XXXIX

- Levi, przepraszam no! - szatyn prawie, że jęczał.
- Nie chcę tego słuchać - Levi odpowiedział oschle - W ogóle czemu cię tu wpuściłem...
- Bo mnie kochasz - uśmiechnął się - Ale serio, Levi... Wybaczysz mi?
- Nie.
- Nie powiesz, że ci się nie podobało!
- No i co z tego, że mi się podobało? Wykorzystałeś moje ciało jak jakąś zabawkę do waszych głupich sprzeczek. Wiesz, że jesteś dla mnie jedyny, a i tak się kłócisz z innymi o moje względy... Bez sensu.
- Bo mi nikt nie wierzy, że kochasz tylko mnie!
- No i co ciebie to obchodzi? Tylko ja powinienem cię obchodzić.
- Ty mnie obchodzisz najbardziej! - zawołał, przytulając starszego od tyłu i zaczął czule mówić prosto w jego ciepły kark - Przepraszam, Levi... Co, nie wybaczysz swojemu uroczemu Erenkowi?
- Postaraj się, żebym ci wybaczył.
- Jak? Zrobię wszystko, moja królewno.
- Przestań być zazdrosny.
- Dobra, Levi... - zaśmiał się - A coś łatwiejszego?
- Nie ma - odwrócił się do niego i ułożył dłoń na jego policzku - A narazie możesz mnie gdzieś zabrać.
- Dobra, ale najpierw zrobię to.

Levi popatrzył pytająco na chłopaka, a ten za chwilę zbliżył wargi do szyi starszego i zaczął go tam pieścić. Brunet momentalnie przymknął powieki, odchylając głowę do tyłu w reakcji na czułe muśnięcia wyższego. Wtedy też uśmiechnął się sprytnie i wargami zawędrował przez grdykę bruneta, aż dotarł do jego ust. Wpił się w nie w wyszukany sposób, a przy tym pewnie trzymał dłonie na biodrach Levi'a, kiedy ten niepewnie obejmował rękoma ramiona młodszego. Dwójka powoli przeszła kawałek, po czym opadli na wielką kanapę. Tam kontynuowali już namiętniejszy pocałunek, a przy tym ocierali się o siebie. Po dłuższej chwili Levi odsunął wargi do Erena, a przy tym uśmiechał się delikatnie:

- Mieliśmy gdzieś iść...
- Mogę cię zabrać do krainy rozkoszy, jeśli chcesz - zaśmiał się Eren, spoglądając w oczy Ackermanna.
- Nie, serio, Eren... Chodźmy do Zoo.
- Do Zoo? - spytał ze śmiechem w głosie, po czym wstał i wyprostował się - Cóż... Najpierw pokażę ci zwierzątka, a później z jednym się pobawisz.
- Pozwolisz mi? - uśmiechnął się znacząco, podnosząc się na ręce młodszego.
- Jak będziesz dla niego miły. Pamiętaj, że lubi być głaskany.
- O to nie musisz się martwić. Będę go głaskać, ile będzie chciał.
- Oho, już nie może się doczekać... Chyba domaga się pierwszeństwa.
- Bądź cierpliwy, Eren - uśmiechnął się.

Chłopak tylko odpowiedział mu uśmiechem, po czym razem poszli do przedpokoju i wkrótce wyszli.

Po dwóch godzinach dwójka stała już przed wejściem do Zoo. Eren pewnie szedł, trzymając swojego krasza za rączkę, kiedy nagle otworzył szerzej oczy i zatrzymał się. Zaskoczony brunet sam spojrzał w podobnym kierunku, a wtedy również nie krył zdziwienia. Tak się złożyło, że tuż obok nich szli Armin z Jeanem. Szatyn chwilę nie mógł w to uwierzyć, po czym gniewnie zmarszczył brwi i podszedł do dwójki:

- Brakuje ci wrażeń?!
- Nie wiem o co ci chodzi, dzikusie - odpowiedział Jean.
- Już raz zraniłeś Armina!
- Eren, ale... - nagle odezwał się Armin - My nie jesteśmy na randce...
- To na czym?!
- To... - zawstydził się, odwracając wzrok.
- Nie interesuj się! - wyższy szatyn zakrył blondyna sobą przed Erenem.
- Jakoś ostatnio nie było ci go szkoda, kiedy go rzucałeś!
- Eren, idziemy - warknął Levi, ciągnąc go za rękę.
- Ale Levi! - szatyn spojrzał błagalnie na starszego.
- My mamy swoje sprawy, oni swoje. Czego nie rozumiesz, idioto? - spytał, jakby wszystko było oczywiste, tylko Eren nie rozumiał.
- Przecież...

