38."Oddasz mi to w naturze"
Niedługo udostępnie nowy rozdział i tak bardzo nie mogę się doczekać 🥺🥺
Pov. Christopher
- Co ty tutaj robisz? - usłyszałem od razu, kiedy wszedłem do baru, ale to zignorowałem i bez słowa ruszyłem do gabinetu gdzie nalałem sobie wódki i usiadłem wygodnie przy biurku. - Zwariowałeś?! Nie możesz pić w takim stanie! - wyrwała mi kieliszek i po prostu wylała jego zawartość na panele, a ja musiałem mocno się pilnować, żeby nie wyjebać ciężarnej dziewczynie.
- Zapomniałaś już, że jestem twoim szefem? - prychnełem i wstałem na równe nogi. - Więc co ty tu robisz? Z tego co wiem, to powinnaś zapierdalać na dole, a nie pilnować mnie.
Najwidoczniej blondynka miała na mnie wyjebane, ponieważ ominęła mnie z szerokim uśmiechem i usiadła na mojej miejsce kładąc nogi na biurko.
- Widzę twoje różowe majtki, a twoja ciąża dla mnie nie jest przeszkodą, żeby cię wyruchać...
- Nawet w takim momencie się nie zmieniłeś i wciąż myślisz tylko o sobie.
- Nie myślę o sobie tylko nie ogarniam dlaczego tobie tak nagle zależy na tym, żebym zaczął się leczyć. Przecież Samantho ty mnie nienawidzisz, więc jaki masz w tym interes?
- Ja...po prostu chyba się martwię o ciebie i nie mogę zrozumieć dlaczego tak silny facet, jak ty nie chcę się leczyć przecież masz szansę wyzdrowieć, a przez to, że nie chcesz nawet spróbować od razu zmniejsza twoje szansę.
- Samantha, ja nie chcę o tym rozmawiać, a poza tym to nie jest twoja sprawa...
- Właśnie, że jest! Jesteś moim szefem i muszę wiedzieć czy mam szukać innej pracy czy jednak będziesz żył i daje będę mogła tu pracować.
- Skończ temat i wracaj do pracy, a ja się w spokoju napije...
- Nie.
- Nie?
- Nie będziesz nic pił, bo pojedziesz ze mną w pewne miejsce...
- Do ginekologa, to raczej powinien jechać ojciec dziecka, a nie ja.
- Szykuj dupe i pokaż, że masz jaja, to nie zajmie nam więcej niż dwie godziny.
Patrzyłem na nią i zastanawiałem się czy faktycznie z nią jest wszystko w porządku i kiedy już miałem być znów chujem i odmówić, to w ostatniej chwili stwierdziłem, że może być nawet zabawnie.
- Tylko pół godziny i pod warunkiem, że Luna nie dowie się o naszej...wycieczce.
- Okej.
Po pięciu minutach byliśmy już na parkingu gdzie od razu blondynka wsiadła na miejsce kierowcy.
- Co ty robisz?
- Ty nie wiesz gdzie chce jechać, więc będzie łatwiej jak ja będę prowadzić.
- A ty masz w ogóle prawo jazdy?
- Tak, więc dawaj kluczyki i siadaj grzecznie obok mnie.
Przez dłuższą chwilę patrzyłem na nią, ale w końcu z westchnieniem dałem kluczyki i faktycznie usiadłem na miejscu pasażera.
- Jak mi rozwalisz auto, to do końca swojego życia będziesz pracować u mnie za darmo.
- Żadna różnica skoro teraz robię za marne grosze.
- Jak się opierdalasz cały czas, to jak myślisz ile będziesz dostawać? No chyba nie miliony.
Po moich słowach była cisza, a ja mogłem się uważnie przyjrzeć się blondynce. Samantha jest trochę podobna do mnie z charakteru. Jest dosyć wysoka i szczupła, a ciążowego brzuszka jeszcze nie było widać, więc może dlatego zgodziłem się pojechać z nią chuj wie gdzie, bo tak samo jak ja jest uparta i nie bierze odmowy pod uwagę.
