❌pomidor [300]❌
To miał być poranek idealny. Przez uchylone okno do pokoju wpadało chłodne, pachnące deszczem powietrze i bezlitosny promyk słońca. Świeżo wyprana pościel wciąż pachniała płynem do płukania i to chyba właśnie przez ten mdły, kwiatowy zapach tak kręciło mu się w głowie.
Albo przez winiacz, piwo bądź whisky. Jedno z trzech. Chociaż i tak na jedno wychodziło.
Niechętnie otworzył oko. Właściwie zrobił to tylko dlatego, że jakieś koty zaczęły się drzeć pod oknem, więc i tak nie było już szans spać do południa. Jęknął i zasłonił głowę poduszką, kiedy jego wzrok padł prosto na rozświetlone niebo za oknem. Kac był jednak bezwzględnym mordercą, a pokój od wschodniej strony idealnym partnerem zbrodni.
Mrużąc oczy i patrząc w podłogę, usiadł na łóżku. A miało być tak pięknie. Bez kaca, w ciszy i spokoju. Ostatnio jakoś wszystko pieprzyło się równo.
Ostrożnie postawił stopy na podłodze. Puste butelki, które potrącił, potoczyły się po deskach z brzękiem, od którego w głowie przesypywało się potłuczone szkło. Zasyczał z bólu i schował twarz w dłoniach. Zdecydowanie trzeba było coś szybko na to poradzić.
Jednak ani puszki, ani butelki nie wyrażały chęci poratowania rudego nieszczęśnika. Musiał zatem iść do kuchni.
Okazało się to łatwiejsze niż przypuszczał, zwłaszcza dzięki ofiarnej pomocy ścian. Ale na miejscu również nie czekało na niego alkoholowe wybawienie.
W kuchni leżało tylko mnóstwo pomidorów. Cały stół był nimi zawalony. Najwyraźniej Cliff przytargał je od mamy. Dave przyjrzał się czerwonym, kulistym obiektom trochę nieufnie, ale ponoć można z nich było zrobić niezły koktajl na kaca.
Najwyżej po prostu się nie przyjmie – pomyślał, wrzucając nieobrane pomidory do miksera. To szatańskie urządzenie pracowało naprawdę głośno, ale opłacało się cierpieć.
– Ty ruda suko! Nawet oddychasz za głośno, a jeszcze włączasz to coś od rana! – usłyszał głos Jamesa za plecami.
– Zamknij się.
W rezydencji Metallica zaczynał się właśnie nowy dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top