VI

- Na jakim poziomie edukacji jesteś, Eren?
- Liceum.
- Do której klasy chodzisz?
- Do drugiej.
- To dlaczego wczoraj stwierdziłeś, że zjadłeś swoich rodziców?

Wicedyrektor siedział naprzeciwko szatyna i uważnie na niego spoglądał, kiedy ten odwzajemniał spojrzenie. Jednak chłopak nie potrafił zachować powagi na długo, więc za chwilę wybuchnął śmiechem. Mężczyzna czuł, jak narasta w nim irytacja...

- Żartowałem - wreszcie rzekł Jaeger - To nie moja wina, że pani się nie zna na żartach...
- Ehh, Eren... - westchnął ciężko starszy - Dobrze wiesz, że nie tylko o to chodzi.
- Więcej grzechów nie pamiętam.
- Cały czas demoralizujesz resztę klasy.
- Demoralizuję? - zaśmiał się - Jestem jednym z grzeczniejszych uczniów...
- Doprawdy? Ty i Kirstein najczęściej tu trafiacie. Jak to wytłumaczysz?
- Nie wiem... - zastanawiał się, jakby nie wiedział - Może się przyczepiliście do nas?

Wicedyrektor nie odpowiedział już, tylko zaczął się zastanawiać. W tym czasie szatyn rozłożył nogi jeszcze luźniej, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zaczął wzdychać ze znudzeniem. Kiedy drugi to zauważył, zmarszczył brwi i rzekł:

- Usiądź normalnie. Mężczyźni tak nie siedzą.
- Skąd pan wie, że jestem mężczyzną? - odpowiedział czepialskim tonem, jeszcze bardziej prowokując zachowaniem - Patrzył mi pan w spodnie?
- Nie musiałem - westchnął z irytacją - Sam się obnażałeś podczas jednej z przerw...

Wtedy Eren uśmiechnął się głupio, przypominając sobie swój wybryk.

- Ehh, idź na lekcje. Dyrektor będzie rozmawiać z twoimi rodzicami.
- O nie - chamsko udał przerysowany, wystraszony głos - Niech pan nie mówi moim rodzicom...
- Wyjdź.

Szatyn pokazał starszemu jakiś grymas, po czym faktycznie wyszedł z gabinetu. Za chwilę podszedł do niego przyjaciel i zaczął pytać:

- I co ci powiedział?
- E tam, to co zwykle - przewrócił oczami - Że to my najczęściej tu przychodzimy, że demoralizuję klasę, że wezwie starych i tak dalej...
- Cóż... - rzekł blondyn z refleksją - Może powinniśmy się uspokoić...

Eren chwilę na niego popatrzył, po czym obydwaj zaśmiali się.

- Ale serio, Eren. Jak znowu dostaniesz karę...
- Nie dostanę - odpowiedział zdecydowanie.
- Nie możesz nie przyjść na imprezę w piątek... Jesteś jednym z najważniejszych gości.
- Nie martw się, przyjdę. Miałbym przegapić szansę na dobre ruchanie? Przecież wiem, kto tam będzie...
- Eren... - zaśmiał się.
- Dobra... Wiesz, że żartuję. Nie tykam byle czego.
- Ale Levi'a to byś dotknął. Już nawet rysujesz go ze sobą...
- Po prostu przepowiedziałem mu przyszłość... - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie poddajesz się? Ten blondyn to chyba ktoś ważny dla niego...
- Tak długo, jak będą razem. A to tylko kwestia czasu...
- Chcesz rozbić ich związek?
- Nie będę musiał nawet. A Levi sam mi wpadnie w ramiona... Jeszcze zobaczysz - posłał wyższemu wymowny uśmiech, po czym go wyprzedził w drodze do klasy.

Po lekcjach dwójka rozdzieliła się gdzieś w parku i od tej pory Eren szedł już sam. Spokojnie obserwował sobie trawę, drzewa, niebo, kiedy nagle rzucił mu się w oczy pewien obraz. Tak się złożyło, że w tym samym czasie tamtędy przechodzili Levi ze swoim narzeczonym, a przy tym oczywiście trzymali się za ręce. Szatynowi to się nie spodobało, ta aura miłości i w ogóle. Był przekonany, że brunet udaje dobrego partnera, bo tak wypada i nie chce przewracać sobie życia do góry nogami.

Szatyn specjalnie ustawił się tak, żeby być kilka kroków przed "zakochaną" parą. Teraz tylko czekał na odpowiedni moment, kiedy nagle brunet go zauważył. Spojrzał na młodszego z wyrzutem, w ten sposób każąc się odczepić. Jednak chłopak udawał, że w ogóle nie widzi Ackermanna, przez co ten odetchnął z ulgą.

Narzeczeni zbliżyli się do Erena, a wtedy ten natychmiast ostrym spojrzeniem przyciągnął wzrok bruneta, który mimowolnie otworzył szerzej oczy, czując wewnętrzny, nagły i gorący potok odczuć. Jaeger wykorzystał ten moment, podstawiając starszemu nogę, przez co ten sukcesywnie potknął się, chociaż wcale nie upadł na ziemię. Mężczyzna poczuł mocny ruch pod sobą, a dokładnie w miejscu klatki piersiowej. Zdezorientowany spojrzał na podtrzymującą go rękę, a wtedy zamarł. Wprawdzie ta była zakryta, za to wystawała z niej dłoń o śniadym odcieniu, na pewno była ciemniejsza niż skóra Erwina. Levi poczuł przypływ adrenaliny wraz z przyśpieszoną pracą serca, natychmiast odskakując od chłopaka. Ledwo zdążył spojrzeć rozzłoszczony na Jaegera, ale ten tylko rzucił mu niewinny uśmiech, lekko skinął głową i odszedł, chowając ręce do kieszeni kurtki.