- Gapisz się.
- W którym jesteś miesiącu?
- Obchodzi cię to w ogóle?
- Wiesz muszę wiedzieć do kiedy możesz pracować.
- Zaczęłam drugi miesiąc.
- A jak z Edwardem? Pogodził się już, że ponownie zostanie ojcem?
- Przeprosił, ale nie wiem jak to daje będzie, bo prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy...
- Powinnaś go zostawić.
- Co?
- Po co masz się męczyć z Edwardem? Skoro on nie może zaakceptować faktu, że zostanie ojcem, to nie ma jaj, a ty powinnaś znaleźć sobie kogoś kto pokocha ciebie i dziecko.
- Więc dlaczego skoro znalazłeś już kogoś kto cię kocha czyli Lunę, to odpychasz ją od siebie?
- Bo to jest inna sprawa. Nie chcę, związać się z nią teraz, kiedy wiem, że za rok może mnie już nie być. Lepiej dla Luny jakby dalej była z...Lucasem, bo wiem, że przy nim będzie szczęśliwa, a będąc ze mną prędzej czy później będzie tylko cierpiała.
- Właśnie dlatego powinieneś zacząć się leczyć dla niej, bo w końcu chcesz, żeby była szczęśliwa, to weź się w garść i bądź mężczyzną, a nie małym chłopcem, który chowa się pod spódnicą matki.
Nie było czasu odpowiadać, bo blondynka zatrzymała się przed...pierdolonym hospicjum powodując u mnie złość jak nigdy i właśnie w tym momencie chciałem jej po prostu zajebać i zrobiłbym to gdyby nie fakt, że Samantha wyszła z auta.
- Co ty odpierdalasz?! Nie mam zamiaru tam wchodzić!
Nie chciałem tam wchodzić, bo za bardzo wszystko kojarzyło mi się z Leą.
- Nie zachowuj się jak dziecko skoro masz jaja, to wejdź tak ze mną.
Nogi miałem jak z waty, więc dlatego nie protestowałem, kiedy dziewczyna prowadziła mnie prosto do środka, a ja z głową spuszczoną w dół nie odważyłem się spojrzeć na nikogo.
- Patrz to jest Oliver.
Uniosłem głowę na około pięcioletniego chłopca na wózku inwalidzkim i coś we mnie pękło przecież to dziecko śmiertelne chore, a mimo to na bladej twarzy miał szeroki uśmiech.
- Cześć!
Dopiero kiedy kucnełem przy radosnym dziecku z pieprzonymi łzami w oczach dotarło do mnie jak bardzo słaby jestem, bo kiedy dowiedziałem się, że jestem chory, to od razu się podałem, a Oliver walczy dalej pomimo tego, że już nie wyjdzie stąd...
- Cześć, maluchu.
I właśnie po tych słowach zaczęłem bawić się z Oliverem i blondynce, której byłem wdzięczny, że mnie tu zabrała, bo dotarło do mnie, że jeżeli nie spróbuję walczyć, to jeszcze dziś będę musiał szukać trumny, a moi rodzice miejsca na cmentarzu i to zadziało na mnie jak kubek zimnej wody.
Wieczorem około godziny dwudziestej drugiej musieliśmy wracać, więc już po piętnastu minutach z powrotem byliśmy przed domem blondynki, więc od razu wyszedłem i oparłem się o maskę samochodu.
- Dzięki, że mnie tam zabrałeś.
Wyciągnąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów, a kiedy chciałem jednego zapalić, to Samantha wyrwała mi z ręki i wrzuciła do kosza.
- Pojebało cię?! Przed chwilą wróciliśmy z hospicjum gdzie widziałeś tych wszystkich chorych i miałam nadzieję, że w końcu coś dotarło do twojego pustego łba, a teraz odpalasz pieprzoną fajkę!
Zacisnełem pięści i szybkim krokiem podeszłem do niej i po prostu złączyłem nasze usta w pocałunek.
Pov. Luna
Po kłótni z ojcem leżałam na łóżku w swoim pokoju próbując zasnąć i prawie mi się to udało gdyby nie głośne trzaskanie drzwiami, więc wkurwiona zeszłam na dół.
