrzeniem z Ross na mnie i Goldena.

– Cudownie, rodzinka w komplecie – sarknęła i zniknęła w korytarzu.

– Zadzwonię po Dylana – oznajmiłam, bo wizja przebywania z Victorią w jednym pomieszczeniu mocno mnie stresowała i irytowała.

– O, Dylan, mój ulubiony alkoholik. – West uśmiechnął się szeroko, kiedy wybierałam numer swojego przyjaciela.

– Tak, właśnie on –  zgodziłam się z nim, a on i Rosaline parsknęli śmiechem. Czekałam kilka chwil aż Jayden odbierze.

– Niech zgadnę. Pan tata się zgodził i mam jechać po twój tyłeczek? – spytał na wstępie. Ross wstała, żeby pomóc Vic z torbami, a Regan pogrążył się w telefonie.

– No, blisko. Musisz po mnie przyjechać do domu Willa Shay'a.

– Woah, dobra – jęknął niczym męczennik. – Wyślij mi jego adres sms-em i oczekuj mnie w niedalekiej przyszłości.

– Brzmi jak zapowiedź jakiegoś horroru – stwierdziłam, a blondyn się zaśmiał.

– Nie, dzisiaj noc z Morganem Freemanem albo Samuelem L. Jacksonem. Mam ochotę na jakiegoś czarnoskórego aktora w obsadzie – powiedział i na to stwierdzenie przewróciłam oczami.

– Dobra, wyślę ci adres i czekam – oznajmiłam. Po jego zgodzie się rozłączyłam i zwróciłam do Regana. – Podasz mi adres tej ulicy? - Uniósł na mnie wzrok i zablokował telefon.

– Jasne, podaj telefon. – Wystawił w moim kierunku swoje ręce. Podałam mu mojego IPhone'a, a on szybko wstukał w niego dane.

– Dzięki – mruknęłam, skupiona na wysłaniu adresu do Dylana wiadomością. W międzyczasie słyszałam rozbawione głosy dwóch dziewczyn.

– Luz – odpowiedział blondyn. – Thomas i William już wracają – poinformował mnie. Zablokowałam telefon i na niego spojrzałam, czekając na dalsze informacje. – Niczego mi nie powiedzieli, poza tym, że jadą tutaj – dodał, wzruszając ramionami. Wbiłam się w siedzenie i pociągnęłam kolejny łyk zimnej już herbaty, czując ucisk ze stresu w żołądku.

Kiedy byłam młodsza w życiu nie spodziewałam się, że dotrę do takiego etapu życia, w którym moje życie będzie wydawało mi się być czyimś zupełnie innym. Niby siedziałam z kubkiem herbaty w dłoniach, ale czułam się, jakby na moim miejscu siedział ktoś inny niż Veronica Gryffin. Byłam po prostu rozdarta. Z jednej strony cieszyłam się, że to ten czas sprzed pół roku, który tak bardzo na mnie wpłynął, ale z drugiej było naprawdę dziwnie do tego wrócić. Miałam wrażenie, że wokół mnie panował chaos, nieustanna karuzela. Męczyłam się, a mimo nie chciałam stracić tego, co miałam. W mojej głowie panował galop myśli i jedyne co było pewne to to, że miałam spać dzisiaj u przyjaciela, a ja sama na chwilę obecną znajdowałam się w domu Williama, który należał do Darkness i razem z Thomasem pojechali do ojca Frightona negocjować o moją przynależność do ich grupy.

– Ronnie, jesteś głodna? – Koło mnie pojawiła się Rosaline. Postawiłam kubek na stole.

– Nie, nie. – Uśmiechnęłam się przepraszająco. – Zaraz przyjedzie tu Dylan i jadę do niego.

– To ten blondyn, który rozkręcał całe towarzystwo? – Vic uniosła brwi.

Świetne podsumowanie.

– Tak, właśnie on – przytaknął Regan. – To chyba on. – Wychylił się ze swojego fotela.

