❌stolarnia [120]❌

Wieczorne słońce wpadało przez okienko i pozłacało wirujący w powietrzu kurz, żółtym blaskiem kładło się na pile tarczowej i rozpalało walające się na podłodze wióry. Stojące pod ścianą kawałki płyt i pocięte deski obrastały pajęczynami i kożuchem pyłu, który pokrywał każdy odłożony na dłużej niż jeden dzień element wyposażenia warsztatu.

Ojciec zgarnął z czoła pajęczą nić, która się do niego przylepiła. Sufit był tu całkiem nisko, więc pajęczyny naprawdę można było zbierać włosami. Wyrzucił peta do słoika z wodą, który był już nimi niemal cały wypełniony, a potem wziął w ręce jeden z elementów, obejrzał go dokładnie i sięgnął po wiertarkę. Kolejne sześć otworów na wkręty w jego karierze. Sam już na pewno nie wiedział, który to już tysiąc zaczyna.

❌❌❌

Bo warsztat taty zawsze napełnia mnie spokojem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top