- Czy ty musisz tak hałasować?! - zapytałam, kiedy zobaczyłam Samanthę, która wyglądała na przestraszoną, to od razu zmieniłam ton głosu. - Dlaczego wracasz do domu sama tak późno?
- Musiałam coś załatwić. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Stało się coś?
- Nie, nic. Wszystko jest w porządku po prostu jestem zmęczona i pójdę się położyć spać.
- Rozmawiałaś dziś może z Christopherem? Wiesz jak on się czuje?
- Nie po co miałabym niby z nim rozmawiać? Przecież ja go nie lubię i nie mam z nim praktycznie żadnego kontaktu...
- Spokojnie. Zapytałam się o Chrisa, bo myślałam, że będąc dziś w pracy rozmawiałaś z nim.
- Luna, przepraszam, ale naprawdę jestem zmęczona.
Po tych słowach ominęła mnie i weszła po schodach na górę, więc ja zrobiłam to samo, ale zdziwiłam się, kiedy blondynka zamiast wejść do sypialni taty, to weszła do pokoju gościnnego, ale postanowiłam tego nie komentować, bo jest duże prawdopodobieństwo, że znów są pokłóceni.
Następnego dnia tak jak się spodziewałam ledwo wstałam z łóżka i gdyby nie to, że Lucas czekał na mnie pod domem, to na pewno po raz kolejny spóźniłabym się na matematykę.
- Cześć. - odezwał się pierwszy, a kiedy wsiadłam do czerwonego samochodu i zapiełam pasy, to odjechał z piskiem opon.
- Cześć. - odpowiedziałam i cmoknełam go w policzek.
- Za co to?
- Po prostu się stęskniłam za tobą.
Moja relacja z Lucasem jest...poprawna. Mimo, to że nie jesteśmy już razem, to wiem że mogę na niego liczyć.
- Mogłaś zadzwonić, a ja przyszedłbym nawet w nocy.
- Nie chcę cię wykorzystywać już i tak codziennie po mnie przyjeżdżasz pod dom.
- Oddasz mi to w naturze.
- Może...
- Co? Kurwa Luna, nie mów mi takich rzeczy jak prowadzę, bo spowoduje wypadek.
- W takim razie porozmawiamy o tym wieczorem.
Po kilku minutach szybkiej jazdy wyszliśmy z auta i nie czekając na chłopaka pobiegłam do szkoły, żeby po chwili wejść spóźniona o dziesięć minut na matmę.
- Znów spóźniona...
Zignorowałam słowa nauczyciela, który zaznaczył coś w dzienniku i usiadłam na swoim miejscu czyli w ostatniej ławce obok Christophera, który na mój widok się...zdenerwował?
- Cześć, jak się czujesz? - zapytałam i wyciągnęłam odpowiedni zeszyt do zajęć.
Trochę się stresowałam rozmową z nim, bo ostatnim razem jak go widziałam całowałam się z nim, a potem więcej nie rozmawiałam z brunetem, bo mnie zaczął unikać.
- Jutro idę na konsultacje z lekarzem. Zaczynam leczenie z tym gównem.
Patrzyłam na niego z pieprzonymi łzami, bo to najlepsza wiadomość jaką mogłam usłyszeć.
- Cieszę się Chris i jeżeli będziesz potrzebował pomocy czy coś, to dzień do mnie, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Prawda.
Resztę dnia w szkole minęła naprawdę dobrze, bo przez cały czas byłam w towarzystwie Christophera, który w końcu zachował się normalnie czyli był wrednym dupkiem i wszystko było tak jak powinno być aż do momentu przerwy obiadowej, kiedy razem z brunetem przekroczyłam próg stołówki, a Chris usiadł obok Lucasa i Justina, a mnie po prostu wmurowało.
- Siema, co robisz dziś wieczorem? - zagadał Chris, a Lucas spojrzał na niego jak na idiote, ale po chwili się uśmiechnął.
- Mam trening, ale jutro możemy wyskoczyć na jakieś piwo przeprośnowe.
