2 x
Pustka. To jedyne co teraz czuję. Moja złudna radość na widok babci i dziadka zniknęła i zastąpiła ją nicość. Siedzę przy stole i przeżuwam od pięciu minut ten sam kawałek, kurczaka. Dom babci położony jest właściwie prawie w centrum Mullingaru. Wszystkie domy wyglądają tu prawie tak samo i wszystkie są tak samo smutne dla mnie. Chyba depresja już mnie pochłonęła. Niezręczna cisza sprawia, że jest mi niedobrze. Margaret co chwilę uśmiecha się w moją stronę, a Henry popija wolno swoją herbate. Zawsze lubiłam do nich przyjeżdżać, ale nigdy nie było wielu okazji ze względu na...
- Kochanie, jak nie chcesz to nie jedz, przecież widzę, że się męczysz - spokojny głos babci wyrywa mnie z transu. Lekko się uśmiecham i kiwam głową. Wstaję i odkładam talerz do zlewu z zamiarem umycia go.
-Zostaw to. Ja to zrobię -ręce kobiety dotykają moich i zabiera mi talerz . Nie lubię jak traktują mnie, jakbym była z porcelany. Nigdy tego nie lubiłam.
-Pójdę się przejść. Tak dawno tu nie byłam- mówię do dziadków, a oni kiwają w zrozumieniu głową. Ostatnio odwiedziłam Mullingar w wieku dziesięciu lat, trochę minęło od tego czasu. Nie jest to, aż tak zapyziała dziura jak wydawało mi się gdy byłam mniejsza. To poprostu małe miasteczko. Dziadkowie mieszkali na przeciwko Sundays Well Rd. Jest to jedna z ruchliwszych ulic, a niedaleko ich domu znajduję się Mullingar Town Park. Gdy byłam mniejsza, chodziłam tam z dziadkiem i bratem grać w piłkę. Przysiadłam na jednej z ławeczek w parku i przyglądałam się ludziom. Na trawie siedziała grupka młodzieży i żwawo o czymś dyskutowali. Uśmiechnęłam się smutno zdając sobie sprawę, że kiedyś też miałam taką grupkę. Ale się rozpadła. Na zawsze. Tak wiele bym dała, by choć na chwilę zapomnieć wszystko, co złe. Wolność psychiczna znaczy dużo więcej od wolności fizycznej. Moja psychika jest uwięziona. Jakby zatrzymała się w czasie i nie przyswajała innych wiadomości. Nawet banalnych, takich jak kolor dzisiejszego nieba, czy odcień irlandzkiej trawy. To wszystko jest takie popieprzone. Miejsce obok mnie zostało zajęte. Spojrzałam na inne ławki i po chwili zorientowałam się, że wszystkie są puste. Spojrzałam niepewnie na chłopaka siedzącego obok mnie. Skądś go kojarzę. Dopiero po chwili, do mojej głowy dociera, że jest to ten sam blondyn, z którym witała się Margaret. Nie musiałam zerkać drugi raz by upewnić się, że jest piękny.
Jego ręce, pokryte przeróżnymi tatuażami i kolczyk w wardze. Czarna koszulka z krótkim rękawem opinała się na jego umięśnionym torsie. Mogę stwierdzić, że jest w moim wieku, ewentualnie trochę starszy
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej - po chwili usłyszałam, głęboki głos z wyraźnym irlandzkim akcentem.
Moje policzki oblały się rumieńcem, a chłopak bezczelnie się uśmiechnął.
- Ja...ja...przepraszam - w ostatnim czasie, nie czuję się pewnie w towarzystwie płci przeciwnej. Rówieśników.
- Jeszcze nie słyszałem czegoś, równie śmiesznego jak przepraszanie za patrzenie - powiedział kompletnie poważnie.
- Czy ty sobie, ze mnie żartujesz? - zapytałam i w końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Myliłam się. Jego oczy są błękitne jak ocean, a nie zielone.
- A wyglądam na takiego? Czekaj nie odpowiadaj. Życie jest zbyt krótkie, aby tracić czas na rozmowy o niczym. - zbił mnie tym totalnie z tropu. To zdanie było totalnie bez sensu. A może dla niego posiadało jakąś wartość. Na swój sposób to zdanie było mądre, ale jeszcze go nie odkryłam.
- O niczym? - zapytałam ciekawa.
Chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się. Może chodziło mu, że ta rozmowa jest bez sensu? Skoro tak, to po co ją zaczynał?
- Zapomnij. Tak mi się powiedziało.
Ten chłopak jest trochę mylący. Dlaczego babcia mówiła, że mam trzymać się od niego z daleka? Miałam ochotę zadać mu pytanie i to zrobiłam, ale totalnie nie rozumiem dlaczego.