Czerwony SUV Jaydena rzeczywiście zatrzymał się na podjeździe, a po chwili wysiadł z niego blondyn. Było dość ciemno, ale i tak go poznałam w świetle latarni, bo przecież Dylana nie dało się nie poznać. Energicznym krokiem wyskoczył z wozu i wszedł na werandę. Chyba wszyscy na niego patrzyliśmy, dopóki nie zniknął nam z oczu. Zapanowała cisza i blondyn zapukał.

– Ja otworzę – westchnęła Victoria, wychodząc z salonu.

– Woah, ale urosłaś, Vic. – Usłyszałam głos Dylana i parsknęłam. Wszedł do salonu i stanął jak wryty, kiedy nasza trójka na niego patrzyła. – Hej, czemu tak na mnie patrzycie? To tylko ja.

– Dobrze cię widzieć, stary – powiedział Golden, wstając i podchodząc do blondyna. Jayden rzucił mu nieufne spojrzenie, a potem przeskoczył wzrokiem na mnie, a ja uspokoiłam go wzrokiem.

– Ciebie też. – Zbili męską piątkę. Uśmiechnął się lekko zdezorientowany. – Rosaline! – rzucił, patrząc na blondynkę. – Ty to chyba z kolei zmalałaś – stwierdził, a Trainor parsknęła śmiechem i go objęła.

– Skurczyła się na deszczu! – zawołał West, wracając na swoje miejsce.

– A ty się ze mną nie przywitasz, Choco? – Dylan udał urażonego. Podniosłam się i go objęłam, a w tym czasie Ross i Vic dosiadły się do Goldena i zaczęli rozmawiać na jakiś temat. – Co tu się odpierdala? – szepnął, tuląc mnie do siebie.

– Sama nie wiem – przyznałam równie cicho. – Ale zaraz się zmywamy i wszystko ci opowiem.

– No dobra – ustąpił. – Powiedz mi tylko czy ich lubimy, czy nie lubimy.

– Przecież nie przestaliśmy ich lubić – zauważyłam, odsuwając się od niego i unosząc brwi.

– Niby tak, ale miałem na myśli czy mam grać taką badass, czy nie. – Wzruszył ramionami, a ja ze śmiechem pacnęłam go w ramię.

– Nie ma takiej potrzeby.

– Siadacie z nami? – zapytała Rosaline z cieniem nadziei na twarzy.

– Chcielibyśmy, ale mieliśmy sobie zrobić nockę z Samuelem L. Jacksonem albo Morganem Freemanem – odpowiedział Dylan z przepraszającym wyrazem twarzy.

– Będziemy lecieć. W razie potrzeby dzwońcie do mnie. – Spojrzałam na wszystkich, ale Victoria nie patrzyła na mnie, a na swoje paznokcie.

– Miło było się zobaczyć – powiedział Regan, uśmiechając się szczerze z zaciśniętymi ustami.

– Tak, to prawda. – Odwzajemniłam uśmiech. Ross również, a Victoria skinęła nam głową, a potem wyszliśmy z domu Shay'a, uprzednio zakładając naszą odzież wierzchnią.

– Dobra, jedziemy i wszystko mi opowiesz – zadecydował Jayden, wsiadając do swojego samochodu.

– Zaczekaj moment – poprosiłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zagryzłam wargę, zastanawiając się chwilę, a potem westchnęłam, kiedy podjęłam decyzję.

Ja: jadę do dylana. jaką decyzję podjął twój ojciec?

Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Wyjechaliśmy z posesji Williama przy dźwiękach One Direction, który Dylan po prostu uwielbiał. Kiedy wyjechaliśmy zza bramy, przed nami pojawił się drugi samochód. Jayden przejechał obok, a wtedy moje spojrzenie skrzyżowało się z tym Thomasa. Wyrażało obojętność, ale brunet lekko skinął do mnie głową i mogło mi się wydawać, było dość ciemno, ale chyba uniósł na moment kącik ust, a potem przejechaliśmy obok niego i wyjechaliśmy na ulicę. Odblokowałam telefon i sama do siebie się uśmiechnęłam, odczytując wiadomość.