- Wszystko dobrze, Levi? - spytał Erwin, badając stan narzeczonego.
- Tak... - burknął, wzdychając.
- Jesteś cały gorący... - zauważył blondyn, przejeżdżając dłonią od szyi aż do twarzy bruneta - Nie jest ci zimno? Chyba będziesz chory, już nawet masz gorączkę i kolory na twarzy...
- Nie mam gorączki! - warknął ze złością, po czym otworzył szerzej oczy, pojmując, że jest w pułapce. Przecież nie powie ukochanemu o prawdziwym powodzie jego wysokiej temperatury - To znaczy...
- Przepraszam, Levi. Nie chciałem cię zdenerwować...
- To nie twoja wina! Po prostu... Ehh! Wracamy do domu! - złapał wyższego mocniej, po czym pociągnął go za sobą.

Tymczasem Jaeger gdzieś dalej śmiał się po cichu, obserwując całą sytuację. Nagle jego telefon zadzwonił, więc ten szybko odebrał:

- Natychmiast wracaj do domu, Eren - w słuchawce zabrzmiał poważny ton Carli.
- No już idę... - odpowiedział spokojnie - A stało się coś?
- Sam powinieneś wiedzieć.
- A... Już rozmawialiście z dyrektor? - zaśmiał się.
- Porozmawiamy w domu.

Po czym kobieta rozłączyła się. Szatyn jednak wiedział, jak jest. Za to już miał swój plan na takie sytuacje. Nie pierwszy raz musiał rozmawiać z matką o swoim złym zachowaniu, ale w większości sytuacjach udawało mu się ją przekonać, obiecując, że już będzie grzeczny. To zawsze działało, gdy był uroczym chłopcem, ale teraz już mniej, mimo to Jaeger nie wyrastał z bycia niegrzecznym. Kiedy chłopak czegoś nie zepsuł lub nie namieszał w jakiś sposób, to się nudził. On już po prostu taki był.

Eren dotarł do domu o wiele później niż powinien. Zrobił to specjalnie, żeby podroczyć się z matką, bo ta kazała mu wracać szybko. Nigdzie się nie szlajał, po prostu wybrał najdłuższą możliwą drogę.

Szatyn spokojnie postawił plecak, zdjął kurtkę, buty, a następnie przeszedł do salonu, gdzie czekała już Carla, nerwowo ruszając nogą na nodze. Chłopak uśmiechnął się niewinnie, siadając obok niej, ale ta wcale nie odwzajemniła wyrazu twarzy, za to patrzyła na syna z wyrzutem:

- Mamo... - zaczął Eren.
- Znowu... - odpowiedziała - Czy ty nie możesz chociaż jednego dnia w szkole spędzić bez wizyty u dyrektora?
- Ale...
- Eren, czy ty się dobrze czujesz? Rysować takie rzeczy u nauczycielki, u której jako jedynej nie masz złej opinii... Jeszcze odzywałeś się do niej nieładnie... - szatyn słuchał tego, marszcząc brwi i patrząc w bok, krzyżując ręce na torsie - Dlaczego powiedziałeś, że zjadłeś mnie i tatę? Ile ty masz lat...
- Dużo - odpowiedział chamsko.
- No właśnie... A zachowujesz się jak małe dziecko.
- Zawsze mi powtarzałaś, że zawsze będę twoim małym chłopcem...
- Eren... - rzekła bezsilnie, przejeżdżając dłonią po twarzy - Ale w szkole musisz się zachowywać jak licealista, a nie przedszkolak. To jedna z lepszych szkół w mieście... W jakiej sytuacji nas stawiasz?
- To mi zmieńcie tę szkołę... - westchnął obojętnie.
- To nic nie da. Gdzie byś nie poszedł, zawsze robisz problemy. Synku, jak ty sobie poradzisz w życiu potem?
- Poradzę! - zawołał z optymizmem, łapiąc matkę za dłoń. Postanowił zacząć swoje przedstawienie. Zmienił wyraz twarzy na smutny i przejęty - Przepraszam! Już będę grzeczny! Po prostu miałem zły dzień i chciałem się wyżyć... - spojrzał w bok z udawanym wstydem - Źle zrobiłem, mamo... Ale już nie będę, naprawdę...
- Nie wiem...
- Obiecuję!
- I tak nie omienie cię kara.
- Coo?! - wrzasnął, zrywając się - Jak to? Przecież przeprosiłem!
- Rozmawiałam z tatą. Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy dla ciebie zbyt łagodni. Zawsze ci odpuszczamy...
- I co w tym złego? Przecież jestem waszym ukochanym synem! Nie pamiętam, żeby Zeke kiedyś dostawał jakieś kary jak ja!
- Też dostawał... Ale on nie wpadał ciągle w kłopoty i był odpowiedzialniejszy w twoim wieku...
- No przecież nie możesz mi dać kary... - spojrzał na nią jak smutny szczeniaczek.
- Eren, bardzo cię kochamy i chcemy dla ciebie wszystkiego, co najlepsze, ale nie możesz ciągle rozrabiać, jakbyś nie robił nic złego... Szlaban to bardzo łagodna kara dla ciebie.
- Szlaban? - zaśmiał się, niedowierzając - Do kiedy?
- Na cały tydzień.
- Nie ma opcji, nie mogę...
- Synku - teraz ona się zaśmiała - Ja nie pytałam, czy możesz. Musisz odłożyć swoje plany. Do niedzieli siedzisz w domu.
- Dobra - nagle odpowiedział neutralnie.
- Cieszę się, że rozumiesz.

Szatyn uśmiechnął się życzliwie do matki, po czym poszedł do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top