50."Chris, to ty?"
Kochani, wiem że każdy ma inne zdanie na temat aborcji i ja też mam gdzieś swoje zdanie, którego nie będę wyrażać tutaj, aczkolwiek w tej książce pojawia się temat dziecka/płodu i cóż...każdy ma inne zdanie dlatego proszę nie kłócić się 🥰 bo to jest tak jak z religią każdy może mieć inne zdanie i to jest całkowicie normalne...buziaki❤️
Chciałabym, żebyście odpowiedzieli mi na pytania, które znajdziecie na dole, bo strasznie motywują i być może gdy zobaczę jak odpowiadacie pojawi się nowy rozdział 🤍 do dzieła !
Pov. Christopher
Po czterech godzinach szybkiej jazdy w końcu zatrzymałem się przed starą kamienicą z odpadającym już tynkiem i zaniedbałym trawnikiem gdzie dzieciaki próbowały grać w piłkę na co pod nosem usmiechnęłem się przypominając sobie mnie i Lucasa.
Po wzięciu kilku głębszych oddechów i założeniu czarnej czapki na głowę wyszedłem z samochodu, a po zamknięciu go wszedłem do bloku gdzie musiałem świecić sobie latarką z telefonu, żeby nie wywrócić się na drewnianych, nierównych schodach.
Wchodziłem powoli licząc każdy stopień próbując jakoś odwlec w czasie moje spotkanie, ale w końcu znalazłem się na odpowiednim piętrze i jak głupi wpatrywałem się w białe, podrapane drzwi, z których schodził lakier.
Zapukałem cicho mając nadzieję, że nie usłyszy mojego pukania, ale jednak po chwili usłyszałem kroki, a mi od razu zrobiło się gorąco i zaczęłem rozpinać czarną, skórzana kurtkę, żeby łatwiej się oddychało.
W myślach też planowałem ucieczkę i długo nie musiałem się zastanawiać. Po prostu odwróciłem się i zbiegłem po schodach, ale było za późno, bo drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a ja usłyszałem swoje imię:
- Chris, to ty? - zapytała, a ja przeklinałem się w myślach za swoją głupotę i odwróciłem do dziewczyny od razu patrząc w jej zielone oczy jak u kota, które miałem wrażenie, że w tej ciemności święcili się.
Z powrotem weszłem na odpowiednie piętro i stanęłam przed nią cały czas próbując powstrzymać się przed jakimkolwiek upadkiem z powodu kręcenia i szumu w głowie, bo nie mogłem sobie teraz na to pozwolić.
- Cześć. - z trudem i wielkim bólem wypowiedziałem słowo czując jak moje gardło zaczyna piec.
Oparłem się o ścianę powoli czując jak grunt pod nogami mi się zawala i pewnie bym upadł gdyby w ostatniej chwili nie przytrzymała mnie zielonooka.
- Myślę, że powinieneś usiąść i chwilę odpocząć. - odparła i z jej pomocą wszedłem do środka.
Mieszkanie było niewielkie w zasadzie miało tylko jeden pokój z niebieskimi ścianami, z których odpadała powoli farba i kuchnia, w której nie było nic poza gazówką i jedną szafką, a za firanką łazienka.
Spojrzałem ze współczuciem na dziewczynę, która tylko wzruszyła ramionami tak jakby czytała mi w myślach.
- Jak się czujesz? - zapytała, kiedy usiadłem na niewygodnej kanapie, która służyła też w nocy za łóżko. - Chcesz coś do picia? Wody, albo herbaty?
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać o czym innym niż moim zdrowiu - zacząłem na co dziewczyna spuściła głowę w dół, a ja zobaczyłem pierwsze łzy spływające po jej policzku na co westchnęłem. - Chętnie napije się wody. - dodałem chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, bo zaczęłem dosyć oschle powodując płacz, a naprawdę nie chciałem tego.
- Przepraszam, to przez hormony. - wytłumaczyła i ruszyła do kuchni gdzie od razu nalała szklankę wody i podała mi nawet na mnie nie patrząc.
- Jessika, przyjechałem tutaj, bo mnie o to poprosiłaś, a ja wciąż nie wiem o co chodzi - zacząłem niewygodny temat i upiłem niewielkiego łyka. - Znaczy domyślam się, ale nie wiem czy to o to chodzi...
- Jestem w pieprzonej ciąży, Chris. - wtrąciła.
W jednej chwili patrzyłem się na nią jak głupi od razu gapiąc bezczelnie na jej brzuch, który był ledwo widoczny i momentalnie wypiłem całą szklankę zimnej wody, żeby jakoś opanować emocje.