Stałam jak słup obok nich i uśmiechałam się jak głupia, ale naprawdę ulżyło mi, że w końcu dwójka najlepszych przyjaciół pogodziła się, a przynajmniej miałam taką nadzieję.
- Luna, możemy porozmawiać? - usłyszałam głos Justina, więc po prostu zgodziłam się i odeszła razem z nim od stolika jednak cały czas zerkał na nas Lucas co było urocze.
- O czym chciałeś rozmawiać?
- Skoro nie jesteś już z Lucasem, to chciałem zapytać czy teraz jest jakaś szansa na to, żebyśmy wrócili do siebie?
- Justin, będę z tobą szczera, bo chcę zakończyć w końcu ten temat. Ja już do ciebie nic nie czuje i naprawdę było nam razem dobrze i wspominam te dobre momenty jak najlepiej, ale niestety nie ma nawet cienia szans, żebyśmy wrócili do siebie, ale mimo wszystko chcę, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Skoro mogę na ciebie liczyć, to przyjdź do mnie ostatni raz jako...moja dziewczyna.
- Co?
- Moja babcia przyjeżdża i ona nadal myśli, że jesteśmy razem, a jutro ma osiemdziesiąte urodziny i nie chcę zrobić jej przykrości w tak ważnym dla niej dniu.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Ja bardzo lubię twoją babcie Merry, ale uważam, że się zorientuje co się dzieje, więc przepraszam, ale muszę odmówić.
- Wiedziałem. Zawsze mówisz, to gówno, że można na ciebie liczyć, a jak ktoś potrzebuje pomocy, to odmawiasz.
- Wszystko w porządku? - wtrącił się Lucas, który podszedł do mnie i objął mnie w tali na co Justin prychnął i odszedł. - Czego chciał?
- Chciał, żebym jutro na urodzinach jego babci wciąż udawała jego dziewczynę...
- Mam nadzieję, że mu odmówiłaś?
- Jasne, że tak.
- Możemy...nie chcę naciskać na twoją decyzję, ale możemy porozmawiać o nas?
- Nie tutaj...
- Mam wolne mieszkanie, bo mama z Maitą jest u dentysty.
- To chodźmy.
I po tych słowach wyszliśmy ze stołówki trzymając się za ręce prosto do jego samochodu, a już po chwili wchodziliśmy do jego mieszkania i dopiero teraz zaczęłam się stresować, a kiedy Lucas w końcu usiadł obok mnie, a ja poczułam jego cudowne perfumy, to zrozumiałam jak bardzo za nim tęskniłam, więc po prostu pocałowałam go, ale on automatycznie przerwał pocałunek.
- Najpierw muszę wiedzieć czy coś czujesz do mnie.
Potrzebowałam kogoś kto da mi poczucie bezpieczeństwa. Kogoś kto będzie ze mną już do końca i sprawia, że na mojej twarzy zawsze jest uśmiech nawet po najgorszym dniu mojego życia. Kogoś kto przyjdzie do mnie w środku nocy, żeby się przytulić i spać na niewygodnym jednoosobowym łóżku, a Lucas właśnie taki jest.
Christopher ciągle mnie unika, a ja nie chcę czekać na niego do końca swojego życia, bo potrzebuję kogoś teraz, a nie kogoś kto nie jest pewny swoich uczuć, bo raz wyznaje mi uczucia, a potem odpycha od siebie.
- Lucas, chcę po prostu z tobą być nie jako przyjaciele, a jako para.
- A co z Christopherem?
- Jest w pewnym stopniu dla mnie ważny i to się nigdy nie zmieni, ale chcę być z tobą.
Blondyn patrzył na mnie przez moment, a potem uśmiechnął się szeroko i ponownie złączył nasze usta.
I wtedy już wiedziałam, że nie ma odwrotu i nie mogę już dłużej liczyć na cokolwiek z Chrisem.
Wiecie, że to jest mój najdłuższy rozdział w tej książce jak do tej pory, bo ma 2070 słów. Mój rekord życiowy, to jest.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top