Nieznany: Nie martw się, Dark i nie upij się z tym Jaydenem, bo jutro jedziesz ze mną do Darkness nakopać Hectorowi.

– Przestań się szczerzyć do tego telefonu i opowiadaj, co jest grane. – Głos Dylana wyrwał mnie z zadumy. Przewróciłam oczami i zablokowałam urządzenie, czując się o wiele lżej.

Całą drogę do domu opowiadałam mu to, co się wydarzyło łącznie ze szczegółami. Oczywiście tę samą wersję zamierzałam przedstawić Amy, ale dopiero wtedy, gdy jutro dowiem się wszystkich szczegółów związanych z Darkness.

– W życiu bym się nie spodziewał takiego czegoś – przyznał Dylan, wysiadając z samochodu przed swoim domem. Zrobiłam to samo i zatrzasnęłam drzwi.

– I przysłał mi takiego sms-a. – Podałam mu mój telefon do ręki, a on się zatrzymał i w skupieniu przeczytał wiadomość, a potem na mnie spojrzał z głupim uśmieszkiem, na który przewróciłam oczami. – No co?

– A co on się taki milutki zrobił, co? – Dźgnął mnie w ramię, kiedy szliśmy do jego domu.

– Mam chłopaka, zapomniałeś? – Pomachałam mu dłonią przed twarzą. Stanęliśmy na werandzie, a blondyn chwycił się teatralnie za serce.

– Jakżebym mógł? – spytał wysokim głosem, a potem znów się głupio uśmiechnął. – A może nie chodziło mi o taki sens, co? Może tobie coś chodzi po tej twojej pięknej główce?

– Ach, jesteś niemożliwy – jęknęłam, łapiąc się teatralnie za głowę.

– Ale za to mnie kochasz. – Objął mnie ramieniem, a potem otworzył drzwi. – Mama, jesteśmy! – ryknął na całe gardło.

– W kuchni macie jedzenie! – odkrzyknęła z góry.

– Cudownie. – Dylan zatarł ręce, zamknął drzwi i ściągnął swoją granatową kurtkę, a potem buty. Powtórzyłam te same czynności co mój przyjaciel, a następnie podążyłam za nim do kuchni, gdzie już siedział i kroił zapiekankę. – Chcesz kawałek? – spytał i zanim dał mi odpowiedzieć, kontynuował: – Pewnie, że chcesz. – Machnął niechlujnie nożem. Usiadłam przy wysepce kuchennej i obserwowałam jego poczynania. Przeczesałam dłonią swoje włosy i westchnęłam. – Co jest? – zapytał Jayden, rzucając mi krótkie spojrzenie.

– Nie wiem, czuję się jakoś... dziwnie? – Wzruszyłam ramionami. – W sensie, prawie pół roku minęło i teraz powoli zaczyna się powrót do tego, co było w wakacje.

– Musisz po prostu wyjść z tego okresu, gdzie wszystko było źle. Nie masz za co się obwiniać, wszystko jest super, a zapiekanka jest cudowna. – Pokiwałam głową, uśmiechając się lekko na jego słowa.

Tyle, że o jednej rzeczy nie wiedział nawet Dylan. Nie mógł wiedzieć, skoro nie było go ze mną w Jersey City. Nie słyszał tego, co ja. Nie czuł zapachu śmierci, przerażenia i histerii. Nie nawiedzały go koszmary. O niektórych sprawach nie mógł się dowiedzieć nawet on. I mylił się, ponieważ ja miałam za co się winić, a tchórzostwo i strach, którymi się mocno wykazałam sprawiły, że nigdy więcej nie chciałam dotknąć żadnej broni.

Ale wciąż lekko się uśmiechałam, bo przecież byłam oszustką i niezłą aktorką, która bała się zabrać odpowiedzialność za to, co zrobiła.

– Jedz, bo wystygnie – powiedział blondyn, podsuwając talerz dla mnie bliżej. Wbiłam w zapiekankę widelec i pyszny smak rozszedł się po moich ustach. – Dobre?