- Rodzice wyrzucili mnie z domu i gdyby nie moje oszczędności już dawno mieszkała bym pod mostem - kontynuowała, a ja ją uważnie słuchałem. - Zrezygnowałam ze szkoły, bo nie mogłam się w niej pokazać z widocznym już brzuchem w wieku zasranych osiemnastu lat! - uderzyła pięścią w stół powodując przewrócenie szklanki, która całe szczęście się nie rozbiła. - Chris, ja nie wiem już co mam robić. Kończą mi się pieniądze, a właściciel mieszkania powiedział, że jak nie zapłacę do jutra za kolejny miesiąc, to mnie stąd wywali. Nie chciałam ci mówić o dziecku, bo sama myślałam, że sobie poradzę poza tym wiedziałam, że chorujesz i to poważnie, ale niestety nie miałam innego wyjścia i dlatego po ciebie zadzwoniłam...
Przerwała zalewając się łzami, a ja z trudem próbowałem powstrzymać swoje, bo pierwszy raz widzę ją jak okazuje jakiekolwiek inne uczucia niż nienawiść do Luny, bądź podniecenia z orgazmu.
Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić dlatego po prostu przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno głaszcząc po plecach.
- Jessika, jakoś sobie poradzimy. - szepnąłem, ale tak naprawdę sam w to nie wierzyłem.
- Jak? - odsunęła się ode mnie i spojrzała prosto w moje ciemne oczy. - Przecież ty niedługo umrzesz, a ja zostanę sama z dzieciakiem...
- Przestań ciągle widzieć wszystko w czarnych barwach - wtrąciłem się. - Nie zostaniesz sama, bo zaczęłem leczenie, które mam nadzieję przyniesie jakieś skutki, a poza tym są moi rodzice, którzy na pewno nam pomogą.
- Leczenie, które ci pomoże? Błagam cię po wejściu na odpowiednie piętro prawie ze zmęczenia nie upadłeś, więc to gówno daje! - wstała na równe nogi i zaczęła chodzić w tą i z powrotem. - Chris, ja potrzebuję pieniądze na zabieg.
Po jej słowach wcale nie byłem w szoku. Wiedziałem do czego jest zdolna dziewczyna dlatego zgodziłem się, bo nie miałem nic przeciwko aborcji. Też nie chciałem tego dziecka...teraz z nieodpowiednią kobietą i z myślą, że niedługo może mnie tu nie być, a zabieg rozwiąże każdy problem.
- Dam ci, ale jutro. Nie mam przy sobie takich pieniędzy jak na razie - wstałem i wyciągnęłem z portfela plik pieniędzy i położyłem na stół. - Zapłać za mieszkanie i umów się na zabieg, a ja przywiozę ci z samego rana resztę pieniędzy.
- Dobrze.
- Będę wracał już do siebie, ale jakbyś czegoś potrzebowała, to dzwoń o każdej porze - powiedziałem i ruszyłem do wyjścia, ale zatrzymałem się i spojrzałem na nią ostatni raz. - W którym miesiącu jesteś?
Jessika bez żadnego słowa podeszła do szuflady, z której wyciągnęła białą teczkę i mi ją podała.
- Tu jest wszystko napisane jak cię to interesuje, to przeczytaj i wyrzuć, bo mi to już nie będzie potrzebne.
Przez chwilę zastanawiałem się czy powinnienem to wziąć, ale po chwili dotarło do mnie, że chce dowiedzieć się podstawowych rzeczy i upewnić czy to oby na pewno moje dziecko, bo w końcu Jessika pieprzyła wszystko, więc ostatecznie przyjęłem od niej teczkę.
- Do zobaczenia jutro.
Wyszedłem z mieszkania i jak najszybciej z kamienicy, żeby zaczerpnąć powietrza jak ryba wrzucona z powrotem do wody.
Ostatni raz spojrzałem na kamienice przede mną i wszedłem do samochodu, żeby po chwili odjechać jak najszybciej z tego okropnego miejsca.
Po chwili dostałem SMS-a
Jessika: umówiłam się już na zabieg, który będzie za trzy dni w prywatnej klinice.
Ja: w porządku.
Ja: ile potrzebujesz pieniędzy?
Jessika: z tym co dałeś mi dziś, to brakuje jeszcze jakieś 5000$
Ja: okej.
Jak oceniacie rozdział?
Pamiętacie Jessika? To ta sama, która gnębiła Lunę.
Cieszycie się, że tak sprawy się potoczyły czy jednak nie?
Czy ktoś się dowie o dziecku i o tym co planują zrobić rodzice?
Czy Chris dobrze zrobił zgadzając się na aborcję?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top