Brunet przewrócił oczami, po czym zabrał chłopaka. Jean pokazał mu język, ale ten zdążył odpowiedzieć tym samym. Przez cały spacer po ogrodzie zoologicznym Ackermann starał się trzymać szatyna z daleka od wiadomej pary, jednak ta, jakby zawsze się pojawiała gdzieś w pobliżu. Jean specjalnie prowokował Erena, a ten jak mały chłopiec reagował. Nawet zdarzyło się, że wyższy, jakby rzucił wyzwanie swojemu rywalowi poprzez pocałowanie osoby towarzyszącej. Jean oddawał czułość Arminowi w sposób subtelny, ale i pewny. Szatyn nie mógł tego znieść i już chciał zrobić to samo, ale lepiej, z Levi'em, jednak ten nie dał się pocałować. Jedynie spojrzał na chłopaka jak na idiotę, pokazał, żeby puknął się w czoło, po czym poszedł dalej. Wtedy Jean pokazał mu minę świadczącą o wygranej. Eren odpowiedział jakimiś buntowniczym grymasem.

Później Eren i Levi spokojnie stali przy wybiegu dla żyraf, kiedy nagle na Erena ktoś wpadł. Tak dokładnie coś przyczepiło się do jego nogi. Zaskoczony chłopak spojrzał w dół, a wtedy zauważył małe dziecko, które patrzyło na niego błagalnie. Ten zmarszczył brwi w irytacji i rzekł:

- Czego?
- Zgubiłem tatę, proszę pana... - dziecko brzmiało jak wystraszone.
- No i co?
- Wie pan, gdzie jest tatuś?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Uciekaj.
- No... - odczepił się od nogi chłopaka i opuścił głowę smutno - No dobrze...

Levi za chwilę zauważył, co się stało i od razu walnął Erena w głowę z irytacją na twarzy, po czym podbiegł do małego chłopca. Przykucnął i zaczął go czule głaskać, żeby ten rozluźnił się:

- Przepraszam, szukasz taty? - spytał brunet z troską w głosie.
- Mhm... - dziecko niepewnie pokiwało głową.
- W takim razie poszukamy go - wstał i podał dłoń dziecku.

Chłopiec niepewnie chwycił rękę starszego od siebie chłopaka, chociaż dla niego to właściwie pana. Za chwilę podbiegł do nich mężczyzna i dziecko od razu pobiegło do niego. Ten szybko podziękował, po czym rozdzielili się. Zaraz po tym Levi wrócił do wyższego chłopaka i zaczął go karcić za zachowanie:

- Ty jesteś jakiś głupi czy co?
- O co ci chodzi? - spojrzał na niego, jakby ten się niepotrzebnie go czepiał.
- Musiałeś być taki nieprzyjemy dla tego dziecka? Zrobiło ci coś?
- Nie lubię dzieci - burknął.
- A ja ciebie - westchnął - Sam jesteś jak dziecko.

Brunet ruszył przed siebie, zostawiając młodszego w tyle. Eren wziął sobie do serca te znienawagę i już chciał iść sam, ale nagle znowu zauważył, jak Jean i Armin dogadują się. Wtedy uderzyła w niego zazdrość i szybko podbiegł do bruneta. Od razu zaczął go przepraszać i obiecać, że więcej taki nie będzie. Levi dalej częstował go spojrzeniem jak na nienormalnego, za to Eren tylko próbował go przekonywać nawet ceną własnej godności.

Później brunet uznał, że chce na chwilę usiąść, bo się zmęczył. Pech chciał, że usiedli obok matki z dzieckiem, które namiętnie o wszystko pytało. Eren od razu poczuł przypływ irytacji wraz z bólem głowy. Aż warknął nieprzyjemnie:

