XVI
Na korytarzu roiło się od studentów, którzy w pośpiechu szukali swojej sali, inni jednak szli na luzie. Nie brakowało także rozmów na różne tematy, ale szczególnie nie rozmawiano o medycynie, o dziwo. Przy jednych z drzwi stał pewien wysoki szatyn, który wyraźnie na coś czekał. Już nawet zaczął się wiercić na wszystkie strony i chodził w różne strony, kiedy nagle sala została otwarta, a z niej zaczęło wychodzić wielu młodych ludzi, co jakoś szczególnie nie dziwiło Erena. Chłopak jakoś się przecisnął przez tłum, podchodząc do ich wykładowcy, którym był nie kto inny jak Grisha Jaeger. Uśmiechnął się niewinnie, widząc podejrzliwy wzrok ojca, po czym ten spytał:
- Ile?
- Ale co? - również spytał chłopak.
- Znam cię, synu...
- Jakaś wycieczka czy coś...
- Czy coś? - zaśmiał się.
- Nie słyszałem dokładnie.
- Nie słyszałeś czy nie słuchałeś?
- Oj, to to samo... - przewrócił oczami - W każdym razie muszę do jutra zapłacić. Mama nie odbiera...
- Nie przeszkadzaj jej teraz, ma bardzo dużo pracy...
- No ta, podobno... To co, dasz mi hajs?
- Poczekaj...
Kiedy dwójka już wyszła z sali, Eren ledwo wyjrzał na korytarz, a już zauważył wiele pięknych twarzy, szczególnie jedną. Natychmiast przyszedł mu do głowy wspaniały pomysł, których miał mnóstwo w ciągu sekundy, ale ten był naprawdę doskonały, przez co chłopak postanowił natychmiast wcielić go w życie. Szybko pożegnał się z Grishą, po czym pośpiesznie pobiegł w kierunku, gdzie zauważył Levi'a. Specjalnie leciał tak, żeby "niechcący" na niego wpaść, czego brunet się nie spodziewał...
Za chwilę po korytarzu rozległ się hałas brzmiący jak przekleństwo głośno wypowiedziane przez pewnego niskiego bruneta, na którego właśnie wleciał jakiś debil. Zdezorientowany brunet przez chwilę się ruszał niespokojnie, czując na całym swoim ciele dzikie ręce najmłodszego Jaegera, aż wreszcie go od siebie odepchnął i spojrzał na niego jak na wariata, kiedy ten odpowiadał niewinnym uśmieszkiem. Eren, niewiele myśląc, oparł się o ścianę, podniósł na chwilę brodę, jakby się witał i powiedział:
- Hejka, co tam?
- Dobrze się czujesz? - brunet spojrzał na niego z jeszcze większym zdezorientowaniem na twarzy.
- Nie, czemu pytasz? - za chwilę otworzył oczy i poprawił - Yy, to znaczy, tak!
- Możesz mi wyjaśnić - nagle wrzasnał - Czemu mnie zacząłeś macać na środku korytarza?!
- Ci, ci, ci... - przyłożył mu palec do ust i mówił jak do małego dziecka - Nie denerwuj się tak... Jeszcze ci się zmarszczki porobią, w końcu nie jesteś już taki młody...
- Eren... - warknął przez zęby.
- Znaczy... Miałem na myśli, że jesteś bardzo przystojny jak na swój wiek! - zaśmiał się nerwowo - A w ogóle to wiesz co? Już idę, bo mam coś ważnego do zrobienia! Do zobaczenia w d... To znaczy papa!
Szatyn szybko uciekł, zostawiając bruneta z jednym, wielkim syfem w głowie. Mężczyzna kompletnie nie rozumiał zachowania syna jego promotora. Postanowił jednak to olać, chcąc się zająć swoją robotą.
