❌Sund [150]❌

Stanął nad rzeką. Wysoko, na szczycie brzegu i zapatrzył się w ten drugi, odległy o dziesiątki metrów i bezduszne morze. Słońce przebiło się przez chmury i odbiło w śniegu, oślepiając go na chwilę.

Opuścił wzrok i spojrzał na ciągnącą rzeką krę. Jej wielkie płaty zmierzały wprost do lodowatego morza. Na grzbiet ciemnej, wzburzonej masy.

Spóźnił się. Bogowie odmówili mu łaski i pozostał na złym brzegu. Sam, bez grosza przy duszy i bez pomocy. Nie miał nawet porządnego płaszcza, którym mógłby się okryć i ogrzać, a jego pies zginął w górach jeszcze na przełomie roku. Nikogo. Niczego. Tylko bezkres w zasięgu wzroku i szum wody, przekrzykujący ciszę.

Z daleka od tej, do której zmierzał ostatkiem sił.

Padł na topniejący, zmieszany z błotem śnieg, wzniósł nieruchomą twarz ku niebu, a zaciśnięte w pięści dłonie wycelował w szybujące po niebie dwa majestatyczne kruki.

Wotanie, przecież ta zima miała być najdłuższą zimą w życiu!

❌inspiracja: "The Longest Winter"❌

❌pierwsza z miniaturek inspirowana przegenialną "Medusą" Paradise Lost. Najprawdopodobniej zostanie skopiowana do "Songfików", gdzie ukaże się także reszta❌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top