– Twoja mama ma ogromny talent w gotowaniu – stwierdziłam z uznaniem.

– Wiem. – Jayden wyszczerzył się w uśmiechu.

Godzinę później leżałam już z nim na jego wielkim dwuosobowym łóżku w swoich ubraniach, które tu zostawiłam. Jako iż kiedyś często wpadałam do Dylana albo on do mnie to każde z nas miało już u siebie specjalną szufladę z rzeczami tego drugiego. To było dobre rozwiązanie, które zaproponował mi Jayden, kiedy zostawił raz u mnie swoje spodnie do spania po jednej z nocowanek. Chłopak zdążył opowiedzieć mi o domniemanej Andy, ale wiedziałam o niej jeszcze zbyt mało, aby wyciągnąć jakieś wnioski.

– Uwielbiam tę kobietę. – Blondyn zaczął się śmiać, kiedy filmowa Sonia Kincaid zaczęła uderzać telefonem.

– Salma Hayek to ikona – przyznałam mu rację, również się cicho śmiejąc.

– Lubię filmy z czarnoskórymi charakterami i mocnymi babkami – stwierdził Dylan, prostując się na łóżku. – Zapomniałem ci powiedzieć, Blake o ciebie pytał, kiedy ja z Peterem u niego byliśmy.

– O, a co mówił? – spytałam, udając niezainteresowaną odpowiedzią. Tak naprawdę byłam dość ciekawa. Nie miałam nic przeciwko znajomości mojego przyjaciela z Newmanem, ale nie lubiłam, gdy ktoś o mnie mówił.

– Pytał co u ciebie i takie tam. – Wzruszyłam ramionami.

– Powiedz, że dobrze i świetnie się bawimy, oglądając filmy z Samuelem L. Jacksonem – poleciłam, przez co się uśmiechnął.

– Dobra, przekażę – zapewnił mnie, a następnie westchnął. – Ciekawe co z tym Darkness.

– Póki co nie chcę o tym myśleć – przyznałam, bawiąc się rąbkiem koca. – A co z domem babci Nicole? – Przypomniałam sobie o tej sytuacji z książką.

– Ustało wszystko. Dosłownie nic się nie dzieje – odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Zdziwiło mnie to, że wszystko tak ucichło.

– Dziwne – stwierdził. Pokiwałam głową. – Dobra, skończmy ten film i tak będzie najlepiej.

– Dobry pomysł – zgodziłam się z nim. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym po prostu odpłynęłam i obudziłam się dopiero następnego dnia, ze śpiącym Dylanem zwiniętym w kłębek.

***

– Wszystko zabrałaś? – dopytywał Jayden, kiedy wsiadaliśmy następnego dnia po południu do jego samochodu.

– Telefon mam, buty też... Chyba tak. – Pokiwałam głową. Odpalił czerwonego SUV-a.

Dochodziła już piętnasta, bo pani Jayden postanowiła zaprosić mnie na obiad z nią i jej rodziną. Tata do mnie dzwonił i oznajmił, że jedzie z sąsiadem Samem i George'em do miasta po jakieś części wymienne do samochodu, o których nie miałam pojęcia. Wymieniłam kilka wiadomości z Quentinem, który zaproponował mi spotkanie w weekend, a chwilę potem napisał do mnie Thomas z informacją, że podjedzie po mnie jakoś po piętnastej, żeby porozmawiać z Hectorem na temat Darkness. Czułam się dziwnie z myślą, że między nami było tak... jak kiedyś. Między mną a ekipą, a przynajmniej sporą jej częścią. Nie zamierzałam utrzymywać z nimi jakichś wielkich kontaktów, ale chyba tak naprawdę czułam niemałą ulgę na myśl o tym, że wreszcie zaczynało być dobrze.