Jednak długo po spotkaniu z szatynem, nae poczuł pewien brak, przez co zaczął gorączkowo przeszukiwać całe swoje ubranie. Miał telefon, dokumenty, jakieś inne rzeczy, ale czegoś brakowało... Za chwilę zmarszczył brwi, po czym westchnął ciężko. Następnie złapał się za czoło, dzwoniąc już do jednego głupiego dzieciaka.
- O, dzień dobry, panie doktorze - zabrzmiał słodki głos szatyna - Dobrze, że pan dzwoni, bo właśnie podniosło mi się ciśnienie, ale obawiam się, że to przez pana...
- Gdzie masz moje kluczyki, idioto?!
- Jakie kluczyki? - zaśmiał się niewinnie.
- Doskonale wiesz, jakie kluczyki.
- Levi, czy wszystko z tobą na pewno w porządku? - nagle zmienił ton na bardziej opiekuńczy - Boję się, że zapominasz, gdzie kładziesz rzeczy...
- Dlaczego słyszę, że właśnie otwierasz moje drzwi, moimi kluczykami? - westchnął.
- Przestań, to jest mój dom - znów posłał mu śmiech.
- Przed chwilą jechałeś windą... - przewrócił oczami.
- Yyyy...
- Jeśli zaraz się nie przyznasz, pójdę do twojego ojc... - nagle połączenie zostało zerwane.
Brunet odruchowo rzucił telefonem o ziemię, wyrzucając również z siebie jakieś wyzwisko na młodszego Jaegera. Chwilę się uspokajał, po czym podniósł urządzenie z podłogi. Zaraz uśmiechnął się krzywo, widząc wyraźnie zbitą szybkę, chociaż sam telefon działał nadal.
Brunet wrócił do biurka, próbując się na spokojnie zastanowić, co teraz powinien zrobić. Miał ochotę naprawdę iść do Grishy i wszystko powiedzieć, ale na szczęście uświadomił sobie, że wcale nie mógł tego zrobić. Jaeger na pewno nie chciałby usłyszeć, co łączy bruneta z synem mężczyzny... Levi miał już pewną opinię i nie mógł pozwolić, żeby jakiś głupi licealista to zepsuł, bo mu się nudzi w życiu. Więc skoro to odpadało, to brunetowi pozostała nadzieja. Gdzieś tam z tyłu głowy miał, że co takiego mogłoby się stać... Eren po prostu pewnie chciał poczekać na niego, żeby zaraz się do niego dobrać. O co innego mogłoby chodzić chłopakowi...
Wieczorem bardzo zmęczony brunet ledwo co wyszedł z windy, po czym poczłapał do drzwi, które bez problemu otworzył, co już zbudziło jego podejrzenia...
- Chcesz, żeby ktoś się włamał? - zawołał nieprzyjemnie, ściągając buty i lekki płaszcz.
Ponieważ nie dostał odpowiedzi, poszedł w głąb domu, a wtedy wyczuł jakiś słodki zapach, który z pewnością pochodził prosto z kuchni, więc tam też się udał.
Wtedy, nagle otworzył szerzej oczy, widząc aktualny stan swojej kuchni, a szczególnie okna, gdzie ktoś coś wyraźnie rozmazał. Ale to wcale nie było tak zaskakujące jak to, że Eren w najlepsze stał w samej bieliźnie i właśnie coś gotował. Kiedy Jaeger zauważył bruneta, sam gwałtownie podniósł powieki i zaczął:
- Levi, ja ci wytłumaczę...!
- Co. To. Ma. Być. - starszy mówił na cichym wkurwie, ledwie wytrzymując.
- Bo...
- Co tu się stało?! - warknął, marszcząc brwi. Zaraz zaczął wszystko sprawdzać, a przy tym wyłączył palnik.
- No... - naprawdę próbował być poważny, ledwo powstrzymywał śmiech - Ogólnie plan był taki, że... - zaśmiał się, ale dalej z tym walczył - chciałem ci pokazać, że nie jestem byle jaki i w ogóle... No i... Nie wiem jak to się stało, ale gotowałem, gotowałem i nagle bum! Wszystko brudne, w tym moje ubranie... Próbowałem to posprzątać, ale no...