- Niech to dziecko się wreszcie zamknie, ja pierdole...
- Znowu zaczynasz, Eren? - bladoskóry spojrzał nieprzyjemnie na młodszego.
- Ale... Głowa mnie przez nie boli!
- Myślisz, że sam taki nie byłeś? Pewnie byłeś jeszcze bardziej wkurzający...
- A ty zawsze byłeś wredny - uśmiechnął się.
- Dzieci są niczemu winne, a to ty powinieneś się zastanowić nad sobą.
- Jak dobrze, że nie możemy mieć dzieci...
- Są sposoby, żebyśmy mieli dzieci.
- Nie no, Levi... - zaśmiał się ciut nerwowo - Chyba nie myślisz o zakładaniu rodziny...
- Dlaczego nie?
- Levi! Jeszcze nie skończyłem nawet szkoły! Poza tym... Dzieci... - wzdrygnął się.
- Dzieci są urocze.
- Ja jestem bardziej. Zajmuj się mną, a nie jakimiś głupimi, małymi potworami...
- Grabisz sobie, Jaeger...
- Możesz mnie ukarać - zaśmiał się.
- Nie chciałbyś tego - spojrzał na niego poważniej.

Później niespodziewanie pojawił się Jean wraz z Arminem i jak zwykle skończyło się na przypychankach, prowokowaniu się nawzajem oraz rywalizacji. Nie pomogło nawet to, że Armin złapał Erena, a Levi, Jeana. Ci dalej zachowaniem przypominali małych chłopców. W końcu Levi i Armin zignorowali dwójkę i zaczęli iść razem przed nimi. Kiedy skończyli spacerować, uznali, że można by coś zjeść. Wtedy Eren zapalił się i wrzasnął:

- Ha! Jestem lepszy w piciu!
- Chyba żartujesz! - wyśmiał go Jean.
- Chcesz się przekonać, koniomordy?!
- A przekonajmy się, frajerze!
- Możesz już się przyznać do porażki! - zaśmiał się butnie.
- No chyba ty!

Blondyn i brunet przewrócili oczami, ignorując plany swoich partnerów wyprawy. Za to sami ze sobą rozmawiali, jakby Jeana i Erena wcale nie było.

Za jakiś czas czwórka już siedziała w dobrze znanym barze, a dwójka rywali nie próżnowała w czas. Mijały kolejne minuty, a ci wymieniali się ciężkimi spojrzeniami między przyjęciem kolejnej kolejki. Levi patrzył z obrzydzeniem, ale narazie jeszcze to tolerował. Nagle Eren wykorzystał sytuację, kiedy blondyn na chwilę przerwał picie:

- Już wymiękasz? - warknął Eren, kontynuując picie.
- Ledwo się napiłem... - odpowiedział pewnie, po czym także wrócił do poprzedniej czynności.
- Przynajmniej nie zanudzisz mnie za szybko...
- To ja się przy tobie nudzę, amatorze.
- Tak?! To patrz.

Nagle Eren chwycił całą butelkę trunku, po czym zaczął pić prosto z niej. Wyglądał przy tym pewnie i nawet nie drgnął, a przez jego gardło gładko przepływał napój. Jean nie mógł dać chłopakowi przewagi, więc zaraz podszedł do barku i poprosił o jakiś inny mocny alkohol. Bez czekania od razu poszedł w ślady niższego i sam zaczął pić. Kiedy Eren skończył, ledwo otarł usta z pozostałości płynu, a przy tym zmarszczył brwi. Za chwilę do jego ręki wpadła kolejna butelka. Arminowi w ogóle nie podobało się to, dlatego uznał, że lepiej wyjdzie. Levi stwierdził, że także woli tego nie oglądać i zabrał się razem z blondynem.

Jean i Eren spojrzeli zdziwieni na wychodzącą dwójkę, po czym zmierzyli siebie spojrzeniami i kontynuowali picie. Jednak tutaj wpadł właściciel baru, który kazał im wyjść. Uznał, że ma już dość głupich pijanych dzieciaków. Eren jakoś tam mu odszczekał, ale to nie zmieniło zdania mężczyzny i finalnie dwójka znalazła się za drzwiami. Jednak nie mieli zamiaru przestawać. Szybko zrobili zapas alkoholu w jakimś pobliskim sklepie, po czym wylądowali w domu Erena. Tam szybko wrócili do swojej walki, nie zważając na maniery. Ciągle się ścigali, a przy tym próbowali zdobyć dominację. Eren nie miał pretensji do Jeana, że ten zalewa wszystko dookoła, bo sam tak robił, a poza tym alkohol powoli uderzał mu do głowy. Przyszedł czas, kiedy obydwaj opadli ze zmęczenia, trzymając jedne z ostatnich butelek. Jean spojrzał niewyraźnie na szatyna i prawie, że wydyszał:

- Już masz dość?
- Ja nigdy! - zapalił się i mimo wszystko próbował przyciągnąć butelkę do ust.