W końcu dojechaliśmy pod mój dom w rytmach piosenek królowej smutku Lany Del Rey. Nie przepadałam za większością jej piosenek, ale musiałam przyznać, że głos miała piękny i zdecydowanie wkładała dużo serca w swoje utwory, a Young and beautiful zostało moim faworytem.

– Chcesz wejść do mnie i pogłaskać Charlie'ego? – zaproponowałam, gdy zgasił silnik.

– O mój Boże, jasne – odpowiedział i rozpiął pas. – Kocham tego psa, jest cudowny.

Wysiadł z wozu, a ja zaraz za nim i trzasnęłam drzwiami. Skrzywił się i na mnie spojrzał, marszcząc swój nos.

– Nie trzap tak, bo mi lakier odpadnie.

– Uch, przepraszam. To przyzwyczajenie – broniłam się, unosząc dłonie w górę.

– Jakie przyzwyczajenie? W trzaskaniu drzwiami lodówki?

– Tak – parsknęłam z rozbawieniem i otworzyłam drzwi swoim kluczem. Charlie od razu do mnie podbiegł. – Hej, maluszku. – Wzięłam go na ręce i polizał mnie po twarzy. Dylan wystawił swoje ręce i wyglądał, jakby miał się rozpłakać na widok mojego psa.

– Mogę go wziąć na ręce? – spytał, patrząc to na mnie, to na psa.

– Jasne – podałam mu pomeraniana i weszłam na chwilę w głąb domu po szelki i woreczki na odchody, a potem zamknęłam drzwi na klucz. Kiedy się odwróciłam, Dylan trzymał Charliego jak małego dzidziusia i głaskał go po brzuchu. – Uroczo razem wyglądacie.

– No wiem – stwierdził z dumnym uśmiechem, a potem postawił psa na ziemi i założył mu szelki. Smycz podał mi. – Dobra, Charlie, chodź, obsikasz płot pani Higgins – zacmokał, uderzając w swoje kolano. Parsknęłam śmiechem.

Spacerowaliśmy z ciekawym życia szczeniakiem, dopóki nie zobaczyłam znajomego mi pojazdu na samym końcu ulicy. Przez całe moje ciało przebiegł dreszcz, a z ust wydostało się westchnienie. Frighton zatrzymał swojego Dodge Challengera koło nas i otworzył drzwi od swojej strony. Miał na sobie czarną kurtkę i czarną bluzę.

– Możesz się pospieszyć? – zapytał z monotonnością.

– Zaraz, mój pies potrzebuje się wysikać – odpowiedziałam, unosząc lekko głowę w górę. Thomas przeniósł swoje spojrzenie na Dylana.

– Cześć, Jayden.

– No, hej, hej – rzucił blondyn dość poważnie jak na niego. I o ile mógł nie mieć urazu do ekipy, tak do Thomasa go uniknąć nie mógł.

Zapanowała chwila niezręcznej ciszy.

– Dobra, odstawimy go do domu i zaraz będę – oznajmiłam, przerywając tę chwilę niezręczności. Thomas zatrzasnął drzwiczki i przejechał samochodem pod mój dom.

– Wiem, że był na wojnie, ale i tak mógł ci powiedzieć – stwierdził Dylan, kiedy wracaliśmy do mojego domu. Niósł zmęczonego Charliego na rękach.

– Mógł, ale cóż, nie zrobił tego. Tak samo ja mogłam utrzymać kontakt z ekipą, a tego nie zrobiłam. – Wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę po prostu byłam obojętna na ten temat. Zbyt dużo się działo wokół.

– Też prawda, ale mimo wszystko musi sobie zasłużyć na to, żebym znów go polubił.

Weszliśmy na moment do domu i blondyn położył psa na kanapie, a potem nakrył kocykiem. Uśmiechał się z rozczuleniem do mojego pieska, a na sam koniec podłożył mu jeszcze poduszkę pod głowę. On był niemożliwy!

– Dziękuję, że mnie zaprosiłeś na nocowanie – powiedziałam, kiedy znów wyszliśmy z mojego domu, który chwilę później zamknęłam. Stanęliśmy na werandzie.