- Co jest większym problemem ludzkości: niewiedza czy obojętność? - tak dobrze znałam to pytanie. Zadawałam je wielu osobom, ale żadna nie udzieliła konkretnej odpowiedzi. Wogóle nie odpowiadali. Chłopak patrzył się na mnie, przez chwilę w zdziwieniu, zapewne moim pytaniem, ale w końcu odpowiedział.
- Nie wiem. I mam to w dupie. - jego odpowiedź trochę mnie zdziwiła. Chłopak wstał z ławki i zaczął odchodzić. W przeciągu paru sekund zmienił się ze znaku zapytania w totalnego dupka.
- Dzięki - mruknęłam sama do siebie. Chłopak odwrócił się do mnie ostatni raz i powiedział słowa, które sprawiły, że moje myślenie się zmieniło.
- To jest właśnie prawidłowa odpowiedź Aria - powiedział, a szok wymalowany na mojej twarzy, nie umknął jego uwadze. Skąd on zna moje imię? I jakim cudem jego chamska i ignorancka odpowiedź ma być tą właściwą?
-Oh- a może trafiłam na osobę, która nie jest tak bardzo zepsuta jak ja i ma szerokie spojrzenie na świat, w którym przychodzi nam żyć? Nie to raczej, nie jest możliwe. Poprostu jest bardziej zepsuty ode mnie.
***
Do domu wróciłam, po 4 godzinach. Nie przejmowałam się zaniepokojonym wzrokiem Margaret, miałam wszystko gdzieś. Znowu. Kochałam dziadków, ale myślę, że trochę zajmie mi przyzwyczajenie do...tego. Posłałam babci uspokajające i przepraszające spojrzenie. Nic na to nie poradzę, że ranie wszystkich, których znam...nie kiedy, nieumyślnie.
Całą noc, siedziałam i patrzyłam na blask księżyca za oknem. W nocy jest tak piękinie. Jednak w blasku jej ciemności, chowa się to co jest najsłabsze...cóż tym razem padło, na mnie. Czuję jakbym z każdym dniem, była inną osobą, którą wcale nie chcę być. Ale kogo obchodzi, czego ja chcę. Od dawna, już nikogo, no z wyjątkiem jednej osoby. Uśmiecham się smutno na wspomnienie brata. Czuję się okropnie, nie chcę o tym myśleć. Ale to zazwyczaj dzieję się samo. Znacie to uczucie, kiedy staracie pozbyć się jakiegoś obrazu z waszej głowy? Nie ważne, czy jest zły, miły lub niestosowny. Poprostu go nie chcecie, ale on za wszelką cenę wraca ze zdwojoną siłą. Łzy popłynęły po moich policzkach, a ja przeklinałam się za bycie, totalną frajerką, która nie robi nic innego, z wyjątkiem płaczu. W sumie to jedyne co mam.
Było już trochę po 2 w nocy, a mnie naszła ochota na spacer po parku. Lubię oglądać gwiazdy. To niesamowite, że te małe światełka, które widzimy na niebie, nocą już dawno nie istnieją. Dlatego nigdy nie lubiłam, wypowiadać życzeń gdy któraś spadała, ponieważ mogło już jej dawno nie być, a ona dawała tylko głupią nadzieję. Nadzieja matką głupich. Nic bardziej mylnego. Usiadłam na tej samej ławeczce co wczoraj i przymknęłam oczy. Chyba jestem chora psychcznie skoro się nie boję, siedzieć sama w parku o 2 w nocy.
-Piękne prawda? - usłyszałam głos obok siebie, a moje ciało momentalnie się spięło ze strachu. Teraz się boję. Tym bardziej, że znów dostrzegam Nialla. Spojrzałam na niego, ze strachem w oczach. Chłopak obdarzył mnie spojrzeniem, ale nie takim zwykłym. W tych oczach kryło się wszystko. Strach, obojętność, złość, radość, zazdrość. Nie rozumiem, jego oczy są takie błędne.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz -warknął w moją stronę, a ja zamknęłam buzię. Jego nastrój się chyba zmienił.
- Przepraszam - powiedziałam speszona i spojrzałam na buty.
-Czy możesz przestać mnie przepraszać?! - okej on zdecytowanie jest dziwny.
-Ja...- nie wiem co mam powiedzieć.
- Nie ważne, ale uważaj na siebie. O tej godzinie nie ma tu dobrych ludzi. - powiedział przerywając mi, ale jego głos, był już opanowany.
-A, więc dlaczego ty tu jesteś? - zapytałam po chwili.
- Przecież ci powiedziałem - powiedział zły , po czym wstał i po prostu odszedł. Co jest z nim nie tak ?
_______________________________
No i mamy kolejny rozdział! :) Jeżeli ktoś to czyta proszę o jakiś znak :)
Jeżeli znajdą się jakieś błędy to przepraszam xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top