Jednak to mu nie wyszło, a on upuścił naczynie. Jean poczuł przewagę i chciał udowodnić, że on może, jednak jemu to samo się stało. Teraz obydwaj leżeli rozłożeni, patrząc tępo w ścianę. Ich ciała zostały obezwładnione przez alkohol, który czuć było w całym domu. Nagle dwójka spojrzała na siebie, mrużąc oczy. Przez ich ciała przepłynął jakiś dreszcz, a już chwilę później... wymieniali ślinę. Nie myśleli, z kim się całują, po prostu to robili. Ale pewność, precyzja oraz siła w ruchach zachęcała ich do zagłębiania tematu, przez co obydwaj coraz aktywniej ruszali narządami mowy. Ich ciała ciepłe od nadmiaru alkoholu teraz jeszcze szybciej nabierały temperatury, a to działało pozytywnie na nich. Nie mogli się od siebie oderwać, pocałunek wciągał ich i wciągał. Nie mogli się oprzeć doświadczeniu, jakie udowadniała druga osoba. Robili to przez dłuższą chwilę, aż oderwali się od siebie, dysząc ciężko, a przy tym marszyli brwi. Automatycznie spojrzeli na swoje krocza, a wtedy pojęli stan rzeczy.

- Co? - wydyszał zszokowany Jean.
- Nie wierzę... Podnieciłem się przez całowanie się z... tobą.... - Eren wskazał na chłopaka z obrzydzeniem.
- A ja... Z tobą...
- To obrzydliwe...
- Tak...

Chwilę tak patrzyli na siebie w szoku, po czym gwałtownie rozpięli sobie rozporki i zaczęli się samozadowalać, a przy tym krzywili się i przygryzali wargi. Chcieli szybko to załatwić... Jednak to nie dawało żadnego efektu, a oni byli tylko coraz bardziej sfrustrowani. Kątem oka spojrzeli na siebie, potem sobie w oczy i wrzasnęli razem:

- Nie dam sobie nic włożyć!

Chwilę później spojrzeli na siebie zaskoczeni. Chwilę tak siedzieli, po czym Eren spytał z ciężkością:

- Jedziemy na ręcznym?

Jean z niezadowoleniem kiwnął głową. Następnie niepewnie ułożyli dłonie na swoich kroczach, próbując robić swoje. Byli w tym tak niezgrabni jak nigdy. Odczuwali wstyd, zażenowanie, a nawet złość... Jednak to wszystko zostało przygniecione przez podniecenie, z którym nie mogli sobie poradzić samemu. Nagle Eren uświadomił sobie coś, dlatego chwilę się wahał, aż szybko  zaatakował wnętrze ust wyższego, językiem. Teraz dwójka znowu pogrążyła się w pocałunku, a ich dłonie wyraźnie nabrały wprawy. Znowu przestało być istotne, kim jest druga osoba, liczyło się tylko rosnące pragnienie. Obydwaj ulegali dotykowi, a ich ciała coraz bardziej odpływały w stan. Po dłuszym czasie nawet zaczęli wydawać z siebie jakieś niewyraźne dźwięki prosto w usta tego drugiego, jakby nie mogli się oprzeć. Faktycznie żaden z nich jeszcze nigdy nie doświadczał takiej intensywności, a przede wszystkim takiej techniki i sprawności. To nie było lepsze, ale bardzo inne... Być może dlatego, że zawsze to oni przejmowali rolę dominującą i nigdy nie interesowali się byciem na dole. Teraz mogli poczuć coś, co zwykle czuły osoby będące z nimi. Jednak nie zdawali sobie sprawy z tego, jak mocne doznania pochodzą z ich własnych rąk. Znaczy nie brakowało im pewności siebie, znali swoją wartość i byli świadomi własnych umiejętności, jednak nie znali tej perspektywy... W końcu odczucia stały się zbyt intensywne, przez co dwójka oderwała od siebie usta. Teraz odwracali wzrok, opuszczając powieki, a przy tym aktywnie stękali łamiącym głosem. Już nie potrafili przestać, za bardzo się w to wkręcili... Zresztą ich drżące ciała już zbliżały się do końca, przez co powoli przestawali się kontrolować. Jeszcze chwilę wytrzymywali, aż w końcu westchnęli głęboko, spinając wszystkie mięśnie, a wraz z tym doszli obficie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top