- Ja już naprawdę nie mam siły... - westchnął.
Kiedy brunet przyglądał się, czym Eren zabrudził mu okna, żeby wiedzieć, jak to usunąć, nagle szatyn pomyślał o tym, żeby może udobruchać starszego. Już miał zamiar go przytulić od tyłu, ale Levi to przewidział i oznajmił szorstko:
- Nawet nie próbuj mnie tknąć.
- Gniewasz się na mnie? - zabrzmiał jak biedny chłopiec.
- Spadaj stąd! - nagle wrzasnął, marszcząc brwi i odpychając od siebie młodszego. Wręczył mu garnek, w którym szatyn coś gotował, po czym po prostu go wypchnął z kuchni i zamknął się w niej.
Zdezorientowany Eren przez chwilę stał tam niczym kot, którego ktoś właśnie wypędził z pokoju, ale w końcu odpuścił i poszedł w miejsce, gdzie nie było niedobrego Levi'a, a konkretnie do salonu. Tam zwyczajnie położył się na bocznej części kanapy i zaczął jeść to co wyczarował.
Pół godziny później Levi wreszcie otworzył drzwi i w ogóle wyszedł z kuchni. Zaraz wszedł do salonu z podwiniętymi rękawami od koszuli i tak po prostu położył się, układając głowę na brzuchu Erena, a przy tym zabrał mu garnek, po czym zaczął jeść kulinarne dzieło chłopaka.
- Ej! - zawołał Eren.
- To dla mnie - odpowiedział jak gdyby nic, oblizując łyżkę, którą wcześniej jadł śniadoskóry.
- Nie dość, że na mnie leży, to jeszcze mi wyżera... - burknął szatyn.
- Jestem w swoim domu i mogę robić co chcę. To ty się tu włamałeś i jeszcze mi nabrudziłeś... W ogóle co to jest, jakiś mus?
- Miał nim być... - zaśmiał się.
- Dobra. A teraz możesz już sobie iść.
- Wiesz, jakby... Nie mam ubrań.
- Zadzwoń do Zeke'a.
- Nie chcę, żeby wiedział, że u ciebie jestem.
- Czemu? Nie powiedziałeś mu, że mnie zaliczyłeś?
- Nie... - warknął - Mówiłem ci, że nie zrobiłem tego dla zadania.
- I myślisz, że jestem taki naiwny, żeby uwierzyć, że nikomu nie powiedziałeś? - wyśmiał go - Nie jestem głupi.
- No nie możesz być - zaśmiał się - W końcu kiedyś będziesz leczyć ludzi... Musisz być bardzo mądry.
- Dobra, daruj sobie. Nie mam dzisiaj ochoty na twoje głupie zabawy - nagle wstał - Znajdź sobie coś i stąd wyjdź albo wyrzucę cię sam. Jestem zmęczony, chcę już się tylko umyć i iść spać...
- Mogę cię ululać do snu... - uśmiechnął się niewinnie - Znam dużo kołysanek.
- Prosiłem cię... - westchnął.
- Dobra, dobra. Zaraz sobie pójdę, tylko daj mi trochę czasu.
- Masz godzinę - rzekł stanowczo, po czym poszedł w stronę łazienki.
- Idziesz się myć, kiedy masz na chacie dojrzewającego chłopaka? - znów się zaśmiał.
- Który już widział mnie nago. Ale i tak, nie waż się mnie podglądać.
- A będę mógł jeszcze kiedyś popatrzeć?
Brunet tylko pokazał mu, żeby ten puknął się w czoło, po czym poszedł się umyć. Tymczasem Eren szybko zadzwonił do Jeana i poprosił o ubrania. Wprawdzie blondyn śmiał się z szatyna, ale finalnie przywiózł co trzeba i wreszcie wyszli, a wtedy Levi miał już spokój i mógł spokojnie iść spać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top