– A ja dziękuję, że przyjęłaś zaproszenie – odpowiedział, a potem mnie przytulił. – Dobra, idę, bo tamten się już niecierpliwi. – Wskazał ruchem głowy na Thomasa. Zaśmiałam się cicho.

– Napiszę potem – obiecałam, kiedy wsiadał do swojego samochodu.

– Koniecznie! – zawołał, a chwilę później zniknął w pojeździe i odjechał. Mozolnym krokiem skierowałam się do samochodu bruneta i bez słowa w nim usiadłam, a potem zapięłam pas.

Jechaliśmy w ciszy. Nie grało nawet radio, a jedynie szumiał wiatr za oknem. Jutro miał zacząć się luty. Za dwa tygodnie urządzić mieliśmy urodziny mojej przyjaciółki. Planowaliśmy je zorganizować w domu Dylana, ale nic jeszcze nie było pewne. W końcu dojechaliśmy do tego samego miejsca, gdzie byliśmy wczoraj, a Frighton zgasił silnik.

– Co powiedział wczoraj twój ojciec? – zapytałam, dzięki czemu go zatrzymałam, bo chciał już wysiąść z samochodu.

– Nic ważnego – odpowiedział ogólnikowo i zblokował ze mną spojrzenie. – Mam u niego pewien dług, ale to nic takiego.

– Dług? To chyba ja powinnam go mieć, nie ty.

– Możesz nie zaczynać tego tematu? – westchnął zrezygnowany. Zdałam sobie sprawę, że to zdanie nie miało być chamskie, a on sam był naprawdę zgaszony.

– Mogę – ustąpiłam i wysiadłam z Dodge Challengera. Dalej szliśmy w ciszy. Dzisiaj nawet w siedzibie panowała absolutna cisza która wcale mnie nie zachęcała, ale mimo to weszłam do środka, a potem też do mini baru. Siedział w nim jedynie Hector przy barze z kieliszkiem. Wyglądał na zmęczonego.

– Jesteśmy – oznajmił Thomas sucho, a blondyn obrócił się na obrotowym krześle i na nas spojrzał. Wypił zawartość swojego kieliszka i lekko się skrzywił.

– Witajcie serdeczne, moi drodzy – powiedział lekko ochrypłym głosem Hector.

– Rozmawiał z tobą Brad Frighton? – spytał brunet obok mnie, olewając jego słowa.

– Och, oczywiście. – Mężczyzna pokiwał powoli głową. Ulokował swoje spojrzenie we mnie.

– Więc jaką podjęliście decyzję? – westchnęłam ze zniecierpliwieniem. Ta chwila w nieskończoność się przeciągała, a ja miałam dość.

– Kojarzysz takie hasło jak Brightness, Dark? – Uniósł pytająco brew, a ja wstrzymałam oddech. – Bo wracasz do gry jako Brightness naszego Feara.

– Ale... – zaczęłam zirytowana. Miałam chłopaka!

– Żadnego ale nie ma – przerwał mi, mlaskając pod nosem. – Tak zadecydował Brad. – Swoim spojrzeniem wypalał we mnie dziury. – To wasz okres próbny. Teraz powinnaś się pilnować, bo Brad się zainteresował twoją osobą. To tyle, do widzenia. – A po tych słowach po prostu odszedł i zniknął, pozostawiając nas samych.

– Kurwa mać. – Thomas chwycił za kieliszek obok nas i cisnął nim w bar, przez co kilka butelek się rozprysło w drobny mak.

Tak, to było świetne podsumowanie.

***

Hejka!

Jak tam u was? Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni zakończeniem rozdziału. Starałam się nie uderzać jakimś wielkim polsatem. 

Przypominam o tym, że chętnie przygarnę kilka kolaży w tło do rozdziałów (!!!), a także o hasztagu #darknesstrilogy na Twitterze. Wykażcie się tam aktywnością! Na Instagramie znajdziecie mnie jako little_cinderella_watt, więc tam też serdecznie zapraszam x

Do następnego xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top